Rozpoczęty czwarty rok rządów Larsa Windhorsta w Hercie Berlin naznaczony jest zmianami. Nowym trenerem został Sandro Schwarz, natomiast na prezesa wybrano byłego ultrasa Kaya Bernsteina. Nadzieje jak przy każdym nowym otwarciu są, ale czy kilka gładkich słów i obietnic wystarczy, by dać nadzieje kibicom na coś więcej niż walkę o utrzymanie Starej Damy?
Hertha Berlin – nowe otwarcie?
Marzec 2022 roku. Z podziemnego parkingu hotelu wyjeżdża zwolniony Tayfun Korkut. Z naprzeciwka pojawia się natomiast nowo pozyskany następca Felix Magath. 68-letni szkoleniowiec sygnalizuje do swojego kolegi po fachu, by zatrzymał się na krótką pogawędkę.
– Będziesz miał bardzo trudno tak jak ja. Od nikogo nie otrzymałem pomocy – miał powiedzieć Korkut do Magatha. Choć mogły być to słowa użalającego się nad sobą zwolnionego trenera, to było w nich sporo prawdy, o czym w Kickerze opowiedział „Saddam” jak mówią o 68-letnim szkoleniowcu, w kontekście zamordystycznych metod treningowych, piłkarze.
Problemy, problemy, problemy
– Nie mogę wyróżnić jednego problemu. Tam były same problemy! Teraz jedyne, co mogę powiedzieć, to przyznać rację mojemu poprzednikowi. Przez dziewięć tygodni nie otrzymałem pomocy od nikogo. To było trudne. Może jestem niesprawiedliwy dla jednej lub dwóch osób, ale jako trener miałem wrażenie, że nikt się mną nie interesuje. To jest coś, z czym musisz się pogodzić. Wiedziałem, że to będzie moje najtrudniejsze zadanie w karierze. Jednak z zewnątrz nigdy nie można zobaczyć, jak rzeczy wyglądają w środku. Zaskakujące jest to, że w takim mieście od lat nie można wyprowadzić klubu na właściwe tory – podsumował Magath swoje zaledwie dwa miesiące pracy. Na więcej się nie zdecydował. W dramatycznych okolicznościach utrzymał Herthę Berlinę po barażach w Bundeslidze. Tym samym rozpoczął czwarty rok budowy Big City Club, choć obecnie to jedynie eufemizm.
Jeszcze kilkanaście dni temu Stara Dama była bez trenera, prezesa i z dyrektorem sportowym pracującym w klubie zaledwie od roku. Niewiele pozostało po zmianach, jakie zaszły w 2019 roku po przejęciu klubu przez Larsa Windhorsta. Megalomania nowego właściciela zaprowadziła Herthę na skraj Bundesligi. Teraz ponownie trzeba budować wszystko od zera, bowiem trzej jeźdźcy berlińskiej apokalipsy zmyli się już ze sceny. Dyrektor sportowy Michael Preetz, prezes Werner Gegenbauer i dyrektor ds. finansów Ingo Schiller przehulali blisko 400 mln euro wpompowane przez Windhorsta i opuścili pokład Herthy, co de facto mogło stać się realnie, bowiem klub wziął nazwę od parowca. Czy to jednak powód do radości dla kibiców Starej Damy? Jak we wszystkim, należy być racjonalnym optymistą.
Ha! Ho! He! czy Ha! Ha! Ha!
Po siedmiogodzinnych wyczerpujących obradach nastąpił przełomowy moment ogłoszenia wyników wyboru nowego prezesa Herthy BSC. Nieco zaskoczony gratulacje z rąk dyrektora ds. komunikacji – to stanowisko również pokazuje skalę zachwianej hierarchii w klubie – Thomasa Herricha odbierał siwiejący 41-letni Kay Bernstein. Już na pierwszy rzut oka wyraźnie odstaje od pozostałych zgromadzonych osób na sali. Niemal wszyscy ubrani byli w odświętne garnitury i idealnie wyprasowane w kant koszule. On natomiast założył na siebie niebieską, dresową, rozpinaną na suwak bluzę z logiem Herthy. Właśnie dlatego chwilę po nominacji przez salę przeszła wrzawa. W końcu były ultras i gniazdowy ze wschodniej trybuny zwyciężył wybory na nowego prezesa Starej Damy większością 1670 na 3040 głosów.
