Jan-Krzysztof Duda dopiero po dogrywce uznał wyższość Magnusa Carlsena w finale turnieju szachów szybkich Charity Cup, drugiej imprezy z cyklu Champions Chess Tour, nazywanego nierzadko „szachową Ligą Mistrzów”. Na przestrzeni całego turnieju Polak zaprezentował się jednak ze znakomitej strony i jego występ można uznać za bardzo dobry prognostyk przed zbliżającym się Turniejem Pretendentów, gdzie powalczy o awans do meczu o mistrzostwo świata.
Charity Cup. Bez Rosjan, ale z niezłą obsadą
Cały Champions Chess Tour składa się z dziewięciu imprez rozgrywanych online – Charity Cup był drugą z nich, a cykl zakończy się dopiero 20 listopada. Ten turniej był jednak w pewnym sensie wyjątkowy, bo zabrakło w nim jakichkolwiek szachistów z Rosji. Choć 30 z nich podpisało się na początku marca pod listem wyrażającym sprzeciw wobec wojny i działań Władimira Putina (niechlubnym wyjątkiem jest na przykład otwarcie wspierający Putina Siergiej Kariakin, zawieszony przez FIDE na pół roku), to do udziału w Charity Cup nie zaproszono żadnego z nich, nawet Jana Niepomniaszczija, który w pierwszym tegorocznym turnieju z cyklu doszedł do finału, gdzie przegrał z Magnusem Carlsenem.
Decyzja o braku rosyjskich szachistów dziwić jednak nie mogła – w trakcie imprezy zbierano bowiem środki na zbiórkę UNICEF związaną z rosyjską inwazją w Ukrainie. – Konflikt zbrojny w Ukrainie jest oczywiście straszną rzeczą. Fajnie, że tak duża grupa kibiców, grupa ludzi szachów wpłaca sama z siebie datki na pomoc dla Ukraińców, dla ukraińskich dzieci. Serce rośnie i myślę, że zdecydowanie pokazuje to jednolitość szachowej społeczności – mówił Jan-Krzysztof Duda. Ostateczna zebrana kwota wyniosła zresztą ponad 150 tysięcy dolarów, a to już solidna sumka.
Takie środki zgromadzono mimo tego, że – czysto teoretycznie – turniej nie miał aż tak mocnej obsady, która mogłaby przyciągnąć kibiców. Teoretycznie, bo gdy jej się przyjrzeć, to mimo braku Rosjan i kilku mocnych nazwisk, które biorą aktualnie udział w FIDE Grand Prix (impreza ostatniej szansy na awans do Turnieju Pretendentów), okazuje się, że stawka szachistów w Charity Cup wcale nie była zła.
Przede wszystkim – był Magnus Carlsen, a on zawsze przyciąga uwagę. Poza nim jednak grał między innymi Ding Liren (trzeci na światowych listach) czy Richard Rapport, węgierski arcymistrz, swego rodzaju rewelacja tego roku. Do tego zjawił się też Jan-Krzysztof Duda, który zastąpił Radosława Wojtaszka. To ten drugi pierwotnie miał wystąpić w tym turnieju, ale się rozchorował. Na jego miejsce wskoczył więc nasz najlepszy zawodnik. Poza tym interesujące z punktu widzenia fanów szachów mogły być też mecze zaproszonych szachistek – Ju Wenjun oraz Lei Tingjie – które pokazały się zresztą z dobrej strony.
Najlepiej ze wszystkich zaprezentował się jednak Duda. Bo że Carlsen znajdzie się w finale, wydawało się niemal pewnikiem. A dla Polaka był to debiut w tej fazie rozgrywek.
Z meczu na mecz coraz lepiej
Choć w grupie z jego dyspozycją było jeszcze różnie. Owszem, potrafił pokonać choćby Rameshbabu Praggnanandhę, czyli szesnastolatka uważanego w tej chwili za jeden z największych szachowych talentów na świecie, ale zaliczał też mniejsze bądź większe wpadki – tą najpoważniejszą z pewnością była porażka z przywołaną wcześniej Ju Wenjun, która pokazała, że nawet w starciu z jednym z najlepszych szachistów świata potrafi sobie poradzić.
Mimo wszystko rywalizację w grupie Duda skończył na piątym miejscu, przez co w ćwierćfinale grał z Davidem Antonem Guijarro z Hiszpanii. I tam już zaczął szaleć. Rywalowi oddał ledwie pół punktu za remis w jednej partii, ogółem jednak bez najmniejszego trudu awansował do półfinału. Tak daleko w jakimkolwiek turnieju CCT jeszcze nie zaszedł. A to nie był koniec. W półfinale pokonał bowiem najlepszego w fazie grupowej Lê Quang Liêma 2,5:1,5 i wszedł do meczu o tytuł.
