Reklama

Kiedy jakość łagodzi stany zapalne – przypadek Atletico

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

05 kwietnia 2022, 13:46 • 10 min czytania 1 komentarz

Temat Atletico Madryt? Temat rzeka. Trwający sezon jest dla tej drużyny do pewnego stopnia rozczarowujący. Miało być stawianie kolejnych kroków i umacnianie fundamentów. Nagle okazało się, że przez większość rozgrywek konstrukcja chybotała się przy pierwszym lepszym wietrze i śledzenie tego projektu nie należało do przyjemnych. Najpierw gra była słaba, ale wyniki w porządku. Potem obie te kwestie zawodziły i tak mijały kolejne tygodnie. Teraz wydaje się, że wracają na właściwe tory, ale czy na pewno?

Kiedy jakość łagodzi stany zapalne – przypadek Atletico

Atletico Madryt miało walczyć o obronę mistrzostwa i spróbować zwojować Ligę Mistrzów. W europejskich pucharach wciąż mają prawo marzyć o rzeczach wielkich (nikomu nie odbierajmy szans), ale droga do obrony krajowego tytułu jest już dla nich nieprzejezdna. Zmarnowano szansę na obronę tytułu, która może się prędko nie powtórzyć.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Jasne, walczą o drugie miejsce, ale to tylko na pozór dobry wynik. Sevilla od dawna zawodzi, a Barcelona dopiero w 2022 roku powstała z martwych. Gdyby w Atletico wszystko się zgadzało, dziś Duma Katalonii miałaby z 10 punktów straty do drużyny z Estadio Wanda Metropolitano.

Reklama

Atletico Madryt. Niech dobra seria nie zmniejsza czujności

Łatwo jest wysnuć daleko idące wnioski na podstawie wyników z ostatnich kilku tygodni, bo te uległy znacznej poprawie. Seria sześciu ligowych zwycięstw mówi sama za siebie. Prawdą jest, że Atletico nie zanotowało podobnego ciągu ligowych wygranych od ponad roku. Wówczas skończyło się na ośmiu. Jak będzie tym razem? Mieszanka szczęścia, przebłysku i jakości jest wybuchowa. Ciężko wyrokować, ale terminarz będzie im sprzyjał. Mallorca, Espanyol i Granada nie są zespołami, które w normalnych okolicznościach powinny napędzić Los Colchoneros stracha.

Atletico można pochwalić za liczbę zwycięstw w ostatnim czasie. Nie zmienia to faktu, że daleko im do zespołu, który leje innych bejsbolem i podziwia, jak przeciwnicy puchną. Piłkarze klubu z Estadio Wanda Metropolitano miewają sporo kiepskich momentów w każdym meczu. To kwestia powtarzalna i trudno im ją wyeliminować.

Bierzmy pod uwagę tylko ostatnie spotkanie. Szybko strzelony gol powinien ustawić mecz, ale gospodarze zaczęli się gubić. Dopiero ostatnie dwa kwadranse były godne mistrzów Hiszpanii. Dodatkowo zaznaczyć trzeba, że grali ze słabeuszami. Deportivo Aleves po tym meczu zwolniło trenera i aż strach pomyśleć, jaki będzie kolejny pomysł na drużynę władz klubu z Vitorii, ale dziś ten temat zostawmy.

Dla dobra walki do ostatniej kolejki chciałoby się widzieć Atletico takie jak w końcówce wspomnianego spotkania. Takie żywe, bezpośrednie, potrafiące wzbudzać pozytywne emocje. Gdyby te wycinki dobrej gry z poszczególnych spotkań stale się wydłużały, to Atletico byłoby zupełnie inaczej oceniane. Mówilibyśmy wówczas o kandydatach do walki o tytuł w sezonie 2022/23.

Czynnik Joao Felixa

Postęp bierze się z tego, że w końcu regularnie gra Joao Felix. Świetnie uzupełnia się z Antoinem Griezmannem, który lepiej radzi sobie z tzw. czarną robotą. Były narzekania na Portugalczyka, że nie biega wystarczająco i nie daje tyle w obronie, ile by mógł, więc dostawienie obok Francuza było sprytnym i mądrym posunięciem.

