Skazywani na pożarcie już po losowaniu grup eliminacyjnych. Skreśleni jeszcze przed pierwszym meczem. Ostatecznie zadali kłam wszystkim przewidywaniom. Polska kadra futsalu zasłużenie wywalczyła awans na mistrzostwa Europy i jeszcze w styczniu nasi reprezentanci rozegrają prawdopodobnie najważniejsze mecze w swoich karierach. Mierzą wysoko, bo celem jest znalezienie się wśród ośmiu najlepszych zespołów i polscy futsaliści nie boją się o tym otwarcie mówić.
Turniej życia
Futsalowe mistrzostwa Europy w Holandii rozpoczynają się 19 stycznia, a mecz finałowy zaplanowany jest na 6 lutego. Reprezentacja Polski swoje mecze grupowe rozegra w Amsterdamie i już wiadomo, że czeka ich bardzo trudna przeprawa. Zagramy kolejno z Chorwacją, Słowacją i Rosją. Bez dwóch zdań są to wymagający rywale i trzeba będzie wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, żeby myśleć o fazie play-off. Poprzeczka zawieszona wysoko, ale dla wielu zawodników to właściwie ostatnia szansa na występ na tak ważnej imprezie.
Do Euro w halowej odmianie piłki znacznie trudniej się zakwalifikować niż na trawie, więc sam udział w takim turnieju należy uznać za spory sukces. Na holenderskich parkietach zagra 16 drużyn, co pokazuje, że w tych rozgrywkach jest miejsce tylko dla najlepszych. Cztery grupy po cztery zespoły. Z każdej awansują dwie najlepsze, a pozostałe mogą wracać do domów. Na tym poziomie i przy tak niewielkim marginesie błędu, nawet najmniejsza pomyłka może drogo kosztować.
W fazie grupowej nasza kadra rozegra trzy mecze i wszystkie zostaną pokazane w TVP Sport.
- 21 stycznia 2022, godz. 20:30 – Polska – Chorwacja
- 25 stycznia 2022, godz. 20:30 – Polska – Słowacja
- 29 stycznia 2022, godz. 14:30 – Rosja – Polska
Sukces wbrew ekspertom
Droga do mistrzostw Europy w Holandii była długa, ale przez to awans smakował o wiele lepiej. Dodajmy do niej fakt, że stosunkowo mało kto się tego spodziewał w środowisku futsalu. Jeśli dorzucimy też podejście malkontentów, którzy polski futsal mają za totalną amatorkę, zasłużenie uzyskane przepustki wyglądają po prostu kapitalnie. Nasza kadra musiała przebrnąć przez dwa etapy eliminacji ze względu na niski współczynnik rankingowy (żaden z naszych najbliższych rywali nie miał takiego obowiązku). Najpierw w styczniu 2020 roku trzeba było zagrać mini-turniej na Malcie, gdzie w grupie wylosowaliśmy gospodarzy oraz Szwecję i Grecję. Wszystkie trzy mecze rozgrywane były praktycznie dzień po dniu, więc nie było za dużo czasu na odpoczynek. Na pierwszy ogień poszła Grecja, którą ograliśmy 5:2 i jak się później okazało, to był najtrudniejszy z tamtych przeciwników. Następne wygrane ze Szwecją (6:0) i z Maltą (11:0) podkreślały dobrą dyspozycję naszej reprezentacji i nie pozostawiały złudzeń co do tego, kto powinien awansować dalej.
