Niemieckie media donoszą, że Erling Haaland nie życzy sobie, by Borussia Dortmund informowała o jego kontuzjach. Kolejne problemy zdrowotne Norwega mogą skomplikować sprawę jego transferu, a sam piłkarz martwi się, że podatność ma kontuzję mogą robić złe wrażenie na jego przyszłym pracodawcy.
Stan zdrowotny Haalanda jest niejasny, bo on sam nie chce się poddać badaniom. – Nie możesz po prostu wsadzić gościa do maszyny rezonansowej jeśli on tego nie chce. To tak nie działa – mówi Marco Rose, trener BVB. Z jednej strony dla szkoleniowca to pozytywna wiadomość – bo ma z zespole piłkarza, który bardzo chce grać i za wszelką cenę unika pauzowania przez względy zdrowotne.
Ale druga strona tego medalu jest taka, że Norweg opuścił już szesnaście meczów w tym sezonie przez problemy zdrowotne. I niemieckie media donoszą, że Haaland poprosił BVB, by ta nie informowała publicznie o jego kontuzjach. Powód? Piłkarz i jego menadżer nie chcą, by kluby zainteresowane norweskim strzelcem zrezygnowały z niego z uwagi na jego notoryczne problemy ze zdrowiem.
Haaland woli zatem, by stan jego stawu skokowego nie był znany publicznie, bo jeśli do PSG lub Manchesteru City będą spływać kolejne wieści o urazach Norwega, to te kluby mogą wypisać się z walki o podpis snajpera BVB.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE: