Warta Poznań pokazuje, że za wcześnie ją skreślono. Po zimowym oknie transferowym i zmianie trenera podczas rundy jesiennej „Zieloni” sukcesywnie zwiększają swoje szanse na utrzymanie. Z Radosławem Mozyrko, dyrektorem sportowym Warty, rozmawiamy o trwającym jeszcze oknie transferowym, budżecie do rozdysponowania, wnioskach po zmianie trenera, kulisach sprowadzenia Franka Castanedy, współpracy z Rakowem i skautingu wideo.
***
Jesteś zadowolony z przebiegu okna transferowego? Tak miało to wyglądać?
Planowaliśmy sporo ruchów przychodzących i wychodzących. Wstępnie na liście zawodników do sprowadzenia miałem głównie Polaków. Może niekoniecznie na wszystkich pozycjach, bo tutaj sporo czynników jest zależnych od samego rynku transferowego. Na przykład na pozycji napastnika z Polski interesowaliśmy się Szymonem Włodarczykiem i Sebastianem Musiolikiem, ale z różnych względów nie doszliśmy do porozumienia. Czy jestem zadowolony? To zależy – czy patrzymy długoterminowo, czy krótkoterminowo.
Mówiąc wprost – zimą patrzyliście krótkoterminowo.
Misją na najbliższe miesiące jest utrzymanie Warty w Ekstraklasie. Dłuższą umowę podpisaliśmy tylko z Nilo Maenpą. On z każdym miesiącem będzie dawał więcej zespołowi, to raczej transfer na kwiecień-maj niż na luty. Jestem zadowolony biorąc pod uwagę to, w jakich realiach finansowych się poruszaliśmy. I w jakim miejscu w tabeli byliśmy w pierwszej części okienka. Bo nie ma co się czarować – wielu piłkarzy nie chce przychodzić do drużyny, która jest w strefie spadkowej. Mówiono, że spadamy, bo sprzedaliśmy dwóch zawodników. Ale generalnie jestem zadowolony z tego względu, że zasililiśmy większość pozycji, które chcieliśmy zasilić. Poszerzyliśmy też kadrę.
Jesienią czasem nie było po prostu kogo wpuścić.
To twoja opinia. Ja patrzę raczej na to, jak zmieniła się sytuacja na treningach. Widać różnicę w grze jedenastu na jedenastu. To też materiał poglądowy dla trenerów przy wprowadzaniu pomysłów taktycznych. Jest też rywalizacja, co sprawia, że jakość drużyny się podnosi. Poza tym chcieliśmy zawodnika, który będzie strzelał gole. Frank Castaneda kimś takim może być, bardzo na to liczymy. Aczkolwiek potrzebuje trochę czasu, by wskoczyć do wyjściowego składu.
Jaka była sytuacja Warty przed tym okienkiem? Najpierw zaplanowaliście sprzątanie, później pozyskiwanie funduszy ze sprzedaży zawodników, a wreszcie dopiero wyruszenie po nowych piłkarzy?
Musieliśmy czekać na to, aż znajdą się środki na pozyskanie nowych graczy. Mam tu na myśli sprzedaż zawodników i wypożyczenia, które odblokowywałyby nam środki na pensje i też taki natychmiastowy przyrost gotówki. Nie płaciliśmy właściwie odstępnego za nowych graczy. Byłem jednak tego świadomy, że w Warcie najpierw trzeba się z kimś pożegnać, by kogoś ściągnąć. Nie liczyłem na to, że będą fundusze na transfery gotówkowe.
Czyli jeśli trzeba było za kogoś zapłacić, to od razu porzucaliście temat?
Nie. Prowadziliśmy chociażby rozmowy z piłkarzem, który miał przyjść na wypożyczenie z opcją obowiązkowego wykupu w przypadku, gdybyśmy utrzymali się w Ekstraklasie. Jednak koniec końców do nas nie trafił. Ale to nie tak, że jestem niezadowolony z tego, że nie płaciliśmy za zawodników. Ostatecznie liczy się jakość. Niektórzy ściągnięciu przez nas piłkarze są nawet lepsi od tych, za których musielibyśmy zapłacić. Tylko w przypadku tej drugiej grupy chodziłoby raczej o dłuższą perspektywę, bo podpisywalibyśmy z takimi zawodnikami dłuższe umowy, a nie patrzyli na półroczne wypożyczenia. Bo wiemy, że za trzy miesiące będziemy musieli znów ściągać kilku piłkarzy.
W Ekstraklasie da się w ogóle budować zespół długofalowo? Patrzę sobie na czołowe kluby ligi i tam jest spora rotacja graczy co okienko. Gwiazdy odchodzą, bo chcą iść do lepszych lig. Utalentowani młodzieżowcy odchodzą, bo sporo się za nich płaci. Słabi odchodzą, bo wygasają im kontrakty i kluby ich nie chcą. Mało zawodników zostaje w klubach na 2-3 lata.
Chciałbym mieć grupę dziesięciu, dwunastu zawodników, którzy będą stanowili trzon drużyny przez trzy, cztery, pięć lat. Niekoniecznie będzie to dwanaście gwiazd, bo znam realia i wiem, że te gwiazdy chcą się rozwijać, chcą walczyć o wyższe cele. Ale niech to będzie kręgosłup drużyny – pod względem piłkarskim i mentalnym. Do tego dochodzą młodzi, którzy się wypromują lub się nie przebiją i odpadną. Ponadto krótkoterminowo zawodnicy, którzy mogą dać jakość. I jeszcze zawodnicy o potencjale sprzedażowym. Natomiast tutaj jest jedno „ale”.
Otóż?
W idealnej sytuacji trzy-cztery ruchy na okno transferowe to maksimum w moim przekonaniu. My w tym okienku wyraźnie to przekroczyliśmy, ale sytuacja tego wymagała.
Wietrzenie szatni było nieuniknione w kontekście utrzymania?
Końcówka tamtej rundy pokazała, że brakowało nam szerokości w kadrze. Część zawodników, która odeszła na wypożyczenie, tego po prostu potrzebowała, by się rozwijać.
Sprzedaż Czyża i Ławniczaka była niezbędna?
Tak, to były nasze cele biznesowe. Musieliśmy je zrealizować.
Sprzedaż Czyża i jednoczesne wypożyczenie Szelągowskiego pokazuje w pigułce to, co musieliście zrealizować? To znaczy: sprzedać, by mieć pieniądze, a jednocześnie sprowadzić zawodnika, który być może bardziej pasuje do systemu trenera Szulczka i pomoże w utrzymaniu?
Z jednej strony tak. Ale też jest druga strona tego medalu – gdyby Szymon z nami został, grał regularnie, my byśmy się utrzymali, to może sprzedalibyśmy go za pół roku za lepsze pieniądze. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że w kontekście tego okienka i w kontekście wiosny będzie dużo mówiło się o „tymczasowości”. Rozumiem to. Mamy dużo wypożyczonych graczy, mamy też zawodników ściągniętych na krótkie kontrakty, jak Frank Castaneda.
On odejdzie latem – to przesądzone, tak? Bo słyszałem, że już jest właściwie dogadany w Azji.
Pewne rzeczy wiem, ale nie mogę o nich mówić. Czy trafi do Azji? Jest to możliwe, ale tak jak zaznaczyłem – nie mogę o tym powiedzieć.
Jak wyglądały kulisy ściągnięcia piłkarza z takim CV do Warty Poznań?
Kontaktowałem się z poważnymi agencjami menadżerskimi, rozmawiałem z agentami. Zgłosiłem się do dwustu agencji menadżerskich, a Frank jest akurat w agencji z topu. Pisałem, jakie mamy potrzeby i co możemy zaoferować. Akurat w grudniu byliśmy blisko sprowadzenia innego piłkarza w to miejsce, ale przez ograniczenia finansowe odpuściliśmy ten temat. Z Castanedą rozmawialiśmy w połowie stycznia, jednak wówczas kwoty były poza naszym zasięgiem finansowym. Później agent odezwał się ponownie i już wtedy w ciągu 20 godzin doszliśmy do porozumienia.
Faktycznie wyprzedziliście Legię Warszawa?
Czy wyprzedziliśmy… Wiem od jego agenta, że rozmawiali z Legią Warszawa i Górnikiem Zabrze, ale temat upadł przez długość kontraktu. Frank chciał tylko do końca sezonu, Legia i Górnik chcieli na dłużej. Generalnie było tak, że kontrakt wstępny podpisaliśmy w środę, a w czwartek i piątek do momentu badań agent dostawał mnóstwo wiadomości od innych europejskich klubów z ofertami. Na szczęście byliśmy już zabezpieczeni zapisami w kontrakcie. Generalnie jest tak, że jeśli jesteś w środku tabeli, to nie szukasz piłkarzy „na już”, na pół roku. Jeśli walczysz o puchary lub – jak w naszym przypadku – o utrzymanie się, to potrzebujesz zawodników, którzy są w stanie pomóc ci tu i teraz. I każdy początkowo szuka piłkarzy na projekt długoterminowy, ale przychodzi taki moment w okienku, że niektóre kluby są zmuszone wrócić do tematów krótkoterminowych. W przypadku Franka tak było, ale odpowiednio się zabezpieczyliśmy.
