Czy zgubił się w Londynie? Jak blisko dołączenia do pierwszej drużyny Crystal Palace znalazł się latem? Czy poziom drużyny z Premier League bardzo go przerasta? Czym różni się szatnia w Premier League od szatni w Ekstraklasie? Dlaczego Patrick Vieira jest lepszym trenerem niż Roy Hodgson? Czy czuje się zakładnikiem kilku milionów, które Crystal Palace zapłaciło za niego Zagłębiu Lubin w 2018 roku? Jak to możliwe, że turecki klub oferował mu większe pieniądze niż dostaje w Anglii i dlaczego nie przyjął tej oferty? Na co jeszcze stać go w karierze piłkarskiej? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada piłkarz Crystal Palace, Jarosław Jach. Zapraszamy.
Zgubiłeś się w Londynie?
Zniknąłem z piłkarskiej mapy.
Co słychać w dalekich krajach?
Staram się odejść. Próbowaliśmy zmienić klub już w lecie, ale utrudniła to zaskakująco późna decyzja o niewłączeniu mnie w skład pierwszej drużyny Crystal Palace. Informację, że nie ma mnie w kadrze i że najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby znalezienie sobie nowego pracodawcy, otrzymałem na kilka dni przed zamknięciem okienka transferowego. Mega ciężko było cokolwiek zdziałać na rynku w takich okolicznościach. Zimą też się rozglądaliśmy, pojawiło się parę ofert, decyzja leżała po mojej stronie, ale do niczego nie doszło, bo kluczowe okazały się detale kontraktowe.
Na czym stoisz?
Na razie pozostaję w Londynie, może jeszcze do czegoś dojdzie, ale z każdym dniem maleje prawdopodobieństwo mojego odejścia jeszcze zimą. Nie jest łatwo o tej porze roku doprowadzić do jakiegoś transferu z racji na liczbę ruchów, podomykanych kadr i ograniczonych budżetów. Lato bardziej sprzyja działaniom transferowym. Nastawiam się więc też na opcję B, czyli wypełnienie kontraktu w Crystal Palace i szukanie sobie nowego miejsca pracy za pół roku.
Naprawdę wierzyłeś, że zostaniesz włączony do pierwszej drużyny Crystal Palace?
Początkowo wyglądało to całkiem obiecująco.
Naprawdę?
Latem kadra Crystal Palace mocno się zmieniła. Powstały luki w defensywie, nie było wielkich możliwości na pozycji środkowego obrońcy. Włączono kilku zawodników z drużyny rezerw, dodany zostałem również ja. Następnie stopniowo odrzucano piłkarzy z drugiej drużyny, a ja długo się utrzymywałem się w obiegu. Podziękowano mi jako ostatniemu. Na ostatnim etapie przed ustaleniem docelowej kadry.
Co o tym zdecydowało?
Klub ostatecznie dogadał się z piłkarzami z wygasającymi kontraktami, a w międzyczasie podpisano dwóch-trzech nowych zawodników. Kadra się zawężała, mój poziom nie był wystarczający, żeby się w niej utrzymać. Trener Patrick Vieira podjął decyzję, że zostaję wykreślony, choć autentycznie na początku letnich przygotowań wyglądało to fajnie i obiecująco. Pojawił się cień nadziei, że zostanę w tej pierwszej drużynie…
Pełen sprzeczności. Patrick Vieira i jego trenerskie życie
Poziom drużyny z Premier League bardzo cię przerastał?
Miałem braki techniczne, wolniej podejmowałem decyzje, odstawałem w elementach czysto piłkarskich. Starałem się nadrobić to fizycznością, zadziornością, walką na boisku. Czasami udawało mi się przykryć moje mankamenty, czasami nie, ale myślę, że w ostatecznym rozrachunku zdecydował fakt, że prezentuję niższe umiejętności od innych piłkarzy z naszej ekipy. Nie mam żalu, pretensji, trener Vieira podjął mądrą decyzję.
Zżyłeś się z kimś z zespołu?
Nie, z nikim nie stworzyłem jakiejś bliższej relacji. Najczęściej rozmawiałem z kapitanem Luką Milivojeviciem, który pomagał mi od pierwszego dnia w Crystal Palace. Dogadywaliśmy się, ale żaden wybitny kontakt to nie był, kolegami poza centrum treningowym nie zostaliśmy.
Czym różni się szatnia w Premier League od szatni w Ekstraklasie?
Wieloma rzeczami. W Crystal Palace panuje większy luz niż w jakimkolwiek znanym mi polskim klubie. Zawodnicy dyktują tempo i rytm szatniowego życia. Nie ma żadnych ograniczeń, żadnych narzuconych stylów bycia, każdy robi to, na co ma ochotę. Jeśli ktoś chce porozmawiać sobie przez telefon, to po prostu wyciąga komórkę i robi swoje. Jeśli ktoś woli posłuchać muzyki, to śmiało może sobie coś puścić. Jest wesoło, jest luźno. Ściślejsze zasady to jakieś takie sprawy podstawowe – nie można się spóźniać, trzeba być na czas. Za to sposób przygotowania do treningu czy do meczu, to indywidualna kwestia każdego zawodnika. I to jest chyba taka największa różnica między angielską a polską szatnią, gdzie trenerzy czasami ograniczają piłkarzy w dużo większym stopniu.