Atletico gra teraz bez typowej dziewiątki. Nie jest nią Joao Felix, nie jest też Antoine Griezmann, ale ważne, że się to sprawdza. Portugalsko-francuski duet dobrze się uzupełnia i daje sporo możliwości. Obrońcy drużyn przeciwnych często się gubią, bo mają problemy z oceną, na kim powinni skupić się w danej chwili. A jest jeszcze Matheus Cunha, który wrócił ostatnio do zdrowia i też dobrze wygląda w takim ustawieniu. Można skorzystać także z usług Angela Correi (przez jakiś czas najmocniejszy punkt w drużynie) i piłkarza, o którym jeszcze przyjdzie wspomnieć. Jest w czym rzeźbić.

Reklama

Felix dojrzewa, zmienia się. Nie można powiedzieć, że gra egoistycznie, pod siebie. Widać, że bardzo mu zależy zespole, ale i na tym, by pokazać światu, że stać go na rzeczy wielkie. Nauczył się przelewać sportową złość na poczynania boiskowe. Niezadowolenie związane z niewielką liczbą minut rozegranych dla reprezentacji Portugalii podczas ostatniej przerwy na kadrę (19 minut z Turcją i 2 minuty z Macedonią) spożytkował w najlepszy możliwy sposób.

Zagrał bardzo dobry mecz w ten weekend, ale już w piłce klubowej. Wygląda to tak, jakby chciał pokazać Fernando Santosowi, że się pomylił przy wyborze składów na Turcję i Macedonię Północną. Dodajmy do tego, że w ostatnich sześciu ligowych spotkaniach Felix zdobył łącznie sześć bramek i zaliczył dwie asysty. Tak dobrej wersji Portugalczyka jeszcze nie widzieli na Estadio Wanda Metropolitano.

JOAO FELIX W PUŁAPCE CHOLISMO I ZDROWIA

Są też mniej zadowoleni

Wcześniej często w pierwszym składzie wychodził Luis Suarez, ale dobrze zrobiło tej drużynie to, że dziś jest zmiennikiem. Wciąż to najgroźniejszy piłkarz w ostatniej tercji, bardzo inteligentny i sprytny, ale wychodząc z nim od pierwszych minut, trzeba bardzo dużo poświęcić. Koszt jest niewspółmierny do osiąganych korzyści. Joker idealny, ale już nie piłkarz do wyjściowego składu.

Urugwajczyk musiał zrozumieć, że nie daje już tyle, ile dawał w przeszłości, ale rola zmiennika w żadnym stopniu nie powinna być dla niego ujmą. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Nie każdy zawodnik się pięknie starzeje i tego przykładem jest właśnie El Pistolero.

Jakiś czas temu powiedział: – Wcześniej mówiono, że dużo grałem i że powinienem odpocząć. Teraz gram mniej niż się spodziewam i dlatego czuję się bardziej chętny do gry z reprezentacją narodową. Da się wyczuć szpilkę, ale coraz rzadziej pojawiają się podobne uwagi Urugwajczyka. Genialnego piłkarza, ale balansującego na linii mety profesjonalnej kariery.

Z pewnością trudno było go odstawić ze względu na historię poprzedniego sezonu. Przyszedł jako napastnik niechciany przez Barcelonę, ale pokazał, że może regularnie trafiać do sieci i utrzeć nosa niedowiarkom. Był kluczowym piłkarzem w walce o mistrzostwo, ale starczyło pary na jeden sezon. Simeone podjął odważną decyzję, na którą zanosiło się od dawna. Dla dobra swojego i zespołu.

Uczenie się jest procesem ciągłym

Nigdy nie jest za późno, by nauczyć się czegoś nowego. Współczesny futbol wymaga ciągłych udoskonaleń. Nie ma czasu na przestoje i ślepą wiarę, że obecne rozwiązania zawsze będą się sprawdzać.

Diego Simeone musiał się na nowo nauczyć, że nie samą tożsamością wygrywa się spotkania. Współczesna piłka wymaga dużej elastyczności, systemów gry, które płynnie mogą przez siebie przenikać. Przez część sezonu jego drużyna wyglądała tak, że plan A był średni lub niezrozumiały, a planem b było pójście na chaos i przeprowadzenie wielu zmian w możliwie najkrótszym czasie.

