Reklama

Przekładanie meczów pokazuje nasze miejsce w szeregu. Po prostu się z nim pogódźmy

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

25 lipca 2022, 17:16 • 7 min czytania 124 komentarzy

Nie wiem, dlaczego polskie drużyny przełożyły te mecze. W jakich krajach przekłada się mecze na początku sezonu, po rozegraniu czterech spotkań? Ja kocham piłkę i dla zawodników nie ma nic lepszego niż gra co trzy dni. To nie jest problem. Musimy zmienić swoją mentalność, bo u nas często się powtarza, że jeśli przegrywasz mecz, to jest to przez złe przygotowanie fizyczne. A to nieprawda. To jest piłka nożna. Real Madryt, Manchester City, FC Barcelona jakoś grają co trzy dni i nie przekładają meczów. Taka została podjęta decyzja, musimy ją uszanować, ale dla mnie nie jest to dobre wyjście – powiedział wczoraj Flavio Paixao w rozmowie z „WP Sportowe Fakty”.

Przekładanie meczów pokazuje nasze miejsce w szeregu. Po prostu się z nim pogódźmy

To jeden z wielu głosów w trwającej obecnie dyskusji pod tytułem „czy przekładanie meczów ma RiGCz?”. Słowa Flavio są efektowne i mają dużą wagę, bo przecież stoją one w opozycji do własnego klubu (który wystąpił o przesunięcie meczu) i stojącego nad nim trenera (od którego siłą rzeczy ten pomysł musiał wyjść). Ich moc podbija dodatkowo fakt, że wypowiada je piłkarz wiekowy, który nie bazuje na wyjątkowej motoryce. Skoro 37-letni Flavio nie widzi problemu w grze co trzy dni, to jak to świadczy o jego młodszych kolegach?

Źle.

A może nawet bardzo źle.

Mam problem z tymi słowami Flavio, bo z jednej strony się z nimi zgadzam, a z drugiej – kompletnie nie. Niech będą one punktem wyjścia do felietonu o tym, czy powinniśmy obrażać się na to, że polskie kluby decydują się na takie rozwiązanie. Jest w nich na pewno doza populizmu, porównywanie polskich klubów do Realu, City czy Barcelony to jak – idąc klasykiem – porównywanie spłuczki toaletowej do wodospadu Niagara. Myślmy o tym, jak dogonić Czechów, jaką lekcję możemy wynieść od Karabachu, a świat Realu czy Barcelony potraktujmy jak świat kosmitów, do którego już nigdy się nie zbliżymy. Zwłaszcza, że te kluby wydały latem łącznie 291 milionów na transfery, a Lechia ściągnęła jedynie Bartosza Brzęka i Krystiana Okoniewskiego z rezerw, czyli nikogo, bo obaj byli pod ręką. Jest w tych słowach też spory sens, bo strach przed grą co trzy dni faktycznie świadczy o wybrakowanej mentalności polskich zespołów. Ale to oczywistość. Jeśli kraj o tak dużym potencjale jak Polska znajduje się na 28. miejscu rankingu UEFA, siłą rzeczy musi mieć wybrakowaną mentalność.

Reklama

Osobiście nie obrażam się na polskie kluby, które przełożyły swoje mecze ligowe, by skupić się na pucharach, tak samo jak nie zamierzam chwalić Pogoni Szczecin za to, że zdecydowała się zagrać swoje spotkanie. Każdy ma otwartą furtkę i wolny wybór. W Szczecinie stwierdzili, że wyjazd do Wrocławia w niczym im nie przeszkodzi – i w porządku. W Gdańsku, Częstochowie i Poznaniu uznali, że lepiej mieć więcej czasu na przygotowanie się – i też OK. Inną sprawą jest fakt, że Raków i Lech pewnie zagrałyby w weekend, gdyby wiedziały, jak potoczy się poprzedni czwartek. Lecz przecież nie mogły tego wiedzieć, a decyzję trzeba było podjąć wcześniej.

Wychodzę z założenia, że powinniśmy się uczyć piłki nożnej krok po kroku i najpierw opanować sztukę regularnych awansów do europejskich pucharów, a dopiero potem nauczyć się, jak pogodzić grę w Europie z rozgrywkami ligowymi. Jeśli przełożenie meczu ma zwiększyć nasze szanse o dwa procent – róbmy to. Jeśli polskie kluby są przerażone wizją gry co trzy dni – pogódźmy się z tym. Nie wymagajmy od kucharza na praktykach perfekcyjnego wysmażenia steka, jeśli zdarza mu się przesolić ziemniaki. Niech się nauczy najpierw jak ich nie przesalać, a później zajmie się trudniejszymi rzeczami.

Nie jest prawdą, że w innych krajach nie przekłada się meczów ligowych kolidujących z grą w pucharach. Mecze Eredivisie przekładał nawet Ajax Amsterdam. Nie świadczy to o złej mentalności Holendrów, a o tym, że zwiększyli oni swoje szanse np. przed dwumeczem w 1/8 z Realem Madryt, który wyeliminowali, a później dotarli do półfinału. Różnica pomiędzy przełożeniem meczu na etapie 1/8 Ligi Mistrzów, a przed 2. rundą Ligi Konferencji jest dokładnie taka, jak pomiędzy statusem Ajaksu i Lechii w europejskiej piłce. Dla Ajaksu wyzwaniem jest wiosenny mecz z Realem. Dla Lechii letnie starcie z Rapidem Wiedeń. Gdy rok temu Dinamo mierzyło się z Legią w eliminacjach do Ligi Mistrzów, także przełożyło swoje spotkanie ligowe. Czesław Michniewicz musiał wtedy uciekać się do wypowiedzi, która była lekkim szantażem: – Chcieliśmy przełożenia meczu z Zagłębiem Lubin, ale dostaliśmy od Ekstraklasy odpowiedz odmowną. Apeluję, by dla dobra polskiej piłki jednak ten mecz przełożyć. Jeśli tak się nie stanie, na pewno żaden z graczy, którzy dziś zagrali z Zagłębiem nie wystąpi.

