Indonezyjskie pochodzenie. Przywiązanie do Feyenoordu Rotterdam. Sukcesy w Szkocji, kłopoty w Anglii, triumf w Lidze Mistrzów z Barceloną. No i ten niezapomniany gol w półfinale mistrzostw świata. Wspominamy karierę Giovanniego van Bronckhorsta, szkoleniowca Rangersów, przed dzisiejszym finałem Ligi Europy, gdzie The Gers zmierzą się z Eintrachtem Frankfurt.
Mistrzostwo z Feyenoordem
Giovanni van Bronckhorst urodził się w Rotterdamie. Przewinął się przez struktury młodzieżowe tamtejszego Feyenoordu, również seniorską karierę rozpoczął w barwach “Dumy Południa”, dla której grał w latach 1993-1998. Wtedy jeszcze głównie jako pomocnik. Wreszcie, to w Feyenoordzie w latach 2007-2010 zakończył przygodę z piłką, już przesunięty na pozycję bocznego defensora. Miał jednak Holender tego pecha, że ani razu nie udało mu się z ukochanym klubem zatriumfować w rodzimej ekstraklasie. Wywalczył wprawdzie dwa krajowe puchary, lecz gdy Feyenoord zgarniał mistrzostwo za sezon 1992/93, van Bronckhorst nie łapał się jeszcze w kadrze pierwszej drużyny. Z kolei kiedy “Duma Południa”odzyskiwała tytuł w 1999 roku, piłkarz występował już w ekipie Rangers.
Można zatem powiedzieć, że dwukrotnie wielkie sukcesy przeszły mu więc koło nosa.
Czego jednak nie osiągnął za czasów piłkarskich, tego dokonał jako trener. W 2015 roku 40-letni wówczas van Bronckhorst – po latach przygotowań, między innymi w roli asystenta Ronalda Koemana, a także w sztabie drużyny narodowej – chwycił za stery w Feyenoordzie. No i w sezonie 2016/17 powiódł wreszcie “Dumę Południa” do piętnastego w dziejach mistrzostwa Holandii. Tytuł hat-trickiem w finałowej kolejce sezonu przypieczętował Dirk Kuyt, dawny kumpel van Bronckhorsta w szatni. Zresztą w późniejszym okresie Gio miał też okazję prowadzić w Rotterdamie Robina van Persiego.
Feyenoord Rotterdam 3:1 Heracles Almelo (34. kolejka sezonu 2016/17)
Trzeba podkreślić, że van Bronckhorst był w Feyenoordzie otoczony doświadczonymi współpracownikami. W sztabie asystował mu bowiem między innymi Jan Wouters, a z pozycji doradcy wspierał go Dick Advocaat. Szczególnie pomoc tego ostatniego, zresztą udzielana pro bono, okazała się nieoceniona. – Myślę, że w tamtym czasie dobrze mi zrobiło, że mogłem się wymienić spostrzeżeniami z kimś tak doświadczonym. Dickowi zaś pasowała rola doradcy technicznego w klubie – wspominał van Bronckhorst. Z kolei Advocaat dodawał skromnie: – Gio wszystkiego dokonał sam. Ja mu tylko od czasu do czasu szepnąłem coś do ucha.
Z drugiej strony, relacje Advocaata z van Bronckhorstem budziły też pewne kontrowersje. Ten pierwszy wkroczył do akcji w grudniu 2015 roku, kiedy Feyenoord akurat fatalnie sobie radził. Zaczął się pojawiać na treningach. Niby tylko w roli obserwatora, jednak część dziennikarzy dowodziła, że podważa to autorytet pierwszego szkoleniowca. Na szczęście Advocaat zrozumiał, iż najlepiej będzie, gdy przesunie się głębiej w cień.
– Działacze Feyenoordu mieli dwie drogi. Postawić krzyżyk na van Bronckhorście, lub otoczyć go opieką. Postawili na drugi wariant i dobrze na tym wyszli – przekonuje Arno Vermeulen, holenderski dziennikarz. Poza mistrzostwem, Gio zdobył też z “Dumą Południa” dwa Puchary Holandii.