Pokazywałeś się z lepszej strony niż w 2018 roku?
Poprawiłem się, zdecydowanie. W lecie występowałem w meczach towarzyskich, co poprzednio wcale nie było regułą. Nauczyłem się języka angielskiego, który kilka lat temu sprawiał mi problemy, znałem tylko podstawy, reszty musiałem się douczyć. Aktualnie może nie jest jeszcze perfekcyjnie, ale absolutnie z każdym mogę się dogadać. Poza tym teraz miałem lepszy kontakt z Patrickiem Vieirą niż wcześniej z Royem Hodgsonem. Nie było bariery komunikacyjnej, rozumiałem więcej poleceń trenera, lepiej wdrażałem jego polecenia na murawie. Ułatwiało mi to życie.
Vieira i Hodgson wywodzą się z dwóch różnych pokoleń.
Podział jest prosty: Hodgson reprezentuje starą szkołę, Vieira wyznaje nową szkołę. Chyba nikt nie jest zdziwiony. Wystarczy spojrzeć na grę Crystal Palace za czasów jednego i za czasów drugiego. Ekipa Hodgsona opierała się przede wszystkim na bardzo dobrej organizacji gry defensywnej, na maksymalnym upraszczaniu w wyprowadzaniu piłki od własnej bramki. Typowy, trochę prymitywny brytyjski futbol. Atak pozycyjny często sprowadzał się do wykopania piłki na kilkadziesiąt metrów do przodu.
Vieira unowocześnił zespół, wprowadził wiele elementów kombinacyjnego stylu gry, przyjemnie się ogląda jego drużynę. Francuz ma fajny kontakt z piłkarzami, cały czas się uczy, doszkala, nie ma jeszcze takiego doświadczenia, jak Hodgson. Ma większy polot. Wzmacnia swoich podopiecznych, powtarzając im, że mają bardzo duże umiejętności, że muszą sobie ufać, że powinni podejmować ryzyko, ale zawsze dodaje, że musi się to wiązać z odpowiedzialnością. To jego klucz do przygotowania drużyny do kolejnych meczów. Myślę, że zmiana z Hodgsona na Vieirę, to zmiana na plus dla Crystal Palace, przynajmniej z mojej perspektywy, bardzo specyficznej, bo zarazem bliskiej drużynie, a jednak takiej trochę na jej uboczu.
Roy Hodgson – trener z innej epoki
Ładnie to określiłeś.
Kiedy zapadła decyzja o odsunięciu mnie od pierwszej drużyny, przesunięto mnie na listę transferową, przymuszano mnie do szukania sobie nowego klubu. W ten sposób skończył się mój udział w zespole Crystal Palace z Premier League, do którego później dołączałem sporadycznie, zazwyczaj w przypadku przerwy na kadrę czy jakiejś większej liczby kontuzji, a na stałe zacząłem trenować w rezerwach.
Zaliczyłeś kilka meczów w Premier League 2.
Początkowo regularnie występowałem w zespole Crystal Palace U-23, ale później do rezerw dołączyło parę nowych nazwisk, ktoś przebił się z ekip U-18 czy U-19 i dyrektor sportowy odgórnie zarządził, że nie mogę brać udziału w meczach, bo w Premier League 2 ogrywać powinni się młodzi zawodnicy, a nie 28-letni stoper, który niedługo opuści klub. Czasami, jeśli trener rezerw ma jakiś problem ze skompletowaniem pełnej kadry, uczestniczę w meczach towarzyskich, ale więcej oficjalnych spotkań tutaj nie rozegram, takie są zasady. W tym momencie tylko i wyłącznie trenuję z drugą drużyną.
Czujesz się rozczarowany tym, jak to się wszystko toczy?
Wiadomo, że chciałbym dużo więcej. Powinienem cieszyć się piłką nożną, rozgrywać mecze…
Tymczasem zawisłeś w próżni, piłkarskim niebycie.