Dokładnie rok później ruszyła kolejna faza eliminacji do Euro 2022. W niej musieliśmy zmierzyć się z Portugalią, Norwegią i Czechami. Z każdą z nich rozgrywaliśmy po dwa spotkania. Na przełomie stycznia i lutego podejmowaliśmy aktualnych mistrzów Europy – Portugalię. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że kilka miesięcy później Portugalczycy zdobędą również mistrzostwo świata, więc dziś jeszcze większe wrażenie robi wynik osiągnięty na ich terenie. Zdaniem większości, Polacy polecieli do Portugalii po jak najniższy wymiar kary. Jakie musiało być ich zdziwienie, kiedy najpierw objęli prowadzenie, a w drugiej połowie je podwyższyli. Dopiero wycofanie bramkarza i gra w przewadze przyniosła ekipie Seleção wymierne skutki. W mniej niż minutę doprowadzili do wyrównania, a do końca meczu było jeszcze trochę czasu. Podopieczni Błażeja Korczyńskiego dowieźli jednak cenne 2:2 i do kraju wracali ze zdobytym punktem. Czy była to wesoła podróż? Jeden z filarów reprezentacji, Sebastian Leszczak, twierdzi że niekoniecznie.
– Chcieliśmy sprawić niespodziankę w meczu z Portugalią. Byliśmy blisko, ale się nie udało. Przed meczem każdy by brał w ciemno remis, tylko że wygrywaliśmy z nimi 2:0 i po meczu było widać niedosyt, bo nigdy nie udało się ich ograć. Niemniej taki wynik z topową drużyną podnosi morale zespołu. Wiedzieliśmy już przed eliminacjami, że o awansie zadecydują mecze z Czechami – mówi Leszczak.
Niespełna pięć dni później przyszedł czas na rewanż, w którym już nikt nie zamierzał nikogo lekceważyć. Pojawiły się głosy, że mistrzowie Europy nie podeszli na poważnie do Polaków, stąd dobry rezultat na otwarcie eliminacji. Na Atlas Arenie w Łodzi wyraźnie lepsza była Portugalia, ale halowe 0:3 nierówne trzybramkowej porażce na trawie, więc o załamywaniu się nie było mowy. Następnie przyszedł czas na zmierzenie się z Norwegią i oba mecze przyszło nam rozegrać na Atlas Arenie w Łodzi. Polska mogła sobie dopisać sześć punktów po wygranych 3:0 i 4:1, ale wcale nie były one łatwe. Dało się zauważyć, że biało-czerwoni męczyli się w roli faworytów i nie pasowało im ciągłe kontrolowanie gry. Styl tych zwycięstw nie napawał optymizmem przed kluczowymi meczami z reprezentacją Czech, co podkreślał sam selekcjoner Korczyński.
Wreszcie nadszedł kwiecień, a wraz z nim pojedynek w Pradze i rewanż w Opolu. 80 minut, które miały przesądzić o przyszłości naszego futsalu. Znów Polacy w roli underdoga lepiej weszli w mecz. Objęli dwubramkowe prowadzenie i mogli się poczuć pewniej. Czesi jednak szybko złapali kontakt i jeszcze przed przerwą udało im się doprowadzić do wyrównania. Zaczęło robić się nerwowo, ale tuż po rozpoczęciu drugiej odsłony zdobyliśmy trzeciego gola. Z prowadzenia nie było dane się cieszyć nawet kilku minut, bo po chwili na tablicy wyników widniało 3:3. Spora intensywność, trochę szczęścia, ale ostatecznie udało się zremisować. Uniknięcie porażki to niezły wynik i odrobinę lepsza pozycja wyjściowa przed rewanżem. Mimo wszystko nawet powtórzenie takiego rezultatu dawało awans Czechom ze względu na ich korzystniejszy bilans bramkowy. Naszym południowym sąsiadom też udało się zdobyć punkt z Portugalią i obie ekipy miały po osiem oczek na koncie przed ostatnią kolejką. Leszczak, który w ubiegłym roku był najlepszym strzelcem kadry, remis z Czechami odbierał nieco inaczej niż ten z Portugalczykami.
– Z reprezentacją Czech mogliśmy sobie pozwolić na więcej kreowania akcji i mieliśmy więcej piłki. Z Portugalią byliśmy przygotowani na to, że 80-85% czasu to będzie defensywa – opowiada.
