Iga Świątek nie przegrała 14 meczów z rzędu, wygrywając w trakcie tej serii turnieje WTA w Dosze i Indian Wells oraz dochodząc do ćwierćfinału imprezy w Miami. To jedna z najlepszych takich serii w WTA w ostatnich latach, a sama Polka twierdziła, że takiej jeszcze nie miała i zaczyna zastanawiać się, gdzie jest jej limit. Tego – podobnie jak i ona – nie wiemy. Postanowiliśmy jednak sprawdzić, w jakim miejscu urywały najdłuższe takie serie od momentu, gdy Iga na stałe przeszła do seniorskiej rywalizacji, czyli początku 2019 roku. Wyszło, że Świątek już jest wśród najlepszych.
Spis treści
Serie bez porażki. Na początek kilka uwag
Oczywiście, co wypada dodać, seria serii nierówna. Iga wszystkie z czternastu swoich spotkań wygrywała w turniejach rangi WTA 1000, najwyższej możliwej po imprezach wielkoszlemowych i WTA Finals. Inne tenisistki – niekoniecznie, choć niektóre też potrafiły popisać się w sporych turniejach. Tak czy siak jednak – wygrać 10 lub więcej meczów z rzędu na poziomie touru to sukces, najlepiej świadczy o tym fakt, że od początku 2019 roku więcej niż raz zrobiły to ledwie cztery tenisistki. W tym sama Iga.
Zanim przejdziemy do rzeczy, dodajmy – takie zestawienie nie może obyć się bez kilku zastrzeżeń. Oto one:
- Liczą się tylko mecze na poziomie turniejów WTA 250 lub wyższych, turnieje rangi 125, choć też mają „WTA” w nazwie, pełnią funkcję podobną do challengerów, znanych z męskiego touru.
- Nie liczyliśmy meczów z kwalifikacji do poszczególnych turniejów.
- Poza imprezami WTA wliczaliśmy też – dokładnie tak, jak robi to oficjalna strona kobiecych rozgrywek – mecze Billie Jean King Cup (wcześniej Pucharu Federacji) oraz te z igrzysk olimpijskich w Tokio.
I to tyle. Może się wydawać, że to uwagi mało istotne, ale bez nich do ogólnego zestawienia weszłoby co najmniej pięć serii, które w takiej sytuacji się nie zmieściły. Zresztą, nic nie stoi na przeszkodzie, by je teraz przywołać, bo większość z nich to naprawdę ciekawe zjawiska:
- Bianca Andreescu – 10 wygranych meczów z rzędu (01-02.2019 – pięć meczów w WTA 125)
- Ludmiła Samsonowa – 10 (06-07.2021 – dwa mecze to kwalifikacje)
- Emma Raducanu – 10 (08-09.2021 – trzy mecze to kwalifikacje)
- Jekatierina Aleksandrowa – 12 (12.2019-01.2020 – pięć meczów w WTA 125)
- Elena-Gabriela Ruse – 13 (07.2021 – cztery mecze to kwalifikacje)
Właściwie tylko Andreescu to zupełnie typowa seria. Aleksandrowa swoją zaczęła w turnieju WTA 125 w Ligones, który stał się już jej specjalnością. W 2019 roku wygrała go po raz trzeci – innych zwycięskich imprez tej rangi nie ma. Z kolei triumf w imprezie rangi 250 w Shenzhen, który nadszedł niedługo po tym, jest jej największym osiągnięciem w karierze. Samsonowa w czasie swojej serii przeszła przez kwalifikacje w Berlinie, by ostatecznie tam zatriumfować, pokonując po drodze m.in. wygranym przez siebie US Open najpierw ograła trzy rywalki w kwalifikacjach, a potem siedem kolejnych w głównej drabince.
