Reklama

Na imię im było 4, czyli o Sevilli, hiszpańskiej wersji Arsenalu

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

03 stycznia 2022, 17:19 • 6 min czytania 1 komentarz

W poprzednim sezonie La Liga Sevilla zrobiła coś fantastycznego. Nie dość, że wykręciła rekordową dla siebie liczbę punktów, to jeszcze w finałowym etapie rozgrywek zabrakło jej tylko dwóch oczek do wskoczenia na pudło. Ba, gdyby nie mała zadyszka na wiosnę, może nawet kwestia wicemistrzostwa byłaby w zasięgu. W każdym razie rozdział, jaki pisze ten klub od kilkunastu miesięcy, może budzić podziw. Odkąd za jego sterami stoi Julen Lopetegui, “Sevillistas” małymi kroczkami podnoszą swój sufit i wiele wskazuje na to, że 2022 rok będzie dla nich jeszcze lepszy niż poprzedni.

Na imię im było 4, czyli o Sevilli, hiszpańskiej wersji Arsenalu

Przed nadejściem trenera Lopeteguiego Sevilla była ekipą, która kręciła się za plecami najlepszej czwórki. Niby była częścią czołówki, ale nie do końca. Najczęściej w ostatniej dekadzie bywało tak, że na wyższej pozycji sezon kończyły Villarreal czy Valencia, podczas gdy czerwono-biała część stolicy Andaluzji mogła co najwyżej cieszyć się z miejsc premiujących grą w Lidze Europy. Teraz jednak układ sił nieco się zmienił, ot, w Hiszpanii wyrosła na tyle mocna marka, żeby Barcelonie, Realowi i Atletico regularnie deptać po piętach.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Sevilla przyzwyczaja się do bycia wśród najlepszych

Wbrew pozorom to nie jest takie oczywiste. Kiedy kwestia miejsc 1-3 była rozstrzygnięta przed pierwszą kolejką każdej kampanii La Liga, prawa do czwartej pozycji na “tronie” zawsze rościło sobie kilka klubów. Można powiedzieć, że wyjątkiem od normy było wejście Sevilli do pierwszej czwórki w sezonie 2016/2017, kiedy Valencia wylądowała w dolnej części tabeli. Ale już fakt, że najprawdopodobniej trzeci rok z rzędu uda się skończyć na czwartej lokacie, to żaden przypadek.

Zasługa w tym przede wszystkim dwóch ludzi, bez których “Sevillistas” straciliby bardzo wiele. Trener to jedno, ale może nawet bardziej istotny w odbudowie wielkości tego klubu jest Monchi. Nazwisko znane i cenione, ba, to jeden z najlepszych dyrektorów sportowych w Europie. Jego powrót w marcu 2019 roku do miasta, w którym zna każdy zakamarek, był kluczowy. Nie będzie też przesadą stwierdzenie, że o ile Lopetegui świetnie sprawdza się w roli szkoleniowca, o tyle za głównego ojca sukcesu trzeba uznać właśnie Monchiego. Jeśli masz po swojej stronie gościa, który znikąd potrafi wyczarować kilka świetnych transferów dosłownie co okienko, to musisz piąć się w górę. Sevilla to robi, rozsiada się na wygodnym fotelu tuż za plecami śmietanki, co dobrze widać w liczbach.

Reklama

Sevilla od początku sezonu 2019/2020, odkąd w klubie pracują Monchi i Lopetegui:

  • 185 punktów (Atletico Madryt 188, Barcelona 192, Real 217)
  • 15 meczów z Realem, Atletico i Barcą – dwa zwycięstwa, sześć remisów, siedem porażek
  • Tylko dwie porażki z drużynami nominalnie rywalizującymi o czwarte miejsce (Villareal, Real Sociedad, Real Betis)
  • 80 bramek straconych (Barcelona 98, Atletico 74, Real 70)
  • 136 strzelonych (Barcelona 201, Real 178, Atletico 149)

Gdy połączymy kropki, okaże się, że Sevilla zasłużenie ugruntowała sobie pozycję czwartej siły La Liga. Z biegiem kolejnych sezonów coraz częściej potrafi zaszkodzić największym i prawie połowa przegranych starć bezpośrednich z Barceloną, Realem czy Atletico to wcale nie jest taki zły wynik. Inne drużyny La Liga mogą o takim bilansie pomarzyć, a mowa tutaj o konkretnej konsekwencji, nie anomaliach. Takową na pewno nie jest fakt, że Sevilla na półmetku sezonu zajmuje drugie miejsce w tabeli, mając pełne prawo do marzeń, że można zawalczyć o wicemistrzostwo Hiszpanii.