Wchodząc na mównicę zakrzyknął popularne: – Ha! Ho! He! Hertha BSC! W ostatnich trzech sezonach kibice przeciwnych drużyn, szczególnie lokalnego Unionu Berlin, kpiąco wyśmiewali Starą Damę intonując – Ha! Ha! Ha! w kierunku stołecznej drużyny. Do śmiechu nie było jednak ani kibicom, ani akcjonariuszom klubu. Właśnie dlatego zdecydowali się wybrać kogoś ze swoich szeregów, dziecko trybun, jak mawia o sobie nowy prezes, czyli Kaya Bernsteina, który w przeszłości otrzymał zakaz stadionowy. Teraz jak sam twierdzi ma już 41 lat, posiada swoją firmę marketingową i myśli już innymi kategoriami niż wtedy, gdy zapalczywie dopingował Herthę z trybun. Nie utracił jednak odpowiedniej charyzmy, sposobu bycia, poczucia humoru, którymi przekonał większość do jego wyboru na stanowisko prezesa.
– Dzień był wyczerpujący, ekscytujący i ostatecznie dobry, ponieważ członkowie postanowili, że klub zostanie uzdrowiony od środka. W tej chwili wciąż wydaje się to surrealistyczne, ale już czuję ciężar odpowiedzialności. Jeszcze go tu nie ma, ale niebawem się pojawi. Najpierw możemy się napić piwa – powiedział w pierwszych słowach Bernstein, który pokonał w wyborczej batalii Franka Steffela o blisko 400 głosów. A tak ocenił swoje zwycięstwo.
Nadzieja czy populizm?
– Jak wygrałem? To dzięki DNA Herthy. Wszyscy widzieli, że byłem oddany klubowi. Byłem gotów oddać dla niego wszystko. Byłem przekonany, że nie zostanę pokonany. Nie mogłem przegrać. Oczekiwałem bliskiego wyniku. Zaskoczyła mnie jedynie różnica głosów. Po pierwsze, i chciałbym to powiedzieć przed całym prezydium, ogłaszam, że teraz jesteśmy jedną drużyną. Celowo nie startowałem z pełnym sztabem, by nie tworzyć kolejnych podziałów. Gramy razem. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych to duże obciążenie, że pochodzę z pierwszej generacji ultrasów. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nie ma znacznie, czy ktoś jest ultrasem, nosi kaptur, czy jest fanem z górnych trybun. Ważne, że jest Herthaner [kibic Herthy przyp. red.] – wytłumaczył.
Z jednej strony fanom Starej Damy mogą podobać się słowa Bernsteina. Jedność, niszczenie podziałów, DNA Herthy – to wszyscy reprezentuje sobą nowy prezes BSC. Z drugiej strony jego słowa można odebrać jako dobry zabieg PR-owy, w końcu jest wziętym marketingowcem, i potraktować jako populistyczną, czczą gadkę. Najważniejsze dla klubu nie będą jednak słowa a czyny. A pracy w berlińskich gabinetach jest co nie miara. Od nawiązania jakiejkolwiek dwustronnej komunikacji z Windhorstem, przez wygenerowanie funduszy na działania doraźne, spłatę zadłużeń i myślenie o nowym stadionie, poprzez współpracę z działem sportowym, za który odpowiadają aktualnie Bobić i sprowadzony niespełna miesiąc temu Sandro Schwarz.
Zakończyć wojenkę
Dotychczas sprawy miały się tak, że Windhorst pompował w klub swoje pieniądze, które bez jego większej wiedzy były rozdysponowywane w najbardziej palące miejsca. Właściciel zupełnie zaufał poprzednikowi Bernsteina Gegenabuerowi. Na jego nieszczęście, niepotrzebnie. W trzy lata przepito, bo inaczej nie można tego nazwać, blisko 400 mln euro. Mało tego, narobiono jeszcze dodatkowych wielomilionowych długów, które są pokłosiem pandemii koronawirusa. Teraz nowy prezes, zapewne z nowym dyrektorem ds. finansów, bowiem Schiller odchodzi z klubu z końcem października, będą musieli ułożyć na nowo całą piramidę płynności finansowej. Chcą w nią zaangażować Windhorsta.
