Cholo Simeone doświadcza rocznie jakichś czterdziestu milionów euro zmartwień. Weźmy takiego Joao Felix. Transfer portugalskiego Golden Boya z 2019 roku miał sprawić, że Atletico Madryt wejdzie na nowy poziom i pokazać, że jest w stanie podbierać rywalom największe talenty bez względu na cenę. Oczekiwano efektu wow, a można odnieść wrażenie, że trener i piłkarz duszą się we własnej obecności i nigdy nie znajdą wspólnego języka. I jeśli nic się szybko nie zmieni, to przypadek Felixa będzie zniechęcał największe talenty do podjęcia negocjacji z Los Rojiblancos.
Joao Felix to niedoszły idol Los Colchoneros. Portugalczyk i klub to dwa oddzielne byty. Z życiem w symbiozie nie ma to nic wspólnego. Z tego względu w głowach sympatyków ligi hiszpańskiej może kiełkować myśl, czy dalsza obecność tego zawodnika w kadrze madryckiego klubu ma jakikolwiek sportowy sens? Może chodzi tylko o kasę, którą kiedyś za niego zapłacono i której teraz oczekuje Atletico, by rozważyć sprzedaż piłkarza?
Joao Felix pomylił adres. Atletico przeszarżowało
Felix w obecnym układzie ciąży Cholo Simeone i chyba nie o taki efekt chodziło. Trener, który od dekady okupuje czerwono-białe stery nie ma kompletnie pomysłu na byłego piłkarza Benfiki Lizbona. Rok temu problem zamieciono pod dywan. Atletico zdobyło mistrzostwo, więc ostracyzm względem trenera nie był wskazany. Dodatkowo świetnie prezentował się Luis Suarez, więc o Felixie można było na moment zapomnieć. Do czasu.
Od początku wydawało się, że Felix pomylił adresy. Zamiast szukać klubów, gdzie mógłby rozwijać się pod względem piłkarskim, wylądował w klubie, kojarzonym z żołnierskim drylem i prostymi środkami. Przy zachowaniu wszelkich proporcji: to trochę tak, jakby ktoś umieścił Kamila Glika w Manchesterze City i wierzył, że podoła wymaganiom Pepa Guardioli pod względem wyprowadzania futbolówki.
RANKING NAJLEPSZYCH TRENERÓW W HISTORII
Umiejętności Portugalczyka ciężko podważyć, ale nie potrafi znaleźć wspólnego języka z trenerem. Diego Simeone niby stara się znaleźć dla niego właściwą pozycję, ale błądzi. Może tylko pozoruje? Traci na tym zespół, piłkarz i sama wartość zawodnika, która od momentu transferu Joao Felixa do Atletico spadła – według Transfermarkt – do 60 milionów.
Starcie charakterów
Niech was nie zwiedzie wygląd Portugalczyka. Wygląda jak licealista z amerykańskiego serialu, ale drzemie w nim kawał upartego skurczybyka, który nie lubi kompromisów. Nie ma łatwego charakteru. Raczej jest gościem, który woli chadzać własnymi ścieżkami niż podążać posłusznie w stadzie.
W każdej drużynie są owce i pasterza. Felix ewidentnie nie nadaje się na owcę, a że jedynym dopuszczalnym pasterzem w klubie jest Simeone – pojawia się zgrzyt. Ciężko powiedzieć, na co Atletico liczyło. Chyba oczekiwano, że z Joao Felixa można zrobić Angela Correę, który przedkłada zespół nad własne ambicje. Argentyński piłkarz płaci za to dużą cenę. Nie mówi się o nim zbyt wiele, a wykonuje świetną robotę. Utknął w szarzyźnie, na którą dał przyzwolenie i nigdy nie będzie w pełni doceniony.
Felix tak nie chce i od początku to pokazuje. Z tego bierze się frustracja. Media tylko dolewają oliwy do ognia. Kiedy Portugalczyk przeklina sobie pod nosem każdego jego słowo jest przypisane wyrażeniu niechęci do Simeone. Ostatnio w stronę ławki powiedział – Zamknił pieprzone usta. Hiszpańscy dziennikarze sugerowali, że komunikat był skierowany do Cholo, ale okazało się, że do Renana Lodiego, z którym się Felix kumpluje. I tak już będzie zawsze. Wszystko, co wydusi najdroższy piłkarz Atletico, będzie uważane za wotum nieufności względem trenera. Cholo będzie musiał nadal powtarzać, że lubi piłkarzy z charakterem. Jątrzenie się nigdy nie skończy.
Nowy piłkarski ład
Przykład Felixa do pewnego stopnia pokazuje, jak w ostatnich latach kluby stały się zakładnikami piłkarzy. Jeśli płacisz za zawodnika grubo ponad sto milionów, nie możesz pozwolić sobie na to, by grzał ławę lub był niezadowolony. Chyba że mowa o Atletico, które pod tym względem jest ostatnim bastionem straży starego ładu. Przynajmniej próbuje. W PSG by to nie przeszło. W przeszłości równanie było proste: klub>zawodnik. Dziś zazwyczaj jest na odwrót. Piłkarze zdominowali kluby.
