Reklama

Odion Ighalo. Wielkie serce wykute w nigeryjskim piekle

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

15 lutego 2022, 16:40 • 8 min czytania 10 komentarzy

Kiedyś był tak głodny, że słaniał się na boisku. Grał dalej, musiał to robić. Ustalenia z gangiem były proste: wygrywasz – jesteś bezpieczny. Zastraszany, nie nagradzany. Dobry z piłką przy nodze albo martwy. Dzisiaj, znając smak życia w nigeryjskich slumsach, Odion Ighalo pomaga tym ludziom, których los skreślił w dniu urodzenia. Karmi ich, stara się zmienić ich życie, żeby nie musieli przeżywać tego co on. Można by rzec, że kariera piłkarska w jego przypadku czasami schodzi na dalszy plan, choć bez niej Nigeryjczyk nie mógłby czynić tak dużego dobra.

Odion Ighalo. Wielkie serce wykute w nigeryjskim piekle

Zanim jednak nastało dobro, Ighalo musiał przejść przez piekło.

Kim jest Odion Ighalo? Sylwetka piłkarza z Nigerii

Nigeria, Lagos, dzielnica Ajegunle. Wycinek świata nazywany w tamtych stronach miejscem, w którym mieszka bogactwo. Bogactwo tylko z nazwy, bo to wybitnie przedawnione określenie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Setki ton śmieci, wszechobecna bieda, szerzące się choroby, wypełnione po brzegi slumsy, groźne gangi w każdym zaułku i nikłe perspektywy na lepsze życie – to jest prawdziwy krajobraz Ajegunle. To piekło na ziemi, w którym musiał dorastać Odion Ighalo.

Nigeryjczyk doświadczył uczucia, jakie w świecie profesjonalnych piłkarzy znają nieliczni. Nie miał absolutnie nic, wraz z rodziną modlił się o jedzenie i czystą wodę. Był członkiem jednej z wielu rodzin, której pozostawało wierzyć, że karta kiedyś się odwróci. – To były bardzo trudne warunki do życia. Jedzenia brakowało ciągle, ktoś zawsze musiał czekać na swoją kolej, choć mamie zależało, żebym to ja zawsze zjadał zdobyte porcje. Mówili mi z rodzicami, że jakoś sobie poradzą. Ale prawda była taka, że nie chcieli, żebym czuł wyrzuty sumienia. Nie mieliśmy tego, czego chcieliśmy, a czasami nawet tego, czego potrzebowaliśmy. Dlatego dziękuję za wszystko Bogu. Dzisiaj nasze życie wygląda zupełnie inaczej – opowiadał Ighalo w 2017 roku.

Reklama

Slumsy w dzielnicy Ajegunle, w których żył Ighalo

Permanentny brak prądu, ciepła woda jako niespełnione marzenie, lokum beznadziejnej jakości i patologie wśród sąsiadów. To tylko część rzeczy, z jakimi Ighalo musiał mierzyć się w wieku nastoletnim. Jeszcze jako młody chłopiec nie zwracał na to aż tak dużej uwagi, w końcu był wychowywany w takich warunkach od „kołyski”. Ale im był starszy, tym coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że ze swoim życiem trzeba coś zrobić. – Pochodzę z getta. Wiem, co to znaczy „nie mieć nic”. Żeby grać w piłkę, używaliśmy starych puszek, plastikowych butelek, a czasami nawet pomarańczy, którą potem zjadaliśmy. Biegaliśmy boso. Nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę. To integralna część mnie. Moja historia, z której jestem dumny. Czegokolwiek nie osiągnę, zawsze będę pamiętał i dziękował Bogu, że dał mi szansę spełnić marzenie.

Największym marzeniem Ighalo było zrobienie kariery w Premier League. Oglądał mecze tej ligi na ekranie telewizora w jednym ze sklepów. Wracał z treningów i wyobrażał siebie grającego na wielkim stadionie z piękną murawą. Pragnął tego, choć szanse na sukces miał drastycznie małe. Łatwiej było dostać kulkę w łeb od policjanta, niż wyjechać z Nigerii i rozpocząć nowe życie. Dosłownie – przygoda Ighalo mogła się skończyć, zanim w ogóle się zaczęła. Właśnie dzięki niebezpiecznym kontaktom z policją.

