Reklama

Misja dla Brzęczka. Odnaleźć się po pracy selekcjonera

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2022, 11:27 • 8 min czytania 28 komentarzy

W XXI wieku tylko jeden selekcjoner reprezentacji Polski odnalazł się po powrocie do pracy klubowej. To Waldemar Fornalik. Inni albo szybko przepadali, albo ich losy toczyły się w mało ekskluzywny sposób.

Misja dla Brzęczka. Odnaleźć się po pracy selekcjonera

Klubowe losy selekcjonerów reprezentacji Polski w XXI wieku

Brzęczek stosunkowo szybko podjął kolejną pracę. Oczywiście, od kiedy został zwolniony z PZPN minął ponad rok, ale pamiętajmy, że jego kontrakt trwał do grudnia. Brzęczek mógł na spokojnie odpocząć po bez wątpienia wycieńczającym okresie, wyciągnąć z niego wnioski, złapać pewien dystans, a solidna kasa spływała na konto. Bez żadnych wpływów był przez ledwie 1,5 miesiąca. A potem pojawiła się Wisła Kraków.

Wisła, do której wiadomo było, że kiedyś dołączy. Spekulowano, że władze „Białej Gwiazdy” zatrudnią go jeszcze przed Adrianem Gulą, lecz wtedy nie byłby na to zbyt dobry moment. Brzęczek miał wówczas fatalny PR, który mógł jeszcze bardziej nadszarpnąć ewentualny sukces Sousy na Euro. Reprezentacyjne rany były w oczach kibiców zbyt świeże. Ponadto były selekcjoner nie miał wówczas jeszcze okazji, by jakoś odwrócić narrację wokół swojej osoby, a taką był na pewno występ u Małgorzaty Domagalik w Kanale Sportowym. Dziś okoliczności są znacznie lepsze. To nie Wisła Kraków wyrządza selekcjonerowi przysługę, zatrudniając go. To Brzęczek schodzi poniżej swojego poziomu rynkowego, by ratować klub zarządzany przez Jakuba i Dawida Błaszczykowskich.

Jedyny sukces – Waldemar Fornalik

Reprezentacja Polski teoretycznie powinna być trampoliną. Zwłaszcza reprezentacja z Lewandowskim, co stanowi – a przynajmniej powinno – naprawdę solidny wpis w CV na europejskim rynku. Polska myśl szkoleniowa nie jest zbyt mocno doceniona poza naszymi granicami – i tego stanu rzeczy nie jest w stanie zmienić nawet fakt prowadzenia najlepszego piłkarza świata. Brzęczek prowadził wprawdzie rozmowy z reprezentacją Kosowa, ale w podobnym okresie pojechał negocjować w Białymstoku, gdzie jednak obie strony nie były do siebie przekonane.

Reklama

Wybrał Wisłę Kraków, a więc poszedł niejako drogą Waldemara Fornalika. Epizod trenera Piasta w reprezentacji był kompletnie nieudany. Przegrane eliminacje to jedno. Drugie to pozostawione wrażenie, które sugerowało, że kadra narodowa to dla tego szkoleniowca zwyczajnie za duże buty, w których nie mógł się odnaleźć. Fornalik po biało-czerwonych ani nie poprawił swojego statusu wśród ligowych trenerów, ani go nie pogorszył. Po prostu wrócił na poprzednie miejsce pracy, czyli do Ruchu Chorzów. Biednego, niepoukładanego, mającego swoje oczywiste ograniczenia.

W przypadku Fornalika wynikało to też z faktu, że ten najchętniej pracowałby na Śląsku, by nie wywracać całego życia rodzinnego do góry nogami. Nie nawiązał z nim do czasów, gdy dwa razy kończył sezon na ligowym podium. Ale ciężko czynić z tego zarzut do samego trenera, który w dwóch sezonach zapewnił spokojne utrzymanie, a później klub na skutek organizacyjnego bałaganu systematycznie się rozpadał. Jeszcze zanim spadł z ligi, Fornalik odszedł, co niektórzy odbierali jako ucieczkę przed strachem o nabrużdżenie sobie w życiorysie. 

