Reklama

Wystartowała LOTTO SuperLIGA. „Dla naszego tenisa to duży kop na przyszłość”

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

30 maja 2022, 17:26 • 12 min czytania 1 komentarz

Wczoraj oficjalnie swój pierwszy w historii sezon zainaugurowała tenisowa LOTTO SuperLIGA. Spotkanie kolejki – najważniejsze w ten weekend – odbyło się w Ustroniu, gdzie grały ze sobą KT KUBALA Ustroń i BKT ADVANTAGE Bielsko-Biała. Zajrzeliśmy więc na korty ustrońskiego klubu, by obejrzeć w akcji Maję Chwalińską, Katarzynę Kawę czy Lukasa Rosola. I wiecie co? Ta liga naprawdę ma ogromny potencjał.

Wystartowała LOTTO SuperLIGA. „Dla naszego tenisa to duży kop na przyszłość”

Odwrócenie trendu

Do tej pory to polscy zawodnicy jeździli do Czech, by zagrać w tamtejszej Extralidze, lub do Niemiec, by u naszych zachodnich sąsiadów rywalizować w tenisowej Bundeslidze. Teraz dalej mogą to robić. Niekoniecznie jednak muszą, bo i Polska w końcu ma swoją ligę, w której mogą grać na wysokim poziomie. Ba, już w pierwszych meczach wzięli udział choćby zawodnicy właśnie z Czech – którzy zresztą powstanie LOTTO SuperLIGI przyjęli bardzo pozytywnie.

Najważniejsze jednak, że Polacy mogą grać u siebie. I uwierzcie, to dla nich bardzo istotne.

Reklama

– Cieszę się, że mogę grać przed naszą publicznością, bo zawsze sprawia mi to dużą frajdę. Na te mecze przyjechało też dużo członków mojej rodziny, co rzadko się zdarza. Są mama, tata i ciocie. Dla mnie to przyjemny dzień – dodawała Maja Chwalińska, reprezentująca barwy klubu z Bielska.

– Super, że mogę zagrać w Polsce. Sama o tej porze roku zwykle grałam w lidze w Niemczech. W tym roku musiałam z tego zrezygnować ze względu na LOTTO SuperLIGĘ. Pod względem oprawy zresztą już na pewno się z tymi Niemcami równamy. Owszem, są tam kluby, które mają duże obiekty, ale z taką fajną oprawą spotkałam się tylko w kilku – dodawała Katarzyna Kawa, aktualnie 131. zawodniczka świata i koleżanka klubowa Chwalińskiej.

Od piątej rano na kortach

Z Kawą trzeba się zgodzić – oprawa spotkania kolejki naprawdę była solidna. Obok kortów przygotowano stoiska z atrakcjami dla fanów (w tym PlayStation, które momentami robiło furorę wśród dzieciaków), studio z toczącymi się w nim na żywo rozmowami z zawodnikami (i nie tylko), transmisję live w streamingu (tak dostępne są wszystkie mecze), ale i w telewizji, gdzie można było obejrzeć mecz kolejki. Dopisali również kibice, bo trybuny oraz ich okolice były pełne.

– Projekt jest wzorowany na lidze czeskiej, ale myślę, że jest to pod wieloma kątami bardziej rozbudowane – choćby właśnie jeśli chodzi o spotkanie kolejki. Jest spora oprawa, transmisja głównego meczu w telewizji. Oprócz tego wszystkie spotkania w streamingu. Myślę, że tym możemy przyciągnąć dobrych zawodników, tym bardziej, że to wszystko ma się z roku na rok rozwijać – mówił Aleksander Panfil z klubu-gospodarza.

– Dziś przyglądam się tu wszystkiemu, bo za miesiąc to my organizujemy u siebie spotkanie kolejki. To nowy projekt, więc jestem szczęśliwy, że jest dużo ludzi i fajna atmosfera. To sprzyja temu, by tenis w Polsce był bardziej popularny. Wszyscy byśmy tego chcieli, tym bardziej, że teraz mamy wielu dobrych zawodników, reprezentujących nas na całym świecie. To też świetny projekt, bo możemy zobaczyć tenisistów i tenisistki z szerokiej światowej czołówki. Przecież grały tu ze sobą Kasia i Rebecca [Sramkova, przegrała w meczu z Kawą – przyp. red.], które dopiero co wróciły z Roland Garros – dodawał Piotr Szczypka, wiceprezes klubu z Bielska.  

