Karabach Agdam potrafi przeistaczać się w młot na marzenia polskich drużyn o zakwalifikowaniu się do faz grupowych europejskich pucharów. Dostała w papę Wisła Kraków. Smakiem obszedł się Piast Gliwice. Skompromitowała się Legia Warszawa. Naprawdę przykro byłoby, gdyby do tego niezbyt ekskluzywnego grona przegranych dołączył jeszcze Lech Poznań.
– Jeśli chcemy niedługo zmierzyć się z topowymi drużynami, po prostu musimy tak wcześnie zaczynać grę w kwalifikacjach. Nie ma innej drogi – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej John van den Brom, który ponadto wtrącił, że ma przekonanie, iż Kolejorz jest gotowy na podjęcie rękawicy w pojedynku z Karabachem. I tego optymizmu się trzymajmy.
Karabach jest faworytem
Lech Poznań wylosował najtrudniejszego rywala spośród wszystkich potencjalnych przeciwników w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Karabach wygrał osiem z dziesięciu ostatnich mistrzostw Azerbejdżanu. W minionym sezonie rozniósł ligę z jedną porażką na dwadzieścia osiem rozegranych spotkań, dziewiętnastoma punktami przewagi nad wicemistrzem kraju, trzydziestoma golami strzelonymi więcej niż drugie pod tym względem Neftczi Baku i Sabah FK, a także z zaledwie trzynastoma straconymi bramek. Miazga.
Od 2014 roku ten azerski potentat rokrocznie melduje się na futbolowych salonach Starego Kontynentu. Sześciokrotnie zmagał się w Lidze Europy, a po jednym razie w Lidze Mistrzów i w Lidze Konferencji. Gurban Gurbanow poprowadził ten zespół w pięćset dziewięciu spotkaniach. Z niewiele znaczącego klubu, przy odpowiednim wsparciu finansowym, stworzył hegemona azerskiej piłki. Większego nawet od reprezentacji kraju. Jego byli i aktualni podopieczni przekonują, że ten facet wie absolutnie wszystko o wszystko, co wiąże się z Karabachem. Jest wszechmocnym omnibusem na skalę lokalną.
Karabach nie sposób postrzegać w kategoriach najsilniejszego zespołu szeroko-pojętego wschodu, nie trzeba przed nim dygać jak przed potężną marką, ale niewątpliwie mistrz Azerbejdżanu jest faworytem w dwumeczu z Lechem Poznań. Już pal licho, że ma patent na polskie drużyny. Że jeszcze świeże jest wspomnienie po wyczynach Patricka Andrade czy Owusu na tle Legii Warszawa, kiedy to ci dwaj sympatyczni skądinąd piłkarze wyglądali jak jacyś egzotyczni kandydaci do Złotej Piłki. Że nazwiska Abdellaha Zoubira, Kady’ego Iuriego Borgesa Malinowskiego, Qary Qarajewa, Filip Ozobić, Ibrahimy Wadji czy Marko Jankovicia brzmią groźnie. To jest po prostu mocny zespół. Zespół, który trzeba będzie pokonać własną siłą, a nie liczyć na jego słabości.
Czy Lech jest gotowy na podbój Europy?
– Chcemy wyjść na boisko i walczyć. Spoglądam na to spotkanie z optymizmem. Wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy, ale – co najważniejsze – trenowaliśmy bardzo dobrze – przekonywał John van den Brom, który przy tym trochę narzekał, że Polski Związek Piłki Nożnej nie zgodził się na przełożenie Superpucharu Polski z Rakowem Częstochowa, który czeka Kolejorza pomiędzy dwoma starciami z Karabachem. Holender – podobnie jak całe poznańskie środowisko – ma świadomość, jak szalenie ważny w kontekście walki o miejsce w fazie grupowej jakichkolwiek europejskich pucharów jest dwumecz z mistrzem azerskiej ligi.
Czy Lech jest silniejszy niż był wiosną? Chyba nie. Odszedł naturalny szatniowy i boiskowy lider Jakub Kamiński. Jeszcze niedawno zmiennikiem na pozycji numer dziewięć był Dawid Kownacki, aktualnie jest to Artur Sobiech. Jeszcze niedawno zabezpieczenie w tyłach gwarantował Tomasz Kędziora, który stanowiłby bezpieczną alternatywę wobec kontuzji Bartosz Salamon, a aktualnie strach pomyśleć, co sztab mistrza Polski musiałby wykombinować – odpukać w niemalowane drewno – na wypadek ewentualnych niepożądanych urazów Antonio Milicia lub Lubomira Satki.
Niby pojawiły się dwa bardzo obiecujące transfery – Afonso Sousa i Giorgi Citaiszwili – ale ich wkomponowanie do pierwszej jedenastki jest melodią kolejnych tygodni i miesięcy, a nie pierwszych kilku dni w nowym klubie. Ba, John van den Brom nie miał jeszcze czasu na wprowadzenie własnej filozofii i własnego pomysłu, zna swoją drużynę nieporównywalnie gorzej niż Maciej Skorża. Inna sprawa, że kręgosłup zespół pozostaje niezmienny. To nie jest zespół w budowie, to jest zespół, który przekłada pojedyncze klocki w większej konstrukcji.
Wygrana w dwumeczu z Karabachem przybliży Lecha do europejskich pucharów. Przejście pierwszej rundy eliminacji Ligi Mistrzów będzie równoznaczne z zapewnieniem sobie miejsca w fazie play-off kwalifikacji Ligi Konferencji przy najgorszym możliwym scenariuszu czterech kolejnych meczów. Równocześnie jednak Kolejorz – w przypadku klęski z mistrzem Azerbejdżanu – czekałby zjazd do drugiej rundy eliminacyjnej najmniej prestiżowych spośród wszystkich uefowskich rozgrywek, a wtedy jesienna gra na trzech frontach stanęłaby pod olbrzymim znakiem zapytania, a polski futbol pogrążyłby się we wstydliwym marazmie i oddalił się od kontynentalnej czołówki na kolejne setki kilometrów.
Cóż, pozostaje wierzyć w silnego Lecha Poznań.
Czytaj więcej o Lechu Poznań:
- Na kogo musi uważać Lech? Silne punkty Karabachu
- „Próbowaliśmy przenieść mecz z Rakowem, ale nie wyrażono zgody”
- Karabach Agdam – przeklęty rywal polskich klubów
- Karabach Agdam, czyli azerski młot na Ormian. Jak futbol stał się częścią wojny
Fot. Newspix