GDZIE WYCHOWYWAŁ SIĘ SADIO MANE? REPORTAŻ WESZŁO Z SENEGALU

Kule nad głową, zbawienny śnieg

Kiedy Odion Ighalo miał 16 lat, grał dla zespołu Olodi Warriors. Dzisiaj to akademia, którą finansują filantropi i różne organizacje wspierające rozwój sportu. Nie ma to wiele wspólnego ze szkółką z prawdziwego zdarzenia, ale pamiętajmy – dla chłopców z Nigerii lepszy rydz niż nic. Na boisku Olodi, które otrzymało przydomek „Maracana”, Ighalo spędzał większość czasu za dnia. Kiedy nie trenował, w wolnym czasie bawił się tam piłką z kolegami. Tak mógł zapomnieć o wszelkich problemach.

Reklama

Sęk w tym, że pobyt na „Maracanie” stwarzał inny problem. Na otwartym, prostokątnym polu trawy, które nazywano boiskiem, swoje interesy robił jeden z gangów. Czekał na klientów w rogu boiska, pilnował terenu. W grę wchodziła sprzedaż marihuany, o czym doskonale wiedziała lokalna policja, która co jakiś czas robiła nalot na gangsterów. – Padaliśmy na murawę, kiedy słyszeliśmy strzały z pistoletów. Łatwo było oberwać, bo zazwyczaj byliśmy tak naprawdę pośrodku strzelaniny. Gdy akcja się kończyła, jakby nigdy nic, po prostu wracaliśmy do treningu – opowiadał Ighalo.

– To część życia w Ajegunle. Brutalna, ale prawdziwa. Pociski nie wiedzą, kto jest chłopcem grającym w piłkę, a kto złym człowiekiem – dodawał Nigeryjczyk.

Te, jak również inne wrażenia związane z życiem w Ajegunle, skończyły się w 2007 roku. Wówczas Ighalo z klubu Julius Berger trafił do Norwegii, konkretnie Lyn Oslo. Tam po raz pierwszy zobaczył śnieg i zderzył się z temperaturą, która kilku kolegom Nigeryjczyka uniemożliwiła grę poza Afryką. Ighalo też mógł pójść ich śladem, ale wykazał się wystarczająco dużą siłą woli. Finalnie jako 17-latek rozpoczął podróż po świecie, która na zawsze zmieniła jego życie. – Ze mną było jeszcze trzech zawodników, którzy wyjechali do Norwegii. Dwóch z nich musiało wrócić do domu, bo nie dało rady z zimnem. Też miałem wracać, to było straszne przeżycie, ale pomyślałem o miejscu, jakie chciałem zostawić za sobą na zawsze. Nie mogłem odciąć się od okazji i uciec jak tchórz z powrotem. W końcu jakoś przyzwyczaiłem się do zimna.

– Nigdy nie widziałem śniegu. Kiedy pewnego dnia spadł w Oslo, czułem się jak dziecko. Jadłem go, wcierałem w głowę, rzucałem w powietrzę jak konfetti. Śnieg był dla mnie jak nowa zabawka – wspominał Ighalo.

Sierociniec wybudowany przez Odiona Ighalo

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Odion Jude Ighalo (@ighalojude)

Gdyby nie mama, marzenia Ighalo mogłoby się nie spełnić

Kiedy Odion Ighalo grał w Manchesterze United, a poza tym występował w chińskich i arabskich klubach, generalnie nie mógł narzekać na pieniądze. Ba, właściwie to na ich brak nie powinien narzekać do końca życia. Na koncie ma przecież pobyt w Chinach, Arabii Saudyjskiej, Włoszech, Hiszpanii i oczywiście Anglii, gdzie w pamięci kibiców zapisał się najmocniej. Ale żeby to wszystko mogło się wydarzyć, trzeba było ogromnego poświęcenia jednej osoby – mamy Ighalo. W przeciwieństwie do ojca nie kazała synowi rzucać pasji i iść do szkoły w Nigerii. Odion wiele jej zawdzięcza. Zdawał sobie sprawę, jakie koszty poniosła ta kobieta.

– Pochodzę z prostej, biednej rodziny. Moja mama pracowała na to, żebym mógł być w tym miejscu, jakim jestem. Stawiała na swoim, doprowadzała do kłótni z ojcem, który wolał, żebym wybrał edukację. Teraz oczywiście ojciec jest ze mnie dumny, jednak to mama pracowała 17 godzin dziennie, sprzedając butelki. Robiła to z myślą o mnie, chciała jak najlepiej – opowiadał były napastnik „Czerwonych Diabłów”.

Właśnie dzięki pieniądzom ze sprzedaży butelek rodzicom udało kupić się pierwsze buty piłkarskie dla syna. Buty Copa Mundial, które Ighalo ma ze sobą do dziś. Też dzięki oszczędnościom Ighalo mógł dojeżdżać na treningi do innej części dzielnicy. Czasami musiał wybierać – albo transport, albo jedzenie. Nie było zmiłuj.

