Reklama

Partyka: Chciałbym, żeby na ORLEN Copernicus Cup Kszczot wywalczył minimum na HMŚ

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

21 lutego 2022, 17:53 • 7 min czytania 2 komentarze

Już jutro w toruńskiej Arenie odbędzie się ORLEN Copernicus Cup. Jak co roku w mieście pierników zaprezentują się światowe gwiazdy lekkoatletyki oraz największe polskie postaci królowej sportu. Z tego względu, na dzień przed zawodami porozmawialiśmy z Arturem Partyką.

Partyka: Chciałbym, żeby na ORLEN Copernicus Cup Kszczot wywalczył minimum na HMŚ

Wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż z Atlanty, a obecnie ekspert i komentator Polsatu Sport, opowiedział nam o tym, jakim konkurencjom warto przyglądać się ze szczególną uwagą, na których z naszych reprezentantów liczy najbardziej, oraz jak należy podchodzić do występu Adama Kszczota, który walczy o uzyskanie minimum kwalifikacyjnego do halowych mistrzostw świata w Belgradzie, jednak po sezonie halowym zakończy sportową karierę.

SZYMON SZCZEPANIK: Na jutrzejsze zawody organizatorzy przygotowali nam kilka interesujących zestawień nazwisk. Jako kibic i ekspert, której konkurencji najbardziej pan wyczekuje?

ARTUR PARTYKA: Tegoroczny mityng zapowiada się interesująco z kilku względów. Wystąpi w nim bardzo mocna obsada zawodników, do Torunia przyjadą wielkie gwiazdy. W dodatku jesteśmy w roku poolimpijskim. Ja – jak chyba większość kibiców lekkoatletyki – czekam na bieg na 60 metrów kobiet. To będzie konfrontacja Elaine Thompson-Herah z naszą Ewą Swobodą, która wręcz eksplodowała na tym dystansie. 7.00 i 7.04 to dwa najlepsze wyniki na świecie w obecnym sezonie. Uzyskała je właśnie Polka. A z drugiej strony będzie pięciokrotna mistrzyni olimpijska i absolutna dominatorka zeszłorocznych igrzysk olimpijskich w Tokio. Ale na 60 metrów wystąpi również Pia Skrzyszowska, która wczoraj w Dusseldorfie pobiegła 7.22 – to również bardzo dobry rezultat.

JAKA JEST NAJLEPSZA JAMAJSKA SPRINTERKA I DLACZEGO AKURAT ELAINE THOMPSON-HERAH?

Reklama

Będę się też przyglądał rywalizacji w skoku o tyczce. Zarówno Piotr Lisek, jak i Robert Sobera walczą o to, by zdobyć minimum na zbliżające się halowe mistrzostwa świata w Belgradzie, które wynosi 5.81. Po Piotrze wczoraj widać było sportową złość, gdyż wczoraj ta sztuka mu się nie udała. Podjęte zostaną również dwie próby pobicia rekordu świata. W biegu na 1500 metrów kobiet będzie się starała uczynić to Gudaf Tsegay, a na 3000 metrów wystartuje Salemon Barega.

I oczywiście od lat posiadamy też doskonałą obsadę w biegu na 400 metrów pań, ale obecny mityng jest jeszcze bardziej wyjątkowy pod tym względem. Świetnie biegają trzy nasze zawodniczki. Na światowych listach wyników Anna Kiełbasińska jest tuż za Femke Bol, którą także zobaczymy w Toruniu. Natalia Kaczmarek również bardzo ładnie otworzyła sezon. Z kolei Justyna Święty-Ersetic cały czas czeka na wynik poniżej 52 sekund. Ale wszyscy wiedzą, kim jest Justyna i znają jej ogromne możliwości.

Wymienił pan kilka czołowych nazwisk polskiej lekkoatletyki. Na którego z naszych reprezentantów liczy pan najbardziej?

Przede wszystkim będę obserwował skok o tyczce i walkę Piotra Liska z pokonaniem wysokości 5.81. Widać, że w tym sezonie to nie jest Piotr, którego pamiętamy z poprzednich sezonów i w hali jeszcze nie pokazał tego, na co go stać. Oczywiście, liczę też na dobry występ pań w biegu na 400 metrów, oraz Ewę Swobodę – to są główne atrakcje mityngu w Toruniu. Ale w biegach średnich należy wspomnieć o Marcinie Lewandowskim oraz Adamie Kszczocie, który powoli będzie kończył swoją długoletnią karierę.

Dobrze, że wspomniał pan nazwisko Kszczota. W trakcie zawodów oczy kibiców mogą być zwrócone w kierunku zawodnika, który nie osiąga w tym sezonie wybitnych rezultatów – ba, wciąż walczy o udział w HMŚ w Belgradzie. Ale czy my, jako fani, możemy czegokolwiek wymagać od naszego wieloletniego mistrza, czy raczej należy cieszyć się każdym jego występem, niezależnie od tego, jaki czas i miejsce osiągnie?

Reklama

Myślę, że jego biegi będziemy oglądali na spokojnie. Chociaż sam Adam przyznał, że bardzo by chciał zakończyć karierę występem na zawodach na najwyższym poziomie. A przecież on należał do światowej czołówki przez ponad dekadę – to jest ewenement. Na tak wyczerpującym dystansie on i Marcin Lewandowski byli w stanie utrzymać taką formę i osiągać fantastyczne wyniki.