Jest fajny trener jak na warunki klubu z drugiej półki w Europie, dyrektor sportowy, którego chciałby mieć każdy klub na świecie, oraz naprawdę sensowni piłkarze na czele z Kounde, En-Nesyrim, Ocamposem, Montielem czy Rafą Mirem. Dodając starą gwardię w postaci Jesusa Navasa, Fernando czy Rakiticia, mamy do czynienia z naprawdę ciekawie zbalansowaną paczką, której nie powstydziłaby się dzisiaj Barcelona. Tak, Barcelona.

Dzisiejsza Sevilla to wzorzec dla Barcelony

Takie słowa padły jakiś czas temu w hiszpańskich mediach i nie można powiedzieć, że są oderwane od rzeczywistości. Wystarczy spojrzeć na stabilizację działań, jaka ma miejsce w Sevilli. Kiedy patrzy się na ten klub, zdaje się, że tam wszystko po prostu ma ręce i nogi. Nie wykonuje się gwałtownych ruchów, nie podejmuje życia na kredyt, toksycznych związków z agentami czy nie dokonuje zmian koncepcji co sezon. W tej części stolicy Andaluzji realizuje się konkretną wizję, jaką jest stworzenie klubu z dużymi ambicjami. Nadaniu mu statusu, który określamy “klubem docelowym”.

Do osiągnięcia czegoś takiego oczywiście bardzo długa droga, ale skoro w Anglii takich miejsc zawsze jest cztery (Manchester City i United, Chelsea, Liverpool), to dlaczego nie w Hiszpanii? Podstawą są regularne występy w Lidze Mistrzów, a to Sevilla już ma. Kolejny krok to zatrzymywanie najbardziej wartościowych zawodników, takich jak 23-letni Jules Kounde, którego udało przekonać się do pozostania w klubie. No i, rzecz jasna, nie obejdzie się bez dobrego fachowca ławce trenerskiej, o którego w Sevilli też nie muszą się martwić. No, chyba że nagle ucieknie, ale to już pół-żartem.

Sevilla w ostatnich latach:

Reklama
  • 2012/2013: 9. miejsce w tabeli, 50 punktów
  • 2013/2014: 5. miejsce, 63 punkty
  • 2014/2015: 5. miejsce, 76 punktów
  • 2015/2016: 7. miejsce, 52 punkty
  • 2016/2017: 4. miejsce, 72 punkty
  • 2017/2018: 7. miejsce, 58 punktów
  • 2018/2019: 6. miejsce, 59 punktów
  • 2019/2020: 4. miejsce, 70 punktów
  • 2020/2021: 4. miejsce 77 punktów
  • 2021/2022 (?): 2. miejsce w połowie sezonu

Sevilla to modelowy przykład na to, jak buduje się klub z drugiego szeregu z aspiracjami do czegoś więcej. To “coś więcej” może nastąpić jeszcze w tym sezonie, bo jeśli Andaluzyjczycy powtórzą tak dobre punktowanie z rundy jesiennej na wiosnę, zapewne sięgną wyniku z poprzedniej kampanii. To o tyle przekonująca wizja, że właściwie pod każdym aspektem ekipa Lopeteguiego przekonuje bardziej niż pół roku wcześniej. Przy utrzymaniu podobnego tempa polepszy bilans bramkowy (obecny to 29:13 po 18 spotkaniach, w sezonie 2020/2021 – 53:33 w 38), co ze statystycznego punktu widzenia zwiększa szanse na wyższą pozycję. Tym bardziej, że Barcelona krząta się po placu budowy, a Atletico nie wygląda na drużynę, która chętnie obroniłaby tytuł mistrzowski. Real zdaje się być nie do pokonania, ale dwa pozostałe kluby z topowej czwórki jak najbardziej.

Słowem: to może być ten sezon. Sevilla wstąpiła w fajną erę, położyła porządne fundamenty na przyszłość, o czym mówi się niewiele. To już nie jest klub, o którym powiedzielibyśmy, że trochę w lidze namiesza, napsuje krwi śmietance i tyle. To klub, którego cała liga powinna się dzisiaj obawiać. Klub próbujący zarazić swoich kibiców tożsamością zwycięzców. Tożsamością, która zostanie poważnie zweryfikowana w 2022 roku. W Lidze Mistrzów się oczywiście nie udało, przygoda w fazie grupowej skończyła się spadkiem do Ligi Europy, ale to żaden wstyd. Na lepsze wyniki w Europie i nawiązanie do okresu dominacji w LE, kiedy w Sevilli grał jeszcze Grzegorz Krychowiak, przyjdzie odpowiedni czas. Teraz trzeba potwierdzić swoją siłę na własnym podwórku, stać się swego rodzaju hiszpańskim Arsenalem, którego osiągnięcia związane z czwartym miejscem w tabeli za kadencji Arsene’a Wengera z perspektywy czasu nabrały trochę innego znaczenia.

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
5
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

1 komentarz

Loading...