Pogoń Szczecin nie wygrała mistrzostwa Polski. Pogoń Szczecin nie poprawiła wyniku sprzed roku. Pogoń Szczecin zamyka udaną kadencję Kosty Runjaicia z gorzką świadomością niewygrania żadnego trofeum. Coś się kończy, coś się zaczyna, a spotkanie z Bruk-Betem po prostu musiało się odbyć, żeby postawić kropkę przy ostatnich cztery latach w szczecińskiej piłce.
Rok temu Pogoń Szczecin nie wygrała czterech ostatnich meczów, a w ostatnim spotkaniu na własnym stadionie sezonu poległa z Rakowem Częstochowa, który świętował wicemistrzostwo Polski. Drużyna Runjaicia żegnała się wówczas z zasłużonym Adamem Frączczakiem i rozpoczynała mini-imprezę, fetującą uznawane za sukces trzecie miejsce w ligowej tabeli i wbicie się do ekstraklasowej czołówki. W maju 2022 roku nie ma mowy o powtórce z rozrywki. Tu miało być złoto, tu miała być zabawa na całego. Nie ma złota, nie ma zabawy na całego. Dramatu i smutku też nie ma, ale przecież miało być tak pięknie…
Pogoń Szczecin-Bruk-Bet. Niedosyt po szczecińsku
Taka trochę była ta Pogoń jak nieskuteczne próby strzału Michała Kucharczyka z samej końcówki spotkania. Kuchy King, absolutna legenda ekstraklasowych boisk, kręcił się wokół własnej osi, napinał się okrutnie, uderzał trzykrotnie w ciągu jakichś dwudziestu sekund, a Tomasz Loska nawet nie pobrudził sobie rękawic. Ba, dosłownie chwilę później piłkę meczową na nodze miał Kostas Triantafyllopoulos, który jakimś cudem znalazł się na szóstym metrze od bramki Bruk-Betu, ale fatalnie przestrzelił, a kopnięta przez niego futbolówka już pewnie bezpowrotnie przepadła w katakumbach szczecińskiego stadionu.
Wszystko to działo się przy wyniku 2:2, choć w okolicach pięćdziesiątej piątej minuty spotkania wydawało się, że nie ma opcji, żeby Kosta Runjaić pożegnał się z posadą innym wynikiem niż bezpiecznym zwycięstwem. Jeszcze w pierwszej połowie Luka Zahović wykończył bowiem świetne dośrodkowanie Damiana Dąbrowskiego, a na początku drugiej części gry Kamil Drygas zamienił jedenastkę na gola po faulu Wiktora Biedrzyckiego na słoweńskim napastniku Pogoni.
Pogoń nie rozgrywała jakiegoś wybitnego meczu – przypominała samą siebie z gorszych fragmentów ostatniego etapu kadencji niemieckiego szkoleniowca Portowców. Przyzwoicie organizowała się w niskim i średnim pressingu, solidnie wyglądała w rozgrywaniu ataku pozycyjnego, ale brakowało jej przyspieszenia. Niby strzelać próbował Wahan Biczachczjan, niby kombinował i mieszał Kamil Grosicki, niby w jałowe dryblingi wdawał się Mariusz Fornalczyk, niby do sytuacji bramkowych dochodził Jean Carlos, ale czy była to wielka piłka? Nie, nie była. Brakowało umiejętności wrzucenia piątego biegu na skrzyni biegów. Albo czwartego. A niekiedy i trzeciego.
Bruk-Bet za to nie musi się wstydzić. Spada z podniesioną głową. Wcale niekrótkimi momentami gniótł faworyzowanego rywala. Bardzo dobrą zmianę dał Muris Mesanović, który strzelił dwa gole i tylko potwierdził nasze przekonanie, że w przyszłym sezonie chętniej widzielibyśmy go w Ekstraklasie niż w I lidze. Aktywny był też Kacper Śpiewak, inny rezerwowy, który jednak nie zaliczy tego występu do udanych – najpierw dokonał żałosnej aktorskiej próby wymuszenia karnego, potem nie trafił głową po błędzie Stipicy na przedpolu. Drogi Kacprze, wniosek z tego epizodu powinien być taki: nie cwaniakuj, pracuj, ucz się, a wrócisz silniejszy.
Pogoń Szczecin-Bruk-Bet. Co dalej?
Bruk-Bet wraca do I ligi i wciąż nie może wyrwać się z grupy klubów balansujących na cienkiej linii pomiędzy elitą a jej zapleczem. Do ekipy z Niecieczy pewnie będziemy jeszcze wracać, kiedy letnie okno transferowe pokaże nam, w którym kierunku podążą państwo Witkowscy, którzy inwestują w Bruk-Bet własne pieniądze, więc z czystym sumieniem mogą pozwolić sobie na błogi komfort nieograniczonej omnipotencji, ale ta wszechmoc i ta wszechwładza sprawiają, że Termalica w różnych momentach minionej dekady potrafi najpierw rozczulić bajeczką o pisaniu uroczej historii w myśl zasady „against modern football”, osiągać naprawdę zaskakująco dobre wyniki i rozpychać się łokciami w szeregu przyzwoitych ekstraklasowych klubów z drugiego rzędu, żeby zaraz przekreślić całe wrażenie seriami niezrozumiałych decyzji, kompulsywnym zwalnianiem kolejnych trenerów, ściąganiem tuzinów starych Słowaków i kiepskim stylem na murawie.
Czekamy na coś więcej.
W Pogoni Szczecin, zresztą, tak samo. To mądra organizacja. Wychowuje, kształci, buduje. Wygrywa, działa, sprzedaje. Od relatywnie długiego czasu wszystko tam się składa. Brakuje tylko jednego – spektakularnego sukcesu. W tym roku niedosyt rozmaite ma imię. Rozczarowanie wielorakie ma oblicze. Bo nieprzypadkowo miało być złoto, nie ma nawet srebra, a brąz przyjmowany jest ze zdystansowanym chłodem. Ale cóż, nową obowiązującą narracją w Pogoni Szczecin – a pewnie też i w Bruk-Becie – powinny być chyba słynne słowa Kowala z Okęcia: „Zmieniamy szyld i jedziemy dalej”.
Czytaj więcej o Pogoni Szczecin:
- Adamczuk: – Drużyny Gustafssona grają piłkę, której wszyscy chcemy w Pogoni
- Brązowy medal dla Pogoni – sukces czy porażka?
- Pogoń Szczecin pod taktyczną lupą [ANALIZA]
- Kosta Runjaić i bolesna niemożność wygrywania w ważnych momentach
- Rozwój – tak, trofea – nie. Kim jest Jens Gustafsson, nowy trener Pogoni Szczecin?
Fot. Newspix