Nie tego oczekiwano od mistrzów Hiszpanii, tak nie wypada. Po prostu. To było zwykłe cofanie się w rozwoju i dawanie pożywki osobom z wprawnym okiem i ciętym językiem. Zastanawiała taka nijakość. Nie wiadomo było, co oni chcą grać. Ni to futbol ofensywny, ni defensywny. Z tego właśnie brało się przepychanie spotkań kolanem. Pomysły się nie sprawdzały, ale sama jakość piłkarska łagodziła stany zapalne.

Przecież Atletico w sezonie mistrzowskim potrafiło zaskakiwać błyskawicznymi przejściami z obrony do ataku i w przeciwnym kierunku. Raz grali trójką, raz czwórką w obronie. Z przodu też potrafili się błyskawicznie przeorganizować w zależności od potrzeby chwili i fragmentu spotkania. Właśnie dlatego grało się tak ciężko przeciwko tej drużynie mistrzowskiej.

Atletico powoli do tego wraca, ale nie można dać się nabrać i nie wypada oczekiwać od razu cudów. Tam wciąż jest duże pole do poprawy i zdają sobie z tego sprawę również piłkarze. Koke dopiero zaczyna przypominać siebie z poprzednich rozgrywek, w grze Marcosa Llorente też się coś ruszyło. Rodrigo de Paul, który miał być wielką gwiazdą dopiero wchodzi na obroty. Takich przypadków jest mnóstwo. Potencjał w tym zespole jest spory, ale wiele czynników sprawiło, że nastąpił kamuflaż jakości poszczególnych graczy. Część winy bierze za to trener, część piłkarze. Pytanie w jakiej proporcji, bo sprzeczności w tym sezonie nie brakuje.

Myślenie życzeniowe prowadzi do upadku

Atletico w tym sezonie gubiła jeszcze jedna rzecz. Wiara, że uda się jakoś poskładać niektóre formacje, choć już na pierwszy rzut oka wymagały wzmocnień. W sezonie mistrzowskim już nie było czwórki obrońców, do których przez lata mogliśmy przywyknąć, ale i tak z dostępnych zawodników udało się sklecić nadspodziewanie szczelną defensywę.

Stefan Savić osiągnął szczytową formę, Felipe grał na bez porównania wyższym poziomie niż teraz. Mario Hermoso był całkiem solidny. Kontuzje dość często omijały Jose Marię Gimeneza, więc jakoś to wyglądało. W całym sezonie ligowym stracili 25 bramek, w pierwszej połowie rozgrywek tylko 9. W tym już 37, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że coś się popsuło. Mniej straciło choćby Getafe, a początek sezonu mieli koszmarny.

W rozgrywkach 21/22 czerwono-białe klocki przestały już do siebie pasować, wady poszczególnych piłkarzy zaczęły się uwidaczniać i nie jest już tak pięknie. Naiwnie sądzono, że obrona nie wymaga wzmocnień, gdy do grona ofensywnych piłkarzy dokładano jeszcze Antoine’a Griezmanna i Matheusa Cunhę.

Gdyby Atletico na początku sezonu sprowadziło solidnego obrońcę, to w tyłach byłoby znacznie spokojniej. Teraz każda wrzutka w pole karne Jana Oblaka wywołuje poruszenie i za każdym razem trzeba się liczyć z tym, że coś się może przydarzyć. Tym bardziej że Słoweniec w tym sezonie ma sobie dużo zarzucenia. Lekką ręką można wymienić dziesięciu bramkarzy, którzy spisują się lepiej w trwających rozgrywkach.

Nieco poprawiła się gra defensywna Atletico po sprowadzeniu zimą Reinildo, ale jemu też przydarzają się gorsze chwile. To lewy obrońca, który teraz często występuje w trójce stoperów. Jest bardzo solidny i przydatny, ale i tak latem wypadałoby zaopatrzyć skład w topowego gracza, który na wiele lat rozwiązałby problemy tego zespołu. Brakuje prawdziwego lidera i skały, która podniosłaby jakość, a nie tylko rywalizację.