Dla kariery Fornalika była to jednak kluczowa decyzja, bo później wylądował w Piaście. Znów nie mówimy o klubie, mającym wielkie aspiracje. Ale jednocześnie to właśnie w tym miejscu osiągnął największy sukces w swojej karierze – mistrzostwo Polski. I fakt, że przejmował średniaka, z którym w pierwszym sezonie prawie spadł, jeszcze bardziej podkreśla skalę jego osiągnięcia. Oprócz złotego na jego szyi zawisł także brązowy medal. Fornalik uczynił ze średniaka ligowego potentata, napisał historię, której nikt nie mógł się spodziewać. Bez dwóch zdań odnalazł się w życiu po życiu.

Adam Nawałka – tylko jedna próba

Adama Nawałkę postrzegano jako pierwszego trenera, który może odnaleźć się w poważnej pracy za granicą. Gdzieniegdzie szeptało się nawet o tym, że były selekcjoner może dostać pracę we włoskiej piłce. W najgorszym wypadku – w jakimś miejscu, gdzie można naprawdę dobrze zarobić, jak np. Chiny. Nic takiego się nie wydarzyło. Sam Nawałka, który zapewnił sobie duży komfort finansowy, odrzucał kolejne oferty. Przekonała go tylko ta z Lecha Poznań, gdzie widział dla siebie ciekawy projekt sportowy.

Jego praca w stolicy Wielkopolski to jednak wielopoziomowa porażka. Niektórzy mówili, że Nawałkę zepsuła praca z reprezentacją, gdzie spełniano wszystkie jego zachcianki. Chciał, by w Lechu, który siłą rzeczy nie może wszystkiego zagwarantować, było podobnie. Przez cztery miesiące Nawałka miał kilka anegdotycznych fanaberii…

• zażyczył sobie, by droga na boisku w Turcji była wyłożona sztuczną trawą,

Reklama

• wysłał asystenta do Gliwic, by sprawdził wymiary szafek na tamtejszym stadionie,

• gdy Lech miał zabukowany hotel w Kielcach, w ostatniej chwili poprosił o odwołanie rezerwacji, bo drużyna musi spać na jednym piętrze, a nie na dwóch,

• gdy w Opalenicy wysiadły z zimna zraszacze, kazał zadzwonić po straż pożarną, by spryskała boisko,

• na zgrupowaniu we Wronkach zażyczył sobie specjalnego mleka do kawy i w hotelu musieli szukać po mieście takiego, które zadowoli trenera,

• nakazał klubowemu fotografowi usunąć zdjęcie, na którym Nawałka wychodzi z samolotu (bo trzyma się na nim poręczy, a to oznaka słabości).

Wspomniane fanaberie były jednym z powodów, dla którego Nawałka poniósł w Lechu kompletną klęskę. Przychodził witany jak król, odszedł po ledwie jedenastu meczach, ze słabiutką średnią punktów. W Poznaniu stwierdzili, że skoro wyniki są jak za poprzedników (a nawet gorsze), a obecny trener co chwilę ma jakieś zachcianki, to nie pójdzie to w dobrym kierunku. Nawałka później odpoczywał i chciał skończyć długofalowy urlop tylko w sytuacji, gdy był bliski ponownego objęcia reprezentacji. Wydaje się, że ów trener znalazł się już na emeryturze, z której niekoniecznie będzie chciał się zrywać do pracy w Ekstraklasie.

Smuda i odbudowa szatni w Regensburgu

Innym przypadkiem jest Franciszek Smuda. O ile np. Fornalik dał się poznać jako trener, który może być niezły w lidze, ale najbardziej eksponowane stanowisko w polskiej piłce go przerasta, o tyle Smuda przedstawił się nam mniej więcej tak, jak mówił o nim Artur Boruc. Mimo to w odróżnieniu do wielu swoich kolegów może powiedzieć o sobie, że dostał pracę w zagranicznej lidze.

Konkretnie – w Jahn Regensburg, które grało w 2. Bundeslidze. Piękny był to okres. Miał utrzymać będącą w beznadziejnej sytuacji drużynę i ta sztuka mu się nie udała. Sam szczycił się w mediach tym, że – uwaga, uwaga – wybudował w klubie z Ratyzbony nową szatnię. Ewidentnie zasług nie można mu odebrać – coś w niemieckim klubie zbudował. Przyszedł, gdy Jahn tracił trzy punkty do miejsca gwarantującego grę w barażach. Zakończył sezon mając… osiemnaście punktów straty. On sam oczywiście mówił, że nikt w klubie nie wierzył w utrzymanie, a został ściągnięty tylko po to, by kilku chłopaków się pokazało. 

