Los zdaje się drwić z Jacka Magiery. Gdy prowadził Legię Warszawa, zgubna dla niego okazała się wyprawa do Wrocławia na mecz ze Śląskiem, po którym stracił pracę. Gdy zaś prowadził Śląsk Wrocław, jego głowa spadła po wycieczce do Warszawy na mecz z Legią. Ale zrzucanie winy na zły los nie byłoby w tym przypadku fair. Bo szkoleniowiec drużyny z Dolnego Śląska stracił pracę dlatego, że jego kadencja okazała się klęską.
Zero celnych strzałów, xG na poziomie 0.12. Ostatni mecz Jacka Magiery w roli szkoleniowca Śląska pokazał, że wrocławianie nie mieli już nawet pomysłu na to, jak wydostać się z kryzysu. Wiosną strzelili dwa gole: raz z rzutu karnego, raz pokarali grającego w osłabieniu beniaminka z Łęcznej. Kiepsko jak na zespół, który nie krył swoich pucharowych aspiracji. To, czy te aspiracje były spójne z rzeczywistością, to inna kwestia. Jacek Magiera na pewno miewał łatwiejsze momenty niż te, w których w jednym okienku klub opuszcza najlepszy rozgrywający (Mateusz Praszelik) i najlepszy strzelec (Erik Exposito). Nawet jeśli Exposito ostatecznie do Wrocławia wrócił.
Ale też nie ukrywajmy: dobra gra Śląska Wrocław skończyła się gdzieś w okolicach 10. kolejki, w której zespół stracił miano niepokonanego. Od tamtej pory Magiera wygrał już tylko dwa razy, a przecież od wspomnianego meczu z Lechem Poznań minęło już pół roku.
Permanentny problem z defensywą
Kolejorz przerwał passę Śląska Wrocław, który w dziewięciu kolejkach zdobył 17 punktów, wygrywając 4:0. Czwórka w plecy od Lecha to jeszcze żaden wstyd, zdarza się. Problem w tym, że kadencja Jacka Magiery, który objął drużynę niespełna rok temu po Vitezeslavie Lavicce, naznaczona była właśnie taką grą w defensywie.
- 3 bramki wbiło Śląskowi lecące z ligi Podbeskidzie
- 3 gole zapakował mu Ararat Erywań
- 4 ciosy na zakończenie przygody w pucharach to mecz z Hapoelem
- 4 sztuki Śląskowi wbił Lech
- 4 razy bramkarza Śląska pokonywał beniaminek z Niecieczy
- 3 gole zapakował Śląskowi Górnik Zabrze
- 3 razy do siatki w meczu ze Śląskiem trafiali piłkarze Piasta Gliwice
O zespole z Wrocławia mówiło się, że ma dwóch dobrych bramkarzy. Przerastających średnią ligową. Matus Putnocky i Michał Szromnik miewali gorsze chwile, ale dość regularnie stawali na wysokości zadania. A jednak te oklepy i tak, raz po raz, się zdarzały. Magiera widział, że w defensywie coś przecieka, jednak nigdy nie znalazł recepty na to, jak to naprawić. Alarm wył już podczas pucharowej przeprawy. Owszem, to świetnie, że Śląsk dotarł aż do trzeciej rundy eliminacji do Ligi Konferencji. Tyle że przez cały czas bawił się zapałkami przy rozlanej benzynie, bo drużyny, które tracą 11 goli w sześciu eliminacyjnych meczach, nie mają czego w Europie szukać.
Wesoły futbol działał, ale tylko do czasu, gdy Śląskowi udawało się trafiać do siatki częściej niż jego rywalom. A ta chwila wiecznie nie trwała.
Jacek Magiera nie pomógł Śląskowi Wrocław
W tabeli Ekstraklasy na bazie expected points Śląsk Wrocław zajmuje dziś 15. miejsce. Trzy „oczka” niżej niż w rzeczywistości. Według analityków wrocławianie powinni zdobyć 28,3 punkty. O 2,3 więcej niż w faktycznej tabeli, ale wciąż: to czwarty od końca wynik w lidze. Nawet wyciśnięty na maksa daje średnią 1,17 punktu na mecz. Czy Śląsk to drużyna, której potencjał kadrowy odpowiada pozycji czwartego najgorszego zespołu w tabeli? Niekoniecznie. Tymczasem już drugi sezon z rzędu jest w ogonie „przewidywanej tabeli”. Jacek Magiera we Wrocławiu został zatrudniony właśnie po to, żeby zespół się odbił i przełamał. Miał wycisnąć z piłkarzy to, co najlepsze. Czy tak się stało? Cóż, zbyt wielu przypadków na obronę byłego szkoleniowca Legii Warszawa i reprezentacji Polski U-20 nie mamy. Większość kadry co najwyżej stała w miejscu.
Oczywiście nie jest tak, że to tylko i wyłącznie wina trenera Magiery. Warto też przyjrzeć się temu, jak nieudane są niektóre transfery Śląska Wrocław. Z Caye Quintany to i Pep Guardiola nie zrobiłby takiego Quintany, tyle że Daniego z najlepszych czasów w Ekstraklasie. Ale i Magiera miewał swoje dziwaczne pomysły dotyczące składu, które nie pomagały, a których trzymał się tak kurczowo, jak gdyby chciał przekonać wszystkich, że już za chwileczkę, już za momencik zobaczymy fajerwerki, a jego samego okrzykniemy geniuszem, który widzi więcej niż przeciętny ziemianin.
LATA MIJAJĄ, A MAGIERA DALEJ NIE UMIE BRONIĆ
Problem w tym, że w wizje Magiery na końcu wierzy chyba tylko on sam. Wśród piłkarzy przewijały się opinie, że filozoficzne podejście szkoleniowca jest jak zimne ognie. Na początku jest efekt wow, jest kilka błyśnięć i trochę światła, ale efekt mija szybko i nieodwracalnie. Po czasie to samo filozofowanie staje się męczące i przynosi efekty odwrotne niż pożądane. Z drugiej strony z komunikatu klubowego płynie zupełnie inny przekaz. Że Śląsk zmierzał w kierunku chwały i sławy, a wszystko dookoła i wewnątrz klubu pod okiem Jacka Magiery rosło.
Nie pozostaje więc nic innego niż zapytać i trenera Magierę, i działaczy Śląska: panowie, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Bo te wszystkie piękne słowa o wspólnej drodze kończą się po spojrzeniu w tabelkę ze średnią punktów byłego już trenera wrocławskiego klubu, która mówi brutalną prawdę: 1,33.
WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Pawłowski: I ja, i Śląsk jesteśmy niezadowoleni
- Czy Śląsk Wrocław może spaść z Ekstraklasy?
- Waśniewski: Zmiana trenera Lavicki miała niewiele wspólnego z liczbą punktów
fot. FotoPyK