Sukcesy w Szkocji
Dick Advocaat generalnie jest dość ważną postacią w życiu van Bronckhorsta. To właśnie on w 1998 roku namówił piłkarza na transfer do ekipy Rangers, czyniąc go jednym z elementów – jak pisała szkocka prasa – “kosmopolitycznej drużyny”, zbudowanej przez szkoleniowca na Ibrox. Dość powiedzieć, że w sezonie 1998/99 dla The Gers grało czterech Włochów, trzech Australijczyków, dwóch Niemców, Francuzów, Finów i Holendrów, a także Argentyńczyk, Rosjanin, Norweg, Rumun i Chilijczyk. Mieszanka wybuchowa. – Znam Gio od bardzo wielu lat. Jeszcze z czasów, gdy był on młodzieżowym reprezentantem kraju. To znakomity zawodnik. Wiele klubów się nim interesowało, więc dopięcie tego transferu to nasz duży sukces – cieszył się Advocaat. – To gracz ze szczytu mojej listy życzeń. Feyenoord zrobił wiele, by go u siebie zatrzymać i w ogóle mnie to nie dziwi. Sądzę, że będzie miał duży wpływ na drużynę.
Początkowo van Bronckhorst trochę podpadł kibicom Rangersów. Okazało się bowiem, że Holender wpadł już kiedyś do Szkocji i to nawet na Old Firm Derby, ale zasiadał… w loży Celticu Glasgow. Na mecz zaprosił go Henrik Larsson, dawny kumpel z szatni Feyenoordu. – Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zagram dla Rangers. Mam nadzieję, że kibice mi wybaczą – powiedział Gio. – To było ciekawe doświadczenie. Wszyscy wokół mnie jedli hamburgery i darli się wniebogłosy.
Holenderski pomocnik szybko udowodnił, że warto było na niego przeznaczyć pięć milionów funtó, co wówczas wielu ekspertom wydawało się szaloną wręcz kwotą. W ciągu trzech sezonów spędzonych na Ibrox sięgnął z The Gers po dwa mistrzostwa Szkocji, dwa puchary kraju oraz Puchar Ligi.
Aberdeen 0:4 Rangers (finał Pucharu Szkocji 2000)
Sympatycy Rangersów do tego stopnia zachwycili się holenderską rewolucją Advocaata, że podczas finału Pucharu Szkocji w 2000 roku na trybunach Hampden Park zrobiło się pomarańczowo niczym w trakcie meczów reprezentacji Holandii. Zespół z Glasgow pokonał wówczas Aberdeen aż 4:0. Spotkanie miało zresztą kuriozalny przebieg – już w trzeciej minucie kontuzji nabawił się golkiper Aberdeen, a trener nie mógł sobie pozwolić na wpuszczenie z ławki drugiego bramkarza. Po prostu nie zgłosił takowego wśród trzech przewidywanych na mecz zmienników (takie panowały zasady).
Efekt? Między słupki musiał wbiec napastnik Robbie Winters. To nie mogło się dobrze skończyć, mimo że Szkot na treningach poprzedzających finałowe spotkania stawał od czasu do czasu na bramce, by nabrać nieco wprawy. Summa summarum skapitulował tylko i aż cztery razy. Van Bronckhorst strzelił mu pierwszego gola.
Kłopoty w Arsenalu
Udane występy w Szkocji zapewniły van Bronckhorstowi kolejny sportowy awans, jakim bez wątpienia był transfer do Arsenalu w 2001 roku za osiem milionów funtów. Zespół “Kanonierów” cieszył się już wówczas reputacją jednego z najsilniejszych w Europie, wyrósł na głównego oponenta Manchesteru United na krajowym podwórku, a Arsene Wenger często stawiany był za wzór nowoczesnego managera. – Podjęliśmy wiele prób przedłużenia kontraktu z Gio, ale nie udało nam się namówić go do pozostania w klubie. Jesteśmy rozczarowani, ale rozumiemy ambicje zawodnika – przyznał David Murray, prezes Rangersów.
Holendra początkowo widziano w roli nowego partnera dla Patricka Vieiry w środku pola, zwłaszcza biorąc pod uwagę odejście Emmanuela Petita do Chelsea. On sam twierdził, że chciałby sprawdzić się w układance Wengera właśnie w takiej roli. Sprawy szybko zaczęły się jednak komplikować.
