Sytuacja na dole tabeli stała się tak dynamiczna i tak nieprzewidywalna, że walka o utrzymanie zaczęła dotyczyć drużyn, które jeszcze kilka tygodni temu nawet nie były rozważane jako potencjalni spadkowicze. Idealnie do tego opisu pasuje Śląsk Wrocław. Fakty są następujące: WKS jest poważnie zagrożony spadkiem. Dziś z Legią walczy o coś znacznie więcej niż trzy punkty.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław: WKS naprawdę zagrożony spadkiem
Na tę chwilę podopieczni Jacka Magiery zajmują jeszcze dwunaste miejsce, ale to nic nie znaczy. Niepokojących sygnałów z punktu widzenia wrocławskiego kibica jest aż nadto.
Przede wszystkim Śląsk jako jedna z nielicznych ekipa z dolnej części tabeli, od dłuższego czasu znajduje się na fali opadającej. Ostatnich 11 kolejek to zaledwie jedno zwycięstwo i łącznie sześć zdobytych punktów. W podobnej zapaści znajduje się tylko Wisła Kraków, choć nawet ona dopiero co wreszcie pokazała ciekawszy futbol, wywożąc pełen niedosytu remis ze stadionu Lechii.
Spójrzmy:
- Bruk-Bet Termalica: już 10 punktów zdobytych wiosną;
- Górnik Łęczna: dwie porażki w ostatnich dwunastu meczach, w Płocku zakończyła się passa siedmiu z rzędu spotkań bez przegranej;
- Warta Poznań: do meczu z Termaliką siedem ligowych meczów bez porażki;
- Legia Warszawa: już trzy zwycięstwa po powrocie Vukovicia (dwa z Zagłębiem, ale jednak);
- Zagłębie Lubin: pięć punktów w ostatnich trzech kolejkach.
„Miedziowi” w okresie, który braliśmy pod uwagę w przypadku Śląska, też wyglądają marnie (13 meczów, 9 punktów), ale duża część dotyczy jeszcze pracy Dariusza Żurawia i męczenia się z parodystami w defensywie. Dziś Zagłębie prowadzi Piotr Stokowiec, który ma trzech nowych środkowych obrońców (Bartosz Kopacz, Jhon Chancellor, Aleks Ławniczak), wnoszącego polot Kokiego Hinokio i dającego nadzieję na gole Martina Doleżala. Czech trafił już dwukrotnie z Wisłą Płock, aczkolwiek powinien mieć dziś trzy bramki. Gdyby nie jego fatalne pudło z poprzedniej kolejki, WKS przegrałby derby Dolnego Śląska, a wtedy nie wiadomo, czy Jacek Magiera jeszcze pracowałby we Wrocławiu.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław: nikt nie jest w formie
Konkurencja zatem idzie do przodu, Śląsk na razie wręcz przeciwnie. Od dłuższego czasu jego gra nie spina się ani w defensywie, ani w ofensywie. Magiera długo powtarzał, że chce grać przede wszystkim do przodu. Przyznawał w pewnym momencie, że trochę brakuje równowagi między obroną i atakiem, ale zdawał się mieć to wkalkulowane. Trener szuka, próbuje, ostatnio odszedł od ustawienia z trójką stoperów i wahadłowymi, lecz trudno nie odnieść wrażenia, że sytuacja chyba wymyka się spod kontroli. Z zespołu, który na początku sezonu gwarantował widowiska, a potem przez chwilę potrafił z trochę brzydszej gry wyciągać punkty, niewiele zostało.
Na papierze dość ciekawie prezentowały się zimowe nabytki, ale pozytywnej różnicy jeszcze nie zrobiły. Patrick Olsen przyzwoicie zadebiutował w derbach, na tle ogólnej mizerii lekko się wyróżniał. Poważniejsze wnioski? Za wcześnie. Daniel Leo Gretarsson na razie dostał 90 minut z Piastem Gliwice i choć to nie on się najbardziej ośmieszał, dołożył swoją cegiełkę do tamtej wstydliwej porażki. Dennis Jastrzembski bardzo obiecująco zadebiutował w Gdańsku, lecz im dalej w las, tym gorzej. Nie służy mu rzucanie po pozycjach. Był już „dziesiątką”, skrzydłowym i wahadłowym.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław: duża odpowiedzialność Exposito
Do ataku niespodziewanie powrócił Erik Exposito, któremu wysypał się transfer do Chin. Rzecz w tym, że nie przepracował zimowego okresu przygotowawczego, a brak jego odejścia podciął skrzydła Fabianowi Piaseckiemu. Na barkach Hiszpana spoczywa olbrzymia odpowiedzialność. Fizycznie chyba nie jest z nim najgorzej, co pokazał z Zagłębiem, kwestia tego, kiedy znów zacznie błyszczeć. A trzeba pamiętać, że już końcówkę jesieni miał słabszą, gdy nie trafił w czterech kolejnych meczach. Passa Exposito bez gola w Ekstraklasie wynosi aktualnie pół tysiąca minut. To już poważna sprawa.
Generalnie nikt dziś w Śląsku nie jest w formie, nikt nie idzie do góry, nikogo nie możemy wyróżnić. Jedynym zawodnikiem, który zdawał się trzymać fason bez względu na postawę całej drużyny był Mateusz Praszelik, ale jego zmartwienia od paru tygodni dotyczą walki o skład w Hellasie Verona.
Na tym tle położenie Legii powoli zdaje się stabilizować we właściwym kierunku. Pokonana Wisła Kraków, pokonany Górnik Łęczna w Pucharze Polski. Wreszcie w ofensywie potrafią coś dać inni niż Josue: Pekhart strzelił z Wisłą, świetnie asystował mu wtedy Rosołek, a z Górnikiem bramkę zdobył Muci. Nadal jednak wszystko opiera się przede wszystkim na portugalskim pomocniku i to od jego postawy będzie zależało dziś najwięcej – i dla Legii, i dla Śląska.
Jeśli WKS wygra w Warszawie, odskoczy na sześć punktów od strefy spadkowej i zyska trochę bezcennego spokoju. Jeśli przegra, już nikt nie będzie mógł mieć złudzeń: we Wrocławiu muszą drżeć o ligowy byt.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław: typy redakcji Weszło
Przemysław Michalak: – Legia pomału, ale jednak idzie do przodu. W przypadku Śląska takiego wrażenia nie ma, mało co się tam dziś zgadza. Stawiam więc na zwycięstwo gospodarzy po kursie 1.90 w Fuksiarz.pl.
CZYTAJ WIĘCEJ O ŚLĄSKU WROCŁAW:
- Adrian Łyszczarz: Po zerwaniu więzadła czuję się lepszym piłkarzem [WYWIAD]
- Mateusz Praszelik wyrusza za granicę. Jak chciał, tak zrobił
Fot. FotoPyK