Po pięciu dniach odbyła się decydująca bitwa. Wygrany jedzie na Euro, a w przypadku podziału punktów Polacy zostają w domu. Można było się spodziewać wyrachowanej gry, wolniejszego tempa, wzajemnego badania się i czekania na błąd oponenta. Nic z tego. Worek z bramkami rozwiązał się błyskawicznie, choć to Czesi nas napoczęli. Odpowiedź, która przyszła z naszej strony była pewnie najlepszą z możliwych. Trzy kolejne trafienia i nabranie pewności siebie, powinny pozwolić na kontrolowanie gry. Powinny, ale nie pozwoliły. Tak samo jak czescy gracze nie pozwolili nam prowadzić. Do przerwy ponownie był remis, a po rozpoczęciu drugiej połowy i kolejnej bramce gości, to my musieliśmy gonić wynik. W pół minuty Sebastian Leszczak strzelił dwa gole i mieliśmy 5:4. Czas płynął, a rywale nie byli w stanie znaleźć drogi do siatki. Widać było, że zaczynają się denerwować i popełniali więcej błędów. Końcówka tego meczu to już czyste szaleństwo. Polacy wbili jeszcze trzy bramki, a Czechom udało się to już tylko raz, co w końcowym rozliczeniu przyniosło nam zwycięstwo 8:5. Historyczny sukces stał się faktem i można było bukować bilety do Holandii. Turnieju nie może doczekać się Michał Kubik, pełniący funkcję kapitana.
– Decydujący mecz z Czechami oglądało bardzo dużo ludzi. Spotkałem się z wieloma pozytywnymi opiniami, nawet od osób które trochę z przypadku to obejrzeli. Dobrze, że transmisje będą w TVP Sport, dostępnym dla każdego. Mistrzostwa Europy to nie byle jaki turniej, a futsal jest ciekawą dyscypliną do oglądania. Jeżeli my pokażemy się z dobrej strony, to ta oglądalność wzrośnie, a kto wie, może w przypadku awansu taki ćwierćfinał z Hiszpanią pojawiłby się na TVP1 czy TVP2. To byłoby niewątpliwie wielkim sukcesem futsalu – mówi Kubik.
Najlepsza reprezentacja w historii?
Mamy graczy, którzy wierzą w swoje umiejętności i nie boją się rywalizacji z żadnym przeciwnikiem. Dowodzi tym pewny siebie i wymagający trener, który twierdzi, że wyjście z grupy “będzie ok”, a wszystko ponad trzeba uznać za super wynik. Rozmawiając z czołowymi postaciami drużyny narodowej można odnieść wrażenie, że stworzono tu zespół z prawdziwego zdarzenia. Dominik Solecki, choć w samych eliminacjach nie brał czynnego udziału, to w kadrze jest od lat i według niego reprezentacja w tym czasie zrobiła olbrzymie postępy.
– Wcześniej było słychać nieprzychylne głosy w środowisku, bo mieliśmy ciężką grupę i to, że nam się udało awansować na poprzednie mistrzostwa nie znaczyło, że tym razem będzie podobnie. Chłopaki świetnie się spisali i teraz z podobnym nastawieniem jedziemy do Amsterdamu, żeby znowu w trudnej grupie powalczyć o awans. Naszą największą siłą są stałe fragmenty i wydaje mi się, że to one dadzą nam dużo dobrego. Czujemy się mocni i celem minimum jest dobre rozpoczęcie turnieju. Tak przygotowani, zgrani na parkiecie i poza nim jeszcze nie byliśmy – opowiada Solecki.
Drugim kadrowiczem, który poruszył ten temat jest Sebastian Leszczak z przeszłością m.in. w Wiśle Kraków czy Górniku Zabrze. Z orzełkiem na piersi występuje od ponad trzech lat i nie ma wątpliwości, że rozwój jest widoczny gołym okiem, a wszystko idzie w odpowiednim kierunku.
