Reklama

No to pograne?

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2022, 13:21 • 5 min czytania 78 komentarzy

– Kto będzie nowym trenerem?
– No jak Nawałka, to kurwa… Chyba pograne.
– Jak to pograne? Ty, ja mam live’a!

No to pograne?

Przypadkowa wymiana zdań na wczorajszym graniu w GTA u Parisa Platynova pomiędzy nim a Mateuszem Klichem pokazała, że jednak jest jakiś piłkarz, który nie ucieszy się na wieść o powrocie Adama Nawałki. Trener, który ma mieć duże poparcie szatni, u jednego z jej liderów wywołuje nieszczególnie dobre emocje.

Mateusz Klich i Adam Nawałka – brak chemii

Nie chcemy tutaj pastwić się nad Klichem czy szydzić z jego wypowiedzi ani przesadnie jej analizować. Pokazał prawdziwą twarz, którą dzisiejsi piłkarze tak rzadko pokazują w mediach, nie wiedząc, że to idzie na żywo. W innych okolicznościach złożyłby z pewnością ładną, okrągłą, dyplomatyczną wypowiedź. Skoro jednak już ten temat wyniknął z inicjatywy samego Klicha, chcemy się zastanowić – z czego wynika niechęć tego piłkarza do Nawałki? I czy jego powrót faktycznie byłby dla gracza Leeds powodem do obaw?

Reklama

Słowa „no to chyba pograne” świadczą o dwóch rzeczach. Klich…

  • nie żyje z Adamem Nawałką najlepiej,
  • nie wspomina dobrze jego poprzedniej kadencji, bo był pomijany.

Pewnie nie byłoby tematu, gdyby nie fakt, że to nie pierwsza tego typu wypowiedź pomocnika reprezentacji. Cofnijmy się do 2018 roku. Mateusz Klich po kilku latach niebytu wraca do kadry. Dziś odkurzenie tego piłkarza można postrzegać jako jeden z autorskich pomysłów Jerzego Brzęczka, który nie do końca spodziewanie na niego postawił. Czując wówczas zaufanie nowego selekcjonera, Klich udzielił wywiadu „Rzeczypospolitej”:

Trener Brzęczek wjechał i powiedział, jak chce, żeby wszystko wyglądało. Nie ubierał tego w poezję. Trener Nawałka był bardzo profesjonalny, mówił tak profesjonalnie, że nie było wiadomo, o co mu chodzi. Trzeba było się domyślać. Pracowałem z nim tylko na początku, nie mogę oceniać całej kadencji, słyszałem, że później się trochę zmienił. Brzęczek jest konkretny. Mówi to, co myśli. I nie nosi szaliczków.

Klich chciał przywalić w Nawałkę, a trochę przywalił sam w siebie. No bo co to oznacza, że trener jest zbyt profesjonalny? To wina Nawałki, że Klich nie rozumiał założeń, gdy inni jednak je rozumieli, czy może wina samego Klicha, który wówczas nie był do końca pojętnym piłkarzem? Niezależnie od oceny tej wypowiedzi, skoro czynny zawodnik atakuje jakiegoś trenera, to ewidentnie ma do niego pretensje i chce zwrócić uwagę na to, że współpraca nie układała się do końca dobrze. Czuje się w jakiś sposób poszkodowany.

Tylko czy Klich miał prawo oczekiwać, by Nawałka zrobił z niego filar kadry?

Reklama

Długa droga Mateusza Klicha

Piłkarz Leeds trafił do reprezentacji jeszcze za Franciszka Smudy. Zagrał minutę w słynnym sparingu z Argentyną C, w której wystąpił choćby Ariel Cabral, wtedy piłkarz Legii. Potem postawił na niego Fornalik. Mecz z Danią, gdzie zaliczył gola i asystę – wywalczył nim miejsce na boisku na kilka miesięcy. Klich zagrał później we wszystkich czterech meczach eliminacyjnych, następnie przyszedł Nawałka.

Na pierwsze zgrupowanie tego trenera, który wówczas masowo testował piłkarzy (71 powołanych w rok!) nie pojechał przez kontuzję. Ale w końcu dostał powołanie. Zagrał trzy sparingi i mecz z Gibraltarem. Potem wypadł z kadry i już nigdy nie został przez Nawałkę powołany.

A w międzyczasie…

  • zaliczył drugie podejście do Wolfsburga, gdzie grał tylko w rezerwach,
  • nie czarował na wypożyczeniu do Kaiserslautern (ale grał),
  • gdy po Euro 2016 była już ustalona mocna hierarchia, zaczął grać w Twente (niezły sezon – 6 goli i 4 asysty),
  • trafił do Leeds, gdzie początkowo praktycznie nie grał,
  • ratował się wypożyczeniem do Holandii (konkretnie – do Utrechtu).

Klich miotał się z klubu do klubu i nigdzie nie potrafił wypracować sobie naprawdę mocnej pozycji. Nie dał na tyle dużo argumentów, by ktokolwiek mógł krzyknąć „co ten Nawałka robi, uwziął się czy co?”. Przeciwnie. Najważniejszy okres tej reprezentacji, drogę do Euro 2016 i sam turniej, spędził nie będąc podstawowym piłkarzem średniaka 2. Bundesligi. Czy w tej sytuacji można mieć oczekiwania? Niekoniecznie.

Dopiero od sezonu 18/19 – czyli gdy Nawałka już poleciał – Klich odpalił na dobre w Leeds. Można mówić, że to wizjonerstwo Jerzego Brzęczka, bo odkurzył pomijanego przez lata piłkarza, ale była to też… naturalna konsekwencja. Klich po prostu dawał sygnały w klubie, że znów jest gotowy. Gdyby wskoczył na ten poziom za Nawałki, to pewnie też łapałby się do kadry, bo ów selekcjoner – wbrew temu, co mówi Klich – rzadko uprzedzał się do piłkarzy, co więcej, dawał im drugie szanse.

Przed Nawałką Klich był postrzegany jako jeden z większych polskich talentów, który może i brutalnie odbił się od katorżniczych metod Magatha w Wolfsburgu, ale jednak wciąż ma potencjał na ciekawą karierę. Po Nawałce był już ważnym ogniwem ciekawego projektu Bielsy. Wszystko, co wydarzyło się pomiędzy tymi okresami, było budowaniem swojej pozycji w europejskiej piłce. Szukaniem odpowiedniego miejsca. Odrywaniem od siebie łatki niespełnionego talentu. Klich przeszedł długą drogę, swoje musiał odsiedzieć na ławce, by dojść do Premier League. Czy to wina Nawałki? Pewnie niewielu selekcjonerów słałoby wówczas do niego powołania.

Klich i tak ma już pod górkę u selekcjonera – ktokolwiek nim zostanie – bo nie zagra w meczu z Rosją przez kartki. A więc wiadomo, że nowy sztab nie będzie budował na nim taktyki na baraże. Ale czy jeśli selekcjonerem zostanie Nawałka, czy ta wypowiedź i poprzednie lata będą miały jakieś znaczenie? Wydaje nam się, że kompletnie nie. Bo za tego trenera Klich po prostu nieszczególnie zasługiwał na miejsce w kadrze. A teraz zasługuje.

Mateuszu, może nie będzie tak źle!

WIĘCEJ O WYBORZE SELEKCJONERA:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

78 komentarzy

Loading...