Reklama

Memphis i Frenkie. Reprezentacyjni kozacy

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

11 czerwca 2022, 13:19 • 7 min czytania 5 komentarzy

Już dziś zagramy z reprezentacją Holandii, więc to dobry moment, by przyjrzeć się nieco bliżej naszym przeciwnikom. Możemy dostrzec ciekawą zależność, której nie powinniśmy bagatelizować. Bardzo ważnymi postaciami w tej kadrze są zawodnicy FC Barcelony, którzy w klubie nie potrafią w pełni rozwinąć skrzydeł i mecz po meczu zbierać doskonałe noty. Często przy ich nazwiskach pojawiają się „ale”, które powinni wyeliminować ze swojego repertuaru. Nawet jeśli mają lepsze chwile, to efekt nie jest trwały.

Memphis i Frenkie. Reprezentacyjni kozacy

O Frenkiem de Jongu i Memphisie Depayu można powiedzieć naprawdę dużo, ale z pewnością nie można stwierdzić, że są to piłkarze przeciętni. Ba, w narodowych barwach są wręcz niezbędni i to o nich mówi się w kontekście ciągnięcia reprezentacyjnego wózka bez względu na to kto prowadził reprezentację. Rozpieszczają swoich kibiców i stanowią reklamę kadry Oranje. Słyszysz kadra Holandii, myślisz Depay i De Jong. Tylko boisko stanowi dla nich wspólny mianownik. Poza nim są ludźmi z dwóch różnych światów.

W klubie? Wieczny talent

Dużo mówi się o odejściu Frenkiego de Jonga z FC Barcelony. Był już taki moment, w którym wydawało się, że jego transfer do Manchesteru United jest kwestią kilku godzin, ale trwa przeciąganie liny. Wszystko rozbija się o pieniądze, ale tego należało się spodziewać. To tylko podkreśla, że mniej mówi się o jego umiejętnościach, niż o wartości sportowej. Na Camp Nou jest bardziej traktowany jako aktywo finansowe z potencjałem do wzrostu, niż jako o piłkarzu, który może zbawić tę drużynę i w pojedynkę pociągnąć grę zespołu.

Wśród kibiców Dumy Katalonii powstały dwa obozy. Jedni wierzą, że były piłkarz Ajaksu jeszcze się mocno rozwinie i sprzedaż tego zawodnika byłaby błędem. Drudzy akceptują sytuację ekonomiczną. Rozumieją, że istnieje potrzeba spieniężenia tego zawodnika i nie można zasłaniać się potencjałem 25-latka. W tym momencie wiele jednak wskazuje na to, że w przyszłym sezonie będzie grał w innym klubie.

Reklama

Często w kontekście de Jonga pojawia się argument, że nigdy nie spełnił oczekiwań. I prawdą jest, że nawet gdy wchodził na bardzo wysoki poziom, to miał problem z jego utrzymaniem. Przez te trzy sezony w Barcelonie dawał namiastkę, że może stać się wielkim piłkarzem, ale mimo wszystko zawsze czegoś brakowało. Zdarzało się, że imponował wejściami w pole karne, ale robił to zbyt rzadko. A tym mógł kupić czas i na tym bazować. Takie zagrania stanowiły element zaskoczenia i pozwalały w mgnieniu oka na stworzenie przewagi w ostatniej tercji boiska. Brakowało mu cząstki szaleństwa, nieprzewidywalności. Zazwyczaj był poprawny, ale to trochę mało na tym poziomie. Gdy idziesz do zoo, to nie po to, by oglądać kaczki, które pływają w każdym strumyku, ale chcesz zobaczyć pumę, goryla, pingwina coś, do czego nie przywykłeś.

Jego zdjęcie powinno znajdować się w piłkarskim słowniku obok hasła „niedosyt”. Już nawet nie chodzi o zainwestowane pieniądzem, ale o możliwości, które ma, ale ich nie potrafi sprzedać. Czasami brakowało, by wziął zespół z jaja i przejął kontrolę nad grą, gdy plan A się nie sprawdzał. FC Barcelonie ktoś inny jest dyrygentem i przy tym Holender średnio odnajduje się w roli wspierającego. Gościa z cienia, który wyprowadzi zespół z ciemnego tunelu. Ta kwestia pozostawia wiele do życzenia. Nie wynika to z problemów komunikacyjnych, bo język hiszpański zna w stopniu zadowalającym. Teoretycznie gra musiałaby zostać ustawiona pod niego, a na to się nie zanosi.

Louis van Gaal twierdził, że Frenkie de Jong popełnił błąd przechodząc do Barcelony, bo jest w katalońskiej układance elementem zbędnym. Ruud Guulit dodawał, że choć jego znacznie młodszy rodak ma wszystkie cechy idealnego zięcia i niewątpliwy talent, to po wielomilionowym transferze do Hiszpanii wyraźnie przygasł i rozmył się w odmętach przeciętności. I obaj po części mieli rację.

Z drugiej strony ciężko też stwierdzić, jakie były konkretne oczekiwania względem tego piłkarza w momencie transferu. Wiadomo, że wydano na niego dużo pieniędzy, ale jaki był plan sportowy? Słowo „rozwój” jest zbyt ogólne, brakowało konkretów i może dlatego brakuje ich w grze Holendra. Niekiedy dublował się z Gavim, Pedrim i nie czuł się też komfortowo na pozycji o nazwie „Sergio Busquets”, choć wiele osób sugerowało, że to jest dla niego idealne miejsca na placu. Hiszpan na ten moment jest nie do wyjęcia ze składu, więc na dłuższą metę nie da się sprawdzić takiego rozwiązania. I tu pojawia się kolejny problem, bo narracja o podmiance Busquetsa na De Jonga prezentowała się świetnie na papierze, ale nie do końca przekłada się na praktykę przy pojedynczych próbach. Bywały spotkania, w których brakowało Hiszpana, ale Holender nie potrafił wejść w jego buty. Tak po prostu.