Musieliście zrobić dla niego komin płacowy? Czy to zarobki rzędu „do udźwignięcia”?
Do udźwignięcia. Jestem zadowolony z tego, jak udało się to przeprowadzić. Z powodów biznesowych nie mogę mówić o kwotach, ale nie jest tak, że poszliśmy va banque i przelicytowaliśmy ponad nasze siły.
Skąd tak bliska współpraca z Rakowem. Wypożyczyliście aż trzech piłkarzy z tego klubu. To dobre relacje z Robertem Grafem, byłym dyrektorem sportowym Warty? Czy jednak powód jest taki, że Raków dysponuje na tyle szeroką kadrą, że mógł wam niektórych zawodników „odstąpić”?
Wszystko po trochu. Z Robertem znamy się od dawna, bo od projektu BIG-6, gdy on był w akademii Lechii, a ja w akademii Legii. Ale też prawda jest taka, że gdyby ci zawodnicy byli ważnymi ogniwami Rakowa, to nawet najlepsze relacje Roberta ze mną czy z Wartą nie sprawiłyby, że oni trafiliby do Warty. Zbieg kilku okoliczności sprawił, że pozyskaliśmy trzech zawodników na wypożyczenie. Poza tym negocjacje nie były łatwe, ale ostatecznie myślę, że każda ze stron jest zadowolona.
Sprzedaż Ławniczaka do Zagłębia była niezbędna już w tym oknie transferowym? Jego kontrakt wygasał latem, ale ponoć była opcja jego przedłużenia.
Z której skorzystaliśmy.
Nie informowaliście o tym.
Zrobiliśmy to w grudniu. Ale wracając do pytania – jesteśmy w takim położeniu, że co okienko musimy sprzedawać piłkarza. Latem nie sprzedaliśmy żadnego, więc…
Więc zimą musieliście sprzedać dwóch, rozumiem. Ponadto wciąż nie dostaliście pieniędzy za Jakuba Modera. Procent od następnej sprzedaży Kuby wciąż wisi w zawieszeniu, bo sądzicie się o nie z KS Warta Poznań.
Nie zajmuje się wnikliwie tą sytuacją, to leży w gestii innych osób w klubie. Natomiast mówimy o zastrzyku finansowym, który naprawdę by nam pomógł. To nie są małe pieniądze w skali Warty Poznań. To nie tak, że brak tych pieniędzy teraz nam szkodzi, bo funkcjonujemy na zdrowym pułapie. Ale na pewno brak tych pieniędzy nam nie pomaga. To jak rodzina, która mogłaby dostać spory zastrzyk gotówki, choć ma rozplanowany budżet. Że ich nie ma? Trudno, żyją, robią zakupy. Ale gdyby dostali, to na pewno wiedzieliby już jak je spożytkować.
Sporo jest komentarzy o tym, że Warcie Poznań ewentualny spadek by nie zaszkodził. „Spadną, trudno, przecież mogą wrócić”. Tak jest?
Wystarczy policzyć sobie kwoty, które płyną do klubów z praw telewizyjnych. Do tego – nie wiem dokładnie jak to wygląda u nas, bo to też nie mój zakres kompetencji – niektóre umowy sponsorskie w niektórych klubach obowiązują tylko wtedy, gdy klub gra w Ekstraklasie. Zatem to nie jest tak, że „spadek nic nie zmienia”. Zmienia bardzo, bardzo dużo. Nie można jednak przeszacowywać budżetu na zasadzie „idziemy na 150% możliwości finansowych, bo jak spadniemy, to będzie źle”. Bo w przypadku spadku zostajesz z gigantycznymi kosztami, a o wiele mniejszymi przychodami.
Ty osobiście masz satysfakcję z tego, że zmianą trenera się wybroniłeś i odparłeś argumenty tych, którzy mówili, że zwolnienie Piotra Tworka było błędem?
Nie. Bo z Piotrem pracowało mi się bardzo dobrze. To jest fajny facet. Z czystej empatii nie chcę mówić, że czuję satysfakcję, bo wiem, że Piotrowi mogłoby się zrobić tak po ludzku przykro. Natomiast z punktu widzenia zawodowego – wówczas uznałem, że to moment wymagający zmiany. Ludzie krytykowali? Zawsze będą krytykowali. Na pewno cieszę się, że Dawid Szulczek dostał szansę pracy w Ekstraklasie. Zresztą każdy trener, z którym wówczas rozmawiałem, byłby debiutantem w samodzielnej pracy trenerskiej na poziomie Ekstraklasy. Uznania dla rady nadzorczej Warty, że pozwolili mi przeprowadzić ten proces rekrutacji od A do Z po mojemu. Miałem dużo swobody.
