Dziwne nam się wnioski nasuwają po meczu Bayernu Monachium z Greuther Furth. Gospodarze zwyciężyli 4:1, więc teoretycznie należałoby ich po prostu pochwalić za kolejny triumf, a gościom współczuć, ponieważ wykonali kolejny krok w stronę spadku z Bundesligi. A jednak ostatni zespół ligowej tabeli zawiesił liderowi poprzeczkę tak wysoko, że aż chce się Stefana Leitla komplementować. Natomiast bawarskiej ekipie trudno nie wypomnieć, że to już kolejny jej niezbyt imponujący występ w ostatnich tygodniach.
To już ewidentne – coś się w drużynie Juliana Nagelsmanna popsuło.
Bayern Monachium – Greuther Furth. Kiepska pierwsza połowa faworytów
Na ogół jednak, jeśli już Bayern notował wpadki i był krytykowany, to za dziurawą defensywę. Głównie z tego wzięła się sensacyjna klęska Bawarczyków w starciu z Bochum i niespodziewany, rozczarowujący remis w Lidze Mistrzów przeciwko Red Bullowi Salzburg. Tymczasem w pierwszej połowie dzisiejszego meczu Bayern kompletnie nie funkcjonował w defensywie. Naprawdę nie dało się odczuć, że na murawie stanęły przeciwko sobie pierwsza i ostatnia drużyna Bundesligi. Greuther Furth było świetnie zorganizowane w środku pola, nie dało się stłamsić. Ba, mniej więcej po 25 minutach gry to goście zaczęli uzyskiwać przewagę. Frustracja mistrzów kraju narastała z każdą minutą. Nawet Robert Lewandowski dał się ponieść emocjom, czy to ostro faulując przeciwników, czy to kłócąc się z arbitrem albo energicznie dyskutując z partnerami. Gra się zauważalnie nie kleiła, wielu graczy zwyczajnie irytowało swoją postawą.
Jak gdyby mało było kłopotów Bayernu, w 42. minucie przyjezdni wyszli na prowadzenie. Branimir Hrgota w sumie dość kiepsko przymierzył z rzutu wolnego, ale futbolówka odbiła się od jednego ze stojących w murze zawodników w taki sposób, że zupełnie zmyliła Svena Ulreicha i wylądowała w siatce.
Co tu dużo mówić, Greuther Furth zwyczajnie zasłużyło na tego gola. W pierwszej połowie było drużyną lepszą.
Bayern Monachium – Greuther Furth. Podrażnienie Bawarczycy
Gospodarze ocknęli się dopiero po przerwie.
Nagelsmann nie szalał ze zmianami, w 46. minucie wpuścił na boisko jedynie Erica Maxima Choupo-Motinga, który zmienił Omara Richardsa. Niemiecki szkoleniowiec oczekiwał najwyraźniej właściwej reakcji od piłkarzy, których umieścił w wyjściowej jedenastce. No i stanęli oni na wysokości zadania. Dosłownie kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry Lewandowski z najbliższej odległości pokonał świetnie dysponowanego Andreasa Lindego. Kilkanaście minut później Bayern był już na prowadzeniu. Ładna, kombinacyjna akcja gospodarzy zakończyła się samobójczym trafieniem Sebastiana Griesbecka. Zawodnicy Greuther Furth z niedowierzaniem kręcili głowami. Bo rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że nieco zbyt łatwo oddali to, co tak wielkim wysiłkiem wypracowali wcześniej.
Bayernowi jednak skromne prowadzenie nie wystarczyło. Na osiem minut przed upływem podstawowego czasu gry po stałym fragmencie raz jeszcze ukąsił „Lewy”. Dysponowany dzisiaj, nawiasem mówiąc, raczej przeciętnie, no ale cóż – sztuka jest sztuka, dwa kolejne gole wpadły na jego licznik. Natomiast w doliczonym czasie gry pieczątkę w postaci bramki przy naprawdę udanym występie postawił wspomniany Choupo-Moting.
Skończyło się zatem tak, jak miało się skończyć. Bayern wygrał, zresztą dość wysoko. Ale to na pewno nie był tak mecz, który uspokoi kibiców bawarskiej drużyny i samego trenera Nagelsmanna. W takie formie Bawarczycy może i uporają się z Salzburgiem, ale cudów w Champions League na pewno się osiągną.
BAYERN MONACHIUM – GREUTHER FURTH 4:1 (0:1)
(R. Lewandowski 46′ 82′, S. Griesbeck 61′, E. Choupo-Moting 90+1′ – B. Hrgota 41′)
CZYTAJ WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Wyrwać się z koła chomika. Przypadek Maxa Eberla
- Borussia w końcu odgryzła się Bayernowi. Transfery na linii niemieckich gigantów
- Bayern i sztuka odpuszczania, gdy jest za drogo
fot. NewsPix.pl