Legia Warszawa odpada z Pucharu Polski, a więc raczej nie uratuje już tego sezonu (finansowo i sportowo). Wiadomo, że brak utrzymania już jej nie grozi, ale wygrana w Pucharze Polski jawiła się jako ciekawa nagroda pocieszenia w tych jakże rozczarowujących rozgrywkach 21/22. Ekipa Vukovicia zrobiła w ostatnich tygodniach wiele, by znów traktować ją naprawdę poważnie. Ale nie na tyle dużo, by w ważnym meczu być równorzędnym konkurentem dla Rakowa. Dziś na tle obrońcy tytułu była zespołem o klasę gorszym.
I choć może wynik na to nie wskazuje – skończyło się 1:0 dla Rakowa – gospodarze byli zdecydowanie lepszym zespołem w każdym aspekcie. Legii brakowało zwłaszcza polotu w ofensywie. Czy dlatego, że zgodnie z regulaminem musiała ona wystawić dwóch młodzieżowców, a więc w obliczu braku Miszty i Nawrockiego parę dziesiątek stworzyli Rosołek i Skibicki? Bardzo możliwe. Deficyt kreatywności w ofensywnych sektorach był dzisiaj aż nadto widoczny. Do tego nieco cofnięty Josue (Legia zagrała w 3-4-2-1) nie dawał z przodu tyle, ile zwykle daje w lidze.
Raków rozstrzygnął ten mecz tak naprawdę w piątej minucie – to wtedy gola głową po stałym fragmencie zapakował Wdowiak. Znów dała o sobie znać nieoceniona prawa noga Iviego Lopeza, który wrzucał piłkę z umiejscowionego w bocznym sektorze rzutu wolnego. To pewien paradoks – Raków ma w zespole przecież kilku wieżowców, a gola strzelił akurat ten zawodnik, który mierzy 1,74 m.
Zagrożenie, jakie w pierwszej połowie stworzyła sobie Legia? Warta odnotowania jest tylko akcja Rosołka, który spróbował strzału sprzed pola karnego (piłka przeszła nad bramką). Poza tym atakował głównie Raków. Akcję na potencjalne 2:0 miał chwilę po strzeleniu gola – po akcji Wdowiaka wślizgiem próbował strzelać Musiolik, ale Strebinger instynktownie zablokował uderzenie wystawiając rękę. Dobijać w tej akcji próbował jeszcze Sturgeon (bramka była odsłonięta), lecz zabrakło mu precyzji. Inne akcje? Była próba lobu Ledermana. Było sam na sam Musiolika (niewykorzystane, ale wcześniej i tak był spalony). Był ciekawy rogal od Papanikolaou (znów – dało się to uderzyć celniej).
To jednak była tylko zapowiedź kolejnych ataków w drugiej połowie. Bo mimo faktu, że to Legia musiała gonić wynik, to gospodarze mieli znacznie więcej animuszu w przodzie i nie bez powodu Mateusz Wieteska powiedział po meczu w Polsacie, że Legia nie ma nawet żadnego powodu do usprawiedliwień, bo rywale awansowali zasłużenie.
Jeśli chodzi o akcje stołecznego klubu, można odnotować tylko indywidualną szarżę Verbicia, która zakończyła się prostym dla Trelowskiego strzałem. Ewentualnie sytuacyjne uderzenie Wieteski po stałym fragmencie, które też nie sprawiło golkiperowi problemów. Kiedy w ostatnim meczu ligowym Marek Papszun dawał mu pograć, żeby miał przetarcie przed ważnym spotkaniem, był przekonany, że młodego bramkarza czeka znacznie trudniejsza robota.
Za to Raków miał kilka ciekawych okazji. Zdarzyło się, że po rzucie wolnym Strebinger musiał wybijać piłkę niemalże z linii. Pierwsza bujanka Iviego Lopeza w polu karnym zakończyła się trochę niecelnych strzałem z ostrego kąta, druga – dobrym wyjściem austriackiego bramkarza, który zablokował zapędy Hiszpana. Ostatecznie częstochowianie kolejnego gola nie wcisnęli, ale rozmach, z jakim grali, nakazuje sądzić, że awansowali zupełnie zasłużenie.
To werdykt, z którego – poza kibicami Rakowa – najbardziej cieszą się w Gdańsku, Radomiu, Płocku, Zabrzu czy Gliwicach. Awans częstochowian do finału Pucharu Polski oznacza, że czwarte miejsce będzie premiowane grą w europejskich pucharach. A więc – mimo słabszej formy pretendujących do tego miejsca – wciąż czekają nas emocje na tym froncie w Ekstraklasie.
Raków Częstochowa – Legia Warszawa 1:0 (1:0)
5′ Wdowiak
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
Fot. FotoPyK