Gio nabawił się poważnej kontuzji kolana, w wyniku której przepadła mu końcówka sezonu 2001/02 oraz początek kolejnych rozgrywek. Tymczasem w składzie “Kanonierów” pojawiła się nowa, niezwykle znacząca postać – Gilberto Silva. Były gracz Rangers przegrał rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie z Brazylijczykiem, no a wspomniany Vieira był naturalnie nie do wygryzienia z jedenastki. Tym samym w Arsenalu zaczęło dla van Bronckhorsta po prostu brakować miejsca. – Do momentu kontuzji grałem właściwie w każdym meczu, czułem się coraz mocniejszy – wspominał Holender w rozmowie z klubową telewizją Arsenalu. – Naprawdę nieźle sobie radziłem. Oczywiście nie ma dobrego momentu na złapanie urazu, ale mnie przytrafiło się to w dosłownie najgorszej chwili. Trudno jest przystosować się do nowego otoczenia, nowego klubu. A kiedy już złapałem właściwy rytm, wypadłem na osiem miesięcy.
Giovanni van Bronckhorst i Arsene Wenger
– Ten uraz wciąż jest w mojej głowie, mimo że kolano już mi nie dokucza. Od razu wiedziałem, że to coś poważnego. Ból był nie do wytrzymania. Od momentu operacji nie miałem z nim problemów, lekarze wykonali świetną robotę – dodał Gio.
W sezonie 2001/02 podopieczni Wengera sięgnęli po mistrzostwo Anglii, rok później wywalczyli FA Cup. Mimo to, rozgrywki 2002/03 były dla londyńczyków rozczarowujące – zespół na samym finiszu rozgrywek spadł z pozycji lidera Premier League i musiał się pogodzić z utratą tytułu na rzecz Manchesteru United. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, w klubie pojawiła się potrzeba zmian. Highbury opuścili choćby David Seaman czy Ołeh Łużny. A także van Bronckhorst, którego odesłano na wypożyczenie do znajdującej się w przebudowie Barcelony. Holender nie był już zatem częścią legendarnego, niepokonanego składu z sezonu 2003/04. Jego ostatni występ w wyjściowym składzie Arsenalu (6:1 z Southampton w maju 2003 roku) okazał się spotkaniem otwierającym passę 49 meczów bez porażki.
Tak czy owak, van Bronckhorst nigdy nie ukrywał, że pobyt w Arsenalu był bardzo pouczający, a współpraca z trenerem kalibru Wengera to dla niego istotna inspiracja w pracy szkoleniowej. Sam Francuz z kolei wskazał parę lat temu Giovanniego jako kandydata na managera “Kanonierów” w przyszłości.
Triumf w Champions League
Trzeba rzecz jasna dodać, że van Bronckhorst wcale źle nie wyszedł na przeprowadzce do stolicy Katalonii. Na Camp Nou trafił bowiem wprost pod skrzydła Franka Rijkaarda, który w 2003 roku rozpoczął proces wyciągania klubu z trwającego od kilku lat kryzysu. Trener natychmiast obdarzył młodszego rodaka dużym zaufaniem – ustawił go na lewej stronie bloku obronnego i uczynił zeń mocny punkt wyjściowej jedenastki Blaugrany, która w sezonie 2004/05 powróciła na tron w hiszpańskiej ekstraklasie. Owszem, pochwały za ten sukces spływały głównie pod adresem takich graczy jak Ronaldinho, Samuel Eto’o, Ludovic Giuly czy Deco. Ale ofensywnie usposobiony i świetnie wyszkolony technicznie van Bronckhorst pasował jak ulał do katalońskiej układanki Rijkaarda.
Nie był w centrum uwagi, lecz swoją robotę wykonywał rzetelnie.
– Rijkaard był mistrzem w zarządzaniu zawodnikami – wspominał Gio w rozmowie z “Voetbal International”. – Ronaldinho nie robił zbyt wiele w ciągu tygodnia. Pamiętam, jak kiedyś trenowaliśmy po południu – przyszedł w koszykarskiej koszulce, okularach przeciwsłonecznych i hawajskich klapkach. Widać było w nich piasek. Pytam go: “Ronnie, co jest?”. A on na to tylko westchnął i wskazał na swoje mięśnie uda. Rijkaard powiedział wtedy, żebyśmy zostawili Ronniego w spokoju, choć on był masowany, a reszta trenowała. My wróciliśmy do szatni, Ronnie nadal leżał na stole do masażu. Jednak kilka dni później niemalże w pojedynkę pokonał Real Madryt. Rijkaard powiedział mi: “nie zamierzam traktować was wszystkich tak samo”.