Tym bardziej, że pół roku temu zakończyłem naprawdę ładny rozdział w Rakowie Częstochowa. Zajęliśmy drugie miejsce w tabeli Ekstraklasy, zdobyliśmy Puchar Polski. To był sezon przepełniony radością, świętowaniem, przeżywaniem kapitalnych emocji wspólnie z kibicami. To jest sens futbolu, taki najfajniejszy smaczek w tym sporcie. A teraz jestem trochę takim zawodnikiem trenującym, ale niepraktykującym w meczach, a przecież w normalnych warunkach tygodniowa praca na zajęciach powinna być zwieńczona weekendowym spotkaniem na boisku. Brakuje mi tego, ale sam doprowadziłem do takiej sytuacji, były przecież na stole oferty, które mogłem zaakceptować. Nie zrobiłem tego z różnych względów. Świadomie podjąłem decyzję o pozostaniu w Londynie, muszę się z tym pogodzić. Inna sprawa, że chcę wrócić na murawę i myślę, że jeśli będę mógł grać, to szybko wrócę do optymalnej dyspozycji. Robię więcej niż koledzy z rezerw. Po treningach zostaję na siłowni. Pracują nad sobą, bo wiem, że muszę być przygotowany na ewentualny transfer.
Łatwo będzie ci wrócić do rytmu meczowego?
Pewnie nie. Nie wskoczę od razu na najwyższy poziom, bo mecze to jest duża część przygotowania mentalnego i fizycznego, ale z drugiej strony były gorsze sytuacje. Ktoś zrywał więzadła w kolanie, pauzował przez rok, a większość tego czasu spędzał na rehabilitacji. Jestem zdrowy, w treningu, nie jest to jakieś dramatyczne położenie.
Dobrze mieszka ci się w Londynie?
Nie mieszkałem jeszcze w lepszym mieście do życia. Świetna metropolia, pełna możliwości, niczego nie brakuje. Od kiedy opanowałem język angielski, nie mam problemów z absolutnie niczym. Czuję się pełnoprawnym obywatelem Londynu. Super miasto. Ludzie z całego świata, stykające się kultury, cudowna sprawa. Poznałem tu wielu świetnych ludzi. Jest czwartek, mam urodziny. Poszedłem do kawiarni, gdzie mam przyjaciela, dostałem od niego prezent i darmową kawkę. Życie jest fenomenalne, choć nie ukrywam, że byłbym jeszcze szczęśliwszy, gdybym mógł połączyć to z futbolem.
Czujesz się zakładnikiem tych kilku milionów, które Crystal Palace zapłaciło za ciebie kilka lat temu Zagłębiu Lubin?
Wspomnienie o tamtych pieniądzach utrudniło część możliwych transferów w kolejnych latach. Rok temu, gdy podpisywałem umowę z Rakowem, miało być to wypożyczenie z opcją wykupu. Nie pamiętam, czy miał być to obowiązkowy czy opcjonalny wykup, ale to w tej chwili drugorzędne. Długość – rok plus trzy lata. Chciałem tam iść, bo wiedziałem, że Raków to fajny projekt. Ale w podróży do Częstochowy dowiedziałem się, że Crystal Palace wycofało się z wykupu, ponieważ uważało, że kwota zawarta w umowie jest za niska. Stanęło tylko na opcji wypożyczenia. Ciągle gdzieś w tle przebijała się ta kwota sprzed kilku lat. Nic dziwnego, każdy klub chce odzyskać przynajmniej część z wydanych lub zainwestowanych pieniędzy.
Twój agent zdradzał niedawno, że miałeś oferty z Izraela i z Arabii Saudyjskiej. Nęcą cię bardziej egzotyczne kierunki?
Miałem mocne propozycje z Izraela, z Arabii Saudyjskiej, ale też wyśmienitą finansowo propozycję z Turcji. Byłem trochę w szoku, bo oferowali lepsze pieniądze niż dostaję w Crystal Palace.
Trzeba było brać.
Wszystko się zgadzało. Sportowo też ta opcja wypadała naprawdę nieźle, klub miał grać w europejskich pucharach. Natomiast nie przyjąłem tej oferty przez wzgląd na turecki kierunek, z którym mam bardzo złe skojarzenia.
Czyli czekasz na propozycje z Ekstraklasy.
To nie musi być Polska, chciałbym zostać w Europie. Jest mnóstwo atrakcyjnych lig dookoła Anglii. To nie musi być pierwsza liga, zaplecze ekstraklasy w silnym piłkarsko kraju też brzmi zachęcająco. Najlepszym przykładem jest Serie B, ale nie wiem, czy to będzie możliwe, bo jednak długo nie grałem w oficjalnych meczach. Szukamy różnych rozwiązań. Celem jest zostanie w zachodniej części Europy i powrót na ścieżkę regularnego grania. Zachowuję spokój, jestem zdrowy, mam przed sobą wiele lat grania. Chcę coś jeszcze w tej piłce osiągnąć. Pewnie nie będzie to zdobycie Ligi Mistrzów, ale może czeka mnie jeszcze puchar albo mistrzostwo w jakimś fajnym kraju?
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Czytaj więcej o Jarosławie Jachu:
- Najbardziej przereklamowany ligowiec? Myślałem, że Gytkjaer jest lepszy
- Jeśli ktoś schrzanił, to ja. Mam czas, by to naprawić
Fot. Newspix/Crystal Palace