Żadnemu miłośnikowi tenisa nie trzeba tłumaczyć, kim jest Nick Kyrgios. To wielki talent, którego głowa od lat nie nadążała za wyjątkowymi umiejętnościami. W tym roku jednak już raz się przełamał – sięgając wspólnie z Thanasim Kokkinakisem po wielkoszlemowy tytuł w Australian Open. A teraz ma szansę odnieść życiowy sukces również w singlu. Bo odprawia kolejnych rywali w Wimbledonie.
Jeśli ktoś nie jest przekonany do tenisa, najlepiej polecić mu obejrzenie meczu z udziałem Kyrgiosa. Ale akurat takiego Kyrgiosa, jakiego widzimy teraz w Wimbledonie. Zmotywowanego (co nie zawsze było regułą), cieszącego się rywalizacją.
27-latek do zawodów w Londynie przystępował jako 40. tenisista świata. Trudno było zatem wymieniać go w gronie największych faworytów do triumfu (czy też zawodników, którzy mogą zagrozić Novakowi Djokoviciowi), choć trzeba przyznać, że korty trawiaste wyjątkowo mu służą. Przed Wimbledonem dotarł chociażby do półfinału zawodów w Halle, gdzie musiał uznać wyższość Huberta Hurkacza. Świetnie mu szło też w Stuttgarcie, ale tam trafił na rozpędzonego wówczas Andy’ego Murraya.
Ubiegłe porażki czy pozycja w rankingu obecnie nie mają już znaczenia. Kyrgios w pierwszej rundzie Wimbledonu poradził sobie – nie bez problemów – z niżej notowanym Paulem Jubbem. W czasie tego meczu nazwał sędzinę liniową „kapusiem”, splunął w kierunku fana na trybunach, który podobno mu ubliżał, a także wyrzucił piłkę poza stadion, za co otrzymał ostrzeżenie. Na konferencji prasowej mówił natomiast o braku szacunku ze strony niektórych kibiców (co najlepsze – na spotkanie z dziennikarzami przyniósł… sushi, które potem wcinał widelcem).
To był – można powiedzieć – falstart, który nie zapowiadał tego, co zobaczyliśmy w kolejnych pojedynkach Kyrgiosa.
Co za tenis!
Dwa dni później Nick absolutnie rozgromił Filipa Krajinovicia, „oddając” mu łącznie sześć gemów w trzech setach (po meczu mówił, że chciał przypomnieć wszystkim, że jest „całkiem dobry”). W trzeciej rundzie trafił natomiast na Stefanosa Tstisipasa, czyli jednego z najlepszych tenisistów na świecie. I stoczył z nim pasjonujący pojedynek, który możemy spokojnie uznać za – jak na razie – najlepszy w całym turnieju. W jego czasie m.in. zaskoczył Greka serwisem z dołu.
kyrgios is the king of I don’t give a fuuuuuuuuuuuu and my god it’s incredible pic.twitter.com/hp3XwyhU8D
— Luis Miguel Echegaray (@lmechegaray) July 2, 2022
Dzisiaj Kyrgios przeszedł natomiast kolejny etap turnieju. Wygrał z Brandonem Nakashimą w pięciu setach (4:6, 6:4, 7:6, 3:6, 6:2). W czasie tego pojedynku jeden z najsłynniejszych dziennikarzy w USA, Bill Simmons, zatweetował: – Kyrgios sprawił, że 4 lipca kibicuję przeciwko amerykańskiemu zawodnikowi i nawet nie czuje się z tym źle.
To dobrze pokazuje, jaką postacią jest Australijczyk. Można go nie cierpieć, ale też można uwielbiać. Dla tych, którzy preferują drugie podejście, pojawiła się dobra informacja – bo w ćwierćfinale Wimbledonu Kyrgios zagra z Cristianem Garinem. Czyli tenisistą, który zajmuje jeszcze niższe miejsce w rankingu ATP i generalnie – nie należy do tenisowych tuzów. Jeśli Nick go pokona, odniesie swój życiowy sukces, bo jeszcze nigdy nie awansował do półfinału zawodów wielkoszlemowych w singlu.
Inna sprawa, że już podczas meczu z Nakashimą Kyrgios miał problemy z ramieniem (wzywał nawet medyków na kort). Pojawia się zatem kwestia zdrowia – jak poważny jest jego uraz, czy nie spowolni go w kolejnym (lub kolejnych) meczach? Na te pytania wkrótce poznamy odpowiedzi, natomiast – w przypadku, gdyby wszystko było w porządku – 27-latek może stać się jednym z największych zagrożeń (obok Rafy Nadala czy Jannika Sinnera, z którym Nole zagra jutro) dla Novaka Djokovicia w drodze do kolejnego wimbledońskiego tytułu.
Fot. Newspix.pl