Zobaczyliśmy jedno z najbardziej zdumiewających starć Barcelony z Realem w XXI wieku. Niewiele było takich, gdzie “Duma Katalonii” była o kilka półek lepsza i wręcz zdeklasowała swojego największego rywala. Potraktowała go tak, jakby to był mecz z jakąś Osasuną, do której można przyjechać na pewniaku, strzelić kilka sztuk i wyjechać w dobrych humorach. Barcelona pod wodzą Xaviego udowodniła, że bez Messiego też można upokorzyć Królewskich, a przecież takich obrazków nie widzieliśmy od bardzo dawna. Ten mecz głęboko zapisze się w historii klasyków.
Barcelona mogła strzelić jeszcze kilka bramek więcej. Do samego końca pachniało manitą, ale, co najważniejsze, to pierwsze zwycięstwo “Dumy Katalonii” z Realem Madryt od trzech lat. Efekt Xaviego. Nic więcej mówić nie trzeba. A dla Realu bardzo słabe uczucie, że ostatnią fazę spotkania Barca tak naprawdę odpuściła, grając w trybie eko.
Real Madryt – FC Barcelona. Ekipa Xaviego uciszyła Bernabeu
Już w 7. minucie Real mógł strzelić bramkę. Valverde posłał płaski strzał po długim słupku, ale kapitalną interwencją popisał się Ter Stegen. To było pierwsze ostrzeżenie dla Barcelony. Ale jeszcze poważniejsze wysłała Barcelona, kiedy kilka minut później Aubameyang zmarnował setkę. Po podaniu Ferrana Torresa mógł zrobić z piłką wszystko, ale uderzył tak słabo, że Courtois mógł ten strzał na spokojnie obronić. To samo zresztą zrobił po uderzeniu Dembele chwilę później. W polu karnym Realu zrobiło się naprawdę gorąco, ale trudno się dziwić, bo goście podkręcili tempo i narzucili bardzo wysoki pressing. Do pieca dokładał Militao, który na początku spotkania momentami nie radził sobie z ustawieniem i wyprowadzeniem piłki.
Czego nie udało się parze Aubameyang-Dembele na początku spotkania, udało się nieco później, w 30. minucie. Francuz na skrzydle bez większych problemów ograł Nacho, a potem idealnie dośrodkował na głowę wbiegającego Gabończyka. Para znająca się z czasów gry dla Borussi Dortmund uciszyła Bernabeu. Napastnik Barcy zapakował ósmego gola w tym sezonie w koszulce “Dumy Katalonii”.
Nieoceniony jest Gabończyk. Alemany i spółka mogą być z tego transferu dumni. Ale jeszcze bardziej dumni dopiero mogą być, jeśli przedłużą kontrakt z Ronaldem Araujo… Kiedy w pewnym momencie Vinicius miał sytuację 1 na 1 z Ter Stegenem, postanowił zrobić fatalne padolino. Nie wiadomo, po co, bo mógł strzelać zdecydowanie wcześniej. A jak mawiają – niewykorzystane sytuacje się mszczą. Nie minęło kilka chwil i Barcelona już cieszyła się z drugiej bramki. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego strzelił właśnie wcześniej wspomniany Araujo znów po asyście Dembele.
Barcelona zasłużenie prowadziła po pierwszej połowie 2:0. Grała tak, jakby mecz był rozgrywany na Camp Nou. Bez paniki, z określonym planem i wysoką jakością wykonania. Na ten dobry wynik po prostu sobie zapracowała, natomiast Real nie był w stanie zrobić nic, żeby zaburzyć kontrolę nad meczem swojego rywala. To był największy problem Królewskich. Nie mieli piłki, a kiedy już ją odzyskiwali, nie mogli w sposób komfortowy ruszyć z kontrą poza nielicznymi wyjątkami, bo Barcelona od razu po stracie ruszała ze skutecznym pressingu.
Real Madryt – FC Barcelona. Barcelona upokorzyła Real Madryt
Minęły dwie minuty drugiej połowy i mieliśmy już po meczu. Barcelona dosłownie ZNISZCZYŁA Real Madryt. Ferran Torres miał najpierw dwustuprocentową sytuację, której nie wykorzystał. Ale chwilę później po fenomenalnej akcji de Jonga i Aubameyanga Hiszpan zapakował bramkę na 3:0. Co tu dużo mówić – to było piękne. Ekipa Xaviego odebrała chęć do gry Królewskim. Tu nie było czego zbierać. Real leżał na deskach.