Ostatecznie przełożono mecz – po medialnej walce i zakulisowych naciskach. Dinamo Zagrzeb jest drużyną o tak dużej klasie, że nie musiało przecież drżeć przed Legią. A mimo to wolało zwiększyć swoje szanse. To nie jest więc tak, że poważniejsze piłkarsko kraje nie stosują się do tego typu ułatwień. My robimy to po prostu częściej i na wcześniejszym etapie, bo jesteśmy słabsi. Dinamo Zagrzeb nie przekłada meczów przed drugą rundą eliminacji, bo zazwyczaj od niej zaczyna pucharowe zmagania i dzięki dobremu współczynnikowi zwykle trafia na drużyny znacznie niżej notowane (ostatnio: macedońskie KF Shkupi, islandzki Valur, rumuńskie Cluj, gruzińskie Saburtalo). My zaczynamy wcześniej i od Karabachu, który od lat stanowi dla nas poprzeczkę nie do przeskoczenia. Tak jak słabszy klub przed meczem z faworytem szuka swoich przewag w taktyce, tak my jako słabsza liga przed pucharami musimy żonglować regulaminem tak, by naszym reprezentantom było łatwiej.

To trochę tak, jakby przełożyć najlepszemu uczniowi w klasie sprawdzian z historii o miesiąc, bo musi teraz przygotowywać się do ważnej olimpiady z matematyki. Poszliśmy mu na rękę, ale nie ma przecież żadnej taryfy ulgowej – przyjdzie czas, kiedy ten sprawdzian będzie musiał napisać jak każdy kolega z klasy. Nauczyciel mający nierealne oczekiwania stwierdzi, że skoro nie jest w stanie pogodzić tych dwóch rzeczy, to nie jest gotowy na zagraniczne studia, w które celuje. Mądry z kolei uzna, że dobry wynik w olimpiadzie matematycznej zwiększy jego szanse na to, by na te studia w ogóle się dostać.

Nie jesteśmy w pozycji, by ganić kluby za to, że nie są w stanie pogodzić ligi i pucharów. Skupmy się na razie na tym, jak wejść do Ligi Konferencji, w której rok temu zabrakło polskiego zespołu, a jednocześnie znalazło się miejsce dla przedstawicieli Armenii, Estonii czy Gibraltaru. Jesteśmy piłkarskimi słabeuszami, którzy muszą pomagać sobie na każdy możliwy sposób.

Reklama

Przekładanie meczów nie przeraża mnie o tyle, że przy obecnym regulaminie nie prowadzi do wypaczenia prestiżu Ekstraklasy. Zgodnie z przepisami, Lechia, Lech i Raków będą mogły odroczyć swoje spotkanie raz jeszcze – jeśli dojdą do ostatniej fazy eliminacji, decydującej o być albo nie być w Lidze Konferencji. Lechowi nie udało się przełożyć Superpucharu, co również uważam za dobrą decyzję, bo to rozgrywki, które muszą budować swoją rangę, a odroczenie kompletnie by je zdeprecjonowało. Inną sprawą jest, czy termin tego meczu jest w ogóle fortunny, bo jeśli nie prośbą o przesunięcie, można zlekceważyć go wystawieniem rezerwowego składu (co zrobił John van den Brom). Ale to już temat na inną dyskusję.

Fajnie byłoby mieć ligę, która osiąga w pucharach cokolwiek i nie kończy się to słynnym pocałunkiem śmierci. Na razie mamy ligę, która awansuje do pucharów incydentalnie, której gwiazdą jest 37-letni piłkarz i której przedstawiciel w Europie nie jest w stanie zrobić żadnego transferu. To jest nasze miejsce  w szeregu. Konieczność przekładania meczów świadczy o tym, że jesteśmy słabi. Ale nie obrażajmy się na to. Po prostu korzystajmy z każdej możliwości, by wyjść z tego marazmu.

PS 

– Z mojej perspektywy wygląda to tak, że drużyna jest bardzo zmęczona fizycznie. Nie mamy siły na nic. Kiedy jesteś zmęczony, twoja głowa nie pracuje tak dynamicznie. Brakuje nam świeżości i musimy coś z tym zrobić. Nie wyglądało to dobrze. Nie mieliśmy siły, by ruszyć do pressingu. (…) Znam potencjał naszej drużyny, wiem jak byliśmy przygotowani parę miesięcy temu. Byliśmy dynamiczni, mieliśmy bardzo dużo siły, nie było meczu, w którym któryś z nas dostałby zadyszki. Zawsze mieliśmy siłę do ostatnich minut meczu. Teraz zawodnicy są bardzo zmęczeni.

Jak myślicie, kto wypowiedział te słowa trzy miesiące temu?

Czy nie ta sama osoba, która dziś mówi „Musimy zmienić swoją mentalność, bo u nas często się powtarza, że jeśli przegrywasz mecz, to jest to przez złe przygotowanie fizyczne. A to nieprawda”?

Warto cenić Flavio za to, że nie boi się mocnych i niepopularnych (z perspektywy własnego klubu) opinii, ale wypadałoby też zachować jakąś konsekwencję.

WIĘCEJ O PUCHARACH:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

124 komentarzy

Loading...