Nawet mając już czystą głowę i nie grając o nic wielkiego Legia nie była w stanie wygrać na terenie Jagiellonii, która matematycznie mogła jeszcze spaść z Ekstraklasy. Niecodzienny był to mecz, pod wieloma względami, łącznie z pełnymi trybunami na białostockim obiekcie (ponad 15 tys. widzów).
Jagiellonia – Legia 2:2. Nowe strzelby gospodarzy kontuzjowane
W Jagiellonii trener Piotr Nowak musiał mocno kombinować. Już do przerwy z powodu kontuzji mięśniowych zeszli Marc Gual i Diego Carioca. Obrazki z rzewnie płaczącym Brazylijczykiem opuszczającym murawę autentycznie chwytały za serce, zwłaszcza że dopiero co obejrzeliśmy jak Wisła Płock plażowała w Krakowie.
Michał Pazdan najpierw zaliczył asystę, by na koniec strzelić samobója dającego punkt „Wojskowym”. Israel Puerto w pierwszej połowie w fatalny sposób mógł zawalić gola, gdy piłkę wślizgiem zabrał mu Maciej Rosołek (być może jedyne udane zagranie tego dnia), ale Paweł Wszołek nie wykorzystał dobrej sytuacji, Zlatan Alomerović zdołał odbić jego strzał. Puerto zrehabilitował się niedługo po przerwie, gdy uciekł Mateuszowi Hołowni i dostawił nogę po rzucie rożnym, dając prowadzenie.
Jagiellonia – Legia 2:2. Pierwszy gol Imaza po powrocie
Pechowca Guala na początku meczu zmienił Jesus Imaz, który dopiero przed tygodniem wrócił do gry po wielu miesiącach przerwy. Hiszpański as gospodarzy powinien mieć asystę po dośrodkowaniu na głowę Prikryla. Czech będąc bez obstawy zdecydowanie za lekko uderzył i Miszta dostał prezent. Imaz z kolei zabrał ofensywny konkret Nasticiowi. Bośniak świetnie mu zacentrował, tyle że Hiszpan niecelnym strzałem zmarnował jego wysiłek.
Zrewanżował się białostockim kibicom w ostatnim kwadransie, najpierw wywalczając rzut karny (zahaczenie przez Josue przy oddawaniu strzału) i po chwili go wykorzystując. A w następnej chwili już go na boisku nie było. Imaz nie ma jeszcze sił na pełny występ, a że nieplanowanie wszedł bardzo szybko za Guala, nie wytrzymał kondycyjnie trudów spotkania.
Jagiellonia – Legia 2:2. Struski wyłączył Josue
W Legii niektórzy mocno rozczarowali indywidualnie. Dotyczy to m.in. Josue, który dawno nie był tak bezradny. Portugalczyk otrzymał „plastra” w osobie Karola Struskiego i nie pograł sobie przy nim. Nie była to historia jak z Jackiem Góralskim i Vadisem, ale młodzieżowiec Jagiellonii sumiennie biegał za dużo starszym rywalem, nie pozwalając mu rozwinąć skrzydeł. To nie przypadek, że Josue najbardziej kreatywne podania zaliczał już po zejściu Struskiego. Nie równoważą one jednak tej głupio sprokurowanej jedenastki.
Po pięciu meczach bez gola przełamał się Tomas Pekhart. Nie szło mu, przegrywał fizyczne starcia, jego strzały były blokowane, ale kiedy wreszcie miał trochę miejsca po podaniu Bartosza Slisza naprawdę ładnie sytuacyjnym uderzeniem posłał piłkę tuż przy słupku.
Jagiellonia dobrze zaczęła drugą połowę, ale zbyt szybko zaczęła się skomasowanie bronić. Karny Imaza przyszedł dość niespodziewanie i dał ponowne prowadzenie, lecz końcówka znów należała do gości, którzy mimo to przedłużyli swoją niemoc w Białymstoku do dziewięciu spotkań. Ostatnie zwycięstwo Legii na stadionie „Jagi” miało jeszcze miejsce w czasach panowania Vadisa, Nikolicia i Prijovicia. Dawno, dawno temu.
Drużyna Piotra Nowaka w praktyce jest utrzymana.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Pedro Tiba zostanie w Ekstraklasie? Kusi go Legia Warszawa
- Wisła Płock w trybie wakacyjnym, Cracovia wręcz przeciwnie
Fot. FotoPyK