– Jeden trener cały czas prowadzi kadrę i na dziś nie wyobrażam sobie, żeby był to ktoś inny. Zna tę drużynę i od podstaw ją zbudował. Duża w tym jego zasługa, bo był w stanie utrzymać zespół na wysokim poziomie przez cztery lata. Jesteśmy bardziej doświadczeni. Pod względem mentalności też zespół jest mocniejszy. Chciałbym osiągnąć coś z tą reprezentacją, żeby o nas wszystkich było głośno. Ludzie mogliby być dumni z nas i my z siebie – mówi Leszczak.
Błażej Korczyński powołał ostateczną kadrę w piątek, na niecały tydzień przed startem mistrzostw. Mógł zabrać ze sobą łącznie 14 zawodników, w tym dwóch bramkarzy. To oznaczało, że z ekipy trenującej na łódzkim zgrupowaniu w Holandii nie zagra jeden golkiper i jeden zawodnik z pola. Wybór padł na Łukasza Błaszczyka i Krzysztofa Elsnera, którzy dołożyli swoją cegiełkę do tego awansu i za to należą im się słowa uznania. W Amsterdamie wystąpią za to następujący zawodnicy:
Bramkarze:
- Michał Kałuża
- Bartłomiej Nawrat
Zawodnicy z pola:
- Michał Kubik
- Tomasz Kriezel
- Sebastian Leszczak
- Patryk Hoły
- Dominik Solecki
- Sebastian Grubalski
- Michał Marek
- Tomasz Lutecki
- Mateusz Madziąg
- Mikołaj Zastawnik
- Sebastian Wojciechowski
- Dominik Śmiałkowski
– Każdy z nas miał z tyłu głowy to, że musi dać z siebie 100%, bo jeden zawodnik dostanie informację przed samym turniejem, że zostaje w domu. Przed treningami i po nich było wesoło. Był czas na zabawę, Netflixa, Playstation itp. ale jak wchodziliśmy na parkiet to było już pełne skupienie na zadaniach taktycznych. – tak Solecki opisywał atmosferę i dyscyplinę, która towarzyszyła ostatnim szlifom przed Euro 2022.
Rywale Polaków na mistrzostwach Europy w futsalu
Po raz pierwszy w historii reprezentacja Polski zakwalifikowała się na dwa turnieje mistrzostw Europy z rzędu. W 2018 roku w Słowenii wystąpiła jako jedna z 12 drużyn, a do grupy trafiła z Kazachstanem i Rosją. Punkt wywalczony w tamtym turnieju był traktowany z szacunkiem, ponieważ zdobyliśmy go właśnie przeciwko Rosjanom. Uchodzą oni za bardzo mocną ekipę i w tamtym czasie zakończyli rywalizację z brązowymi medalami. W Euro 2022 też należą do głównych faworytów. Podobnie zresztą jak Kazachstan, który zarówno w 2018 roku, jak i na ubiegłorocznych mistrzostwach świata zakończył rozgrywki na 4. miejscu.
Porównując te dwa turnieje, trzeba powiedzieć, że awans w 2018 roku znajdował się wyłącznie w sferze marzeń. Tym razem mamy rywali, od których dzieli nas krótszy dystans. To znaczy, że przy korzystnych wiatrach możemy sprawić niespodziankę. Rosja to nieprzerwanie światowa czołówka w tej dyscyplinie. Na 11 turniejów mistrzostw Europy, które do tej pory rozegrano, oni w dziewięciu przypadkach zdobywali medal (1x złoto, 5x srebro i 3x brąz). Teoretycznie to ekipa poza zasięgiem, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych.
