Reklama

Dominik Wydra: Raków w 2. Bundeslidze walczyłby o awans

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 kwietnia 2022, 11:19 • 7 min czytania 12 komentarzy

Dominik Wydra po sześciu latach spędzonych w 2. Bundeslidze miał być sporym wzmocnieniem Rakowa Częstochowa. Tymczasem po rozegraniu raptem czterech meczów doznał poważnej kontuzji kostki, przez którą pauzuje do dziś. O tym – i nie tylko – z nim rozmawiamy. Jakie błędy popełniono na początku leczenia? Kiedy powinien wrócić na boisko? Dlaczego urazu nabawił się w wyjątkowo pechowym okresie? Jak Raków prezentuje się w porównaniu do niemieckich drugoligowców? Czego brakuje Ekstraklasie, a co ma liga austriacka? Jak Wydra zaangażował się w pomoc dla ukraińskich uchodźców? Zapraszamy. 

Dominik Wydra: Raków w 2. Bundeslidze walczyłby o awans

Nadal nie znajdujesz się w meczowej kadrze Rakowa. Co się stało i jak dziś wygląda sytuacja? Rozumiem, że nie od początku zakładałeś tak długą przerwę?

Zdecydowanie nie. Pod koniec września uszkodziłem kostkę podczas treningu. Duży pech, wyskoczyłem do piłki, wylądowałem na jednej nodze i od razu poczułem, że kostka uciekła mi we wszystkie strony. Przez pierwsze tygodnie trudno było określić, jak poważna jest ta kontuzja. Zanim rozpocząłem zasadnicze leczenie, straciłem półtora miesiąca, co znacznie opóźnia mój powrót. Niedawno wróciłem na boisko, trenuję indywidualnie, mam zajęcia z piłką. Myślę, że jeszcze z tydzień, może dwa i będę mógł już normalnie pracować z drużyną na pełnych obrotach.

Na czym polegał problem z diagnozą?

Rezonans magnetyczny nie dał wszystkich odpowiedzi. Kostka była bardzo opuchnięta, ale jednocześnie dość stabilna. Wszyscy myśleliśmy, że miałem szczęście i udało się uniknąć czegoś poważniejszego. Potem niestety okazało się, że zerwałem ścięgno i leczenie znacznie się wydłuży.

Reklama

Ty nawet w pewnym momencie wróciłeś do treningów.

Spróbowałem, ale okazało się, że jest na to za wcześnie. Kostka dostała za mało czasu. Chciałem jak najszybciej wrócić do drużyny w rundzie jesiennej. Pospieszyłem się i na pewno sobie nie pomogłem. Gdybym od razu zaczął robić to, co robię od grudnia, to pewnie już dawno bym grał. Tak jak mówię: zmyliło nas to, że początkowo kostka była stabilna. Stwierdziłem, że w takim razie próbuję, wychodzę na trening pobiegać, ale po kilku dniach wyczułem, że coś jest nie tak. Powtórzyliśmy rezonans i wtedy wszystko stało się jasne.

Lekarze na początku przekonywali, że uraz nie jest tak poważny czy to raczej ty się upierałeś, że można wrócić szybciej?

To była wspólna decyzja. Długo gram w piłkę i przeważnie wyczuwam swoje ciało. Tym razem to zawiodło, pierwsze wrażenie okazało się błędne. Przez pierwszy miesiąc nic nie mogłem robić, bo opuchlizna była zbyt duża. Później zeszła, po rozmowie z lekarzem i fizjoterapeutami zacząłem trenować, ale szybko okazało się, że problem nie zniknął. Z dzisiejszej perspektywy mogłem być bardziej cierpliwy. Po fakcie człowiek jest mądrzejszy.

Z tego, co widzę, to najpoważniejsza kontuzja w twojej karierze.

Reklama

Tak. Kiedyś w Rapidzie Wiedeń naderwałem więzadło w kolanie, ale wróciłem do gry po trzech miesiącach. Tu już mamy pół roku przez stracone tygodnie w pierwszej fazie.

W efekcie na razie wiele o samym graniu w Rakowie powiedzieć nie możesz. Fakty są jednak takie, że dopóki walczyłeś o skład, twoja sytuacja była dość trudna. 90 minut rozegrałeś w Białymstoku, gdy Marek Papszun wystawił eksperymentalny skład, a oprócz tego zaliczyłeś trzy wejścia z ławki. 

Spotkanie z Jagiellonią na pewno było naszym najsłabszym w tym sezonie. Graliśmy wtedy w europejskich pucharach, trener rotował składem. Pamiętajmy, że latem późno dołączyłem do drużyny. Nie przepracowałem letniego obozu. Przyszedłem już po meczu z Legią o Superpuchar Polski. W 1. kolejce z Piastem Gliwice siedziałem jeszcze na trybunach i dopiero potem wszedłem w trening. Od połowy maja do końcówki lipca pracowałem indywidualnie. Wiedziałem, że będę potrzebował kilku tygodni, żeby się do wszystkiego przyzwyczaić. Każdy wie, że w Rakowie trenujemy dużo i mocno. I tak naprawdę dopiero w okresie, w którym doznałem kontuzji, byłem już gotowy na sto procent. Szkoda, że tak wyszło.

Po jednej sytuacji mógłbyś mieć koszmary. W ostatniej minucie dogrywki z Rubinem Kazań po twojej interwencji sędzia odgwizdał bardzo kontrowersyjny rzut karny, który na szczęście obronił Vladan Kovacević.

Gdyby padł gol, czułbym się fatalnie, mimo że każdy widział, że nie powinno być karnego. Trudno tu nawet mówić o moim błędzie. Na szczęście Vladan to obronił i więcej nie musiałem o tym myśleć. Postawiłem mu potem dobrą kolację (śmiech).