W dodatku Ustroń to najmniejsza z tych miejscowości, które reprezentują dane kluby w SuperLIDZE, liczy sobie około 16000 mieszkańców. Wczoraj służył jako poligon doświadczalny. I choć zdarzały się sytuacje, gdy trzeba było zmierzyć się z niespodziewanym – jak na przykład wtedy, gdy nagle wysiadł prąd – to ogółem trudno wskazać jakiekolwiek minusy. Udało się nawet uprosić bogów pogody, by nie zsyłali deszczu.

Reklama
KT KUBALA Ustroń

– Pogoda spędzała nam sezon z powiek. Prognozy nie były najlepsze. Dziś w Ustroniu dostaliśmy jednak chyba jedyne okienko pogodowe w ostatnich dniach. Jak już to się udało, to reszta była dobra, przede wszystkim poziom sportowy, choć spotkanie było nieco jednostronne [Bielsko – w spotkaniu składającym się z sześciu meczów – wygrało 5:1 – przyp. red.]. Pewnie dokładniej przeanalizujemy to wszystko już po powrocie do Warszawy, ale wydaje się, że wyszło dobrze. Przyszło sporo kibiców, była świetna atmosfera. Na tym nam zależało – mówiła Danuta Dmowska-Andrzejuk, prezes zarządu SuperLIGA S.A.

Udało się, choć pracy było naprawdę sporo. Gdy pytaliśmy gospodarzy o to, jak wyglądało ich ostatnich kilka dni, mówili, że na kortach byli przez cały tydzień właściwie od piątej rano. Opłaciło się jednak, nawet mimo porażki. Bo całe spotkanie wypadło naprawdę okazale i, jak już ustaliliśmy, przyciągnęło na trybuny wielu ludzi. Wśród kibiców dało się zresztą zaobserwować znane twarze. Choćby Piotra Żyłę.

– Skończyliśmy zgrupowanie, mam trochę czasu, więc przyszedłem popatrzeć, jak się powinno grać w tenisa. (śmiech) Chciałem się temu przyjrzeć, poziom faktycznie jest wysoki. To w końcu nie amatorzy. Przyszedłem tu zresztą spacerkiem z pieskiem, bo mam bliziutko, a okolica jest idealna do tego, żeby się przespacerować i obejrzeć taki mecz. Jak będę akurat na miejscu, to myślę, że zajrzę tu na kolejne spotkania – mówił nasz mistrz świata w skokach narciarskich.

„To dla nas ważne”

Co istotne – nie dało się odczuć, by zawodniczki takie jak Chwalińska czy Kawa, które regularnie jeżdżą po turniejach w całej Europie, a nawet na świecie, w jakikolwiek sposób lekceważyły sobie dzisiejsze mecze. Obie zagrały jak najlepiej tylko potrafią. A to ważne dlatego, że rozgrywki zorganizować można, ale jeśli kluby i zawodnicy się w to nie zaangażują, to mało co z tego wyjdzie. Tu to zaangażowanie widać.

– Wiem, że mojemu klubowi bardzo zależy na awansie do finałów. Staram się jak mogę, bo uważam, że mam fantastyczny klub. Często przyjeżdżam do Bielska-Białej trenować, mimo że na co dzień mieszkam w Poznaniu. Mogę liczyć na trenerów, prezesa, często trenuję razem z Mają Chwalińską. Zależy mi na awansie do Final Four, nie traktuję tych meczów jako przetarcia przed innymi turniejami – mówiła Kawa.