Dla Słowaków jest to debiut w finałach mistrzostw Europy, a i na futsalowym mundialu nigdy nie grali. Nie ma co jednak oczekiwać łatwego zwycięstwa. W końcu nie tak dawno mieliśmy mnóstwo fachowców, którzy dopisali sobie komplet punktów przed meczem ze Słowacją, tyle że na dużym boisku, a każdy pamięta jak było w rzeczywistości. Tu można spodziewać się najbardziej wyrównanego pojedynku. Jeśli chodzi o Chorwatów, to na ostatnim Euro ich zabrakło, ale w trzech poprzednich osiągali ciekawe wyniki. W 2016 roku trafili do grupy z… Kazachstanem i Rosją, gdzie ugrali tylko punkt po remisie z tymi drugimi. Brzmi znajomo? Dwa lata wcześniej udało im się wyjść z grupy i dojść do ćwierćfinału, ale największy sukces to rok 2012 i półfinał mistrzostw Europy, których byli gospodarzami. Polsce póki co raczej nie grozi organizacja turnieju tej rangi, więc od Chorwacji też trochę nas dzieli. Michał Kubik porównał naszych sparingpartnerów do grupowych rywali:
– Słowenia to podobny zespół do Chorwacji. Grali ze sobą i te mecze były wyrównane, więc to zbliżony poziom. Trener chciał też odwzorować grę Chorwatów. W pierwszym spotkaniu wypadliśmy słabo, a w drugim bardzo dobrze. Brazylia, z którą też graliśmy odpowiadała Rosji, bo to najwyższa półka. Finlandia to drużyna na naszym poziomie, tak jak Słowacja.
Chorwacja
W piątkowy wieczór zmierzymy się z Chorwatami. Nasi gracze podkreślają to, jak ważne jest dobre wejście w ten turniej. Tak naprawdę od razu zaczyna się dla nas wielkie granie. W przypadku potknięcia na starcie, niemalże niemożliwe będzie uratowanie tych mistrzostw. Czego możemy się spodziewać po naszym pierwszym przeciwniku?
– Chorwaci to taki bałkański styl, czyli dużo podań i głównie posiadanie piłki. Raczej starają się jej nie wybijać i prowadzić małe gry, więc to na pewno mocny rywal na europejskim poziomie. Chociaż myślę, że do ogrania – zaznacza Kubik.
Rozmawiając z innymi da się wyczuć pewność siebie, która idzie w parze ze znajomością klasy rywala. Tu nie będzie łatwych spotkań, więc już od początku należy nastawić się na krętą drogę pod górę. Chorwacja zanotowała komplet zwycięstw w swojej grupie eliminacyjnej, zostawiając za plecami Ukrainę, Albanię i Danię. W sparingach przed turniejem ograli Słowenię 4:0 i Finlandię 6:4. Z tymi drugimi zdążyli też w międzyczasie skromnie przegrać 0:1. Jeśli trafią na swój dzień, mogą okazać się barierą nie do pokonania.
Słowacja
To pierwszy wielki turniej dla Słowaków, więc teoretycznie nie do końca wiadomo, czego się po nich spodziewać. Prosząc naszego kapitana o krótką charakterystykę debiutantów, można było usłyszeć:
– Słowacja to przeciwnik na poziomie podobnym do naszego. Mają gwiazdę w postaci Drahovskiego. To jest zawodnik, który w lidze hiszpańskiej robił w ostatnim czasie duże show, więc na niego trzeba będzie uważać. Nie możemy ich lekceważyć, bo możemy się na tym przejechać.
Tego samego gracza wyróżnił Solecki, który podkreślił, że przede wszystkim na niego trzeba będzie uważać. Słowacy, podobnie jak Polska, awansowali z drugiego miejsca. Wyprzedzili Grecję i Mołdawię, ustępując jedynie Azerbejdżanowi. W trakcie swoich przygotowań postawili na większą liczbę sparingów i aż sześć z siedmiu wygrali. W pokonanym polu zostawili USA, Panamę, Bośnię, Austrię i Czechy. Na otwarcie sprawdzą się z Rosją i wtedy dostaniemy odpowiedź, na co tak naprawdę ich stać.