To był ekstremalnie ryzykowny i bardzo nieoczywisty ruch.
Tak gorzko się wówczas śmiałem, że w sumie gorzej być nie mogło. Nie wygraliśmy wówczas meczu przez trzy miesiące. Nie strzelaliśmy goli. Nie zdobywaliśmy punktów. Więc nawet w tym gorzkim śmiechu było sporo prawdy. To nie tak, że rozstaliśmy się z Piotrem po dwóch porażkach, w których mieliśmy pecha. Uważam, że byliśmy cierpliwi, ale w pewnym momencie trzeba było podjąć męską decyzję. To też nie było tak, że od początku tej passy bez zwycięstwa szukałem trenera. Naprawdę wierzyłem, że wyjdziemy z kryzysu. Mam nadzieję, że Piotr wróci jak najszybciej na ławkę trenerską – najlepiej w Ekstraklasie.
Miałeś pewność, że pomysł z Szulczkiem wypali?
Nie miałem pewności, że wypali. Miałem za to pewność, że to właściwy wybór. Futbol jest bardzo nieprzewidywalnym sportem. Jest grą niskopunktowaną, pada mało goli, uderza się piłkę nogami, więc trudniej tu o taką skuteczność koordynacyjną. Gdy Steven Gerrard poślizgnął się w meczu Liverpoolu z Chelsea – kto był wtedy trenerem?
Brendan Rodgers.
Czy zrobił wszystko, by wtedy wygrać? Pewnie tak. A że Gerrard poślizgnął się pierwszy i ostatni raz w karierze? Tak bywa w piłce. Jeśli pytasz, czy uważałem, że to będzie dobra decyzja – tak. Czy uważałem, że Dawid nam pomoże? Tak. Pytanie, które wówczas mi chodziło po głowie, było takie – jak szybko nam pomoże. Bo to była ważna kwestia.
Jak wygląda teraz skauting Warty? Mocno postawiliście na skauting wideo.
Zrobiliśmy to przez pryzmat kosztów, efektywności i logistyki. Teraz mamy czterech skautów, którzy pracują przed komputerami. Gdyby miał mieć jednego w terenie, to stać by mnie było na jednego, może dwóch. Do tego dochodzi koszt czasu. W efekcie za dwa razy większe pieniądze obejrzelibyśmy cztery lub sześć razy mniej meczów. Bazujemy na wideo, a na żywo oglądam piłkarzy tylko ja, gdy już mamy wyselekcjonowanych graczy.
Nie robicie tak, że „a, dziś sobota, to skoczę sobie na mecz do Goricy”.
Covid nauczył tego też duże kluby, że nie ma sensu jeździć w ciemno. U nas dzielimy to na trzy etapy: najpierw selekcja na podstawie statystyk, później doprecyzowanie obserwacji na podstawie wideo, a potem obserwacja na żywo. I według mojej wiedzy coraz więcej klubów na zachodzie robi tak samo. A nie, że wsiadam w samochód i jadę pięć godzin na mecz, choć nikogo nie znam w ekipie gości i nie znam nikogo w zespole gospodarzy. Czy to praca przyjemna? Dla doświadczonych skautów czy dla mnie, byłego trenera, to nie jest przyjemne, bo wolimy obserwacje na żywo. Mamy też wykupiony dostęp do StatsBomb, InStata, Wyscouta i TransferRooma.
Z TransferRooma ściągnęliście Jaysona Papeau?
Tak.
Kogoś poza nim?
Nie.
Maenpaa?
On akurat był dzięki kontaktom, które mieliśmy.
Trener Szulczek ma kontrakt do końca sezonu z opcją przedłużenia o kolejne dwa lata. Zerkałeś już do sejfu, by rozważyć skorzystanie z tej opcji?
Mamy dość odległy termin na to, by skorzystać z tej opcji, więc jesteśmy spokojni w tej kwestii. Dawid wykonuje dobrą pracę i na tym się teraz skupiamy.
rozmawiał Damian Smyk
WIĘCEJ O WARCIE POZNAŃ:
- Wciąż pragmatyzm, już nie romantyzm. Warcie może znowu się udać
- Lis: Moja żona też wiedziałaby po odprawie Szulczka, co ma robić!
- Szulczek: Może młodzi trenerzy nie boją się ryzyka, bo nie dostawali linijką po rękach?
fot. FotoPyk