Arsenal FC 1:2 FC Barcelona (finał Ligi Mistrzów 2006)
W barwach Barcelony van Bronckhorst osiągnął największy sukces w swojej klubowej karierze. W 2006 roku sięgnął po triumf w Lidze Mistrzów. Pokonując w finałowym starciu swój poprzedni klub – Arsenal. W tamtej edycji Champions League wystąpił od deski do deski we wszystkich spotkaniach.
Finał mistrzostw świata
Nie sposób nie zatrzymać się również na moment przy reprezentacyjnej karierze van Bronckhorsta, ostatecznie w narodowych barwach rozegrał on aż 106 spotkań. Dla kadry “Pomarańczowych” grał przez czternaście długich lat. Aczkolwiek ze zmiennym szczęściem. Na Euro 1996 jeszcze się nie załapał, podczas mundialu we Francji był tylko rezerwowym. Trochę rozczarował w trakcie kolejnych mistrzostw Europy – wystąpił w dwóch meczach fazy grupowej, fakt, lecz w każdym z nich zarobił żółty kartonik. W efekcie trzecie starcie grupowego etapu turnieju przegapił, a w ćwierćfinale z Jugosławią wylądował w gronie zmienników.
Powrócił na dramatyczny dla Oranje mecz półfinałowy z Włochami. Nie uchronił drużyny przed dotkliwą porażką.
Mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii? Holendrzy ponieśli niespodziewaną klęskę w eliminacjach. Euro 2004? Półfinał z van Bronckhorstem w wyjściowym składzie. Kolejny mundial? To już słynna portugalsko-holenderska “bitwa o Norymbergę”, zakończona zwycięstwem reprezentacji z Półwyspu Iberyjskiego. Gio należał do szerokiego grona zawodników, którzy wylecieli wówczas z boiska z czerwoną kartką. Z kolei Euro 2008 Holendrzy rozpoczęli kapitalnie, lecz posypali się po fazie grupowej. Wreszcie – mundial w Republice Południowej Afryki. Przegrany finał z reprezentacją Hiszpanii. Van Bronckhorst znowu był mocnym punktem wyjściowego składu, zakładał nawet kapitańską opaskę. No i zdobył niezapomnianego gola w półfinałowej konfrontacji z Urugwajem.
Holandia 3:2 Urugwaj (półfinał mistrzostw świata 2010)
Dodatkowego smaczku tej spektakularnej bramce dodaje świadomość samego van Bronckhorsta, że po turnieju zawiesza on buty na kołku. – Popłakałem się ze szczęścia. Ostatnim meczem w mojej karierze będzie finał mistrzostw świata. Czego więcej mógłbym chcieć? – pytał Gio po zwycięstwie z Urugwajem. Wtedy na pewno nie dopuszczał do siebie myśli, że “Pomarańczowi” nie wygrają turnieju. – Przynajmniej zdobyłem gola, z którego każdy mnie zapamięta.
Indonezyjskie korzenie
Jako się rzekło, Giovanni van Bronckhorst urodził się w Rotterdamie, ale jego korzenie sięgają dużo dalej. Ojciec trenera Rangers, Victor van Bronckhorst, pochodzi z Indonezji, czyli z terenów w przeszłości należących do holenderskiego imperium kolonialnego. Podobnie jak jego matka, Fransien Sapulette. Będąca, precyzyjniej mówiąc, z pochodzenia Molukanką. Ma to duże znaczenie dla Gio, który stara się pielęgnować rodzinne tradycje. – Moi dziadkowie urodzili się w Indonezji. Przybyli do Holandii w latach 50. poprzedniego wieku. Wciąż mam tam krewnych. Kiedy moje dzieci podrosną, chcę zorganizować wycieczkę na wysepkę, z której pochodzą moi dziadkowie. Chciałbym, żeby moje dzieci wszystko zrozumiały i poczuły. To wyjątkowe uczucie, odwiedzić kraj swojego pochodzenia – opowiadał Gio. – Dla mnie niesamowite były nawet odwiedziny w Dżakarcie, ale czymś zupełnie innym jest postawienie stopy na wyspie swoich przodków.