CZYTAJ TAKŻE: SZANSA DLA POLSKIEGO TENISA. ROZMOWA O SUPERLIDZE

– Naszym celem jest na pewno wygranie całej LOTTO SuperLIGI. Zawsze, gdy gramy, chcemy być pierwsi, obojętnie, jaki to turniej. Ale co będzie – sport zweryfikuje. […] Wiadomo też, że na korcie są inne odczucia, gdy gra się dla drużyny. Ja mieszkam i trenuję w Bielsku, dla mnie ważne jest reprezentowanie tego klubu. Cieszę się, że jesteśmy w tym wszystkim razem. Czujemy się jak rodzina – wtórowała jej Chwalińska.

Wspomniane przez Katarzynę Kawę Final Four odbędzie się dopiero w grudniu, wcześniej czeka nas jeszcze sześć kolejnych kolejek ligowych. Nie ma co ukrywać, że BKT ADVANTAGE Bielsko-Biała to jedni z faworytów rozgrywek, choć przed finałowym turniejem sporo może się zmienić, bo otwarte będzie wtedy okienko transferowe na kontraktowanie nowych graczy. Na razie jednak bielszczanie chcą tam po prostu spokojnie wejść i w Ustroniu postawili na tej drodze ważny krok, bez problemu wygrywając całe spotkanie.

Katarzyna Kawa

Co jednak nie znaczy, że klub gospodarzy wczorajszego meczu o Final Four nie myśli, wręcz przeciwnie.

– Nie ma co ukrywać, że już po losowaniu zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie bardzo trudny mecz. Muszę też dodać, że mamy, oczywiście, zakontraktowanych wielu zawodników, ale to też nie tak, że narzucamy każdemu z nich konkretnie, kiedy ma przyjechać. Oni wybierają to wszystko pod kątem swoich startów i mówią nam, kiedy będą. Więc to, o co gramy w danym spotkaniu, zależy też po części od tego. Choć liczymy na Final Four. Fajnie byłoby się tam znaleźć, jednak od początku zakładaliśmy, że mecze z Bielskiem i Grodziskiem Mazowieckim trudno będzie nam wygrać. Pozostałe drużyny są jednak na podobnym poziomie, i wiele może zależeć od składu na dane spotkanie – mówił Panfil.

Walka o Final Four powinna więc być interesująca do samego końca… i bardzo dobrze. Bo w końcu o to w dużej mierze chodzi, kluby też muszą dać sporo od siebie, by ten projekt wypalił. I dają.

– Bardzo cieszy nas podejście klubów. Bo nie tylko my włożyliśmy mnóstwo pracy w to wszystko, ale też kluby postarały się o swoich sponsorów, kontraktowanie świetnych zawodników i o to, by mogli oni wystartować w LOTTO SuperLIDZE. Pamiętajmy, że trwa Roland Garros, grono tych tenisistów dopiero co tam startowało [łącznie 27 zawodników zakontraktowanych w LOTTO SuperLIDZE grało w Paryżu w kwalifikacjach lub turnieju głównym – przyp. red.]. To sporo obiecuje, bo nie spodziewaliśmy się, że już w pierwszym sezonie będzie to tak wyglądać. Tenisowa Polska podeszła jednak do tego wszystkiego z wielkim zaangażowaniem – uważa Dmowska-Andrzejuk.

Właśnie, tenisowa Polska. Bo SuperLIGA ma być projektem nie tylko dla ośmiu klubów, ale całej społeczności tenisowej w kraju.

Kop na przyszłość

O kopie mówiła Katarzyna Kawa. O tym, że to bardzo fajny pomysł – Maja Chwalińska. Nadzieję, że wypali na dłuższą metę, wyrażali wszyscy. Jedni z większym optymizmem, drudzy nieco tonowali swoje wypowiedzi, jak choćby Aleksander Panfil. Choć i on wyraźnie liczył, że wszystko pójdzie jak Dawid Podsiadło – w dobrą stronę.

– LOTTO SuperLIGA to nowy projekt. Pierwszy sezon pokaże, w jakim kierunku się to rozwinie, jakie będzie zainteresowanie sponsorów, władz miast i kibiców. Na razie wszystko jest dobrze opakowane i wydaje się odpowiednio przygotowane. Już teraz zakładamy, że powstać ma 2.LIGA [trzeci poziom rozgrywkowy]. Myślę, że to rozwojowy projekt dla nas jako klubu, ale i polskiego tenisa ogółem – mówił Panfil.