Na dywaniku

W pewnym momencie nerwy zaczęły puszczać nie tylko kibicom, ale również klubowym władzom. Kiedy oczekiwania tak bardzo rozjeżdżają się z rzeczywistością, naturalną koleją rzeczy są pewne ruchy i mniej przyjemnej rozmowy.

Dużo zmieniło spotkanie piłkarzy z Miguelem Angelem Gilem Marinem, który wściekł się po porażce z Levante, przez co Atletico wypadło na moment z pierwszej piątki. Zaprosił zawodników i sztab, by omówić pewne kwestie, które trapiły go od dawna. Zwykł mówić, że praca, którą wykonuje, zmusiła go do poznania tajników psychologicznych. Okazuje się, że musi być w tym naprawdę dobry.

Podszedł do sprawy bardzo emocjonalnie. Starał się przemówić piłkarzom do rozsądku, bo w jego głowie pojawiły się obawy, że Atletico może skończyć sezon poza czwórka. To byłaby dla tego klubu katastrofa. Taki upadek po sezonie mistrzowskim? To nie byłoby zwykłe potknięcie, to byłby skok z trzeciego piętra na kostkę brukową.

Od momentu wspomnianego spotkania Atletico wzięło się w garść i nie zanotowało żadnej wpadki. Dodatkowo zdołali sprawić mała niespodziankę i pokonali w dwumeczu Manchester United. Kilku piłkarzy nabrało chęci do gry i wiele zmieniło się na plus. Wciąż okazuje się, że szczera rozmowa i uderzenie pięścią w stół mogą odmienić profesjonalne zespoły.

Przydałby się sportowy audyt

Ta sytuacja też pokazuje, że Diego Simeone potrzebuje wsparcia ludzi, którzy pomogą mu w opracowaniu nowej strategii na kolejne lata. Cholo często wytyka się bardzo wysokie zarobki, ale kasa nie rozwiązuje problemów. W tym przypadku tylko ich dokłada.

Argentyńczyk skupił całą uwagę na sobie i dziś płaci za to dużą cenę. W tym sezonie zdarzało mu się zakłamywać rzeczywistość. Udawał, że wszystko jest w porządku, gdy niewiele kwestii się zgadzało. Blefował, że drużyna zmierzała w dobrym kierunku, ale mowa ciała zdradzała jego bezsilność. Magia Simeone zaczęła znikać, bo syndrom oblężonej twierdzy jest skrajnie toksyczny. Do tego doszły problemy rodzinne. Dużo zdrowia kosztowała go choroba ojca, który niedawno odszedł z tego świata. Siła złego na jednego?

Współczesne zarządzanie polega na tym, żeby budować zespół wokół ludzi, którzy w konkretnej dziedzinie mogą wiedzieć nawet więcej niż sam szef. Tego czasem w Atletico brakuje. Zbyt wiele zależy od jednej osoby. Powstało coś w rodzaju cholocentryzmu.

Dziś Simeone przydałby się audytor, który spojrzałby świeżym okiem na kadrę pierwszego zespołu i zastanowił się, co trzeba zmienić. Kogo kupić, ale i kogo sprzedać. To nawet ważniejsze. Trenerzy z dłuższym stażem w klubie często przywiązują się do piłkarzy, ale niekiedy sentymenty zabijają trzeźwe myślenie. Z pozoru Atletico ma bardzo szeroką i mocną kadrę, ale zastanówmy się, ilu piłkarzy na przestrzeni tego sezonu prezentowało równą i wysoką formę. Na upartego można wymienić trzech, czterech, ale każdy ma sobie wiele do zarzucenia.

Ktoś powinien wziąć na siebie odpowiedzialność i wspomóc Simeone w procesie selekcji. Im szybciej, tym lepiej. Ten jest w stanie nam jeszcze pomóc w kolejnym sezonie, tamten przez minimum pięć lat, ale ten już powinien zmienić otoczenie.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Kryzys? Jaki kryzys? Real dostaje po tyłku, ale jak zwykle się ogarnie

Kamil Warzocha
8
Kryzys? Jaki kryzys? Real dostaje po tyłku, ale jak zwykle się ogarnie

Komentarze

1 komentarz

Loading...