Jagiellonia dokonała zmian chyba na wszystkich ważniejszych szczeblach, bo zmienił się prezes, trener, przyszedł dyrektor sportowy, więc – nic dziwnego – wszyscy oczekują też zmiany na boisku. Dość przeciętniactwa, dość bólu zębów, wypada zacząć grać i cieszyć kibiców tak, by ci przychodzili na stadion, a nie wybierali inne rozrywki, na przykład oglądanie schnącej farby. Rywal na początek był trudny, bo Piast też ma swoje ambicje – choćby zacząć sezon porządnie – i jest mocny, w końcu nie stracił kluczowego piłkarza przed startem rozgrywek (oferta paki komiksów z Kaczorem Donaldem za Kądziora nie była satysfakcjonująca). Niemniej Jagiellonii się udało, dobrze wchodzi w ten rok, ogrywając ekipę Fornalika 2:0.
Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice. Konkretna Jaga
Natomiast jeśli chodzi o sam poziom tego spotkania… Okej, biorąc pod uwagę, że to pierwsze kolejka i jeszcze stać nas na wyrozumiałość, powiemy, że widzieliśmy lepsze mecze, ale widzieliśmy też gorsze. Niestety zbiór tych drugich jest mniejszy. No, ciężko się to oglądało. Tempo nie najwyższe, sytuacji podbramkowych mało, trochę głupich błędów, takich nieprzystających do – podobno – elity.
Oczywiście: trzy punkty są, cel zrealizowany. Jaga zdobyła je, jak to zwykle w takich spotkaniach bywa, wbijając klin stałym fragmentem gry. Wrzucił Wdowik, przedłużył Trubeha, Imaz wykończył z najbliższej odległości. Piast był wszędzie spóźniony: Czerwiński nie potrafił zająć się Trubehą, z kolei Pyrka bardziej przejmował się słupkiem niż Imazem, co jest dość dziwne, bo słupek ostatecznie się nie porusza i jest neutralny.
Tak naprawdę niewiele więc trzeba było ofensywnych podrygów, by znokautować Piasta, bo przecież Jaga poza tą sytuacją nie bombardowała bramki Piasta. Świetną okazję miał jeszcze Prikryl, który przedarł się w polu karnym i uderzył słupek, ale jednak nie mieliśmy do czynienia z kanonadą.
Na końcu – klasyczna kontra, kiedy jeden zespół rozpaczliwie atakuje, ale traci piłkę, a drugi umie zadać cios. Główkę wygrał Tiru i piłka spadła pod nogi Guala. Ten inteligentnie wypuścił Kowalskiego (wszedł na boisko sekundy wcześniej), a 16-letni (!) młodziak się nie podpalił i w sytuacji sam na sam pokonał Placha.
Jagiellonia Białystok – Piast Gliwice. Bezzębni goście
Jaga była więc konkretna, a Piast niespecjalnie sobie radził z czymkolwiek do przodu. Brakowało błysku albo po prostu – by nie mówić naokoło – pomysłu na to, jak przedrzeć się przez defensywę zespołu Stolarczyka. Nie były to ataki trudne do rozbicia. Część tak przewidywalnych, że pisał o nim wczoraj białostocki kurier.
A jak już się udało… Cóż. Na przykład Toril nie trafił na pustą bramkę po błędzie Alomerovicia. Owszem, z daleka, pewnie z 35-40 metrów, ale wciąż: to była pusta bramka. Dało się zmieścić futbolówkę w siatce. Z dystansu spróbował trzy razy Chrapek, lecz też brakowało dokładności, za trzecim razem można powiedzieć więcej, bo pomocnik dokopał do Suwałk. Sępił na futbolówkę Wilczek, natomiast po prostu nie dostawał dobrych podań. A Sappinen… Jak zwykle bezbarwny. Jeśli mu się nie wmówi, że jest w Estonii, trudno wierzyć w jego nagłe przełamanie.
Jagiellonia sięga więc po pełną pulę, Piast odchodzi z niczym. Natomiast wciąż można zauważyć, że obie ekipy mają jeszcze sporo do poprawy przed dalszą częścią ekstraklasowego maratonu. Jednak oczywiście w przypadku Piasta jest to o wiele większy materiał do przerobienia.
WIĘCEJ O JAGIELLONII BIAŁYSTOK:
- W Białymstoku panuje niepewność. Nowy trener daje jednak nowe nadzieje
- Jagiellonia w fazie permanentnego okresu przejściowego
Fot. Newspix