A skoro Real leżał na deskach, to Barcelona postanowiła kopać leżącego. Wbiła gwóźdź do trumny, choć na początku drugiej połowy nie byliśmy pewni, czy ta trumna w ogóle przetrwa. Padł gol na 4:0 autorstwa Aubameyanga. Piękny, po podcince nad bramkarzem. VAR musiał to sprawdzić, bo było prawdopodobieństwo spalonego. Tak też pierwotnie uznano. Ale nie, wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Poza tym gwizdek sędziego był po strzale, nie przed, jak twierdzili piłkarze Realu. Poza tym sędzia główny kazał grać dalej i tym zasugerował się Militao próbujący zatrzymać piłkarzy Barcelony.
Barcelona do 60-70. minuty pracowała na manitę, chciała dokończyć dzieło upokorzenia, ale odpuściła sobie wyższe tempo. Tak czy siak, tworzyła kolejne okazje z dużą łatwością, a sam Aubameyang mógł strzelić spokojnie ze cztery gole. Ferran? Hattricka. Dembele też mógł śmiało coś dołożyć. Ba, kto nie mógł? Gra defensywy Realu wołała o pomstę dla nieba. Militao partaczył tyle, ile się da. Ale nawet bez tego Barcelona byłaby dzisiaj dla Realu poza zasięgiem. Zagrała bowiem na kosmicznym poziomie i pozwoliła Królewskim na niewiele. Poza jedną setką Viniciusa w pierwszej połowie Real nie stworzył już sobie żadnej okazji, po której powiedzielibyśmy “okej, to powinien być gol”.
Jak można było nazwać Real po dwumeczu z PSG? Jednym z najlepszych zespołów w Europie. I właśnie taki zespół, wypunktowany niemiłosiernie, dostał do Barcelony manto. Wydawało się, że Barcelona może mieć problem z siłami, bo przecież w czwartek grała wymagający mecz w Lidze Europy. Ale nic z tych rzeczy. Real w ofensywie był apatyczny, natomiast niektóre pomysły (jak zmiana na trójkę obrońców po przerwie) Ancelottiego sprawiały, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Zagubieni byli piłkarze, zagubiony ich szkoleniowiec. Real nie miał dzisiaj planu B na powstrzymanie Barcelony.
Real Madryt – FC Barcelona. Dzisiaj nikt już nie może wątpić w Xaviego
Real za bardzo nie wiedział, co dzieje się na boisku do około 60. minuty. Czyli momentu, kiedy Barcelona forsowała strzelanie kolejnych bramek. Potem widzieliśmy jej kontrolę. Carlo Ancelotti próbował jakoś reanimować swój zespół, ale bezskutecznie. Tylko Benzema mógłby uratować tę ekipę, ale Francuz oczywiście nie był dostępny. Z nim ten mecz mógłby wyglądać inaczej.
Barcelona tym meczem dopięła guzik nad projektem, który zaproponował Xavi wraz ze swoim przyjściem do stolicy Katalonii. Jego założeniem było zapomnienie o Messim i postawienie na “wielopomysłowość”. To działało od początku lutego, a z każdym miesiącem wygląda coraz lepiej. Teraz nikt nie prawa już powiedzieć, że Barcelona pod wodzą Xaviego się nie rozwija. Wystarczy sobie wyobrazić, co byłoby, gdyby Hiszpan mógł objąć zespół wcześniej. W każdym razie – liczą się fakty. A one są takie, że Barca za kadencji nowego trenera strzeliła cztery gole z: Valencią, Napoli, Atletico, Athletikiem, Osasuną i teraz Realem. Wszystko to w ciągu zaledwie półtora miesiąca. To niemały wyczyn.
Kibice Barcelony mogą czuć niedosyt. 4:0? Za mało. Tu mogło być z 7:0, jak nie więcej. To jedyny “minus” dla ekipy Xaviego. Poza tym – ależ to było meczycho!
Real Madryt – FC Barcelona 0:4 (0:2)
Aubameyang 29′, Araujo 38′, Torres 47′, Aubameyang 58′
WIĘCEJ O REALU I BARCELONIE:
- Pedri. Historia najcenniejszej perły na Teneryfie
- Można go podważać, ale nie skreślać. Zawiły przypadek Ter Stegena
- Mateu Alemany – kim jest budowniczy nowej Barcelony?
- Eduardo Camavinga, czyli polisa na przyszłość Królewskich
- Jak Real Madryt tracił gole w styczniu? Dość łatwo
- Znalezienie zmiennika dla Benzemy? Przeeetrudna sprawa
Fot. Newspix