– Awans do finału to coś specjalnego i budującego, bo doświadczenie pokazało, że turnieje tego cyklu są dla mnie bardzo ciężkie. Zdarzało się, że grałem w nich poniżej oczekiwań. W moim odczuciu dzisiejszy mecz był ciekawy. Decydowała pierwsza partia, z której nie jestem specjalnie dumny, ale udało mi się przechytrzyć przeciwnika, który popełnił właściwie jedyny błąd. Po dwóch remisowych pojedynkach w pewnym momencie trzeciego myślałem, że rywal jest w beznadziejnej sytuacji, ale muszę tu docenić jego klasę, zagrał bardzo kreatywnie, szukał swoich szans. Najważniejszy jest remis w tej psychologicznej partii, który w efekcie dał mi awans – mówił po swoim wielkim sukcesie.
Sam zresztą przyznał, że uważa go za drugi największy w swojej karierze w szachach online – tuż po brązowym medalu szachowej olimpiady, który wywalczył z kolegami z polskiej drużyny przed dwoma laty. Charity Cup wskoczyłby pewnie w jego osobistym rankingu na pierwsze miejsce, gdyby Janek pokonał w finale Carlsena. Wcale zresztą nie był tego daleki.
Magnus nadal króluje
Że Duda potrafi wygrać z Magnusem, to wiemy doskonale – zrobił to choćby w ubiegłorocznym Pucharze Świata, gdy Norwega wyeliminował w półfinale. W październiku 2020 roku przerwał za to jego serię 125 wygranych partii ze światową czołówką z rzędu. Lub inaczej: 802 dni bez porażki. Gdyby cofnąć się w czasie jeszcze dalej, znaleźlibyśmy też triumf Dudy w meczu szachów błyskawicznych, w których naprawdę dobrze sobie radzi. Podobnie jak w szachach szybkich, na zasadach których rozgrywano turniej, w tym również finałowe partie – obaj na start mieli 15 minut i 10 dodatkowych sekund za każdy wykonany ruch.
Generalnie można było więc wierzyć w Jana-Krzysztofa. I tego się trzymaliśmy.
– Granie z aktualnym mistrzem świata nigdy nie jest proste, zwłaszcza, że nie jest to pierwszy raz, kiedy spotykam się z Magnusem Carlsenem. Kilka razy udało mi się wygrać, a najważniejszym osiągnięciem w tych pojedynkach jest zdecydowanie wygrana w półfinale Pucharu Świata. Magnus słynie z tego, że nie odpuszcza zawodnikom, którzy mu zaszli za skórę w przeszłości, więc myślę, że będzie jeszcze większą motywację, niż zazwyczaj, żeby ze mną wygrać. Bardzo się cieszę, że mam możliwość zagrania z mistrzem świata, jednym z najlepszych zawodników w historii dyscypliny – mówił sam Duda.
Magnus faktycznie mu nie odpuścił. Wczoraj z zaplanowanych czterech partii ostatecznie odbyły się tylko trzy. W pierwszej padł remis, w dwóch kolejnych lepszy okazał się Carlsen, ostatni pojedynek nic by już w wyniku nie zmienił, więc go odwołano. Ale to nie przekreślało szans Polaka, bo finał rozgrywano na zasadzie setów. Magnus prowadził więc 1:0, ale gdyby w dzisiejszych partiach lepszy okazał się Duda, czekała nas dogrywka.
Wszystko zaczęło się jednak fatalnie, bo Magnus wygrał pierwszą partię. Żeby przedłużyć całe spotkanie, w pozostałych trzech Polak mógł sobie pozwolić co najwyżej na jeden remis. Dwie musiał wygrać, a mało co zapowiadało, by miał to zrobić. Druga z dzisiejszych rozgrywek długo toczyła się bowiem pod dyktando Magnusa, aż wreszcie jednym fantastycznym ruchem królową nasz szachista – grający wtedy czarnymi! – zmienił właściwie obraz całej partii. Norweg jeszcze próbował się ratować, ale w końcu skapitulował. W trzeciej partii nie miał za to nic do powiedzenia, Duda od początku grał znakomicie i wygrał drugi raz z rzędu. A dwie partie przegrane przez Norwega z rzędu to niesamowita rzadkość. Momentami zresztą doskonale było widać szok na jego twarzy.
Magnus co prawda szybko się z niego otrząsnął, ale nie zdołał wygrać czwartej, decydującej partii. Ta zakończyła się remisem. I doszło do dogrywek, rozgrywanych w jeszcze szybszej formule.
W nich niestety dwukrotnie Duda dał się zaskoczyć i ostatecznie przegrał obie partie. Nie zmienia to jednak faktu, że rozegrał fantastyczny turniej i po pierwszym fatalnym dniu finału zdołał się pozbierać na tyle, by zaliczyć znakomitych kilka partii z najlepszym aktualnie szachistą świata. A może i najlepszym w historii. Jeśli na podobnym poziomie zagra w Turnieju Pretendentów (16 czerwca-7 lipca), to może powalczyć o to, by po raz kolejny przejść do historii polskich szachów. I znów spróbować zajść Magnusowi za skórę.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o szachach: