Rosjanie zostali wykluczeni ze wszelkich międzynarodowych rozgrywek piłkarskich i – mamy nadzieję – szybko do nich nie wrócą. Nawet jeśli wojna skończy się jutro (a się nie skończy). FIFA i UEFA trochę się z tą decyzją ociągały, ale ostatecznie poszły po rozum do głowy. Niestety dziś, jak patrzymy na ranking tej drugiej organizacji, widać, że po drodze był pewien zakręt.
O co chodzi? O to, że UEFA przyznała Rosjanom za bieżące rozgrywki pucharowe 4,33 punktu (a w kobiecych rozgrywkach – 1,75). Akurat tyle, bo to najmniejszy wynik jaki osiągnęli Rosjanie w poprzednich pięciu pucharowych latach i został on po prostu przeklejony na sezon 22/23.
Czy to sporo? I tak, i nie. Nie, bo nie pozwoli tamtejszej lidze awansować na wyższe lokaty. Rosja jest obecnie dwunasta, a zespoły z krajów będących wyżej, punktują jednak dużo sensowniej. Rosjanie wręcz osuną się w tej tabeli, ale właśnie – nie tak, jakby mogli. Dlatego 4,33 punktu to znowu nie tak mało, gdyż patrząc choćby na nasze dokonania, jedynie raz w ciągu ostatnich pięciu lat przekroczyliśmy tę barierę – mianowicie w poprzednim roku (4,625).
Mnożymy to 4,33 Rosjan razy pięć i wychodzi współczynnik 21,65. Obecnie dawałby im 24. miejsce w rankingu. Spadek jest więc, ale znów nie tak spektakularny.
Trudno nie odnieść wrażenia, że UEFA wciąż dba o interesy Rosjan. To znaczy mówi – słuchajcie, musimy was wykluczyć, presja jest zbyt duża, ale jednocześnie nie odbierzemy wam wszystkiego. Wojna się skończy, po czasie wszystko się rozejdzie i wrócicie jako europejski średniak.
Tyle że przecież tak być nie może. Chcemy końca wojny, ale jednocześnie nie jest tak, że po ostatnim wystrzale o wszystkim zapomnimy i wrócimy do business as usual. Rosjanie agresją na Ukrainę skazali się na wieloletni ostracyzm i wydaje się, że każdy przyzwoity człowiek nie powinien chcieć ich widzieć w jakichkolwiek rozgrywkach międzynarodowych przez długi czas.
Tymczasem UEFA zachowuje się tak, jakby przygotowywała dla Rosjan miękkie lądowanie. Patrząc na przeszłość, widać, że można było zachować się inaczej. Kiedy angielskie zespoły zostały wykluczone z europejskich pucharów – po tragedii na Heysel – nikt nie przeklejał im żadnego współczynnika. Zero, zero, zero. W efekcie Anglia z pierwszego miejsca spadła bardzo niziutko i musiała odbudowywać swoją pozycję:
Czyli – da się.
Oczywiście można poszukać drugiej strony tego medalu i stwierdzić, że jeśli zerowalibyśmy Rosję, to po jej powrocie ucierpiałyby kluby, które mierzyłyby się z nią we wstępnych rundach w Europie. Jednak trudno kupić taką argumentację. Po pierwsze – Rosja i tak spadnie przy współczynniku 4,33, więc ktoś z rywali ostatecznie może „ucierpieć”. Po drugie – to wciąż założenie, przy którym uznajemy, że Rosja wróci. A naprawdę trudno o tym rozmawiać, gdy kolejne bomby spadają na Ukrainę.
Naturalnie można wierzyć, że UEFA jednak pójdzie po rozum do głowy i 4,33 będzie wyjątkiem tylko w tym sezonie. No, ale jak zna się UEFA… Trudno to obstawiać. Większa szansa jest jednak taka, że federacja będzie Rosjanom ten współczynnik przeklejać i czekać nie wiadomo na co.
Jedyne, co się należy Rosjanom to potępienie i ostracyzm. 4,33 punkta… Tyle można im przyznać tylko w skali hańby, jeśli ta miałaby widełki od 1 do 4,33.
WIĘCEJ O INWAZJI ROSJI NA UKRAINĘ:
- Projekt FIFA: Zawodnicy z lig ukraińskiej i rosyjskiej będą mogli zawieszać umowy do 30 czerwca 2023
- Były kapitan reprezentacji Rosji: „Mogą mnie zabić za moje słowa…”
- Kluby Kadyrowa i oligarchów Putina. Z kim Mariusz Piekarski robi interesy?
Fot. Newspix