Rosja
Rosjanie bez wątpienia należą do ekip, które interesuje tylko powrót do domu z trofeum. Każde inne miejsce niż 1. będzie potraktowane jako porażka, co tylko dobitnie utwierdza nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z klasowym zespołem. Kubik odnajduje jednak pozytywy zmierzenia się kimś takim:
– Rosja to faworyt każdego wielkiego turnieju. Wzmocniona Brazylijczykami to rywal z najwyższej półki, natomiast nam się z nimi w miarę nieźle grało. Mieliśmy mecze na styku, remisy, więc myślę, że nie będzie tak źle.
Jako jedyni nie rozegrali żadnego sparingu przed Euro 2022. Za to tak jak Chorwacja zaliczyli sześć wygranych w eliminacjach, nie dając szans Francji, Armenii i Gruzji. Niemal dwa lata temu Rosja grała z Chorwatami i Słowakami w kwalifikacjach do mundialu. Oba spotkania wygrała i teraz ma okazję do potwierdzenia swojej dominacji. Jako że gramy z nimi w trzeciej kolejności, możemy być pewni, że zdążą do tego czasu się rozkręcić.
Co mogą wygrać zawodnicy, którzy pojadą na Euro 2022
Na tym turnieju Polska może tylko zyskać. Jeśli nie uda się awansować do najlepszej ósemki Europy, to przecież nikt nie będzie wieszał psów na zawodnikach czy trenerze. Jeśli zaś wypadną na tyle dobrze, by wyprzedzić dwa inne zespoły, będzie o nich głośniej niż kiedykolwiek. Ze strony Polskiego Związku Piłki Nożnej nie było żadnej rozmowy na temat premii za ewentualne sukcesy na Euro 2022. Była co prawda nagroda za sam awans, ale widocznie ktoś stwierdził, że to wystarczy i zawodnicy zadowolą się samymi dniówkami na kadrze.
– W sprawie finansów nie było żadnej rozmowy, więc nie ma mowy na razie o jakichś premiach. Skupiamy się tylko na tym, żeby dobrze wypaść, bo każdy chce się pokazać. Dla kilku to ostatni z wielkich turniejów. Niektórzy walczą o transfery, a dobry występ na mistrzostwach Europy mógłby spowodować, że te propozycje byłyby jeszcze lepsze. Motywacji na pewno nam nie zabraknie – zaznacza Kubik.
Druga opcja jest taka, że w polskim futsalu dzieje się na tyle dobrze, że nie ma potrzeby takiej inicjatywy ze strony PZPN. W końcu w tym samym czasie wraz z ministerstwem sportu podjęto decyzję o wsparciu finansowym idącym w grube miliony złotych dla klubów Ekstraklasy i 1. ligi na trawie. Ma to sens.
Kadrowicze jadący na mistrzostwa Europy mogą za to zyskać wizerunkowo. Turniej rangi mistrzostw Europy ogląda mnóstwo osób powiązanych z najmocniejszymi ligami na świecie. Dla co poniektórych będzie to więc dobre okno wystawowe do zaprezentowania swoich umiejętności. W przypadku dobrego występu będzie można zacząć myśleć np. o transferze za granicę. Poza tym uważają, że grają przede wszystkim dla siebie i sama możliwość grania z najlepszymi na takiej imprezie jest dla nich czymś ekstra.
Znaczenie Polski na futsalowej arenie międzynarodowej
Na przestrzeni ostatnich lat pozycja polskiego futsalu znacznie się poprawiła. Pokazuje to chociażby fakt, że taki zespół jak Brazylia chciał z nami grać najważniejsze sparingi przed mistrzostwami świata w zeszłym roku. Nasz zespół przed nikim nie musi chować głowy w piasek, a z najmocniejszymi ekipami jest w stanie rywalizować bez obawy o to, że zaraz zostanie rozjechany. Wiele nacji przekonało się o tym, że trzeba poważnie traktować mecze z Polską i nie należy jej lekceważyć. Wyraźnie zaznaczył to kapitan kadry.
