Potwierdziło się, że Piast Gliwice mając pod nogami coś, co przypomina piłkarską murawę, potrafi pograć w piłkę. Ostatni raz tak zdziwieni byliśmy chyba wtedy, gdy selekcjoner reprezentacji Polski powołał do kadry Kamila Glika, Wojciecha Szczęsnego czy Piotra Zielińskiego. Jeśli nie uda się w najbliższym czasie rozwiązać problemu z gliwickim pastwiskiem, na miejscu władz klubu rozważylibyśmy złożenie wniosku o rozgrywanie wszystkich spotkań do końca sezonu na boiskach rywala.
Jasne – byłoby to nie fair w stosunku do kibiców, którzy chodzą na stadion przy ulicy Okrzei. Z drugiej strony – byłoby to jak najbardziej fair w stosunku do piłkarzy, którzy muszą się męczyć, a także tych kibiców, dla których priorytetem jest przede wszystkim dobra gra ich zespołu.
Fakty są takie – poza Gliwicami zespół Waldemara Fornalika zbiera punkty aż miło:
- wygrał 2-0 z Wisłą Płock (jako pierwszy zespół w sezonie),
- wygrał 3-1 ze Śląskiem Wrocław,
- zremisował 0-0 z Zagłębiem Lubin,
- wygrał 1-0 z Cracovią.
Tylko przeciwko Miedziowym gra nie do końca się kleiła, zresztą obu drużynom i w efekcie mecz był bardzo zły, nawet biorąc pod uwagę to, że mamy już odporność na paździerze. Ale generalnie i tak jest o niebo lepiej niż u siebie, gdzie Kądzior i spółka co prawda wygrali ostatnio w Lechią, ale też odpadli w Pucharu Polski i zdobyli punkt w dwóch pozostałych meczach, męcząc przy tym siebie i wszystkich, którzy poświęcili czas na ich mecze.
Dziś do odniesienia zwycięstwa na stadionie Pasów wystarczył jeden gol autorstwa Damiana Kądziora, ale niech was nie zwiedzie suchy wynik. Działo się więcej. Okej, do przerwy wiało nie powiemy czym i ładne trafienie Piasta traktowaliśmy po prostu jak rekompensatę. Ale w drugiej części gry tempo skoczyło, a dobrych akcji i sytuacji bramkowych było sporo.
Najpierw załatwmy jeszcze sprawę trafienia, bo chcemy wyróżnić Tihomira Kostadinowa. Piast był bardzo konkretny w zimowym okienku, ale później tych konkretów brakowało sprowadzonym piłkarzom, oczywiście poza Kamilem Wilczkiem (dziś słusznie nieuznany gol i zmarnowana dobra sytuacja). Teraz w końcu przełamał się reprezentant Macedonii Północnej, który wskoczył do pierwszego składu, ale brakowało chemii pomiędzy nim a Kądziorem i Wilczkiem. A dziś w akcji bramkowej wyglądało to trochę tak, jakby panowie znali się do podstawówki. Nowy nabytek pięknie zgrał piłkę do 6-krotnego reprezentanta Polski, a ten zmieścił ją między poprzeczką a Niemczyckim. Wzór.
Piast oczywiście nie mógł być spokojny, bo Cracovia wbrew pozorom potrafi dokuczyć rywalowi za sprawą rezerwowych. Dzisiaj sporo ożywienia wniosło wejście na plac Rivaldinho, ale Brazylijczyk, który niedawno strzelił pierwszego gola w sezonie, nie był skuteczny. W jednej sytuacji zatrzymał go dość efektownie Plach, ale w pozostałych nie potrafił wcelować w bramkę. Golkipera Piasta trzeba wyróżnić jeszcze za interwencję przy strzale van Amersfoorta. Holender puścił sprytnego szczura zza pola karnego, ale Słowak był czujny.
Traktowaliśmy ten mecz jak rywalizację drużyn, które jeszcze mogą powalczyć o czwarte miejsce, które może dać puchary. I cóż – dzisiaj wydaje się, że prędzej zrobi to Piast niż Cracovia. Zespół Jacka Zielińskiego złapał zresztą nieprzyjemną serię (pięć meczów bez zwycięstwa – dwa remisy i trzy porażki) i przydałoby się coś wygrać, żeby się jeszcze przypadkiem nie wmieszać w wiadomo co.
Fot. FotoPyK
Więcej o Piaście Gliwice: