Reklama

Mecz Gwiazd pod znakiem trójek Curry’ego i spotkań legend

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2022, 10:21 • 4 min czytania 9 komentarzy

Podczas tegorocznego Meczu Gwiazd tradycyjnie podziwialiśmy szalone próby rzutów (czasem udane, szczególnie kiedy decydował się na nie Stephen Curry) oraz efektowne wsady. A w czwartej kwarcie – nawet dość intensywną rywalizację. Kolorytu całemu wydarzeniu dodała też prezentacja 75 najlepszych koszykarzy w historii NBA. Dzięki temu przed naszymi oczami pojawiły się też rzadsze obrazki – jak Michael Jordan ściskający się z LeBronem Jamesem, czy (zanim doszło do ceremonii) łapiący w pas Lukę Doncica.

Mecz Gwiazd pod znakiem trójek Curry’ego i spotkań legend

Nie wszyscy z nas to pamiętają, ale Mecz Gwiazd w NBA wzbudzał kiedyś wielkie emocje u zdecydowanej większości kibiców. Z czasem jednak kompletnie zniknęła z niego obrona, a zawodnicy przestali nawet ukrywać, że wychodzą na parkiet, aby dobrze się bawić, a nie toczyć jakąkolwiek rywalizację. To nieco odsunęło od koszykarskiego show bardziej zagorzałych, wymagających miłośników basketu.

Władze NBA, wsłuchując się w głosy rozczarowanych kibiców, się jednak nie poddały. Świetnym ruchem, który trochę ożywił całe wydarzenie, była zmiana formuły. Przede wszystkim pojawili się kapitanowie, którzy sami (kilka dni przed Weekendem Gwiazd) wybierają zawodników do zespołu. A zwycięstwo zaczęło przypadać drużynie, która pierwsza zdobędzie określoną liczbę punktów (wynik zespołu prowadzącego po trzech kwartach plus dwadzieścia cztery, czyli numer Kobego Bryanta).

No i właśnie – jak to wszystko wyszło w tym roku? Czy Mecz Gwiazd nie rozczarował?

Nowa i stara gwardia

Reklama

Cóż, zależy, kto co od niego oczekiwał. Jeśli spodziewaliście się tego, co należało się spodziewać – czyli wesołej (choć w czwartej kwarcie nawet intensywnej), pełnej rzutów z daleka oraz wsadów, koszykówki, to właśnie ją otrzymaliście. Natomiast osoby, które za tego typu rozrywką nie przepadają… i tak zapewne nie zarwały nocki. I po prostu czekają, aż NBA wróci na właściwe tory – to znaczy do meczów sezonu regularnego.

Najlepszym zawodnikiem Meczu Gwiazd uznano (po raz pierwszy!) Stepha Curry’ego. Ten bawił się znakomicie – kiedy w normalnych warunkach zespoły kryją go tak blisko jak się da, dzisiaj w nocy mógł korzystać z wolnej przestrzeni do oddawania trójek. I trafił ich… aż szesnaście. To oczywiście rekord wszechczasów, jeśli chodzi o rzuty zza łuku. Ale rekordu punktowego już nie pobił – do Anthony’ego Davisa zabrakło mu dwóch oczek (podkoszowy w Meczu Gwiazd w 2017 roku zdobył ich 52).

Curry był zatem głównym bohaterem, ale emocje wzbudzały też efektowne wsady Ja Moranta (serio, ten gość ma windę w nogach), a najważniejszy rzut spotkania należał do LeBrona Jamesa. Zawodnik Lakers otrzymał piłkę przy stanie 161:160, kiedy do zwycięstwa jego drużynie (czyli zespole LeBrona, bo był kapitanem, i mierzył się z zespołem Duranta) brakowało dwóch oczek. I właśnie te dwa oczka, rzutem nad Zachem Lavinem, dołożył. Nie mogło być inaczej – skoro Weekend Gwiazd zawędrował w tym roku do jego Cleveland.

Najstarszy uczestnik tegorocznego spotkania czołowych zawodników NBA pokazał się dzisiaj zresztą nie tylko w meczowym uniformie, ale marynarce. Wszystko z powodu prezentacji 75 najlepszych koszykarzy w historii najlepszej ligi świata (wyłonionych z okazji 75-lecia NBA w październiku). LeBron oczywiście znalazł się w tym gronie. Podobnie jak Michael Jordan. Dlatego też mogliśmy oglądać dwójkę legend w przyjacielskim uścisku.

Ciekawe były też filmiki zza kulis – Jordan przekomarzał się z Magicem Johnsonem, wyzywając go na grę jeden na jednego. A także – podczas rozgrzewki – złapał w pas Lukę Doncica, i po chwili uciął sobie z nim krótką pogawędkę. Warto też wspomnieć, że nie wszystkie z grona 75 legend NBA przyleciały do Cleveland. Pomijając oczywiście wybory dokonane pośmiertnie – Bill Russell zdecydował, że w czasach pandemii bezpiecznie będzie mu zostać w domu, Kevin Durant miał żałobę w rodzinie, a takiego Scottiego Pippena… po prostu zabrakło. A szkoda, bo miałby okazję skonfrontować się z paroma kolegami, którzy już raczej za nim nie przepadają.

Reklama

To jednak nie konflikty dominowały w czasie minionego weekendu. A przyjacielska, miła atmosfera – tak jak się do tego przyzwyczailiśmy. Zatem niektórzy bawili się świetnie, inni średnio, ale na to, co najważniejsze przyjdzie jeszcze czas. Pierwszy mecz sezonu regularnego NBA po przerwie zostanie rozegrany 24 lutego. A potem zaczniemy już powoli spoglądać w kierunku fazy play-offs.

Najnowsze

Inne sporty

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
58
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

9 komentarzy

Loading...