Z jednej strony można chwalić Simeone, że nie poddał się modzie. Z drugiej niepokoi brak pomysłu na utalentowanego piłkarza. Przez ponad dwa lata nie znalazł dla Felixa odpowiedniej pozycji, odpowiedniej roli i nie rozwinął go pod żadnym względem. Spójrzmy prawdzie w oczy — to powód do wstydu. Przecież trenera Atletico wymienia się w gronie najlepszych fachowców minionej dekady.
Teraz nastąpiła weryfikacja i uwidocznienie wad trenera, który zaczął się gubić. Dostał diament i nie potrafi zrobić z niego brylantu. Gdyby Simeone był sprytniejszy, dawałby mu grać prawie zawsze, dałby mu wolność i swobodę, a innym klubom do myślenia, że warto go podkraść Atletico. Sprzedaż Portugalczyka pozwoliłaby na sprowadzenie kolejnych Griezmannów, z którymi jest po drodze trenerowi. A tak reszta klubów czeka jak sępy, by frustracja jeszcze trochę się wzmogła, wartość piłkarza zmalała. Wówczas pojawi się szansa za kupienie Joao Felixa za drobne.
Piłkarsko jest mocny
Felixa nikt nie zmuszał do podpisania kontraktu z madryckim zespołem. Nikt mu przyłożył spluwy do skroni, nie porwał członka rodziny, więc po części jest sam sobie winien. Wybrał jak wybrał, czyli źle. Teraz stara się ratować sytuację. Musi poprzez dobrą grę. To jedyna droga ucieczki do lepszego miejsca na ziemi.
Można włożyć między bajki, że nic nie wnosi do gry. To całkowita bzdura. Jeśli ktoś podjął walkę w ostatnim meczu z Athleticiem, to właśnie Joao Felix. I nie chodzi już nawet o gola, ale o sposób poruszania się po murawie, stwarzania wolnych korytarzy dla swoich kolegów i generowania okazji. Statystyki z tego sezonu go nie bronią, ale nie jest jego winą, że Atletico bardzo szybko potrafi sypać się jak domek z kart.
Jeśli jest ktoś w Atletico, kto potrafi improwizować i zrobić coś ekstra to właśnie Joao Felix. No i pewnie też Matheus Cunha. W Atletico wielu piłkarzy ginie ze względu na brak mapy. Najlepszy taktyk w Europie gdzieś ją zgubił i nie wie co począć. Portugalski piłkarz jest receptą na przykrycie problemu z brakiem pomysłu na grę zespołu, ale to wymaga odwagi.
Tylko te cholerne kontuzje
Kontuzje już niejednemu piłkarzowi pokrzyżowały plany. Nie ma nic gorszego niż brak zdrowia. Każdy się o tym może przekonać. Wówczas plany zawodowe schodzą na drugi plan, część furtek się zamyka. Felixowi brakuje ciągłości nie tylko ze względu na niechęć Simeone, ale również urazy, które dość często go trapią. Nie zmienia to jednak faktu, że powinien dostawać więcej szans, bo daje tej drużynie dużo. Więcej niż Cholo może się wydawać. Może nie będzie tyle biegał lub pressował, co Antoine Griezmann, ale jest bez porównania lepszym zawodnikiem.
– Bez kontuzji jestem w stanie osiągnąć poziom Mbappe i Haalanda — stwierdził niedawno Felix. I z tych słów nie należy się śmiać. Potencjałem piłkarskim nie odstaje od wspomnianej dwójki. Potrafi dużo, ale nie sprzyja mu otoczenie. Co prawda, w grudniu otrzymał nagrodę dla najlepszego gracza Atletico. Marne pocieszenie, bo Atletico przegrało wszystkie ligowe spotkania, ale na nagrodę indywidualną w pełni zasłużył.
W meczu z Realem wszedł za Griezmanna w przerwie i zagrał zdecydowanie lepiej od Francuza. W końcu zaczęło się coś dziać pod bramką Thibaut Courtois. Znalazł się ktoś, kto potrafi kontrolować grę tuż przed polem karnym. Z Sevillą również po wejściu z ławki nie odstawał. Kilka dni później ośmieszył obrońców Granady. Akcja, która powinna stanowić wzór dla młodych piłkarzy. Zobaczcie sami. Nie dało się tego zrobić lepiej.
https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1473717020256579595
Władze klubu wiedzą, że Joao Felix jest najlepszym zawodnikiem, jakiego ma Simeone. Ani Cerezo, ani Gil Marin nie chcą się go pozbywać. Chcą go widzieć w czerwieni i bieli, grającego regularnie i strzelającego bramki. Po to przyszedł. Portugalczyk ma kontrakt do 2026 roku i ma dać Atletico mnóstwo radości. Pewnie mógłby ją dać, ale raczej nie w tym układzie.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Top 10 pozytywnych zaskoczeń na półmetku sezonu La Liga
- Latem trafili do czołowych hiszpańskich klubów. W nowym roku muszą wbić wyższy bieg
- Memphis Depay. Chłopak, którego z piekła wyciągnął futbol
Fot. NewsPix