Reklama

Cel Realu na dziś? Dokonać zemsty na Chelsea

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

06 kwietnia 2022, 10:12 • 5 min czytania 17 komentarzy

Wczoraj swoje zwycięstwa w Lidze Mistrzów odniosły ekipy z Anglii, natomiast dzisiaj tym samym śladem mogłyby pójść kluby hiszpańskie. Ale czy na pewno? Cóż, patrząc z perspektywy Villarrealu – to będzie naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Przeciwstawić się Bayernowi nawet na własnym stadionie to przecież nie lada wyzwanie, a co dopiero Bayernowi rozpędzonemu, który kilka dni temu solidnie pokarał Freiburg. W innej części świata – przynajmniej w założeniu – prostsze zadanie będzie miał Real Madryt, który z Chelsea ma pewne porachunki do wyrównania. Ot, jeśli zemścić się za porażkę w europejskich pucharach sprzed roku, to właśnie teraz.

Cel Realu na dziś? Dokonać zemsty na Chelsea

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Real Madryt stanie przed dobrą okazją na zemstę

Chelsea wygrała dwumecz z Realem w maju 2021 roku, a potem podniosła trofeum. Chelsea pod wodzą tego samego trenera, ale wówczas jednak lepsza niż obecnie. Nie oszukujmy się – gdyby “The Blues” ponownie osiągnęli ostatni etap Ligi Mistrzów, można by mówić o niemałej niespodziance. Prędzej wymienilibyśmy Liverpool, Manchester City i Bayern, a nie Chelsea, z którą Real mierzy się chyba w najlepszym momencie. Przynajmniej lepszym niż rok temu. To po prostu obecnie najsłabsza ekipa z angielskich przedstawicieli, co dobrze oddaje tabela Premier League. Dotychczasowe wyniki na arenie europejskiej zresztą też, bo Chelsea nie zrobiła do tej pory niczego, po czym powiedzielibyśmy „okej, to jeden z głównych faworytów”. Dopiero przejście Królewskich w ćwierćfinale byłoby takim wydarzeniem.

Tylko że ci sami Królewscy będą na ten dwumecz wyjątkowo zmotywowani. Doskonale pamiętają chwilę, gdy musieli uznać wyższość londyńczyków. Wtedy jeszcze madrycką ekipę prowadził co prawda Zidane, ale dla kibiców Realu Madryt to żadna różnica. Ancelotti ma zagwarantować półfinał i tyle. Każdy inny wynik będzie uznawany za porażkę. To, że wszystko dobrze układa się na ligowym podwórku, nie jest wystarczającym argumentem.

Reklama

Motyw, jaki mają piłkarze Realu, to oczywiście zemsta. Prawie rok temu w Londynie przegrali 0:2, choć mogło skończyć się zdecydowanie gorzej. Ba, w Madrycie nie było lepiej nawet mimo remisu i ogółem można było powiedzieć, że Królewscy zasłużenie odpadli z Ligi Mistrzów. Na przestrzeni 180 minut Chelsea była drużyną po prostu lepszą. Bezapelacyjnie. To zadra, która musi siedzieć w głowie. Nie ma innej opcji. No i pamiętajmy, że obecny skład Realu niewiele różni się od tego sprzed kilkunastu miesięcy, dlatego Ancelotti nie będzie musiał jakoś wyjątkowo swoich podopiecznych motywować. Oni wiedzą, co robić. Zemsta ma być słodka, skuteczna.

Ale czy ta zemsta jest w ogóle możliwa? Bo zaraz może się okazać, że angielskie kluby odtrąbią sukces kosztem hiszpańskich rywali. To znaczy: to bardzo prawdopodobne, że w półfinale nie zobaczymy żadnej drużyny z La Liga, a trzy z Premier League. Co by nie mówić, to byłby kolejny pokaz siły angielskiego futbolu w Europie. Coś, co już niedawno widzieliśmy. I nie zdziwilibyśmy się, gdyby taki scenariusz miał się powtórzyć, bo Real Madryt wcale nie jest w tym starciu faworytem. Mówiąc uczciwie, można by określić szanse obu zespołów po 50%. Jedni i drudzy mają swoje problemy. Nie sztuką jest zatem starać się teraz o sensowne przewidywania, choć na pewno trzeba spodziewać się rywalizacji bardzo wyrównanej. Nie takiej jak sprzed roku, kiedy Chelsea potrafiła obnażać Real raz za razem.

Real vs Chelsea – to też rywalizacja z motywem powrotów w tle

Thibaut Courtois, Eden Hazard i… Carlo Ancelotti. To nazwiska doskonale znane kibicom Chelsea. Trybuny na pewno ciepło przywitają byłego trenera „The Blues”, który jednak uda się na Stamford Bridge. To nie było pewne aż do dzisiejszego poranka, bo Włoch wcześniej otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Z kolei panowie z Belgii mają dwa zupełnie inne statusy w Madrycie. Courtois tym razem odwiedzi znajome strony w dobrym nastroju, bo w ostatnich tygodniach wskoczył na poziom najlepszego golkipera w lidze. Hazard natomiast… Ech, szkoda gadać. Nie dość, że został schowany do szafy przez trenera, to jeszcze ostatnio nabawił się urazu. Nie uda mu się zmierzyć z byłymi kolegami. Co najwyżej zbije z nimi piątki po zejściu z trybun, ale nie ma co rozwodzić się nad Hazardem. Kluczowa będzie forma dnia najważniejszych zawodników.

Niewielkie będą szanse Realu, jeśli kluczowe ogniwa zawiodą. Mówiąc wprost – jeśli Benzema nie będzie miał dobrego dnia. To od niego wiele zależy. Być może nawet więcej, niż powinno. Z Barceloną nie zagrał z powodu kontuzji, co, jak wiemy, skończyło się tragicznie. Gdy wrócił po przerwie reprezentacyjnej, ustrzelił ultra ważny dublet z Celtą Vigo. Jest zatem w gazie, a Francuz w gazie to postrach dla każdej defensywy na świecie. Nawet takiej jak Chelsea, czyli drugiej najlepszej w TOP 5 ligach w Europie (obok Napoli i za Sevillą).

Co z Bayernem? Powinien zaliczyć standardowy dzień w biurze

Na koniec jeszcze kilka słów o starciu Bayernu z Villarrealem. Starciu ciekawym o tyle, że oczywiście wystąpi w nim Robert Lewandowski polujący na rekord bramek Cristiano Ronaldo w ciągu jednego sezonu Ligi Mistrzów. Polak jest na dobrej drodze, żeby przebić Portugalczyka, choć na drodze do tego osiągnięcia ma niełatwych przeciwników. Na niedzielnych kibicach nazwa „Żółtej łodzi podwodnej” nie robi raczej dużego wrażenia, ale to przecież zwycięzca Ligi Europy. I naprawdę dobrze poukładana ekipa, która po prostu zalicza minimalnie słabszy sezon w La Liga. Częściowo przez front pucharowy, na którym i tak udało zajść się dalej, niż ktokolwiek w Villarrealu mógł się spodziewać.

Dzisiaj nawet remis z Bayernem byłby wyczynem, czymś ponad stan, co hiszpańskim kibicom na długo zapadłoby w pamięci. Rozsądek jednak podpowiada, że ewentualne postawienie się Dawida w starciu z Goliatem będzie tylko miłą anegdotą wspominaną po latach, a nie realnym przełożeniem na sprawienie ogromnej sensacji. Lewandowski i spółka na papierze są po prostu za mocni. Nie chcemy mówić, że rozjadą Villarreal, ale to powinien być taki pojedynek jak ten Liverpoolu z Benficą. Czyli niżej notowany rywal coś tam powierzga, trochę się postawi, zrobi na nas wrażenie, lecz ostatecznie zabraknie mu jakości, żeby wskórać coś więcej. Brutalne, ale prawdziwe. Bawarska maszyna powinna zaliczyć standardowy dzień w biurze.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Arek Dobruchowski
7
Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Liga Mistrzów

Komentarze

17 komentarzy

Loading...