Najciekawiej wygląda jednak seria Eleny-Gabrieli Ruse, która w dwóch kolejnych turniejach dochodziła do finałów, przechodząc wcześniej przez dwustopniowe eliminacje. W jednym wygrała, w drugim musiała uznać wyższość rywalki. Gdyby triumfowała w obu, jej seria w głównych drabinkach wystarczyłaby do tego, by Rumunka znalazła się w zestawieniu na dole tego tekstu. A tak skończyło się na dziewięciu takich triumfach z rzędu. Ot, bywa.
Kto i kiedy?
21. Tyle co najmniej dziesięciomeczowych serii bez porażki odnotowaliśmy od początku 2019 roku (pełne zestawienie znajdziecie nieco niżej). Dwie z nich to zasługa Igi Świątek. Po trzy mają prawdopodobnie dwie najlepsze tenisistki ostatniego pięciolecia – Naomi Osaka i Ash Barty. Tyle tylko, że jedna z nich próbuje wrócić aktualnie na swój poziom po zmaganiach z problemami mentalnymi, a druga w roku 2019, jej przełomowym. Potem dopadły ją kontuzje.
O dziwo, zważywszy na fakt, jak nieprzewidywalne zdaje się być w ostatnich latach WTA, brak w tym zestawieniu nazwisk przypadkowych. Są tenisistki, które w trakcie swojej kariery zdobywały co najmniej jeden tytuł wielkoszlemowy: Andreescu, Osaka, Świątek, Kerber, Kvitova, Barty, Azarenka, Krejcikova, Halep. Są też takie, które gościły co najmniej w finale takiej imprezy: Keys, Karolina Pliskova, Danielle Collins. No i w końcu jest mistrzyni olimpijska (Belinda Bencic), jest była już wiceliderka rankingu (Aryna Sabalenka) i jest też tenisistka, która zachwycała swą regularnością pod koniec poprzedniego roku (Anett Kontaveit).
Innymi słowy: zaskoczeń brakuje. Jeśli już coś może faktycznie być niespodzianką, to fakt, ile z tych serii nie wiąże się z największymi sukcesami danej zawodniczki.
Weźmy Igę Świątek. Polka w 2020 roku wygrała Roland Garros, a sam w sobie triumf wielkoszlemowy to już siedem zwycięstw z rzędu. Pierwszą ze swoich serii – wynoszącą równe 10 spotkań – ustanowiła jednak na przełomie maja i czerwca ubiegłego roku, gdy w Paryżu odpadła w ćwierćfinale. Wcześniej jednak wygrała turniej w Rzymie i to, w połączeniu z czterema zwycięstwami w Paryżu, wystarczyło. Danielle Collins, mimo że w tym roku była w finale Australian Open, własną serię 12 wygranych spotkań zanotowała w poprzednim sezonie, gdy triumfowała w dwóch imprezach WTA z rzędu (rangi 250 i 500).
Ciekawym przypadkiem jest też Naomi Osaka, która dwukrotnie przedwcześnie kończyła sezon, ale w kolejny wchodziła na tyle dobrze, że jej serie rozbijają się na dwa lata. W 2019 roku zrezygnowała z występu w WTA Finals po jednym, zresztą wygranym meczu, mając na koncie 11 zwycięstw z rzędu. W styczniu 2020 dołożyła kolejne trzy. Z kolei pod koniec 2020 wygrała US Open, po czym odpuściła kolejne turnieje, ale na starcie 2021 w Gippsland Trophy doszła do półfinału, notując ogółem dziesięć zwycięstw z rzędu. A po porażce z Elise Mertens… znów triumfowała w dziesięciu kolejnych spotkaniach.
Przerwana, ale z innego powodu, była też najdłuższa seria w tym zestawieniu – Simony Halep z 2020 roku. Rumunka w lutym tamtego roku triumfowała w imprezie WTA 500 w Dubaju, a potem przyszła pandemia. Po przerwie najpierw zgarnęła trofeum w Pradze (250), potem w Rzymie (1000), aż wreszcie przegrała w IV rundzie Roland Garros po meczu, w którym kompletnie rozbiła ją Iga Świątek.