– Drugi awans z rzędu to nie przypadek. Przy pierwszym można było tak uznać, ale teraz jest inaczej. Nasze sparingi powodują, że szanują nas inne reprezentacje, bo my raczej nie gramy ze słabymi rywalami. Przeciwnicy są z czołówki, a starcia wyrównane. Rosja, Serbia, Czechy czy Portugalia widzą, że z nami to nie są łatwe mecze. Trener kiedyś wspomniał, że my jesteśmy uznawani za niewygodną drużynę do grania i wiele mocnych zespołów się z nami męczyło.
O przygotowaniach kadry do najważniejszego turnieju od lat
Zgrupowanie przed finałami mistrzostw Europy miało miejsce w Łodzi. Futsaliści trenowali na Atlas Arenie, a same warunki określali jako w pełni profesjonalne. Część naszych reprezentantów łączy grę w futsal z pracą zawodową. Jak łatwo się domyślić, wymaga to wielu wyrzeczeń.
– Zaczęliśmy 6 stycznia. Większość zawodników wzięła urlopy. Ja też wykorzystałem te dni, które mi przysługiwały. To jest taka impreza, że nie było problemów, żeby takie wolne dostać. Osobiście trochę też pracuję pomiędzy treningami, żeby pomóc kolegom, bo mamy ciężki okres w firmie, ale ogólnie nie ma tragedii. Same przygotowania głównie skupiały się na grze w defensywie i stałych fragmentach, bo tutaj upatrujemy szansy, żeby wyjść z grupy. Do tego dynamika, biegi interwałowe, sprinty i przyspieszenia z nowym trenerem od przygotowania motorycznego. Na pewno nie będziemy prowadzić gry i to oni będą grać podaniami, ale w pewnym momencie mogą się zderzyć z tym, że taki jest nasz plan. My nie będziemy chcieli długo posiadać piłki, nie mamy takiego stylu gry. Raczej szybka gra i dużo kontr. W tym jesteśmy podobni do Argentyny, która tak grając, dwa razy z rzędu zaszła do finału mistrzostw świata. Jako reprezentacja jesteśmy znani ze stałych fragmentów i po nich strzelamy wiele bramek – tak przygotowania opisuje Michał Kubik.
Następnie czekał ich wyjazd do Warszawy, jednostka treningowa w stolicy, a później już tylko wylot do Amsterdamu. Nastroje w drużynie w pełni bojowe, a zawodnicy uważają, że są dobrze przygotowani zarówno fizycznie, jak i taktycznie. Zapytani o to, jak przygotowywali się przed najważniejszymi meczami, odpowiadają:
– 95-99% analiz i treningów jest robionych z myślą o Chorwacji, czyli skupiamy się na pierwszym, najważniejszym meczu. Od niego dużo będzie zależało, więc mieliśmy dwa treningi dziennie plus odprawy i analizy wideo. Powinniśmy o nich wiedzieć wystarczająco wiele, żeby udało nam się ich powstrzymać na parkiecie. Po treningach wszyscy chodzili na masaże, różne zabiegi czy wchodzili do wanny pełnej lodu, żeby się zregenerować. Do tego dochodziły badania pod kątem Covida. Co jakiś czas mamy te testy wykonywane, żeby mieć pewność, że nikomu nic nie dolega – wspomina Solecki.
– To były ciężkie przygotowania, ale przed wielkimi imprezami takie właśnie muszą być, bo czeka nas granie co kilka dni na wysokim poziomie. Najważniejszy jest pierwszy mecz i skupiamy całą uwagę na Chorwatach. Systematycznie ich oglądamy. Sztab pracuje do późnej nocy, żeby nam wszystko przekazać jak najlepiej poukładane. Chcemy zebrać o nich jak najwięcej informacji. Znamy ich słabe strony, które będziemy chcieli wykorzystać i będziemy gotowi w 100% – zapewnia Leszczak.
Jakie oczekiwania stawiamy przed reprezentacją Polski na Euro 2022?
Czy powinniśmy czegokolwiek oczekiwać od drużyny, dla której już sam awans na taki turniej jest dużym sukcesem? Chyba wyłącznie pokazania się z dobrej strony, ale o to, że nie przyniosą wstydu, możemy być spokojni. Michał Kubik nie ma wątpliwości, że kadra nie jedzie na wycieczkę krajoznawczą.