Celów, które stawia sobie LOTTO SuperLIGA, jest wiele. Popularyzacja tenisa to jeden z ważniejszych. Ale równie istotny jest rozwój klubów oraz – a może przede wszystkim – ich akademii. Poprzez rozgrywki ligowe mają rozwijać się też przyszłe polskie talenty. Dlatego każdemu spotkaniu kolejki w sezonie towarzyszy też FRUTUŚ KidsCUP – cykl rozgrywek dla młodych talentów, które w przyszłości mają stać się zawodnikami. – To świetny projekt, tym bardziej, że towarzyszy głównym zawodom. Dzieci mogą na żywo zobaczyć profesjonalnych zawodników, jest też więcej osób na zawodach, coś się dzieje – mówi Szczypka.

A szerzej o tych zawodach opowiada Danuta Dmowska-Andrzejuk.

– To turniej, który młodym zawodnikom ma pokazać, że tenis na najwyższym poziomie jest naprawdę blisko. Startując we własnym turnieju, mogą równocześnie przyglądać się profesjonalnym zawodnikom, ale też w pewnym sensie stać się częścią LOTTO SuperLIGI. Zależy nam na tym, by kluby budowały akademie i ich zawodnicy startowali w naszym turnieju dla dzieci. Mamy nadzieję, że za kilka czy też kilkanaście lat wprowadzą dzięki temu swoich własnych zawodników, wychowanków do LOTTO SuperLIGI, ale też na wysokie pozycje w rankingach ATP czy WTA.

LOTTO Superliga

W tej kwestii wzorem są zdecydowanie nasi sąsiedzi – Niemcy i Czesi. Zwłaszcza ci drudzy. Wiele osób powtarza, że tam zawodowa liga stała się motorem napędowym do rozwoju klubów i całego tenisa. Efekt? W pierwszej setce rankingu WTA jest aktualnie osiem ich zawodniczek (a nierzadko bywało, że znajdowało się tam ich i ponad 10). Z Czech pochodzi też jedna z najlepszych aktualnie par deblowych wśród kobiet. Niemcy z kolei świetnie radzą sobie w męskim tenisie, w setce mają pięciu zawodników.

U nas to odpowiednio trzy zawodniczki (Iga Świątek, Magda Linette i Magda Fręch) oraz dwóch zawodników (Hubert Hurkacz i Kamil Majchrzak). Nikt nie ma jednak wątpliwości, że potencjał w Polsce jest większy. I w końcu – poprzez takie działania jak LOTTO SuperLIGA – pojawiają się próby jego wykorzystania.

– Wcześniejsze sukcesy Agnieszki Radwańskiej czy Jerzego Janowicza w tenisowym środowisku nie zostały odpowiednio spożytkowane, brakowało takich projektów. Potrzeba, by za wynikami naszych najlepszych zawodników szły też kluby, związek i takie projekty jak LOTTO SuperLIGA właśnie. Wydaje mi się, że teraz nareszcie wszyscy zmierzają w jednym, wspólnym kierunku. Zarówno Polski Związek Tenisa, rozgrywki ligowe, jak i nasze kluby. Oby dało to efekt – uważa Szczypka.

– Ustroń to najmniejsza, ale najbardziej urokliwa miejscowość z tych, które mamy w lidze. Korty są pięknie położone. Duże obiekty w wielkich miastach robią robotę, ale jeżeli jesteśmy w stanie w takiej miejscowości jak Ustroń pojawić się z telewizją i dużymi nazwiskami, to ma to oddźwięk w lokalnej społeczności. Dzieci przyszły tu licznie z rodzicami, obserwowały bohaterów tego pojedynku. Być może te dzieci za niedługo zapiszą się do KT KUBALA Ustroń i same będę trenowały – dodaje Artur Bochenek, wiceprezes zarządu SuperLIGA S.A.

