Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Pogoń Szczecin będzie musiała zadowolić się w tym sezonie brązowym medalem. Niżej nie spadnie już na sto procent, wyżej też ciężary – zespoły Rakowa i Lecha musiałyby oduczyć się grać w piłkę na przestrzeni dwóch kolejek. Czyli: brąz. Jest to więc sukces czy porażka szczecinian?
Trzecie miejsce Pogoni Szczecin. Dlaczego porażka?
Zacznijmy od negatywów. Po pierwsze – Pogoń nie zrobiła kroku do przodu względem poprzedniego sezonu. Wtedy też była trzecia lokata. Wówczas duża rzecz, bo Portowcy nie przyzwyczaili swoich kibiców do takich wyskoków, wcześniej regularnie kończąc rozgrywki w drugiej połowie umownej (lub nie) grupy mistrzowskiej.
Teraz więc to trzecie miejsce aż tak cieszyć nie może, tym bardziej że szczecinianie długo szli łeb w łeb z Rakowem i Lechem. Potknęli się jednak w niespodziewanym momencie – z Wisłą Płock u siebie, a potem tracili punkty z Rakowem (mimo prowadzenia) i Śląskiem, co było gwoździem do mistrzowskiej trumny.
O ile więc porażkę z Rakowem można jeszcze jakoś przełknąć, o tyle wyłożenie się z Wisłą Płock – jednak musiało cholernie boleć. Niemniej drużyny z Częstochowy i Poznania udowadniały, że są w tym sezonie lepsze od Pogoni, bo ekipa Runjaica ani razu nie zapisała sobie trzech punktów po starciach z nimi.
Po drugie – władze Pogoni zrobiły dużo, by trenerowi udostępnić jak najlepsze narzędzia w walce o mistrzostwo. Transfer Kamila Grosickiego to przecież w naszych warunkach bardzo duża rzecz, a pomocnik reprezentacji Polski właściwie z miejsca stał się gwiazdą tej ligi. Miał udział przy aż 17 bramkach Portowców, a nie zaczynał rozgrywek od pierwszej kolejki.
Oczywiście można zauważyć, że szczecinianie sprzedali Kozłowskiego, gdy Lech Poznań swojego młodzieżowca też sprzedał, ale jednak pozostawił na rundę wiosenną. Niemniej władze Pogoni sięgnęły głębiej do kieszeni i sprowadziły Biczachczjana. Wiadomo, że to nie jest młodzieżowiec i Runjaić musiał szukać gdzie indziej, ale też Biczachczjan kręcił po prostu podobne liczby jak Kozłowski. Polak miał trzy gole i dwie asysty, Biczachczjan dwa trafienia, asystę i kluczowe podanie (a trzeba jeszcze pamiętać o dużym udziale przy samobóju Strączka). No i wiadomo: były zawodnik Żiliny trafiał w ważnych momentach, toteż trudno powiedzieć, że na wiosnę Pogoń została ogołocona.
Portowcy byliby mocniejsi z jednym i drugim, natomiast ich siła rażenia nie została ograniczona jakoś zdecydowanie.
Po trzecie, wracając niejako do wyników, Pogoń może żałować frajersko traconych punktów z początku sezonu. Warta grała w dziesiątkę przez 80 minut spotkania i zremisowała ze szczecinianami po golu w końcówce. Lech u siebie wyrównał w doliczonym czasie. Radomiak to samo. Cracovia? Samobój Kurzawy na paręnaście minut przed końcem. Jasne, że każdy zespół może sobie wynotować głupie wpadki, ale wówczas o tej nieodpowiedzialności Portowców mówiło się sporo.
Dziś widać, że seria trzech meczów po 1:1 kosztowała szczecinian dużo.
Trzecie miejsce Pogoni Szczecin. Dlaczego sukces?
Jednak jest i druga strona medalu, ta, która nakazuje nie narzekać, tylko cieszyć się z tego, co jest. Bo jest z czego. Widać, że Pogoń ugruntowała sobie miejsce w polskiej czołówce. To wciąż jest świetnie zarządzany projekt, który w kolejnym sezonie też będzie się liczył w walce o mistrzostwo. Nie mówimy wciąż o hegemonie, ale też dlatego drugi medal z rzędu należy docenić – Pogoń do zeszłego sezonu miała w kolekcji trzy krążki (dwa srebrne i jeden brązowy), toteż po tych dwóch latach dołożyła naprawdę dużo.
I podkreślmy jeszcze raz – widać, że to nie przypadek. Mieliśmy już medalistów w typie Zagłębia Lubin, które sięgały choćby po brąz, a potem te projekty się sypały w widowiskowy sposób. Pogoni po prostu to nie grozi. Widać, że tam wszystko działa, że są fundamenty pod kolejne kroki do przodu. Nie ma mowy o szczęściu czy pojedynczym wystrzale.
Ponadto Pogoń zagra w europejskich pucharach. Może wyciągnie wnioski z poprzedniego sezonu, przejdzie kilka rund, zarobi parę groszy? No i znów: kibic ze Szczecina nie jest przyzwyczajony do europejskich starć, to nie jest codzienność, tylko święto. To też warto docenić.
Odpowiedź na pytanie z tytułu jest więc prosta i skomplikowana zarazem: trzecie miejsce nie jest sukcesem, ale nie jest też porażką. Jest czymś pośrodku – można było zrobić więcej, ale żadna to katastrofa i kompromitacja, że się nie udało. Oczywiście, że w pewnym momencie oczekiwania były dużo większe, ale mamy taki sezon, że o mistrzostwie wśród drużyn z TOP3 zdecydowały detale.
Jeśli Pogoń usprawni pewne elementy (choćby ściągając skutecznego napastnika), w kolejnym sezonie znów zobaczymy ją w czubie tabeli. A może na szczycie. I to jest wartościowe – mieć przekonanie, że idzie się w dobrą stronę, mimo paru zakrętów po drodze.
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:
- Wahan Biczachczjan idealnie pasuje do stylu Pogoni Szczecin
- Luka Zahović – jeden z najbardziej efektywnych napastników w lidze
- Zahović: Presja przez nazwisko? Dzięki ojcu mam dobre życie
Fot. FotoPyk