I tak wyszło, że Polka mogła, nawet o tym nie wiedząc, zapewnić nam dodatkowe emocje przy okazji trwającego turnieju w Miami.
Iga po najlepszy wynik?
Czternaście wygranych meczów w najnowszej historii WTA to bardzo dużo. Historycznie rzecz patrząc – niekoniecznie, ale o najdłuższych seriach w dziejach, jeszcze sobie krótko napiszemy. Z kolei od momentu debiutu Igi Świątek w tourze, tylko pięć tenisistek wykręciło lepsze wyniki. Tyle że Iga, jak już wspomnieliśmy, zrobiła to wszystko w turniejach rangi WTA 1000. A jej rywalki?
- Aryna Sabalenka – 15 (Ostrawa 500 + Linz 250 + Abu Zabi 500);
- Ash Barty – 15 (Roland Garros + Birmingham 250 + trzy mecze Wimbledonu);
- Barbora Krejcikova – 15 (Strasburg 250 + Roland Garros + trzy mecze Wimbledonu);
- Bianca Andreescu – 16 (Toronto 1000 + US Open + trzy mecze Pekin 1000);
- Simona Halep – 17 (Dubaj 500 + Praga 250 + Rzym 1000 + trzy mecze Roland Garros).
Jak widać, pod kątem wygranych w trakcie swojej serii imprez, lepsza od Igi jest właściwie tylko Bianca Andreescu, która do imprezy rangi 1000 dołożyła też triumf wielkoszlemowy. Turnieje najwyższej rangi wygrywały też Ash Barty i Barbora Krejcikova, ale oprócz tego dokładały do nich „250”, choć wypada docenić wyczyn Australijki, która z mączki przeniosła się na trawę i zgarnęła kolejne trofeum do kolekcji. Sabalenka i Halep mają za to inne atuty – jako jedyne wygrywały trzy imprezy z rzędu.
Iga Świątek w teorii może je wszystkie przebić. Potrzebowałaby do tego „tylko” triumfu w Miami.
Dziś o 1 w nocy zagra bowiem w ćwierćfinale tego turnieju z Petrą Kvitovą. Prosta matematyka – do końca imprezy na Florydzie zostały jej trzy mecze. Jeśli wygra wszystkie, będzie miała 17 zwycięstw z rzędu. Tyle co prowadząca w naszym zestawieniu Simona Halep. Ale już ranga turniejów zrobi swoje – jednemu „tysiącowi” Rumunki Iga mogłaby przeciwstawić swoje trzy. Przeciwko Biance Andreescu, która w trakcie swojej serii wygrała US Open i imprezę rangi 1000 w Toronto, Świątek miałaby za to dwa argumenty – po pierwsze, o jeden wygrany mecz więcej. Po drugie, trzy wygrane turnieje przy dwóch Kanadyjki.
To wszystko to, oczywiście, jednak tylko rozważania i swego rodzaju zabawa. Sama Iga zauważała ostatnio, że jest jej już coraz trudniej, bo kumuluje się zmęczenie, a do tego (choć o tym już nie wspomniała) nie pomagali jej też organizatorzy, którzy jej mecze w poprzednich rundach ustawili blisko siebie. Teraz jednak miała dzień przerwy i do spotkania z Kvitovą powinna przystąpić dużo świeższa. I oby to pozwoliło jej wygrać. Choć już teraz seria Igi jest naprawdę godna zapamiętania.
Gdyby jednak chcieć umieścić ją w historycznych tabelach, byłaby daleko.