Ighalo: – Kiedyś kopałem puszki bosą stopą, a dzisiaj, kiedy gram w Watfordzie, mam najlepsze buty piłkarskie, najlepszą piłkę, najlepszą murawę. Mam do tego ogromną pokorę. To, że jestem w Premier League, nie sprawi, że w jakikolwiek sposób odlecę. Ja spełniłem marzenie jako dzieciak z Nigerii, który przemierzył wiele krajów, żeby tutaj być. Dziękuję Bogu i cieszę się z każdego momentu, jaki jest mi dane przeżyć.

Odion Ighalo – przede wszystkim dobry człowiek

„Pieniądze w końcu przyjdą” powiedział kiedyś Ighalo, nie ukrywając, że to dla niego kluczowy aspekt w karierze. Ale nie dlatego, żeby wybawić się za wsze czasy i komukolwiek zaimponować. To nie ten typ. Chodzi tutaj o rodzinę i troskę wobec ludzi potrzebujących.

Gdy już zna się filozofię tego piłkarza, można zrozumieć pewne jego decyzje. To znaczy: dlaczego w 2017 roku z Watfordu przeszedł do Chin w wieku 27 lat, skoro miał wystarczająco dobrą markę na Wyspach, żeby grać w innym klubie Premier League? Albo dlaczego po epizodzie w Manchesterze United przeniósł się do Arabii Saudyjskiej, gdzie obecnie zalicza już drugi klub? To wszystko składa się w jedną całość. Odpowiedź jest na wyciągnięcie ręki.

Oczywiście nie jest tak, że 32-latek od dłuższego czasu myśli tylko o dolarach. Gdyby tak było, już dawno skończyłby z futbolem na najwyższym poziomie lub nie korzystał z oferty Manchesteru w 2020 roku. Jednak myśl, jaka mu przyświeca, ma sens. Z kolei historia, jaka go określa, rzutuje na jego podejście. Podejście godne pochwały.

Dość powiedzieć, że w 2017 roku Odion Ighalo otworzył w swoich rodzinnych stronach specjalny sierociniec dla dzieci do 18. roku życia. Jest w nim kompleksowa opieka, edukacja i wszystko, o czym sam Ighalo mógł w tym wieku tylko zamarzyć. – Nie chciałbym za dużo mówić o mojej działalności. Ważniejsze jest robienie czegoś ważnego, nie opowiadanie o tym. Na pewno chcę powiedzieć, że odkąd gram profesjonalnie, pomagam ludziom z mojego domu. Nie dlatego, że mam za dużo pieniędzy. Po prostu wiem, jak to jest nie mieć nic. Chcę inspirować i pokazać, że dla ludzi, do których los się nie uśmiechnął, też istnieje światełko w tunelu. Kocham grać w piłkę i pragnę, żeby inni też byli tak szczęśliwi jak ja.

– Pewnego dnia, kiedy skończę karierę i będę miał zdecydowanie więcej pieniędzy, wrócę do Ajegunle, żeby zbudować lepsze boiska. Będę też chciał pomóc dzieciom na poziomie amatorskim – zapowiadał w jednym z wywiadów Odion Ighalo.

Żona Ighalo podkreśliła kiedyś, że tak dobrego mężczyzny w swoim życiu nie spotkała. – Jego pokora przyciągnęła mnie do niego. To pobożny chrześcijanin. Romantyczny, skromny, spokojny facet.

Sam Ighalo od wielu lat powtarza, kiedy zostaje zapytany o wszelkie akcje charytatywne, że jego marzeniem jest zmienianie czyjegoś życia na lepsze. Albo przynajmniej wskazanie drugiemu człowiekowi odpowiedniej ścieżki. Ighalo do tej pory wybudował duży sierociniec, wysyła pieniądze do dzieci i szkół, a poza tym opiekuje się 45 wdowami. W planach ma również stworzenie światowej organizacji charytatywnej, żeby w sposób uporządkowany móc coś ze swojego życia komuś oddawać. Coś, co dla niego jest zaledwie ułamkiem, lecz z perspektywy adresata nabiera zupełnie innego znaczenia.

Źródła wypowiedzi: cheeronnigeria.blogspot.com, www.nairaland.com, thesun.co.uk, telegraph.co.uk

WIĘCEJ O NIGERII:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Harry Kane z imponującym wyczynem. Do rekordu Lewandowskiego jeszcze trochę brakuje

Piotr Rzepecki
0
Harry Kane z imponującym wyczynem. Do rekordu Lewandowskiego jeszcze trochę brakuje

Komentarze

10 komentarzy

Loading...