Prześledziłem sobie od roku 2008-2009 – czyli pierwszych sukcesów Adama i Marcina – zawodników, z którymi oni startowali. Dziś już wszyscy z tamtego okresu pokończyli kariery! Na czele z Davidem Rudishą. Nijel Amos czasami gdzieś się przewijał. Ale wicemistrz olimpijski ze wspaniałego biegu na rekord świata Davida Rudishy z igrzysk w Londynie wciąż nie jest tak długowieczny, jak dwaj Polacy. Adam i Marcin przez ponad dekadę cały czas osiągali sukcesy – halowe mistrzostwa Europy czy świata, medale z mistrzostw na otwartym stadionie. Adam trzykrotnie wygrał mistrzostwa Europy. Na tym dystansie niezwykle trudno jest utrzymać taką formę. Dlatego nie mam wobec niego wymagań. Chciałbym tylko, żeby zdobył minimum do halowych mistrzostw świata i fajnie podsumował swoją karierę występem w Belgradzie.

Dodajmy, że Adam Kszczot z samym Marcinem Lewandowskim, na dystansie 800 metrów zmierzy się w Toruniu po raz siedemdziesiąty trzeci w karierze.

Sam pan widzi, ile tego było. Może to wszystko inaczej by się potoczyło, gdyby nie przerwy pandemiczne. Wówczas w zeszłym roku mielibyśmy halowe mistrzostwa świata w Nankin. Igrzyska w Tokio odbyłyby się w 2020 roku. Wtedy kariery wielu sportowców mogłyby wyglądać nieco inaczej. Ale i tak Adam miał wspaniałą karierę, która ma jeszcze jeden ważny aspekt. Kszczot nie zostawia polskich 800 metrów bez następców. Jest Patryk Dobek, Mateusz Borkowski, jest cała grupa młodych chłopaków, na czele z Krzysztofem Różnickim. To kolejni zawodnicy, którzy mogą kontynuować sukcesy Adama i biegać podobnie, albo szybciej.

Myślę, że każdy sportowiec kończy karierę z niedosytem. Mi zabrakło olimpijskiego złota, Adasiowi będzie brakowało olimpijskiego medalu oraz rekordu Polski. Przy tym wyniku cały czas widnieje nazwisko Pawła Czapiewskiego – naszego asa z 2001 roku z Edmonton. Posiadając dwóch tak fenomenalnych zawodników jak Marcin Lewandowski i Adam Kszczot, nie udało się tego rekordu poprawić. Czyżby to było zadanie dla młodej generacji biegaczy? Chyba na to się zapowiada. Ale rzeczywiście, Paweł przez tyle lat obronił się przed takimi tuzami. (śmiech)

Organizatorzy zapowiadają, o czym już pan wspominał, że podczas ORLEN Copernicus Cup zostaną podjęte dwie próby pobicia halowych rekordów świata. Oczywiście, do pobicia rekordu świata nie wystarczy tylko dobra dyspozycja głównego aktora widowiska…

Dwójka pretendentów do pobicia rekordów jest medalistami igrzysk olimpijskich – Barega złotym na 10000 metrów, a Tsegay brązową na 5000 metrów. Krzysztof Wolsztyński jako organizator mityngu zadbał o zawodników dyktujących tempo. To jest kluczowe w pobiciu rekordu świata. Na razie nie posiadamy list startowej, jednak możemy spodziewać się, że pacemakerami będą Polacy. Oni będą ogrywali ogromną rolę. W dzisiejszej lekkoatletyce w biegach średnich i długich, bez odpowiednich pacemakerów o rekordy świata może być bardzo trudno. Właściwie chyba tylko rekord o którym wspomniałem w kontekście Adama Kszczota – Rudishy na 800 metrów podczas igrzysk olimpijskich w Londynie – jest jedynym, który obył się jeszcze bez „zająców”. Ale myślę, że tam nawet rozprowadzający by nie wytrzymali, żeby poprowadzić go w tempie, które byłoby zadowalające dla Rudishy i reszty stawki.

Na zakończenie – języczek u wagi wśród polskich kibiców może stanowić konkurencja pchnięcia kulą. Michał Haratyk z pewnością nie wspomina dobrze igrzysk w Tokio. Z drugiej strony, Konrad Bukowiecki w ostatnim sezonie miał sporo perypetii związanych z kontuzjami i złapaniem wysokiej formy. Teraz pokazuje dyspozycję na miarę swojego sporego potencjału. Na co możemy liczyć w ich wykonaniu?

Pchnięcie kulą to konkurencja, która będzie otwierała zawody. Cieszy powrót Konrada Bukowieckiego, bo rzeczywiście ostatnio przeżywał trudny okres – czas pandemii nie był dla niego łatwy. Zresztą, on bardzo lubi toruńską halę – przypomnę, że posiada na niej rekord mityngu, wynoszący 22 metry. Zresztą aktualnie ma też czwarty najlepszy wynik sezonu – 21.39. Fajnie, że powoli zaczyna odnajdować równowagę i możemy być świadkami ciekawego konkursu.

Za Michałem Haratykiem bardzo trudny sezon. Ale proszę spojrzeć na to z innej strony. Michał praktycznie od sześciu-siedmiu lat pcha na bardzo wysokim poziomie, zdobywał między innymi mistrzostwo Europy. W końcu musi przyjść moment zmęczenia – Konrad właśnie taki miał. Być może to ten czas, w którym Michał przeżywa lekki kryzys i szuka optymalnej dyspozycji. Ale bądźmy dobrej myśli, w hali może się naprawdę dużo zdarzyć. Zwłaszcza podczas wykorzystania techniki obrotowej Haratykowi może wyjść akurat to jedno pchnięcie.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj także:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...