Później była Wisła Kraków, gdzie „Franz” poradził sobie przyzwoicie, a następnie zaliczył klasyczne odcinanie kuponów od nazwiska. Próba ratowania Górnika Łęczna przed degradacją (nieudana). Objęcie trzecioligowego Widzewa. Powrót do Łęcznej, gdy ta była w drugiej lidze. Wreszcie – praca w Wieczystej.

Engel i Janas – kariery bez większych historii

Jerzy Engel do dziś jest obecny w mediach i to nie tak, że świat o nim zapomniał. On sam jednak podjął się po reprezentacji Polski tylko dwóch prób, w których łącznie zaliczył oszałamiające 22 mecze. Przychodząc do Wisły obiecał Bogusławowi Cupiałowi, że awansuje do Ligi Mistrzów. Był naprawdę o krok – to właśnie Engel prowadził „Białą Gwiazdę” w pamiętnym dwumeczu z Panathinaikosem, który obrósł legendą. Piłkarze po latach doceniają pracę byłego selekcjonera, który mimo krótkiego okresu przy Reymonta, tchnął w drużynę nowego ducha i pomógł jej uwierzyć w ewentualny sukces. Nie awansował też do Pucharu UEFA (porażki z Vitorią Guimaraes). Ponadto przegrał w lidze z Zagłębiem, co sprawiło, że nawet wysoka średnia punktów na mecz nie przedłużyła jego 116-dniowej kadencji. Mówiło się, że zabójcze okazały się dla niego zapewnienia. Engel wprost deklarował – tak, awansuję do pucharów, dam wam wreszcie Ligę Mistrzów! Jego epizod w APOEL-u Nikozja potrwał z kolei siedem meczów. Po tych dwóch nieudanych próbach nie podejmował się już żadnej pracy w zawodzie.

W przeciwieństwie do Pawła Janasa, który pracował kolejno w GKS-ie Bełchatów, Widzewie Łódź, Polonii Warszawa, Lechii i Bytovii. Symptomatyczne, że świeżo po pracy w reprezentacji objął właśnie GKS-Bełchatów, czyli klub wykręcający może w tamtych czasach niezłe wyniki, ale raczej bez perspektyw na bycie w czołówce na lata. A tuż po nim… przeszedł do pierwszoligowego Widzewa. I tam faktycznie osiągał sukcesy – dwa razy awansował do Ekstraklasy. Jeden z nich nie poskutkował promocją na najwyższy szczebel, co było formą kary od PZPN za powiązania z aferą korupcyjną. Janas nie załamał się i rok później przyklepał kolejny awans. Promocję do I ligi uzyskał także w Bytovii. W Ekstraklasie niczego specjalnego nie zdziałał. Dość szybko stał się trenerem z marginesu.

Jerzy Brzęczek nie może więc popełnić błędów swoich poprzedników. Jego sytuacja jest inna niż wielu z nich. Mówimy przecież o trenerze młodym, będącym wciąż na dorobku, któremu reprezentacja spadła trochę jak z nieba. Ta szansa nie była zwieńczeniem wieloletniego pasma sukcesów na polskich boiskach, po których szkoleniowiec ten mógłby poczuć się spełniony. Wręcz przeciwnie. On sam ma bardzo dużo do udowodnienia. Jeśli myśli o wieloletniej pracy w zawodzie, musi najpierw zrealizować cel, który został przed nim przedstawiony w Krakowie. Ewentualny spadek mocno nabruździłby w CV szkoleniowca, którego „życie po życiu” zapowiada się przecież obiecująco.

WIĘCEJ O JERZYM BRZĘCZKU:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Michał Żyro: To nie jest przypadkowa wygrana. Dominowaliśmy, jestem dumny z kolegów

Jakub Radomski
3
Michał Żyro: To nie jest przypadkowa wygrana. Dominowaliśmy, jestem dumny z kolegów

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Tułacz: Jeżeli masz przyjść na konferencję i narzekać na pogodę, to lepiej nie mów nic

Damian Popilowski
2
Tułacz: Jeżeli masz przyjść na konferencję i narzekać na pogodę, to lepiej nie mów nic

Komentarze

28 komentarzy

Loading...