Reklama

Futbolowa gorączka według Realu Madryt

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2022, 00:18 • 5 min czytania 52 komentarzy

Chwała Realowi Madryt, bo po takich dwumeczach jak ten z Chelsea, a wcześniej z PSG, po takich przygodach w Lidze Mistrzów nie sposób wątpić w sens często ślepego uwielbiania dla piłki nożnej. W tej edycji najbardziej prestiżowych rozgrywek europejskiego futbolu Królewscy testują wszelkie konstelacje dramatycznych scenariuszy. Strzelają i tracą. Gonią i uciekają. Gubią nadzieję, by za chwilę znów ją odzyskać i w cudownym stylu zameldować się w półfinale Ligi Mistrzów. 

Futbolowa gorączka według Realu Madryt

Mapa emocji z tego dwumeczu mieściła się gdzieś między poglądem norweskiego pisarza Karla Ove Knausgarda, który twierdził, że idealne spotkanie to takie, w którym piłkarze tańczą w szaleńczym zmęczeniu ciągłego boiskowego wracania do punktu wyjścia (madrycki wieczór zaczynał się od stanu 3:1 – przechodził przez 3:3 i 3:4 – a kończył się na 5:4) a wizjami Nicka Hornby’ego, który swoją arkadię tego sportu przedstawia jako spektakl okraszony nieprzyzwoitą liczbą goli, kontrowersji sędziowskich, wzburzeń trybun i starć między gwiazdami tego wielkiego widowiska. I to wszystko się działo.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Real Madryt – Chelsea. Tuchel się uczy, Ancelotti wcina tortellini

Chelsea za nic w świecie nie chciała popełnić błędów ze Stamford Bridge. Dlatego też cofnięty został Reece James, dlatego też przed nim hasał Ruben Loftus-Cheek, dlatego też mobilny Mateo Kovacić zastąpił w środku pola statecznego i pozbawionego ostatnimi czasy zwycięskiego nerwu Jorginho. Thomas Tuchel całą swoją karierę potrafi się uczyć, umie wyciągać wnioski, dlatego triumfator minionej edycji Ligi Mistrzów molestował Real aktywnym pressingiem, agresywnością w środku pola i najzwyczajniejszą w świecie pozytywną energią drużyny, która ma coś do ugrania, ma coś do odrobienia.

Carlo Ancelotti zaś przespał ten czas. Długo nie robił zmian, długo nie reagował na kiepską postawę swoich podopiecznych. Tak jakby już witał się z gąską, tak jakby już myślał o wcinaniu ukochanych tortellini na fecie po zdobyciu uszatego pucharu Champions League.

Reklama

Chelsea napierała. W pierwszej połowie Mason Mount technicznym strzałem zamienił na gola nieco przypadkowe podanie Timo Wernera, a w drugiej dorzucił z rzutu rożnego na głowę Antonio Rüdigera i mieliśmy 2:0. Swoją drogą – trudno ostatnimi czasy nie lubić Niemca, którego nabyta futbolowa skurczybykowatość czyni cholernie nieprzyjemnym stoperem dla wszystkich snajperów tego świata, który od czasu do czasu namiesza kilkadziesiąt metrów od własnej bramki (czy to huknięciem z dystansu, czy to zrobieniem użytku z umiejętności operowania własną łepetyną) i który wyrasta na jednego z największych wygranych londyńskiej kadencji Thomasa Tuchela. Ale dobra, zostawmy tę dygresję, bo wobec godzinnej słabości Realu wydawało się, że Chelsea musi przeciągnąć ten dwumecz.

Najpierw radość londyńskiej ekipy przedłożył jednak Szymon Marciniak, który słusznie, choć po konsultacji z VAR-em, nie uznał ładnej bramki Marcosa Alonso. Przed oddaniem strzału Hiszpan nieznacznie pomagał sobie ręką, a przy akcji bramkowej każdorazowo jest to ruch niedozwolony. Gratulujemy polskiej ekipie sędziowskiej. Nie skompromitowaliście się na salonach, choć na lokalnym podwórku wasza grupa zawodowa znajduje się aktualnie w palącym kryzysie.