– Głośno mówimy o tym, że chcemy wyjść z grupy. W pierwszym turnieju, który był cztery lata temu, nie udało się tego zrealizować. Jest tu kilku zawodników, którzy grali wtedy i stres z tym związany na pewno już minął. W miarę upływu czasu będziemy definiować kolejne cele, ale na ten moment chodzi przede wszystkim o awans.
Do tego selekcjoner Korczyński jest wręcz przekonany o dobrej dyspozycji swoich wybrańców. Na konferencji mówił o tym, że jeśli zrealizują swój plan taktyczny, musiałaby się wydarzyć jakaś katastrofa, żeby Polska nie wyszła z grupy. Awans do ćwierćfinału nie należy do gatunku mission impossible, ale poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Dla tej dyscypliny w Polsce zajęcie drugiego miejsca w grupie oznaczać może prawdziwy przełom. Tak też twierdzi Sebastian Leszczak:
– Dużym sukcesem był już awans na Euro. To trzeba podkreślić, bo są dobre reprezentacje, które się na ten turniej nie dostały. Nie jedziemy po to, żeby odbębnić trzy mecze i wrócić. Chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i to dla niektórych zawodników trampolina, bo dużo klubów szuka wzmocnień na takich imprezach. Nie będzie to łatwy turniej także ze względu na obostrzenia w Holandii. Nie będziemy mogli nawet obejrzeć meczu otwarcia, bo będziemy zamknięci w hotelu. Musimy być cierpliwi i zachować spokój, a jeśli chodzi o wyniki to życzyłbym sobie wygrać wszystkie trzy mecze. Sukces na mistrzostwach Europy może być pozytywnym bodźcem jeżeli chodzi o młodzież i futsal w Polsce, żeby zaczęli uprawiać tę dyscyplinę. Mam nadzieję, że więcej ludzi zacznie teraz oglądać futsal, a my zrobimy wszystko, żeby miło się to oglądało.
W końcu poza piłką nożną, pozostałe sporty na ogół potrzebują wielkich sukcesów, żeby ludzie się nimi zainteresowali. Polski futsal jest stosunkowo młodą dyscypliną, więc wiele osób nie do końca wie, czego ma się spodziewać. Dominik Solecki podchodzi do tego turnieju następująco:
– Myślę, że kibice będą oczekiwać tego awansu. Byliśmy na poprzednich mistrzostwach, po których pozostał spory niedosyt. Wtedy trochę przytłoczyła nas cała otoczka, a teraz jedziemy na mistrzostwa jako bardziej doświadczeni zawodnicy. Wiemy jak to będzie wyglądało, na czym się trzeba skupić, a czego unikać. Na naszą korzyść działa też to, że teraz jest grupa z czterema drużynami i mamy jeden dodatkowy mecz względem poprzedniego turnieju. Jeśli każdy z nas wejdzie na swój optymalny poziom, to o wyniki można być spokojnym. Chcemy w pierwszym spotkaniu zdobyć trzy punkty, odpocząć kilka dni i na Słowaków wyjść uskrzydleni pierwszym zwycięstwem. Nie ma przeciwnika, przed którym się położymy i powiemy, że nie mamy szans. Na pewno sztab przed każdym meczem pokaże nam mocne i słabe strony rywali, żebyśmy mieli ich rozpisanych od A do Z, tak jak w tej chwili Chorwatów.
Wypowiedzi kluczowych postaci reprezentacji Polski mogą dodawać nieco optymizmu przed pierwszym starciem. Zawodnicy ciężko trenowali, analitycy rozpracowali przeciwników, a trenerzy zadbali o odpowiednią taktykę, która ma zapewnić nam sukces. Teraz pora przełożyć to na parkiet w Amsterdamie.
Patryk Jurys
Fot. FotoPyK