– Potrzebujemy jaśniejszej, lepszej komunikacji. Integracji i synergii tam, gdzie Hertha robi to lepiej. Tak naprawdę w klubie nie było merytorycznej debaty nad zasadnością systemu 50+1. Mechanika działania musi być wypracowana. Należy stworzyć podstawy. Rzeczywistość jest taka: pan Windhorst jest tam, pan Windhorst ma udziały. Dlatego postaramy się go jak najlepiej zaangażować i wspólnie z nim osiągnąć cele – po krótce wyjaśnił swój pomysł współpracy z właścicielami nowy prezes.
W swojej kampanii wyborczej Bernstein zapowiedział nowy start i zaprowadzenie pokoju wojennego. Zgadza się – wojennego, bowiem w finalnym etapie współpracy Windhorsta i Gegenbauera, obaj panowie regularnie obrzucali się błotem. – Naszym relacjom z inwestorem Larsem Windhorsem należy nadać spokojniejsze tony w przyszłości – stwierdził członek prezydium klubu Fabian Drescher. – Usiądziemy z Larsem Windhorstem i zbudujemy wzajemne zaufanie – dodał Bernstein, który w kontekście budowy mógł mieć również perspektywę nowego stadionu. Jego powstanie pozostaje jedną z jego wyborczych obietnic.
Charakterni wystąp
Wspomniane planowane działania są czymś, czego nie widać gołym okiem. To ukryte problemy, o których wspominał Magath. Oknem wystawowym cały czas pozostaje natomiast pierwsza drużyna Starej Damy. Tam również panuje jeden wielki nieład.
Po odejściu Magatha Hertha miała ogromny problem ze znalezieniem następcy. Kolejni trenerzy odmawiali berlińczykom, bowiem wiedzieli, że w tym miejscu można spalić sobie karierę. Tylko za kadencji Windhorsta na ławce Starej Damy zasiadało siedmiu szkoleniowców. Ósmym śmiałkiem, który podjął się tego zadania został Sandro Schwarz, choć pewnie gdyby nie inwazja Rosji na Ukrainę, dalej prowadziłby Dynamo Moskwa. Z rodzimych opcji najbardziej dogodną propozycją okazała się ta od Herthy, dlatego właśnie tu trafił. Dotychczasowo mało się pisało o jego pracy, którą przyćmiła wyborcza kampania. Teraz światła będą skierowane na niego i jego piłkarzy. Pierwszy obraz nie jest najlepszy.
Rozpoczynając przed rokiem pracę w Berlinie Bobić otrzymał dużą autonomię od władz Herthy. Nie bez przyczyny zrezygnował z dobrej posady w Eintrachcie Frankfurt. Od razu zabrał się zatem do oczyszczania szatni. Wyrzucił z niej niemal wszystkich piłkarzy, którzy mieli, jego zdaniem, wybujałe ego, a według kibiców – posiadali własne zdanie. Rozstano się z Mattheusem Cunhą, Dodim Lukebakio, Javairo Dilrosunem, Jhonem Cordobą i wieloma innymi. Niemal wszyscy, którzy przyszli w pierwszej fazie dziejów Windhorsta w Berlinie zostali odstrzeleni. Wartościowych wzmocnień nie było jednak wielu. Właśnie z tym problemem musi sobie radzić Schwarz.
Defensywny chaos
Pieniędzy na transfery, o ile Windhorst nie dokapitalizuje spółki o kolejne miliony, w zasadzie nie ma. Klub stara się zaciskać pasa, sprzedając kolejnych piłkarzy z wysokimi kontraktami. Właśnie dlatego dni Krzysztofa Piątka w Berlinie są prawdopodobnie policzone. Zarabia najwięcej w drużynie, a pozostaje jedną z największych transferowych wtop. Niemniej jednak Hertha potrzebuje wzmocnień praktycznie na każdej pozycji.