Oczywiście, żeby zobaczyć, co z tego będzie, poczekać trzeba co najmniej kilku lat. Ważne jednak, że coś faktycznie zaczyna się dziać. I to coś dużego, bo LOTTO SuperLIGA już kandyduje do miana jednej z najlepszych lig w Europie (reklamuje się zresztą hasłem „Najlepsza zawodowa liga na świecie”, które – miejmy nadzieję – za niedługo stanie się prawdą). Apetyty na przyszłość są więc rozbudzone.

I wszyscy zrobią dużo, by zostały zaspokojone.

Co dalej?

– W Final Four chciałbym zobaczyć Igę Świątek. Może jeszcze nie w tym roku, ale to takie moje marzenie. Huberta Hurkacza zresztą też. A z zagranicy? Każdego zawodnika ze ścisłej czołówki, bo byłby dla tych rozgrywek czymś pięknym – mówi Artur Bochenek.

– Iga startowała niedawno w Radomiu [w meczu Pucharu Billie Jean King z Rumunią – przyp. red.]. Widziała tam, jak tłumnie przybyli kibice do hali i jak żywiołowo reagowali. Liczymy, że będzie chciała wystąpić przed polską publicznością, więc mamy nadzieję, że jakiś klub podejmie wyzwanie i zakontraktuje ją w którymś z okienek transferowych – dodaje Dmowska-Andrzejuk.

W pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że to marzenia ściętej głowy. Ale wcale nie musi tak być. Owszem, Iga w chwili obecnej to najlepsza zawodniczka świata, która zagrać może wszędzie i zainkasować za to ogromną wypłatę. Zimą pewnie bardziej atrakcyjne będą dla niej pokazówki na przykład w Dubaju, niż rozgrywki w Zielonej Górze. Ale może faktycznie skusi ją wizja gry przed swoją publiką? Okazji do gry w Polsce wcale nie ma na co dzień tak wiele. A zapełniona zielonogórska hala to aż pięć tysięcy świetnie bawiących się osób.

Hubert Hurkacz z kolei wielokrotnie pokazywał, że na rozwoju polskiego tenisa bardzo mu zależy. Grał turnieje deblowe z innymi polskimi zawodnikami, by ci dzięki temu mogli wziąć udział w większych imprezach i łapać punkty do rankingów. Regularnie grywa w Pucharze Davisa. Gra w ATP Cup. Orientuje się w tym, co dzieje się na krajowym podwórku, a gdy był jeszcze nieco niżej notowany w rankingu chętnie przyjeżdżał na tutejsze Challengery. Naprawdę nietrudno sobie wyobrazić, że któryś z klubów zdoła go przekonać do występu w Final Four.

Superliga

I może tylko szkoda, że jedyny klub z Wrocławia – jego miasta – gra na razie nie w LOTTO SuperLIDZE, a w forBET 1.LIDZE. Występuje w nim jednak… młodsza siostra naszego najlepszego singlisty.

Plany co do LOTTO SuperLIGI są więc, jak sami widzicie, bardzo ambitne. Na to, by się ziściły, jest jednak jeszcze ponad pół roku, bo wtedy odbędzie się wspomniane Final Four. Za nami już jednak przetarcie w Ustroniu, które okazało się małym sukcesem, bo zadowoleni z tego, jak to wyglądało, byli wszyscy. Teraz z każdym spotkaniem ma być tylko lepiej.

– W kolejnej kolejce spotkanie kolejki odbędzie się Kozerkach, pod Warszawą, gdzie gra klub z Grodziska Mazowieckiego. Same Kozerki – choć Grodzisk jest większy – to miejscowość jeszcze mniejsza od Ustronia, ale też kluczowy obiekt dla naszego tenisa i Polskiego Związku Tenisowego [powstała tam akademia tenisowa, będąca też centrum szkoleniowym PZT – przyp. red.]. Jeśli chodzi o spotkania kolejki postaramy się je rozbudować. One mają być jak najbardziej widowiskowe, by kibice przyszli na trybuny. W telewizji tenis jest piękny, widowiskowy, ale oglądanie go na trybunach w doskonałej atmosferze to coś, w czym chcemy rozkochać fanów – kończy Bochenek.

SEBASTIAN WARZECHA

Wszystkie fotografie: Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...