Ostatnimi czasy Wisła Kraków prezentowała się do tego stopnia żenująco, że zwolniono Adriana Gulę, a podczas jednego z treningów piłkarzy odwiedzili kibice, by wygłosić mowy motywacyjne. Dziś mieliśmy się przekonać, czy gorzkie, niekoniecznie miłe rozmowy z kibicami przynoszą rezultaty. Przy okazji był to pierwszy mecz Jerzego Brzęczka, który po kilku miesiącach przerwy wrócił na ławkę trenerską. Wytoczono mocne działa i zobaczyliśmy lepszą stronę Wisły Kraków, ale tylko w pierwszej połowie. W drugiej było już gorzej i kibice Białej Gwiazdy mogą czuć niedosyt. Dostali smaczną przystawkę, ale zabrakło dania głównego.
Wisła Kraków – Górnik Łęczna 0:0. Odmieniona Wisła
Początek meczu w wykonaniu zespołu Jerzego Brzęczka był bardzo mocny. Wyszli wysoko, chcieli od pierwszych sekund pokazać, który zespół ma większy potencjał i lepszy pomysł na grę. Czy był to najlepszy pierwszy kwadrans Białej Gwiazdy w tym sezonie? Tak nam się wydaje. A Górnik się gubił. Kilka sekund po pierwszym gwizdku Leandro miał problem z przyjęciem i już Wisła miała pierwszą okazję do zdobycia bramki.
W drugiej minucie Wisła oddała pierwszy strzał celny, uderzał Kuveljic, ale uderzył kiepsko, piłka ledwo doleciała. Za moment dużo lepiej uderzył Cisse, który z łatwością ograł Golińskiego. Po chwili strzelał Savic i już powinno być 1:0, ale uderzył bardzo źle. Później Savic ładnie zrobił miejsce swoim kolegom, ale zepsuł podanie do Cisse. Potem Cisse ładnie rozciągnął i zagrał do Hanouska, ten wypatrzył Savica, ale Austriak znów z bliskiej odległości nie trafił w światło bramki. Mówimy o pierwszym kwadransie, a Savic już powinien mieć dwa gole na koncie. To znacznie obniża jego notę.
Wybaczcie nam drobiazgowość, ale po meczu Wisły ze Stalą Mielec uznaliśmy, że musimy sumiennie notować wszystkie pozytywne akcenty w grze krakowskiego klubu, by nie było, że tylko narzekamy. Goście mieli mnóstwo pracy przy pilnowaniu Savica i Cisse. Drugi z wymienionych w pierwszej części spotkania grał naprawdę dobrze, przy każdej możliwej okazji wchodził w drybling, po czym szukał miejsca do strzału. Taki bezpośredni styl tego piłkarza mógł się podobać. Szkoda, że później zeszło z niego ciśnienie.
Gorzej wyglądała prawa strona Wisły. Mateusz Młyński kompletnie sobie nie radził. Zawiódł po całości. Podsumowaniem jego występu była akcja, w której otrzymał zagranie prostopadłe, wszedł w drybling, stracił piłkę i za moment sfaulował rywala. W dodatku kiepsko współpracował z Gruszkowskim, nawet mu trochę przeszkadzał.
W ataku od pierwszych minut szansę otrzymał starszy z czeskich napastników. Można powiedzieć, że dziś Zdenek Ondrasek pełnił rolę napastnika na walkę. Miał ściągać na siebie uwagę obrońców, toczyć z nimi boje i czekać na swoje szanse. Tych brakowało.
Przejdźmy do występu gości w pierwszej części meczu. W ataku zespół z Lubelszczyzny praktycznie nie istniał. W środku pola słabo spisywał się Szymon Drewniak. Jeszcze pod koniec pierwszej połowy zepsuł piłkę prostopadłą do Śpiączki, a zapowiadała się groźna kontra. Znacznie lepiej grał Janusz Gol. Potrafił utrzymać się dłużej przy piłce, dać partnerom chwilę wytchnienia, ale brakowało mu wsparcia. Mimo to jego drużyna przetrwała nawałnicę i była w stanie zachować czyste konto.
Wyrównana druga połowa
Na druga połowę nie wyszedł już Mateusz Młyński i zmienił go Dor Hugi. Ruch na wskroś logiczny, ale Wisła źle rozpoczęła drugą połowę i był to sygnał, że nie będzie już tak kolorowo. Najpierw w aut przy próbie wyprowadzenia piłki kopnął Colley (zagrał dobry mecz, ale w tej konkretnej sytuacji się nie popisał), widzieliśmy, że gospodarze nie są już tak pewni. Goście po przerwie wzięli się w garść i częściej wymieniali podania na połowie Wisły Kraków. Nie zachwycali, ale przynajmniej zaczęli grać i porzucili kopaninę.
O ile w pierwszej połowie Wisła grała fajnie, miło dla oka i pewnie tak jak miała grać za poprzedniego trenera, to w drugiej nie było już tak dobrze. Oczywiście mieli kilka okazji, ale mocno spuścili z tonu. Najlepszą miał Dor Hugi. Zdecydował się na rajd i tylko poprzeczka uratowała Gostomskiego. Hugi był aktywny, ale brakowało mu szczęścia. Toczył wyrównane boje z bardzo dobrym tego dnia Gersonem, ale zakończył mecz z niczym.
Ponarzekaliśmy, że w ofensywie Wiślacy grali już gorzej, ale w obronie też nie było rewelacji. Zostawiali zbyt wiele miejsca na swojej prawej stronie. Rozkręcił się Krykun, ale Kamil Kiereś postanowił go zdjąć. Jego zmiennik Daniel Dziwniel dał kilka dobrych piłek, ale partnerzy nie potrafili zrobić z nich użytku. Wielokrotnie Wisłę ratował Colley. Skutecznie uprzykrzał życie Śpiączce. Był agresywny, twardy i pewny w swoich interwencjach. Według nas najpewniejszy punkt krakowskiej drużyny.
Jerzy Brzęczek próbował rotować i zarazem ratować mecz. Rzucił co miał, ale zmiany nie odmieniły losów meczu. Wisła była dziś odbiciem występu Stefana Savica, momenty były, ale w kluczowych sytuacjach zabrakło dokładności. Przed dzisiejszym starciem były selekcjoner powiedział, że jego zespół ma jakość, ale nie potrafi jej wykorzystać. Trafna diagnoza. Sprawdziła się.
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW I GÓRNIKU ŁĘCZNA:
- Ondrasek: Kraków to mój dom. Wisłę mam w sercu
- Żegnamy Gulę, witamy Brzęczka – co zmiana trenera mówi o Wiśle || Roki wyjaśnia #46
- Kiereś: „Są takie momenty w życiu drużyny, kiedy trzeba cenić małe kroki”
- Zima zaskoczyła ligowców!
Fot. Newspix.pl