Raków walczy o mistrzostwo, ale to raczej nie jest dla ciebie zaskoczeniem. Latem deklarowałeś, że przychodzisz tu właśnie po to, żeby bić się o najwyższe cele.

Już po pierwszych dwóch dniach miałem jasność, jaki jest tu sposób pracy, jak wygląda cały sztab szkoleniowy i w żaden sposób nie mogę być zaskoczony, że jesteśmy dziś tak wysoko w tabeli. Gramy o mistrzostwo, taki był mój plan. Odchodząc z 2. Bundesligi powiedziałem sobie, że teraz chcę grać o puchary i tytuły. Z tego powodu trafiłem do Rakowa.

Byłeś w kilku niemieckich drugoligowcach, więc masz duże porównanie. Jak na tym tle Raków wygląda jeśli chodzi o koncepcję na grę, obciążenia treningowe i tym podobne?

Zawsze trudno o takie porównania. Zależy od konkretnego klubu. Ja w Niemczech miałem cztery, trenerów jeszcze więcej. Każdy z nich miał inne podejście. Był taki, który narzucał bardzo duże obciążenia, inny dawał znacznie więcej luzu, był też fanatyk taktyki. Sądzę, że w Polsce ten przekrój wygląda podobnie. Na pewno treningi w Rakowie to byłaby górna granica tego, co spotkałem w Niemczech. A jeśli już mam to z czymś zestawiać, to tutaj pracujemy podobnie jak w VfL Bochum, w którym byłem w sezonie 2016/17. Wydaje mi się, że w 2. Bundeslidze Raków walczyłby o awans.

Jest coś specyficznego w warsztacie Marka Papszuna, coś cię zaskoczyło lub zdziwiło?

Nie nazwałbym tego zdziwieniem czy zaskoczeniem, ale podoba mi się to, jak poukładanym zespołem na boisku jest Raków. Każdy piłkarz dokładnie wie, co i kiedy ma robić. Obojętnie, kto zagra i na jakiej pozycji wyjdzie, będzie wiedział, jakie są jego zadania.

Jakie wrażenia co do samej Ekstraklasy?

Nic mnie nie zaskoczyło, wiedziałem, czego się spodziewać. Podobają mi się stadiony, cała otoczka medialna, duże zainteresowanie kibiców. Chłopaki mówili, że marketingowo liga w ostatnich latach poszła do przodu. Sam poziom sportowy też jest dobry. Ekstraklasa znajduje się na dobrej drodze, brakuje tylko lepszych wyników w europejskich pucharach. To daje dopływ pieniędzy, zwiększa prestiż i pozwala sprowadzać lepszych piłkarzy. To największa różnicą między ligą polską a austriacką. Austriacy całościowo nie mają dużo silniejszej ligi – pomijając sam Salzburg, który wszystko napędza – ale co roku dwa czy trzy kluby grają w fazach grupowych w pucharach. Patrząc na potencjał polskich klubów, uważam, że cel minimum powinien być taki sam.

Podpisywałeś z Rakowem roczny kontrakt z opcją przedłużenia. Coś się tu klaruje?

Opcja jest obustronna, więc zobaczymy. Jeżeli wrócę i zagram przynajmniej kilka meczów, to jestem optymistą. Na ten moment decyzji nie ma.

Po raz pierwszy tak długo jesteś w Polsce. Wykorzystałeś ten czas poza boiskiem?

Tak, super się żyje. Jak mówiłem latem, ważne było to, żebym nie miał zbyt daleko do Wiednia. 80 procent mojej rodziny żyje w Polsce, ale w Wiedniu mieszkają moi rodzice i rodzina od strony żony. Częstochowa pod tym względem pasowała i dziś jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyboru. Szkoda tylko, że nie wszystkie zaległości towarzyskie zdążyłem nadrobić. Mam wielu krewnych w Małopolsce, ale kontuzja skomplikowała plan wizyt, bo większość rehabilitacji przechodziłem w Wiedniu. A wcześniej graliśmy co trzy dni i mieszkało się głównie w hotelach. Dopiero teraz, jak już wrócę do gry, powinno być więcej czasu, więc podjadę w kilka miejsc.

Przeszło ci przez myśl, że mógłbyś zostać w Polsce na stałe?

Aż tak nie. Po karierze zostajemy w Wiedniu, to już od dawna ustalone z żoną.

Od ponad miesiąca trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. Poruszyło cię to i sam zaangażowałeś się w pomoc.

To normalne, że jeśli w takiej sytuacji mogę pomóc, to pomagam.

Uściślając: udostępniłeś władzom miasta w Dreźnie swój apartament, w którym można przyjąć uchodźców.

Współpracuję z firmą, która udostępnia mieszkania, więc w razie potrzeby można je w internecie wyszukać i za darmo z nich skorzystać. W Niemczech wolnych mieszkań jest coraz mniej, dlatego wielu ludzi oferuje pokoje u siebie za takim pośrednictwem. U mnie na razie do wykorzystania jest apartament z jednym pokojem, od 1 maja będzie jeszcze dwupokojowy, choć wierzę, że do tego czasu nie będzie już potrzebny. W tym mniejszym szybko były komplety osób, a w razie potrzeby dokładaliśmy materace. Problem polegał na tym, że przeważnie chodziło o matki z dziećmi, które w takich warunkach mogą funkcjonować kilka dni, żeby odpocząć i na spokojnie znaleźć sobie coś innego na miejscu. Mniejszy apartament aktualnie jest pusty, ale w przyszłym tygodniu wprowadza się do niego mama z dzieckiem i w tym przypadku chyba będzie to dłuższy pobyt.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O RAKOWIE O CZĘSTOCHOWA:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
19
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

12 komentarzy

Loading...