To był dziwny mecz. Tuż przed jego początkiem goście z Łęcznej dowiedzieli się, że wskutek remisu w spotkaniu Stal Mielec – Śląsk Wrocław (1:1) spadają z Ekstraklasy. Paradoksalnie wpłynęło to być może na widowiskowość gry, bo zarówno Górnik Zabrze jak i beniaminek grali o pietruszkę. Przyjezdni prowadzili już 2:0, ale zabrzanie od 66. minuty przebudzili się i po czterech golach odwrócili losy meczu. Kluczową rolę odegrał w tym Lukas Podolski, dla którego był to ostatni występ w tym sezonie.
Do pewnego momentu przy Roosvelta mieliśmy „Banaszak show”. 25-latek dosłownie wszedł w buty kontuzjowanego Bartosza Śpiączki (11 trafień w tym sezonie). Wykańczał akcje w stylu najlepszego strzelca swojego zespołu i strzelił dwa gole po kontrach. Przy pierwszym Alasana Manneh zapomniał chyba, że nie jest jeszcze na urlopie, bo stracił piłkę w dziecinny sposób. Inna sprawa, że Rafał Janicki też nie pomógł mu w przyjęciu swoim podaniem.
Górnik Zabrze – Górnik Łęczna: Podolski łapał się za głowę
Mimo wszystko to zabrzanie prowadzili grę, ale niewiele z tego wynikało. Przed przerwą co najmniej trzy razy mieliśmy powtarzany jeden obrazek: Podolski mocno zagrywa piłkę wzdłuż bramki gości i nikt nie jest w stanie dosłownie dostawić nogi, żeby cieszyć się z gola. Były reprezentant Niemiec z niedowierzania łapał się tylko za głowę.
To samo pewnie zrobił tuż po wznowieniu gry, kiedy Janicki spacerował zamiast gonić Banaszaka przy akcji na 0:2. Wydawało się, że drużyna trenera Marcina Prasoła godnie zacznie swoje pożegnanie z Ekstraklasą. Warto przypomnieć, że obecny szkoleniowiec jeszcze do 7 kwietnia był asystentem Jana Urbana w Zabrzu. Ktoś mógłby pomyśleć, że oto „uczeń dorównuje mistrzowi”. Nic takiego się nie stało, bo o ile rezerwowi ekipy z Lubelszczyzny pokazali poziom gry mocno wakacyjny, o tyle zmiennicy gospodarzy spięli się i zagrali dużo lepiej niż zawodnicy, którzy zaczynali spotkanie.
Górnik Zabrze – Górnik Łęczna: Nawet Marin się przełamał
Najpierw Dadok wykorzystał zapatrzenie się na siebie Bartosza Rymaniaka i Leandro. Później Podolski w swoim stylu kropnął z woleja, następnie Krzysztof Kubica strzelił ósmego gola głową (po asyście „Poldiego”), a na koniec przełamał się nawet Higinio Marin! Hiszpan do tej pory słynął z tego, że nie potrafi trafić do siatki, kiedy nikogo nie ma w bramce. Tym razem zwieńczył dzieło zniszczenia. Co ciekawe, w jednej z akcji stracił buta i… bezpodstawnie domagał się podyktowania rzutu karnego, ale to już szczegół.
Kibiców zabrzan martwić może tylko ósma żółta kartka „Poldiego”. 36-latek opuści w ten sposób ostatnie spotkanie w tym sezonie na wyjeździe ze Śląskiem (21 maja, godz. 17.30). A wrocławski zespół cały czas walczy o utrzymanie. Wracając jeszcze do Polskiego to swój premierowy sezon w Ekstraklasie kończy z dorobkiem 9 goli i 4 asyst w 27 występach. Całkiem niezły wynik na piłkarza wieku przedemerytalnym. Górnicy z Łęcznej na pożegnanie z elitą przyjmą jeszcze u siebie Jagiellonię. Trener Prasoł zrobi pewnie kolejny przegląd kadr, żeby przekonać się na kogo będzie mógł liczyć w I lidze.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: