Reklama

Dwaj zgryźliwi tetrycy: 7 oczarowań roku

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

01 stycznia 2022, 09:15 • 16 min czytania 9 komentarzy

Leszek Milewski i Jakub Olkiewicz, a więc „Dwaj zgryźliwi tetrycy” podsumowują 2021 rok. W pierwszej części – siedem największych oczarowań minionych dwunastu miesięcy, bez podziału na kategorię, bez limitu dla wyobraźni. Już jutro druga część, w której duet naszych felietonistów omówi siedem największych rozczarowań. Spoiler: France Football ma tam swoje pięć minut chwały. Bez przedłużania, jedziemy!

Dwaj zgryźliwi tetrycy: 7 oczarowań roku

KOLEJNE REKORDY ROBERTA LEWANDOWSKIEGO

 

LM: Przyznam Kuba, umiarkowanie grzeją mnie rekordy indywidualne, co drużyna, to drużyna. Z niemiecką ligą mam relację taką, jak z krokietami – szanuję, ale nie przepadam. Dlatego nie zasiadam do ligowych meczów Roberta Lewandowskiego jak do telenoweli. Można powiedzieć, że poddałem się w momencie, kiedy to ty zgłosiłeś się po robienie TEGO pamiętnego meczu z Wolfsburgiem, a ja, choć miałem bodaj wcześniej możliwość jego zaklepania, odpuściłem – wiem, że najlepsze, co było do zobaczenia z Lewym w Bundeslidze, już się zdarzyło. Przynajmniej jeśli chodzi o jednostkowy mecz, bo można dyskutować, że obecna wiosna, ten szalony pościg za rekordem Gerda Mullera, ostatecznie udany mimo stracenia kilku meczów – pewien Andorczyk ryzykował wyklęciem przez polski naród – jest podobnym wyczynem. Może nie tak łatwym do przyswojenia – przyznam, kilkukrotnie na YT już oglądałem tamte dziewięć minut, zgrabnie wyjęte przez kanał Bundesligi – ale wciąż epickim. Jeśli korzystam z poprawnych wyliczeń – a wiesz Kuba, że to nie jest oczywiste – to bodaj tylko Messi w tym sezonie, kiedy zbliżył się do setki, strzelił więcej bramek w roku kalendarzowym. Lewy wreszcie miał też udany wielki turniej, ale no właśnie: w tym problem w sukcesach indywidualnych. Bo ile nam smakował, skoro za tym nie poszedł sukces kadry? Docenić jednak trzeba, oby miał okazję połączyć jedno z drugim na mundialu.

JO: Z Robertem Lewandowskim najpiękniejsze jest to, że na szczycie sobie po prostu trwa. Nie będę oszukiwał – wydawało mi się, że czas będzie grał na korzyść młodych wilków, tych wszystkich Haalandów i innych Mbappe. Natomiast fakt, że dla „Lewego” 2021 był indywidualnie tak samo udany jak kosmiczny 2020 – to jest coś, czego nie da się nie docenić. Mam wrażenie, że to potwierdzenie klasy, które zmusiło France Football do wymyślenia nowej nagrody pocieszenia, byle dać Lewandowskiemu kilka minut na scenie, to w pewnym sensie ukoronowanie całego okresu. Ale jednocześnie – identycznie sądziłem na koniec 2020 roku, gdy pomstowałem na to, że plebiscyt Złotej Piłki został odwołany. Chciałbym wierzyć, że w 2022 roku Lewandowski zrobi dokładnie to, o czym napisałeś – do kapitalnych występów indywidualnych, do systematycznego niszczenia Bundesligi i bicia kolejnych niezdobytych rekordów, dorzuci jeszcze sukcesy w biało-czerwonej koszulce. To jest zresztą chyba ostatnie osiągnięcie na liście do odhaczenia u piłkarza, który ma wszystko. Były w tym roku momenty, gdy brał nas na barki, vide mecz z Hiszpanią, trochę też ze Szwecją. Teraz czas zrobić to samo w barażach, a potem w Katarze. Czasem w kontekście klubów mówi się o 3-letnich cyklach, potem trzeba już solidnie mieszać. U Lewego wszystko idzie idealnym torem, by taki właśnie cykl spuentować spełnieniem marzeń. Marzeń innych niż – na przykład – praca dla Flamengo. Marzeń, które wielu Polaków po prostu z nim podziela.

DARIUSZ BANASIK I RADOMIAK

Reklama

LM: Wiesz co, w kategorii oczarowań umieściłbym ich wyżej od Rakowa Częstochowa. Dlaczego? Bo w 2020 był czas przyzwyczaić się, że są mocni. Będzie czas o nich powiedzieć, natomiast w kontekście Radomiaka… Cóż, Radomiak ma jeszcze mniejsze ligowe tradycje niż Raków. W zasadzie ligowe tradycje Radomiaka są nieistniejące. Problemy ze stadionem. Jeszcze z pierwszej ligi docierały do mnie sygnały, że owszem, drużyna fajna, ale też zatrudnienia na stypendiach, nie stypendiach… No OK, może to działało, ale Ekstraklasa często weryfikowała takie modele pracy, które działały niżej. Byłem pewien, że Radomiak będzie najmocniejszym z beniaminków, że się utrzyma, byłem autentycznie ciekaw jego piłkarzy z Ameryki Południowej, Szymon Janczyk potrafił naprawdę barwnie opowiadać o takim Mauridesie. Ale nigdy nie sądziłbym, że pójdą ścieżką choćby zeszłorocznej Warty. A przecież oni tę Wartę przebili. Grają lepiej niż Warta wiosną, bliżej im do Rakowa jesienią drugiego sezonu, no ale właśnie – to był drugi sezon. Nie mam wątpliwości, że dzięki Radomiakowi mieszkańcy Radomiak przeżywają właśnie wyjątkowe chwile, a ostatecznie od tego jest futbol.

Ujmuje mnie także Kuba fakt, że w niektórych kwestiach Radomiak to naprawdę zupełnie inne podejście. W czasach, kiedy piłkarze boją się wychylić z domu, bo a nuż ktoś im zrobi zdjęcie przy coli zero, w czasach, kiedy wywiady z piłkarzami w dużej mierze składają się z rozmów o tym, jaka sałatka z jarmużem najbardziej pomaga przy wykonywaniu rzutów rożnych, Banasik wprost przyznaje, że nie ma problemu by puścić swoich chłopaków na miasto, także do Warszawy. Czasami się zastanawiam: może fakt, że polska piłka tak błądziła te trzydzieści lat temu, kiedy naprawdę lał się alkohol, sprawił, że dziś przeginamy w drugą stronę, a Radomiak i podejście Banasika jest po prostu trzeźwym spojrzeniem?

JO: Boli mnie wielki Radomiak, nie będę kłamał. Baza treningowa? Jest, jaka jest. Budżet płacowy? Jego istotna część to wspomniane stypendia. Infrastruktura? Budowa stadionu przypomina nieco „Proces” Kafki, a i obiekt Broni to nie jest jakieś Camp Nou. A jednak, to wszystko hula, i to hula z nieprawdopodobną mocą. Sam myślałem, że Radomiak spuchnie, mniej więcej co kolejkę, gdzieś od końca lata. Tłumaczyłem sobie ich dobre występy euforią beniaminka, atmosferką po-awansową, trochę też kunsztem Banasika, który od lat potwierdza trenerską klasę. Ale różnicy jakości przecież nie przeskoczysz, różnicy w ograniu, w doświadczeniu. Tyle się przecież pisze i mówi o różnicy klas pomiędzy ligami.

I co? I jest piłeczka, jest Leandro i sobie chłopaki grają. Właśnie Leandro mnie zresztą boli najmocniej, bo mam wrażenie, że załadował ŁKS-owi już chyba z tysiąc goli w meczach, gdy stykaliśmy się z Radomiakiem na jednym poziomie – i to jeszcze od czasów III ligi. Jakkolwiek to brzmi – tak, pamiętam te mecze, chyba nawet byłem w Radomiu w klatce. I ten sam Leandro, który ładował nam na czwartym szczeblu rozgrywkowym, teraz bawi się w krajowej elicie. Pamiętasz, gdy układaliśmy jedenastki rundy, i ty, i ja kierowaliśmy się historiami. Ta historia Leandro… Gościa, którego maszyneria polsko-brazylijska zbudowana przez Antoniego Ptaka nieomal przemieliła na dobre. Gościa, który przeszedł z Radomiakiem cały szlak bojowy, pozostając z nim na dobre, ale częściej na złe. To w ogóle można traktować jako TOP oczarowań 2021 roku. A gdy nałożymy na to jeszcze story całego Radomiaka, Dariusza Banasika, 84-letniego Zdzisława Radulskiego – trudno o bardziej udane kino familijne. Polsat, niedziela, 9.40. Dwadzieścia pięć minut reklam, a potem Leandro z Radulskim na siłowni. Tak, to się zdarzyło naprawdę.

LECH POZNAŃ

LM: Niebywała metamorfoza. Wiosną pamiętam, jak roztrząsaliśmy gest Puchacza na Radomiaku – o takich rzeczach się mówiło, nie o dobrej grze. Lech przegrał z Wartą mistrzostwo Poznania. Lech z hukiem wyrzucił Żurawia, który kilka miesięcy wcześniej przedłużał kontrakt. Przegrany Puchar Polski z Rakowem w ćwierćfinale. Potencjalne kolejne odejścia. Kompromitujące mecze w lidze, jak choćby ze Stalą Mielec u siebie. Koszmarna atmosfera na trybunach. Nie gorące, a wrzące stołki działaczy.

Reklama

I wtedy wchodzi Maciej Skorża, cały na biało. W środku tego zamieszania mówi, że chce z Lechem wygrać na stulecie dublet.

Brzmiało to wtedy jak żart. Z klubu śmiano się w różnych częściach Polski. Kibice szydzili, że Lech jest mistrzem w sprzedaży wychowanków, i to może sobie wstawić do gabloty. Co do Skorży też były wątpliwości, bo ostatnie wpisy w CV nieprzekonujące.

Ale Lech faktycznie to dźwignął spektakularnie. Wreszcie zainwestowano spore pieniądze, co też warto odnotować – reinwestowano we wzmocnienia. Dziś Lech ma na każdej pozycji przynajmniej dwóch solidnych graczy. Jeśli z rotacji w środku pola wypada Tiba, a na ataku ani razu nie zagrał dłużej w lidze Sobiech, który przecież ostatnio strzelał coś w Turcji… Jest naprawdę nieźle. Lider jest zasłużony, lider ma mocne fundamenty swojego liderowania. Wypada sobie życzyć, by to była trwała tendencja, by teraz coś w poznańskim podejściu się nie zmieniło, bo są na takiej drodze, na której powinni być – Ekstraklasa potrzebuje mocnego, mądrze prowadzonego Lecha. Taki może być jedną z lokomotyw polskiej piłki.

JO: Cieszę się, że dobrałeś do ilustracji tego oczarowania fotografię Joao Amarala, człowieka, który stał się symbolem nowego Lecha Poznań. Ten stary, rozczarowujący, miał twarz Hiszpana z Olsztyna, który na szczęście jesienią wylądował na ławce rezerwowych. Natomiast wznosząc się ponad prywatne uprzedzenia – nie da się nie docenić, że Lech jest obecnie ekipą, która może bardzo oszczędnie korzystać z usług takich piłkarzy jak Ramirez, ale też wspomniani Sobiech czy Tiba. Ba, jak czytamy sobie o tym, że Sykora się odbudował na wypożyczeniu, to Lechowi zaraz wypiszemy dwie jedenastki, jedną na mistrza, drugą na brązowy medal.

Poszedłbym ten kroczek dalej i się zastanowił – co w Lechu oczarowało najbardziej? Bo mam wrażenie, że tak wiele rzeczy zgrało się w jednym czasie, że właściwie trudno tutaj wskazać kluczowy czynnik. Na pewno Maciej Skorża, który – jak sam przyznawał w wywiadach – mocno dojrzał jako trener i jako człowiek, co widać też w jego podejściu i codziennej pracy dla Lecha Poznań. Pewne błędy, szczególnie w relacjach interpersonalnych, już zdołał u siebie wyeliminować. Może to głupie, ale pamiętam dwa wywiady „grupy Weszło” ze Skorżą. Jeden stary, który nawet nie został opublikowany – bo Skorża w autoryzacji wyciął jakieś 3/4 treści. Drugi, nowszy, gdy Skorża błyszczał w radiu Weszło, na żywo opowiadając anegdoty i zastanawiając się, czy bardziej pigwa, czy wiśnia. To obrazuje pewien rozwój podejścia do piłki, być może nawet to, o czym wspomniałeś przy Banasiku i Radomiaku – że Skorża znalazł balans między napinką a luzem.

Ale sam Skorża to za mało. Otworzenie portfela i wreszcie udane transfery klasy premium – to drugie wielkie oczarowanie z Wielkopolski. Gdy już niewielu wierzyło w oko Lecha do piłkarzy, gdy już niewielu wierzyło, że Kolejorz w ogóle kiedyś zainwestuje te pieniądze ze sprzedaży młodziaków. Tutaj praktycznie wszyscy odpalili, a przecież duża część tych ruchów to transfery i dość drogie, i nie do końca oczywiste. Trzecia sprawa – zatrzymanie pereł rodowych. Kamiński zostający do końca sezonu to jest kolejna z całej litanii świetnych wiadomości dla kiboli Lecha. Okej, ale tyle słodkości, bo wiadomo jak jest z Lechem. Nie tak dawno chwaliłem żurawball.

EURO 2020

LM: Kuba, musimy przyznać, że roboty przy Euro mieliśmy. Mobilizacja konkretna: codzienny cykl felietonów. Poranne programy Pawła Paczula, na które ja musiałem wstawać o czwartej w nocy, a przecież mecze podczas fazy grupowej kończyły się po jedenastej; powrót z programu wypadał koło czternastej, piętnastej, wpadało się prosto w mecze. Ale, jakkolwiek to było potężne natężenie pracy i wszystko inne przez ten czas ucierpiało, tak wspaniały turniej wszystko zrekompensował.

Wiesz, ciekawy był też kontekst – że piłka przegrywa uwagę najmłodszych, że futbol się zwija. Przecież niedługo wcześniej tymi argumentami przerzucali się poważni ludzie światowego futbolu przy pomyśle Superligi. Co więcej, Euro 2020 było rozsiane po całej Europie, drużyny latały setki kilometrów na mecze, a jeszcze tu i ówdzie problemy z kibicami, by wspomnieć pusty kurnik w Baku…

A jednak, mimo tego wszystkiego, było wspaniale. Mogło być tragicznie, bo przecież świat wstrzymał oddech przy problemach Christiana Eriksena, ale ostatecznie i ten moment, jakkolwiek mrożący krew w żyłach, jest pewną inspiracją – jego koledzy zachowali się wspaniale, pokazali klasę w krytycznym momencie. Kjaer opiekujący się żoną Eriksena, cały czas będący przy niej, ten szpaler wokół Christiana – to wszystko zapamiętam z tego turnieju na zawsze.

Ale przecież przede wszystkim na Euro 2020 był wspaniały futbol i wspaniałe mecze. Do historii przejdzie dzień, w którym Chorwacja grała z Hiszpanią, a później Francja ze Szwajcarią. Dramaturgia, wielcy wygrani, wielcy przegrani – karny Mbappe jak wyreżyserowany w ostatnim odcinku sezonu Tsubasy. Galaktyczne zderzenie Belgów i Włochów w meczu, w którym szkoda było mrugnąć, żeby czegoś nie przegapić. Niespodzianki w grupie śmierci zapewniane przez Węgrów. Bezczelny mecz Niemiec z Portugalią. Historie pisane przez graczy takich jak Dumfries, finał dla Italii na Wembley… Cóż, jak tylko wspominam Euro 2020, zaczyna się rozgałęziać w coraz więcej wspomnień i mam ochotę cytować chociażby, jak szkocki defensor zatrzymał Grealisha komplementami. Wszystko było w tym turnieju – może poza lepszą dyspozycją Polaków, ale poza tym kompletny, chyba najlepszy wielki turniej, jaki miałem przyjemność oglądać. Przypominający o co w tym całym zamieszaniu zwanym piłką nożną chodzi.

JO: Tak.

Potwierdzam.

Ale jeżeli miałbym tutaj jeszcze coś wycisnąć – no to jednak całe tło pandemiczno-dystopijne. W świat futbolu coraz mocniej zaczął się wkradać taki specyficzny nihilizm, przekonanie, że w sumie Titanic już nie tyle opuścił port, co zahaczył o górę lodową. Pandemia spowodowała, że wielu ludzi przewartościowało swoje życie, odkryło, że są istotniejsze rzeczy niż Burnley – Leicester City w II Dzień Świąt, że da się żyć bez wyznaczania rytmu kolejnymi gwizdkami kolejnych arbitrów. Upadek, który i tak gdzieś majaczył na horyzoncie, mógł zostać przyspieszony przez kryzysy we wszystkich gałęziach gospodarki. Do tego puste stadiony – jedni twierdzili, że jak reklamodawcy wyczują, że te płachty na trybunach wcale nie zmniejszają oglądalności, to płachty zostaną już na stałe. Inni – że pandemia niektórych już na zawsze odzwyczai od bywania na obiektach.

I wtedy właśnie wjechało z pełną mocą Euro. Obiektywnie – najlepszy turniej od lat i mówię to jako człowiek, który w tym trybie pracy zaliczył już piąty czy szósty turniej. Mogę nie pamiętać, czy RPA 2010 było dobre (ale chyba nie było, skoro zapisało się w mojej pamięci głównie wuwuzelami). Ale pamiętam ten ciąg: tekst blogowy, live, tekst blogowy, live trwający przez cały miesiąc w 2014, 2016 czy 2018 roku. Po raz pierwszy od dawna czysty futbol dawał aż tyle frajdy. Po raz pierwszy od dawna reprezentacje, z którymi nie czułem żadnej więzi – jak choćby Włosi czy Duńczycy – dawali aż taki ładunek emocji. Czasem pozytywnych, czasem tych bardzo negatywnych, ale jednak – tonami do pieca wrzucano ten wysokoenergetyczny węgiel, którym grzeje się dusza kibica. Psia kość, ten turniej był tak piękny, że nawet ja, od wielu lat walczący z własnym grafomaństwem, pozwalam sobie na jakieś „wysokoenergetyczne węgle emocji”. Więcej tego nie zrobię w tym tekście, obiecuję. Ale Euro 2020 w 2021 roku zapamiętam na lata – u mnie ląduje na równym stopniu z mundialem ’98, kultowym pod tak wieloma względami.

POLSKIE KLUBY – TAK TAK – W EUROPEJSKICH PUCHARACH

LM: Trochę, Kuba, nie dowierzam, że to piszę, ale jednak. Trzeba pochwalić. Odczarowane. To znaczy, odczarował Lech Poznań rok temu. Ale cieszy mnie konsekwencja.

Wiele złego można powiedzieć o Legii Warszawa za miniony rok, ale w pucharach sukces. Nawet mimo końcówki fazy grupowej – dla Legii to powrót do jesiennego grania w pucharach, w dodatku powrót w efektownym stylu. Nie brakowało przecież takich, którzy wieszczyli, że już Bodo/Glimt będzie za mocne. I to nie było zbyt ryzykowne, patrząc na to, jak dobre okazało się później Bodo/Glimt – wygrali ligę norweską, kwalifikacje o Ligę Europy przegrali po zażartym boju z Milanem. W Lidze Konferencji niepokonani, wygrywając z Zorią, CSKA Sofia, a Romę lejąc 6:1 i remisują na Olimpico. Poza tym wyeliminowanie najmocniejszego rywala, jaki polski klub pokonał w ostatnich latach – Slavii Praga. No i świetne wejście w Ligę Europy, ogranie Spartaka w Moskwie i zbicie klubu z Premier League ma swoją wymowę.

Ale fajne właśnie to, że Legia nie była jedyna, bo przecież Raków, choć początkowo się męczył, pobił Rubin Kazań czy nastraszył odrobinę Gent. Śląsk też nie miał pustego przebiegu, trochę powygrywał. Szkoda tylko Pogoni, no ale nawet to trudno nazwać eurowpierdolem. Wstydu na pewno nie było, pozytywnych akcentów – dużo więcej.

JO: Pozwolę sobie uzupełnić twoją wypowiedź – bo przecież Bodo z Glimtem to tylko jeden z rywali Legii, który potem szedł od zwycięstwa do zwycięstwa. Slavia Praga przeskoczyła w grupie Ligi Konferencji Europy sam Union Berlin i zagra wiosną w pucharach, Flora Tallin dwa razy zremisowała z Anorthosisem i ograła Partizan, Dinamo Zagrzeb wiosną zagra z Sevillą w Lidze Europy. Odsiewając ten finisz i oczywiście rozczarowania ligowe – Legia ma za sobą najmocniejszy europejski sezon od czasów Ligi Mistrzów z Jackiem Magierą za sterem. To, co mnie w tych naszych europejskich szarżach najbardziej ujęło – nie ma europierdolu. Nie pamiętam czasu, gdy cała nasza eksportowa ekipa uniknęła kompromitacji, uniknęła jakiegoś przypadkowego remisu ze Stjarnan, uniknęła oklepu od zawsze groźnej czwartej siły ekstraklasy azerskiej.

