Czekaliśmy na jej powrót z niecierpliwością. Efekt odstawienia Ekstraklasy niekorzystnie wpływał na nasze nastroje, ale już jest, wróciła i była taka, jakiej się spodziewaliśmy. Nie zabrakło męczenia buły w wykonaniu pucharowiczów, miłych zaskoczeń w postaci dobrze grających zespołów skazywanych na pożarcie i jakościowych zagrań przeplatanych rąbanką. Taka właśnie była pierwsza kolejka Ekstraklasy.
Nie możemy pominąć tematu postawy zawodników Wisły Płock, którzy na mecz z Lechią wyszli naładowani, jakby to pojedyncze spotkanie miało zdecydować o zasileniu gabloty. Grali fajny futbol i powinni wygrać znacznie wyżej niż 3:0. Mogło się podobać, że Pavol Stano zdecydował się na grę bez typowego defensywnego pomocnika, co w polskich warunkach jest rzadkością. Nie wiadomo, czy ta tendencja zostanie podtrzymana. W pierwszej połowie Nafciarze pozwalali rywalom na wiele, ale w drugiej uporządkowali grę i pokazali, że mierzą wysoko. Na podstawie jednego spotkania ciężko wysnuwać daleko idące wnioski, ale zespół Pavola Stano da lubić. Po prostu jest na kim zawiesić oko i styl pokrywa się z zapowiedziami.
Kozacy. Davo? Chyba się polubimy
Jednym z bohaterów tego spotkania był Davo, który na tle piłkarzy Lechii wyglądał jak David Silva lub inny hiszpański fantazista. Kręcił rywalami, bawił się z nimi jak z drużyną, która przystąpiła do turnieju dożynkowego w Pitulicach. I dziurki pozakładał, i pomógł w wyłapaniu gościom żółtych kartek. W dodatku odważna gra miała przełożenie na trafienia płocczan, więc połączył przyjemne z pożytecznym. Hiszpan zdobył gola, zaliczył asystę, ale gdyby jego partnerzy zachowali się lepiej, to mógłby pochwalić się jeszcze lepszym dorobkiem w debiucie. Bez wątpienia trafia do naszych zakładek z napisem „warto obserwować”. Można było żartować, że jest bardzo zdeterminowany, skoro zamienił Ibizę na Płock, ale widać, że grać w piłkę też potrafi. Panie Davo, liczymy na kolejne dobre występy.
Już w poprzednim sezonie druga linia Wisły Płock mogła się podobać — zwłaszcza trio Furman, Szwoch, Wolski — ale właśnie, brakowało piłkarza, który dokładałby do jakościowej gry gole i asysty. Teraz Davo pracuje na to, by okrzyknięto go brakującym ogniwem Nafciarzy. Wielokrotnie mieliśmy wrażenie, że stać tych zawodników na nieco lepszą grę i być może dzięki Hiszpanowi reszta zyska motywację, by w stu procentach wykorzystać potencjał.
Kończąc temat Wisły Płock, doceniamy też występy Dominika Furmana i Łukasza Sekulskiego. Furman momentami przypominał siebie z najlepszych lat. Sekulski potwierdził dobrą formę z poprzedniego sezonu, gdy często wcielał się w rolę „game-changera”. Wówczas zakończył rozgrywki z trzynastoma trafieniami na koncie. Być może znów będzie nam dane mówić, że osiągnął życiową formę.
Z dobrej strony pokazała się też Stal Mielec, która utarła nosa Lechowi Poznań. Adam Majewski wyrasta na specjalistę od spraw beznadziejnych. Ze składu węgla i papy jest w stanie stworzyć ekipę, która osiąga wyniki ponad stan. Tym razem wypromował do jedenastki kozaków Piotra Wlazłę, Mateusza Matrasa i Bartosza Mrozka.
Pozostali kozacy? W pierwszej kolejce dobrze zaprezentowali się również Jakub Jugas (asysta i bardzo solidny występ z Górnikiem), Dawid Abramowicz (efektowny gol z Miedzią), Sasza Balić (czyścił wszystko w spotkaniu przeciwko Legii), Michał Rakoczy (gol i asysta), Jakub Łukowski (bramka na wagę remisu z Legią).
Badziewiacy – piknikowa forma Lecha Poznań
Nasi pucharowicze grają na zaciągniętym ręcznym, ale to, co dzieje się w Poznaniu woła o pomstę do nieba. Drużyna mistrza Polski wygląda tak, jakby po raz pierwszy się spotykała, ktoś rzucił im piłkę i pod przymusem kazał rozgrywać mecz. Lecha ogląda się naprawdę ciężko i najgorzej, że nie widać cechy, która charakteryzuje poważne zespoły – wyciągania wniosków. Wychodzi na to, że nie tylko my to dostrzegliśmy. Rzućmy okiem na wypowiedź trenera Kolejorza z ostatniej konferencji pomeczowej:
— Obiecałem, że zareagujemy po tej porażce z Karabachem. Ale tego nie było. Widziałem zespół cierpiący, który nie ma pewności siebie i energii. To trudne wnioski…
Coś ewidentnie jest nie tak, Holender nawet nie zakłamuje rzeczywistości, ale co z tego, skoro przeraża brak reakcji. Można mieć gorszy okres w meczu ze Stalą. Ba, nawet można stracić gola, ale wypada coś z tym zrobić, a jak postąpił Lech? No nic. Przed stratą pierwszej bramki grał wolno i przewidywalnie i bez pomysłu. Później nie było lepiej, bo oglądaliśmy człapanko i gra na pałę. Wystarczyło, że Stal mądrze się przesuwała i nie popełniała rażących błędów.
Irytowało zwłaszcza trio Douglas, Velde i Amaral, które ląduje w naszej jedenastce najsłabszych piłkarzy pierwszej kolejki. W przypadku Szkota trzeba mieć pretensje zwłaszcza o zachowanie przy drugiej bramce Stali. Z łatwością został ograny przez Przemysława Maja, który zaliczył asystę. Kristoffer Velde? Gdyby nazywał się Krzysztof Weldowski i przyszedł z niższej ligi, zostałby przypięty pasami do ławki rezerwowych. W ofensywie popełnia proste błędy i jeszcze nie przypilnował Wlazły przy golu na 1:0. Joao Amaral? Portugalczyk prezentuje formę żurawiową. Gdzie się podział Amaral z poprzedniego sezonu?
I na dobrą sprawę jeszcze kilku innych piłkarzy Lecha pracowało na znalezienie się w jedenastce Badziewiaków, ale piłkarze z innych zespołów zrobili im konkurencję, zwłaszcza zawodnicy Lechii. Kwartet Kuciak, Pietrzak, Nalepa i Durmus zawiódł na całej linii, ale reszta spisała się niewiele lepiej. Pozostali Badziewiacy to: Erik Janża (fatalnie wygląda w trójce środkowych obrońców), Rauno Sappinen (jak zwykle bezbarwny), Bartosz Bida (grał niestety swoje) i Caye Quintana (podobno wciąż składa się do strzału).
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ivi Lopez przedłuży umowę z Rakowem Częstochowa!
- Bartoszu, wyluzuj, herbatki się napij…
- Bracia Paixao zza płotu zachwycali się młokosem: „Top!”. Tak dojrzewał Jakub Kałuziński
Fot. 400mm.pl