Potem zaś, kiedy Timo Werner po pięknej akcji podwyższył wynik na 3:0 i już pisaliśmy piękną poetycką pochwałę „początku końca brytyjskich cierpień młodego Wernera”, i już Thomas Tuchel skakał z radości, i już fani Chelsea odkorkowywali szampany… nagle odpalił się Real.

Real Madryt – Chelsea. Król Modrić, król Karim

Oddajmy Królewskim, co Królewskie.

Ostatnie kilkadziesiąt minut tego meczu to przepiękny pokaz mistrzowskiego futbolu w wykonaniu piłkarzy Realu Madryt. Pierwszy bohater tego wielkiego powrotu to Luka Modrić. Zagrać lepszego zewniaczka niż kiedykolwiek zagrał Martin Pospisil – myśleliśmy, że to niemożliwe. Ale dobra, żarty, żartami, ale uwalniające podanie Chorwata do Rodrygo już na stałe zapisze się w historii piłki nożnej. Podać w ten sposób, z taką precyzją, z taką dokładnością, z takim pietyzmem, z taką prędkością, z taką rotacją, z taką siłą, na takim etapie meczu, to trzeba być królem branży, mistrzem fachu. Przypomnijmy tylko, że Modrić ma trzydzieści sześć lat. W jego wieku inni wielcy europejskiego środka pola, choćby Iniesta czy Xavi, najczęściej znajdowali się po drugiej stronie brzegu. On, choć nic nie musi, bije się o piąty puchar Ligi Mistrzów i zalicza cudowną asystę do Rodrygo (bardzo ładne wykończenie) o tak wielkiej wadze dla losów awansu do półfinału tych rozgrywek.

Reklama

Nie byłoby jednak tego triumfu (zwycięskiej porażki 2:3) Realu, gdyby nie Karim Benzema. Aktualnie to chyba największy faworyt w walce o Złotą Piłkę. Jego uderzenie głową, przesądzające o opowieści całego dwumeczu, było idealnym zwieńczeniem całego absolutnie wyjątkowego występu Francuza w tym starciu. Tydzień temu król Karim walnął trzy gole, teraz tylko jednego, ale za to najważniejszego, bo w dogrywce, bo w swoim stylu, bo na swoich zasadach.

Po pierwszym meczu pisaliśmy: „Kiedyś żyliśmy w czasach Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Teraz – choć ci dwaj dżentelmeni dalej grają i dalej są wielcy – żyjemy w czasach Karima Benzemy i Roberta Lewandowskiego. To spośród tych wybitnych graczy możemy aktualnie wybierać najlepszego piłkarza na planecie. Podczas gdy Polak obrywa od Villarrealu, Karim Benzema zalicza jeden z najlepszych meczów w karierze”.

Cóż, możemy to tylko powtórzyć, dodając tylko słowa uznania dla Viniciusa, który asystował mu w wielkiej chwili na Santiago Bernabeu. W międzyczasie działo się mnóstwo. Christian Pulisic zmarnował dwie niezłe szanse na odwrócenie losów dwumeczu. Kai Havertz spudłował główkę po mierzonym dośrodkowaniu Reece’a Jamesa. Thibaut Courtois bawił się w dryblingi i świetnie sparował huknięcie Hakima Ziyecha. David Alaba wpadł w euforię, kiedy wybrał piłkę spod nóg Jorginho, który no cóż, nie zalicza ostatnio wielkich chwil, więc idealnie nadał się do zgaszenia ostatniego palącego się znicza na grobie nadziei Chelsea na korzystny wynik rywalizacji z Realem. Realem, który idzie po swoje, idzie po Ligę Mistrzów!

Real Madryt 2:3 Chelsea (dwumecz: 5:4)

Mount 15′, Rudiger 51′, Werner 75′ – Rodrygo 80′, Benzema 96′

Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

52 komentarzy

Loading...