To dlaczego w Holandii wygląda lepiej? Przede wszystkim dlatego, że ma konkretną rolę, która odpowiada w pełni jego charakterystyce. W reprezentacji nikt nie musi szukać dla niego półśrodków. Możemy odnieść się na przykład do meczu z Belgią, w którym fenomenalnie układała się jego współpraca z Berghuisem. Nadawali na tych samych falach i z dużą łatwością tłamsili przeciwników. De Jong grał dość nisko i poprzez grę z głębi miał większe pole manewru. Zagrał kilka świetnych długich piłek, dobrze oceniał ryzyko i praktycznie nie zaliczał strat. Dawał swoim kolegom z linii środkowej dużo swobody. Wspomniany już Steven Berghuis i Davy Klaasen mogli się wykazać. Klaasenowi wyszło to znacznie gorzej, ale mniejsza, bo Frenkie de Jonga zagrał jak profesor.

– Tutaj, w kadrze, gram inaczej niż w Barcelonie. Myślę, że właśnie w reprezentacji jestem w stanie pokazać swoje najlepsze oblicze. Lubię być pierwszym piłkarzem otrzymującym piłkę od obrońców i uruchamiać potem napastników – przyznał Holender. Wnioski wyciągnijcie sami i nastawcie się na to, że jeśli dziś zagra, to trzeba się nim zająć.

Reklama

Lew, który w klubie traci grzywę

– Całe moje życie jest wywrócone do góry nogami. Mówią o nagłówkach gazet, o mnie w kapeluszu i całym tym gównie. Nie jestem ani dobry, ani zły. Tylko nie zapominajcie o mojej przeszłości, spójrzcie na moje blizny. Jestem lwem, jestem królem. W żyłach mam modę i wielkie marzenia. Nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą – podsumował Depay w dokumencie o swoim życiu przygotowanym przez stację Dutch TV. Słowa te zostały przez niego wypowiedziane jeszcze przed transferem do Barcelony.

Lwem i królem może i jest, ale w ostatnich miesiącach tylko w reprezentacji Holandii. Wystarczy spojrzeć na jego statystyki. Do tej pory w narodowych barwach wystąpił 78 razy. Zdobył 41 bramek i zaliczył 29 asyst. Takie liczby budzą podziw i wskazują, że w swojej kadrze nie jest tylko jednym z wielu. Już teraz ma więcej trafień dla Oranje niż Marco van Basten, któremu pod względem umiejętności mógłby czyścić buty. Depay tylko w ostatnich 20 spotkaniach, wpisał się 20 razy na listę strzelców i zaliczył 9 asyst.

Mimo to w klubie nie daje tyle, ile się spodziewano. Depay musi być pierwszoplanową postacią, by pokazać pełnię potencjału. W Barcelonie nie potrafi sprzedać swoich atutów na tyle, by ustawiono pod niego grę. Jest jednym z wielu i dlatego łatwiej dostrzec jego wady. W katalońskim klubie nie czuje się tak pewnie, jak się tego spodziewał. W Lyonie był niekwestionowanym liderem, ale na Camp Nou musiałby o takie miano długo popracować i nie widać w nim takiej zawziętości, że chce wszystkim pokazać swój geniusz. Osobną kwestią jest to, że styl Barcelony nie do końca mu odpowiada, dlatego wraca kwestia bardziej bezpośredniej gry reprezentacji, w której po prostu czuje się lepiej. W tym momencie może przybić piątkę Frenkiemu i szerzej się uśmiechnąć.

Dumie Katalonii wymaga się od niego nowych rzeczy (o ile nie odejdzie już latem), ale sprawia wrażenia zagubionego. Jak schodzi niżej, przebieg akcji nie jest po jego myśli. On musi dostać piłkę przodem do bramki tak jak w reprezentacji. Inaczej staje się łatwym celem dla defensorów i z dużą łatwością można go zneutralizować.

Na przestrzeni lat w jego przypadku powstało błędne wyobrażenie, że może być taką bestią jak Neymar w swoim primie, albo chociaż kimś na jego podobieństwo. W słabszym klubie byłoby o to łatwiej, ale Depay nie ma tylu atutów, by na szczycie piłkarskiej piramidy robić to samo. Trzeba poświęcać mu mnóstwo uwagi. Musi mieć pełne zaufanie, być zwolnionym z obowiązków defensywnych, znaleźć się na piedestale. Należy zaakceptować jego wady i podejście. Do pressingu biega kiedy chce, a do obrony wraca, gdy zrobi mu się zimno. Ego niestety przerasta umiejętności i nie każdy jest w stanie zaakceptować wymienione kwestie – a jest ich sporo.

W reprezentacji przymyka się na nie oko. Jest w pełni akceptowany i czuje się w kadrze jak ryba w wodzie. Został królem strzelców ostatnich eliminacji do mistrzostw świata i tylko podbił swoje notowania u holenderskich kibiców. Miejmy na niego oko, bo może dziś wziąć na karuzelę naszą obronę. Oby był delikatny.

WIĘCEJ O MECZU HOLANDIA – POLSKA:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

AbsurDB
7
Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

Komentarze

5 komentarzy

Loading...