Taras Romanczuk jak dotąd nie wypowiadał się o wojnie na Ukrainie, z której pochodzi. Piłkarz Jagiellonii podzielił się z „Faktem” swoimi emocjami.
– Bez przerwy wisiałem na telefonie z rodziną. Po mojej stronie wszyscy zostali w Ukrainie. Część rodziny żony przyjechała do Polski, mieszkaliśmy razem w osiem osób, ale to nie był żaden problem. Najgorsze jest śledzenie tego, co tam się dzieje. Kiedy oglądam niektóre filmiki, po prostu siedzę i płaczę. Jestem mężczyzną, ale nie potrafię zatrzymać tych emocji w środku, łzy same cisną się do oczu – mówi o początkach wojny, kiedy to jego rodzina uciekła do Polski.
Zawodnik Jagi nie ma nadziei na to, że wojna zakończy się pokojowo. Jego zdaniem przed Ukrainą jeszcze dużo przelanej krwi.
— Tę wojnę można wygrać tylko walką. Nie zapowiada się, żeby jakiekolwiek porozumienie dyplomatyczne przyniosło skutki. Zbyt wiele osób zginęło, przelało się za dużo krwi… Naprawdę nie wiem, jak to się zakończy. Myślę jednak, że nie dojdzie do tego szybko – dodaje w rozmowie z “Faktem”.
Taras Romanczuk przyjechał do Polski w 2013 roku. Przyjął nasze obywatelstwo i zagrał dla biało-czerwonej reprezentacji jeden mecz. Pochodzi z zachodniej części Ukrainy, gdzie na tę chwilę jest bezpieczniej niż na zachodzie.
WIĘCEJ O INWAZJI ROSJI NA UKRAINĘ:
- Projekt FIFA: Zawodnicy z lig ukraińskiej i rosyjskiej będą mogli zawieszać umowy do 30 czerwca 2023
- Były kapitan reprezentacji Rosji: „Mogą mnie zabić za moje słowa…”
- Kluby Kadyrowa i oligarchów Putina. Z kim Mariusz Piekarski robi interesy?
Fot. FotoPyK