Najlepsze w historii
WTA do pewnego momentu było podzielone na dominatorki, najlepsze tenisistki, grające w swojej własnej klasie, oraz resztę stawki. Reszta czasem się odgryzała, ale zwykle to te najlepsze roznosiły konkurencję. Nie było takiej rywalizacji jak teraz, gdy przed każdym turniejem można było wytypować od kilku do kilkunastu kandydatek do zwycięstwa. Nawet Serena Williams – dla wielu najlepsza tenisistka w historii – nie osiągnęła poziomu zawodniczek z przeszłości, jeśli chodzi o rozmiary dominacji. Również dlatego, że od zawsze szczególnie motywowała się na największe turnieje.
W TOP 10 najdłuższych serii bez porażki znajdują się wyniki… ledwie czterech zawodniczek. Wiele mówiące jest to, że chronologicznie ostatnia z nich skończyła się w 1990 roku. Wtedy wiele w kobiecym tenisie zaczęło się zmieniać. Pojawiły się młode, interesujące zawodniczki, nastąpił spory wysyp talentów. Czasy niepokonanych dominatorek odchodziły powoli do lamusa.
Ale ich wyniki nie. Dość powiedzieć, że najlepszą dziesiątkę serii bez porażki zamykają ex aequo Chris Evert i Martina Navratilowa, które zgromadziły… 41 zwycięstw z rzędu. Nazwisko Evert pojawia się zresztą w najlepszej dziesiątce jeszcze raz, a Navratilowej łącznie aż czterokrotnie! Martina jest pod tym względem absolutną królową, równać nie może się z nią nawet Steffi Graf (trzy serie, w tym druga najdłuższa – 66 wygranych), a przecież tenisistka urodzona z Czechosłowacji jest też legendą debla i gdy tylko mogła, grała również w miksta. Łącznie wygrała 356 turniejów – 167 w singlu, 177 w deblu i 12 w mikście.
Kiedy jednak spojrzy się na to, że tylko w singlu notowała serie 41, 53, 58 i 74(!) meczów bez porażki z rzędu, jej wyniki przestają dziwić. Dziwi za to jedno – że nigdy nie zdobyła Kalendarzowego Wielkiego Szlema. Ale cóż, widocznie nie można mieć wszystkiego. A Martina ma choćby rekord wygranych z rzędu, którego pewnie nikt już nigdy nie pobije.
Najdłuższe serie meczów bez porażki w WTA od początku 2019 roku
- Karolina Pliskova – 10 wygranych meczów z rzędu (01.2019)
- Bianca Andreescu – 10 (03.2019)
- Naomi Osaka – 10 (09.2020-02.2021)
- Naomi Osaka – 10 (02-03.2021)
- Iga Świątek – 10 (05-06.2021)
- Angelique Kerber – 10 (06-07.2021)
- Madison Keys – 10 (01.2022)
- Petra Kvitova – 11 (01.2019)
- Ash Barty – 11 (03-05.2019)
- Ash Barty – 11 (01.2022)
- Belinda Bencic – 12 (02-03.2019)
- Wiktoria Azarenka – 12, w tym jeden walkower (08-09.2020)
- Danielle Collins – 12 (08.2021)
- Anett Kontaveit – 12 (10-11.2021)
- Naomi Osaka – 14 (09.2019-01.2020)
- Iga Świątek – 14 (02.2022-nadal trwa)
- Aryna Sabalenka – 15 (10.2020-01.2021)
- Ash Barty – 15 (05-07.2019)
- Barbora Krejcikova – 15 (05-07.2021)
- Bianca Andreescu – 16 (08-10.2019)
- Simona Halep – 17 (02-10.2020)
Najdłuższe serie meczów bez porażki w historii WTA
- Chris Evert – 41 (1975-1976)
- Martina Navratilova – 41 (1982)
- Steffi Graf – 45 (1987)
- Steffi Graf – 46 (1988)
- Martina Navratilova – 53 (1983)
- Chris Evert – 55 (1974)
- Margaret Smith Court – 57 (1972)
- Martina Navratilova – 58 (1986-1987)
- Steffi Graf – 66 (1989-1990)
- Martina Navratilova – 74 (1984)
Fot. Newspix