Już w poprzednim sezonie sytuacja w bramce Starej Damy była wręcz kuriozalna. Z powodu kontuzji nie mogli grać dwaj podstawowi golkiperzy Alexander Schwolow i Rune Jarstein. Właśnie dlatego szansę debiutu w Bundeslidze otrzymał Marcel Lotka. Jednak i on miał problemy zdrowotne. Nie pomógł Hercie w barażowych meczach z Hamburgerem SV. Jego miejsce zajął czwarty w kolejności bramkarz – Oliver Christensen, a na ławce usiadł zmiennik w rezerwach Nils-Jonathan Koerber. Stara Dama nie wyciągnęła wniosków i trzech z pięciu wymienionych zawodników w Berlinie już nie ma. Schwolowa wypożyczyło Schalke 04 Gelsenkirchen. Koerber wylądował w Hansie Rostock, a Lotka w Borussii Dortmund. Choć Hertha łapała się kruczków prawnych, by zatrzymać Polaka, to ostatecznie odszedł do BVB. W klubie pozostali 37-letni Jarstein i niedoświadczony Christensen. Pierwszy sparing pokazał, że Stara Dama sięga jeszcze głębiej w odmęty swoich bramkarskich pokładów, bowiem szansę gry otrzymali 18-letni Robert Kwasigroch i rok starszy Tjark Ernst.
W obronie sytuacja miała się podobnie. Magath widząc ogromne braki dawał szansę nieogranym juniorom. Skutek? Popełniali proste błędy, skutkujące stratami bramek. Na taką minę zostali wrzuceni m.in. nastoletni Linus Gechter czy Julian Eitschberger. Hertha już zaczęła działać na rynku transferowym, w celu wzmocnienia defensywy. Z Rubina Kazań pozyskano Filipa Uremovicia, a z Evertonu Jonjoe Kenny’ego. Niemniej jednak to wciąż za mało, by załatać przeciekającą obronę. Tym bardziej, że Berlin opuścił najlepszy w drużynie, również według not Kickera, defensor – Nikas Stark, który wylądował w Werderze Brema.
Kto posprząta stajnię Augiasza?
W przednich formacjach Hertha wygląda nieco lepiej, ale i tak dojdzie tam do wielu roszad. Trener Schwarz będzie musiał albo na nowo zagospodarować powracających z wypożyczeń Piątka, Dilrosuna, Lukebakio, albo Bobić zostanie zmuszony do jak najszybszej sprzedaży piłkarzy, by pozyskane fundusze móc ulokować w innych miejscach. Bez odpowiedniej współpracy między dyrektorem sportowym, a trenerem żadne operacje się nie udadzą.
Przez ostatnie trzy lata Hertha stała się folwarkiem dziwnych idei przypadkowych osób. Wiele działań odbywało się według powiedzenia: – Każdy sobie, rzepkę skrobie. Stąd tak widoczna samotność, o której wspominał Magath. Nowe władze, nieskażone zmanieryzowaniem są nadzieją na nowe otwarcie. W klubie, który spokojnie można nazwać obecnie stajnią Augiasza, jest jednak tak wiele rzeczy do poprawy, że kilka gładkich słów i obietnic nic nie załatwi. Prawdziwą weryfikacją będzie pozycja Herthy. Nikt nie łudzi się, że nagle Stara Dama zacznie rywalizować o europejskie puchary. Niemniej jednak po raz pierwszy za rządów Larsa Windhorsta wypadałoby zakończyć sezon w górnej połówce tabeli. Do tej pory notowała stopniowy spadek. Kolejny będzie oznaczał degradację do 2. Bundesligi.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Pantofle zamiast korków. Jak Bayer postawił na piłkarza w roli dyrektora
- Niepasujący do naszych czasów. 29-latek zakończył karierę
- Borussia Dortmund jest w stanie rzucić mistrzowskie wyzwanie?
Fot. Newspix