Jose Mourinho znowu to zrobił. Można gadać, że nie jest już tak błyskotliwym menadżerem jak wcześniej, że ustępuje miejsca innym, ale cóż – to znów on będzie mógł się chwalić, że przeszedł do historii, robiąc hattricka w europejskich finałach. Obiecał Romie trofeum i słowa dotrzymał.
AS Roma – Feyenoord Rotterdam
Nowo powstały twór UEFA, Liga Konferencji, został zwieńczony. Pierwszej edycji towarzyszyły mieszane uczucia. Z jednej strony rozgrywki gwarantowały możliwość gry w Europie mniej znanym drużynom z trzeciego, a nawet czwartego szeregu. Ostatecznie na końcu i tak pozostały dwie uznane, choć w ostatnim czasie nieco zakurzone marki. Z drugiej strony dyskutowano o prestiżu rozgrywek. Skoro już Liga Europy była drugim wyborem, to jakim mogła zostać LKE? Prestiżu rozgrywkom nie dodawały obrazki sprzed środkowego spotkania. Kibice zmierzający do stolicy Albanii – Tirany musieli podróżować po szutrowych drogach i przepychać się o miejsce na nich z krowami czy kozami. Niemniej jednak na końcu i tak najważniejsze są emocje, a tych w finale nie brakowało.
Mięciel z Austrii
Również polscy fani mogli znaleźć coś dla siebie w spotkaniu Romy z Feyenoordem. W pierwszym składzie rzymian pojawił się Nicola Zalewski. Co uważniejsi widzowie mogli również dostrzec inny ciekawy wątek rodem z naszych boisk. Na nosie Gernota Traunera znalazł się charakterystyczny plaster. To on był znakiem rozpoznawalności Marcina Mięciela. Być może ten szczegół nie byłby przez nikogo zauważony, gdyby austriacki obrońca Feyenoordu tak często nie znajdował się w centrum zamieszania. Wyraźnie nie radzący sobie z dużo bardziej dynamicznymi napastnikami Romy, miał problemy z doskokiem i wyprowadzeniem piłki. W sytuacjach stykowych nie szukał półśrodków. Wychodził z założenia, że piłka może przejść, a zawodnik nie. W taki sposób zarobił żółtą kartkę, a w kolejnych minutach pracował na kolejną, co ukrócił w drugiej połowie trener Arne Slot. Ale to wciąż ten obrońca popełnił kluczowy błąd dla losów finału.
Obrońca Giallorossi Gianluca Mancini zdecydował się na dość zaskakujące dośrodkowanie w pole karne z okoló 40 metra. Piłka leciała dość długo, a i tak zaskoczyła Traunera. 30-latek źle obliczył lot piłki, dał się przelobować i podanie dotarło do Nicoli Zaniolo. Tym zagraniem Austriak nie udowodnił, że jest godny noszenia wspomagającego plastra. Akurat Miętowy – protoplasta jego zakładania, głową grał bardzo dobrze i w tej sytuacji błędu by nie popełnił. Dla Feyenoord był on o tyle bolesny w skutkach, że Zaniolo po udanym przyjęciu na klatkę piersiową, sprytnym lobem pokonał Justina Bijlowa.
Nicola, Nicolo i Rui
Swoim trafieniem 22-latek przypieczętował swój udany występ i osłodził sobie ostatnie lata problemów ze zdrowiem. W 2020 roku ten utalentowany włoski pomocnik dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe. Łącznie pauzował ponad 440 dni. Do gry powrócił rok temu, ale kłopoty dalej się za nim ciągnęły. Tylko w tym sezonie doznał ośmiu większych bądź mniejszych urazów i infekcji. W odpowiednim momencie przyszło zarówno zdrowie, jak i skuteczność.
Swój szczególny moment w dość krótkiej karierze przeżywa Zalewski. 20-latek w końcu otrzymał prawdziwą szansę w Romie od Jose Mourinho. Skrzętnie ją wykorzystuje. Od połowy lutego nie opuścił żadnego ligowego meczu. Od ćwierćfinału pozostaje również pewniakiem na lewym wahadle Romy. Z Feyenoordem grał nieco zachowawczo, ale tego wymagała stawka spotkania. Ważniejsze było zabezpieczenie defensywy aniżeli wyprowadzenie szarż pod bramkę holenderskiego zespołu.
Wynik po zejściu Polaka się nie zmienił. Prawdziwym bohaterem i mężem opatrzności zwycięstwa Giallorossich w finale w Tiranie został Rui Patricio. Wbrew pozorom, większe zagrożenie w ofensywie stwarzał Feyenoord. Najbardziej niebezpiecznym piłkarzem pozostawał Luis Sinisterra, który prawdopodobnie niebawem odejdzie z Holandii za dziesiątki milionów euro. Wszystkie próby, a było ich aż 12, Kolumbijczyka i jego kolegów kończyły się na portugalskim golkiperze. Patricio znajdował się w niebywałej formie środowego wieczoru. Nawet gdy pod względem technicznym w zły sposób sparował piłkę do boku, sprzyjało mu szczęście i obramowanie bramki.
The Special One wiecznie żywy
To jemu w największej mierze może dziękować Mourinho. To dzięki niemu The Special One przeszedł do historii jako pierwszy trener, który wygrał Ligę Mistrzów, Ligę Europy (Puchar UEFA) i Ligę Konferencji. Za każdym razem, gdy portugalski szkoleniowiec docierał do finałów europejskich pucharów, wygrywał je. W środę w Tiranie nie było inaczej. A wszystko za sprawą tego, że Mou niemal od samego początku traktował LKE jak Ligę Mistrzów i obiecywał w Rzymie, że trofeum trafi do włoskiej stolicy. Nie pomylił się i Giallorossi mogli świętować pierwszy od 2008 roku puchar. Jednocześnie to drugi z sukcesów na Starym Kontynencie. Pierwszym pozostaje triumf w Puchar Miast Targowych z 1961 roku.
Zwycięstwo Romy nad Feyenoordem potwierdziło to, co było wiadomo za sprawą Serie A. Giallorossi wystąpią w przyszłym sezonie w fazie grupowej Ligi Europy. Drużyna z Rotterdamu o miejsce na tym etapie będzie musiała się bić w eliminacjach. Natomiast Zalewski może dołączyć do grona tak wybitnych postaci polskiego futbolu jak Zbigniew Boniek czy Robert Lewandowski, którzy zdobywali europejskie trofeum. Choć nie jest tak prestiżowe jak Puchar Europy, to nadal ma swoją wartość. Jak wysoką? Ocena przydatności i prestiżu Ligi Konferencji przyjdzie zapewne niebawem.
AS Roma – Feyenoord Rotterdam 1:0 (1:0)
Bramka: Zaniolo 32
WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI:
- Arne Slot. Nowa nadzieja wśród holenderskich trenerów
- Odbudowany Anglik. Tammy Abraham w Romie
- Liga Konferencji – Puchar Pasztetowej czy fajne rozgrywki?
Fot. Newspix