Zwykle Liga Mistrzów kojarzy się ze środową ucztą, ale we wtorek też serwują w jej ramach całkiem smaczne dania, więc warto rzucić okiem. Tym bardziej, że może dojść do niespodzianek. Bayern Monachium podejmie Red Bull Salzburg. Liverpool zmierzy się z Interem Mediolan. Jest w czym wybierać, przebierać, będzie co oglądać.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Zapowiedź wtorkowych spotkań Ligi Mistrzów. Czy Robert Lewandowski zdobędzie gola?
Bardzo trywialne pytanie, ale warto je zadać. Nacieszmy się Lewandowskim, póki mamy rodaka prezentującego tak wysoki poziom, że w ostatnich latach może realnie myśleć o Złotej Piłce. Polak w tej edycji Ligi Mistrzów zdobył już dziewięć bramek, ale dopadł go lekki „kryzys”, bo w dwóch ostatnich spotkaniach cierpi na strzelecką niemoc.
Jego gole mogą okazać się kluczowe dla losów rywalizacji z Salzburgiem, zwłaszcza wobec tego, że sytuacja Bayernu wcale nie jest łatwa. W pierwszym meczu tylko zremisowali z Salzburgiem. Lewy został schowany do kieszeni przez obrońców austriackiego zespołu. Jeżeli miał udział przy bramce Kingsleya Comana, to tylko taki, że odprowadził kolegę i piłkę wzrokiem.
Ku pokrzepieniu serc, rzućmy trochę historii. Robert Lewandowski zdobył już 82 bramki od początku swoich występów w Champions League. Przypomnijcie sobie czasy, gdy mówiło się, że 50 bramek Thierry’ego Henry lub 56 bramek Rudda van Nistelrooya to Bóg wie, jakie osiągnięcia. Na tamte czasy były, teraz już nie robią takiego wrażenia. Cristiano Ronaldo (140) i Leo Messi (125) wywindowali rekordy na pułap, o którym nawet nikt nie myślał.
Lewandowski nigdy nie przegoni Portugalczyka i Argentyńczyka, ale pracuje nad wzmocnieniem się na trzeciej pozycji w rankingu najlepszych strzelców w historii. Może już dziś zobaczymy gola nr 83?
Czy austriacki zespół stać na pokonanie Bayernu?
Bayern Monachium to światowa potęga, ale też miewa gorsze mecze, słabsze chwile i potrafi rozczarować swoich kibiców. W tym Red Bull Salzburg powinien upatrywać swoich szans i udowodnić światu, że FC Hollywood potrafi nieco obrosnąć w piórka.
Bierzmy jednak poprawkę na to, że wielu piłkarzy Matthiasa Jaissle jest lub było w ostatnim czasie kontuzjowanych: Benjamin Sesko, Sekou Koita, Noah Okafor, Oumar Solet, Jerome Onguene, Bryan Okoh, Albert Vallci. Trochę się tych urazów nazbierało i większości z wymienionych raczej nie pomoże walnięcie sobie Red Bulla godzinę przed pierwszym gwizdkiem.
Broni z pewnością nie złożą, nie wywieszą białej flagi, ani nie nadstawią twarzy do spoliczkowania. Wielokrotnie pokazywali, że trzeba ich traktować poważnie. W fazie grupowej potrafili wygrać z każdym z grupowych rywali (Lille, Sevilla, Wolfsburg). W pierwszym meczu z Bayernem zremisowali, więc czego mają się obawiać? Rozwaga jest wskazana, ale z pewnością nie bojaźń. Ta zazwyczaj gubi rywali giganta z Bawarii.
Dwa tygodnie temu Bayern dał się zaskoczyć i kompletnie nie mógł uchwycić swojego rytmu. Drużyna Matthiasa Jaissle była do pewnego momentu o klasę lepszą. W drugiej połowie mecz się wyrównał, ale Salzburg miał sytuację na 2:0, która mogła zamknąć mecz, ale jej nie wykorzystali i zostali za to skarceni. Skończyło się na rozczarowującym ze względu na okoliczności 1:1. Losy dwumeczu nie są przesądzone, faworyt jest znany, ale niespodzianki są mile widziane.
W pierwszym składzie gości możemy spodziewać się Kamila Piątkowskiego. Ostatnio gra regularnie i spisuje się solidnie. Dziś czeka go poważny test.
Czy Inter stać na odrobienie strat?
Tak, ale w tej edycji Ligi Mistrzów powstało określenie grać jak Inter. W skrócie – być lepszym od mocnego rywala, ale koniec końców to spartolić. Tak było na przykład w pierwszym starciu z Realem Madryt. Byli nieco lepsi, grali dobry futbol, ale dali sobie strzelić gola w końcówce.
Już w fazie play-off zafundowali swoim kibicom podobny scenariusz. Pierwszy mecz z The Reds mogli spokojnie wygrać, ale zawiodła skuteczność m.in. Lautaro Martineza. Skończyło się dwubramkową porażką na San Siro, co stawia ich w trudnej sytuacji. Straty są do odrobienia, ale szanse na to są dość niskie.
Łączą grę na trzech frontach. W lidze walczą o mistrzostwo, w Pucharze Włoch dotarli do półfinału (pierwszy mecz z Milanem zremisowali) i do tego dochodzi wspomniana Liga Mistrzów. Powoli zaczynają wychodzić ciężkie nogi. Ze względu na chęć obejrzenia dobrego meczu mamy nadzieję, że znajdą w sobie dodatkowe pokłady energii i stworzą ciekawy spektakl. Ostatni raz do ćwierćfinału awansowali ponad dziesięć lat temu. Z tego względu nie powinno zabraknąć im motywacji.
Liverpool wygra ósmy mecz na osiem?
W tej edycji Ligi Mistrzów jadą z rywalami bez wazeliny. Zdarzają im się chwilowe zwiechy, ale niemal do perfekcji opanowali umiejętność wygrywania spotkań. W grupie wzięli na ruszt Milan, Porto i Atletico Madryt. W pierwszym meczu z Interem również dali sobie radę. Teraz teoretycznie czeka ich łatwiejsze zagranie.
Inter nie ma już nic do stracenia, więc musi ryzykować, ale na Anfield Road ściany sprzyjają Liverpoolowi. The Reds na swoim stadionie zyskują dodatkowe siły, a rywale pod wpływem gorącej atmosfery potrafią się mocno pogubić. Może to truizm, ale trudno. Liverpool jest bardzo mocny u siebie i piłkarze Interu już wiedzą, że będzie ciężko.
Statystyka jest brutalna dla drużyn przyjeżdżających w gości do zespołu Jurgena Kloppa. Liverpool w tym sezonie (we wszystkich rozgrywkach) rozegrał u siebie 22 spotkania, nie przegrał choćby jednego. Nie są gościnni i są w tym powtarzalni. To stawia ich gronie faworytów do wygrania tych rozgrywek. Więcej mówi się o PSG, Realu Madryt, Manchesterze City, ale Liverpool po cichu może odrzeć wszystkich ze złudzeń.
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Najwięksi przegrani fazy grupowej Ligi Mistrzów
- 12 rzeczy o hiszpańskich drużynach w fazie grupowej tegorocznej Ligi Mistrzów
- Robert Lewandowski, czyli nowy „Mr. Champions League”
- Manchester City faworytem do zdobycia Ligi Mistrzów. To wreszcie sezon Guardioli?
Fot. Newspix