Finalissima 2022 została wymyślona po to, żeby efektowne widowisko z udziałem topowych drużyn wypełniło kieszenie rządzących piłką monetami i serca fanów wspomnianych zespołów wrażeniami estetycznymi, które gwarantuje obserwowanie najlepszych piłkarzy świata. I jeśli spojrzymy na to w ten sposób, to mecz, który odbył się w Londynie, trzeba uznać za w stu procentach udany.
37 meczów bez porażki — to rekord świata, który niedawno ustanowiła reprezentacja Włoch. Wyczyn Squadra Azzurra jest czymś wielkim, ale jest na nim drobna rysa. W trakcie tej passy Włosi ani razu nie zmierzyli się z drużyną spoza Europy. Dlatego też mecz z Argentyną, która goni ich osiągnięcie (przed Finalissimą 31 meczów bez porażki — przyp.) miał być swego rodzaju weryfikacją. Oczywiście także dla Albicelestes, którzy co prawda mają na koncie spotkanie z europejską potęgą, ale było to tak dawno temu (2019 rok – 2:2 z Niemcami — przyp.), że mało kto o tym pamięta.
Co z tej weryfikacji wynikło? To Włochom ewidentnie nie siadło przepisanie CAPTCHA, ale paradoksalnie to o Argentyńczykom bliżej do robotów.
Marcos Senesi – Argentyńczyk, którego chcieli przechwycić Włosi
Finalissima 2022. Mistrz Ameryki Południowej lepszy od mistrza Europy
Albicelestes byli lepsi. Ponad 50 tysięcy kibiców, którzy zamienili Wembley w La Bombonerę, mogło podziwiać mistrzów Ameryki Południowej, którzy demonstrowali kolegom ze Starego Kontynentu jak bawić się w futbol. Włochom iskra kończyła się 20 metrów od bramki, gdy trzeba było przejść do konkretów, dlatego Emiliano Martinez nie miał zbyt wiele pracy. Złapał pewnie kilka prób sprzed pola karnego, wyciągnął główkę Andrei Belottiego i to by było na tyle. Gianluigi Donnarumma musiał marzyć o tym, żeby się z nim zamienić, bo dla odmiany jemu pracy nie brakowało. Parę razy przetestował go sam Leo Messi, na którego bramkę czekało mniej więcej 75% osób, które wybrały się do Londynu. Mimo że ostatecznie ona nie padła, nikt nie żałował pieniędzy na bilet, bo:
- Messi przy pierwszym golu kapitalnie oszukał Giovanniego di Lorenzo i wyłożył patelnię Lautaro Martinezowi na 1:0
- w drugiej połowie spotkania Messi zabrał piłkę Jorginho i ruszył przez całe boisko, kończąc efektowny rajd strzałem, który obronił Donnarumma
- bramka na 3:0 także padła z jego udziałem — znów oszukany został di Lorenzo, tym razem podaniem, które na gola zamienił Paulo Dybala
Argentyna się bawiła, nie ma co ukrywać. Nie był to wymarzony wieczór dla Giorgio Chielliniego, który karierę w kadrze zakończył porażką i zjazdem pod prysznic w przerwie. Jeszcze gorzej wypadł jego kumpel z legendarnego duetu stoperów, bo to błąd Leonardo Bonucciego zapoczątkował kłopoty Włochów. Złe podanie przerodziło się w akcję Messiego, a potem w kolejną, tym razem skuteczną. Gra się Włochom nie kleiła, najlepsze, na co wpadli, to zatrzymywanie Messiego za wszelką cenę, co, powiedzmy szczerze, nie jest wynalazkiem na miarę koła.
Ale wracając do zespołu Lionela Scaloniego: wisienką na torcie ich występu była akcja z 72. minuty meczu, gdy ‘klepką” przemierzali całe boisko przy wesołych śpiewach ich fanów. W końcu sfrustrowani Włosi przerwali ją faulem, bo nie dało się zrobić niczego innego.
Angel Di Maria przedstawił się Italii
Jeśli Angel Di Maria trafi latem do Juventusu — a takie są plotki — to Włosi po Finalissimie mają jeden powód do radości. Przynajmniej ci, którzy sprzyjają Starej Damie, bo próbka umiejętności skrzydłowego pokazała jego klasę. Już w pierwszej akcji meczu pokusił się o próbę przelobowanie Gianluigiego Donnarummy z połowy boiska (później to samo zrobił Julian Alvarez, który z kolei przedstawiał się Anglikom przed transferem do City). Wembley pragnęło zobaczyć show, więc spotkanie z Włochów z Argentyną nie mogło się lepiej zacząć. A Di Maria dopiero się rozkręcał. Wymownym obrazkiem było to, jak Giorgio Chiellini upominał jednego z kolegów, żeby nie spuszczał Di Marii z oka. Samemu także miał na uwadze skrzydłowego, co przełożyło się na dwie czy trzy skuteczne interwencje. Zawodnik PSG doczekał się jednak swojej wielkiej chwili.
W doliczonym czasie pierwszej połowy Lautaro Martinez kapitalnie się zastawił, oszukując Leonardo Bonucciego, a potem posłał podanie tak, że Di Maria bez problemu wyprzedził Chielliniego, a całą akcję zakończył efektownym — i w zasadzie firmowym — lobem. Tym samym skrzydłowy zaliczył drugi finał z rzędu z golem, bo wcześniej jego gol rozstrzygnął o losach Copa America. Nie był to jednak koniec jego popisów, które Di Maria dawał nawet nie dotykając piłki. To, jak przepuścił piłkę, unikając spalonego, dzięki czemu Leo Messi wyłożył ją Giovaniemu Lo Celso, zasługuje na uznanie. Inna rzecz, że nie skończyło się to golem, bo Lo Celso spudłował, strzelając z ostrego kąta.
***
Włosi parę miesięcy po tym, jak świętowali w stolicy Anglii mistrzostwo Europy, znów płaczą. Oczywiście nie ma co porównywać łez z powodu porażki z Argentyną z tymi, które wywołał brak awansu na mundial, jednak jakby nie patrzeć było to starcie godne imprezy w Katarze. Starcie, którego południowcom będzie brakowało w chłodne, zimowe popołudnia i poranki. Z szansy na to, żeby powiedzieć światu ja jeszcze żyję Italia nie skorzystała. Albicelestes za to wysłali mocny sygnał – za parę miesięcy spodziewajcie się po nas właśnie tego.
Włochy – Argentyna 0:3 (0:2)
Lautaro Martinez 28′, Di Maria 45+1′, Dybala 90+2′
WIĘCEJ O RYWALACH POLSKI W KATARZE:
- Bonifacio: Jest nutka rywalizacji. Argentyńczykom nie podoba się podejście Lewandowskiego
- Argentyńczycy pewni siebie, Meksykanie pełni obaw
- Rywale trudni, rywale różnorodni, rywale ekscytujący
fot. Newspix