Giovanni van Bronckhorst z synem
– Jeżeli chcesz zrozumieć Giovanniego i jego odporność, wystarczy że spojrzysz na molukańską społeczność – dowodzi profesor Fridus Steijlen na łamach The Athletic. – To często ludzie o bardzo mocnej psychice, którzy – podobnie jak Giovanni – są ambitni i świetnie zorganizowani.
Giovanni generalnie uchodzi za rodzinnego człowieka. A zarazem niezwykle łatwo nawiązującego silne więzi z kolegami z szatni. Dość powiedzieć, że Giovanni Reyna – syn Claudio Reyny, reprezentant USA i zawodnik Borussii Dortmund – otrzymał imię właśnie na cześć byłego reprezentanta Holandii.
Znowu w Glasgow
Po sezonie 2018/19 van Bronckhorst opuścił ławkę trenerską Feyenoordu i dość nieoczekiwanie skierował się do Chin, obejmując Guangzhou R&F. Jego podopieczni (w tym Adrian Mierzejewski) w sezonie 2020 spisali się dość przeciętnie, zajmując ostatecznie jedenaste miejsce w stawce. Gio po roku postanowił opuścić Państwo Środka. – To dla mnie przykre, wszyscy w klubie byli dla mnie wspaniali, tęsknię jednak za rodziną. Ona jest najważniejsza – tłumaczył.
Do pracy powrócił w listopadzie 2021 roku. Gdy Steven Gerrard odszedł z Rangers do Aston Villi, działacze szkockiej ekipy stanęli przed koniecznością szybkiego znalezienia odpowiedniego następcy dla charyzmatycznego Anglika. Padło właśnie na van Bronckhorsta, tak świetnie znanego miejscowej publiczności. Należy jednak uczciwie zaznaczyć, że powrót Holendra na Ibrox nie jest wcale usłany różami. Zaczęło się od pasma znakomitych rezultatów, prawda, lecz im dalej w las, tym częściej The Gers notowali kosztowne potknięcia. Ostatecznie kosztowało ich to spadek z pierwszego miejsca w lidze i ostatecznie utratę mistrzostwa na rzecz Celticu. Bez wątpienia kluczowe okazały się dwie porażki w Old Firm Derby – 0:3 na wyjeździe i 1:2 u siebie.
Co tu kryć, te wynik trochę van Bronckhorstowi ciążą.
Celtic Glasgow 3:0 Rangers (24. kolejka Scottish Premiership 2021/22)
W sumie Rangersi w sezonie 2021/22 zdobyli o trzynaście punktów mniej niż w poprzednich rozgrywkach. Spora różnica. Wszystko to jednak straci na jakiś czas na znaczeniu, jeżeli van Bronckhorst poprowadzi zespół do triumfu w Lidze Europy, co byłoby pierwszym międzynarodowym sukcesem klubu od 1972 roku i zwycięstwa w Pucharze Zdobywców Pucharów. – Zespół świetnie zaczął, potem przez dwa miesiące miał kłopoty, ale tak naprawdę już widać wpływ nowego sztabu na postawę drużyny – uważa Ceri Bowley, kierownik departamentu trenerskiego City Football Group, cytowany przez The Athletic. Gio jest dość mocno powiązany z CFG i dokształcał się pod okiem tamtejszych fachowców. – To naturalna ewolucja. Widziałem, co kibice wypisywali po porażkach z Celtikiem. Ale prawda jest taka, że to coś normalnego dla każdego zespołu. Najpierw cierpisz, by następnie odpalić. I wygrywać.
W fazie pucharowej Ligi Europy podopieczni van Bronckhorsta w pokonanym polu pozostawili już Borussię Dortmund, Crveną zvezdę Belgrad, Sporting Braga i RB Lipsk. Do przeskoczenia pozostała ostatnia przeszkoda – Eintracht Frankfurt.
CZYTAJ WIĘCEJ O HOLENDERSKIM FUTBOLU:
- Rzuty wolne, tarcia w szatni i brutalny mord w tle. Jak Feyenoord zwyciężył w Pucharze UEFA
- Historia Pierre’a van Hooijdonka
- Najlepiej wydane pieniądze w dziejach Celticu. Historia Henrika Larssona
- Zmartwychwstanie Louisa van Gaala
- „Rolnicy” na tronie w potrójnej koronie. Złoty rok holenderskiego futbolu
fot. NewsPix.pl