Tymczasem tutaj każdy kibic eksportowego klubu miał swoje chwile wielkie, swoje chwile gigantycznego triumfu. Myślę że będąc legionistą za 10 lat pamiętałbym nie walkę o utrzymanie w lidze, ale oprawę Kneel before his majesty i późniejsze zwycięstwo nad Leicester City. Jako fan Rakowa na zawsze zapamiętałbym te cuda, jakie wyczyniał w bramce Kovacević. Będąc z Wrocławia pewnie jarałbym się tą radosną strzelaniną, ale i późniejszą nadzieją po pierwszym meczu kolejnej rundy. Nawet Pogoń miała ten swój moment, bo remis z Osijekiem to nie jest byle co, gdy jesteś polskim pucharowiczem przyzwyczajonym od oklepywania przez różne egzotyczne ekipy. Ważny jest też ten niuans, o którym wspomniałeś – drugi sezon z rzędu Polska ma przedstawiciela w fazie grupowej europejskich pucharów. Przy stworzeniu Ligi Konferencji Europy – nie wyobrażam sobie, żeby zanotować teraz sezon bez jesieni w Europie.

RAKÓW CZĘSTOCHOWA

LM: Kuba, niestety po Widzewie i ŁKS-ie wiemy, że sezon ze stuleciem potrafi być dość trudny. Raków na stulecie sięgnął po wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski i Superpuchar. Jego pierwsza przygoda w pucharach to między innymi wyeliminowanie Rubina Kazań. Nawet z czysto organizacyjnej kwestii, trzeba docenić sprzedaż Kamila Piątkowskiego za rekordową kwotę, naprawdę znaczącą, a także wisienkę na torcie, wypromowanie częstochowskiego tramwaju w Canal+. No i jesień w lidze, jakkolwiek mogłaby być lepsza, tak zła przecież nie jest. Raków ma swoje problemy, ale może marzyć o mistrzostwie.

Innymi słowy – imponuje to, że Raków wytrzymał ciśnienie. Wiedzieliśmy już po zeszłym roku, że to konkretna drużyna, że Papszun też coś tam umie. Ale łatwiej się zawsze wspinać na szczyt, niż na nim pozostać. Rakowowi to się w minionym roku udało. Nie rozprzedał kadry. Nie roztrwonił swojej jakości, nie spadł gdzieś w ligową szarzyznę, w średniactwo. Raków dalej wzbogaca polski futbol i stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Oby także w kwestiach infrastrukturalnych.

JO: Wielokrotnie to podkreślałem, odnosząc się zresztą do Football Managera. Często gra największą frajdę przynosi w okresie „od zera do bohatera”. Jesteś sobie tym drugoligowcem, robisz awans, umacniasz się na szczeblu centralnym, znowu udaje się wywalczyć promocję, potem udanie zapuszczasz korzenie w elicie, wreszcie cyk – jest pierwsze wielkie trofeum, jest walka o mistrzostwo, są puchary. I radość z gry – a co za tym idzie i wyniki, zaczynają słabnąć. Tymczasem Raków nie utracił tego apetytu i trzyma się dalej tego, co robił przez lata – czyli każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego. Poprzeczka wisi najwyżej jak tylko może wisieć, ale częstochowianie mają szansę do niej doskoczyć. Walczą o tytuł? Walczą. Walczą o obronę Pucharu Polski? Tak. Dorzucili coś ekstra? Przygoda pucharowa, otwarcie stadionu.

Przekładając z powrotem na Football Managera – udało się skoczyć wyżej, ale jeszcze nie dotknąć głową sufitu. A jeśli dodamy ten smaczek, że najlepszy rok w historii klubu był jednocześnie równym, jubileuszowym, setnym – trudno częstochowianom nie zazdrościć.

PANDEMIA NIE SPARALIŻOWAŁA FUTBOLU

JO: Leszek. Znasz mnie. Jestem dumnym przedstawicielem tzw. #TeamMinimalizm, staram się cieszyć z każdej chwili, która nie jest druzgocącą porażką, a jak wiadomo – w życiu takich chwil jest niewiele. Dlatego też w 2021 roku najbardziej oczarowany byłem tym, że przeżyliśmy. Istniejemy. Ba, można nawet chyba napisać: mamy się dobrze, my wszyscy, jako środowisko piłkarskie. W tych szalonych czasach panikarze mojego pokroju kreślili najczarniejsze scenariusze – stadiony zamknięte na lata, bankrutujące kluby i ligi, ogólny spadek zainteresowanie piłką nożną, wysypanie międzynarodowych imprez, stały paraliż naszej największej pasji.

Nic takiego się nie stało, piłka, jak to piłka, chwilę popłakała w kącie, chwilę przecierpiała, po czym wróciła w pełnym blasku. Byłem naprawdę wzruszony, gdy mogłem oglądać z trybun wygrany półfinał baraży z Arką Gdynia, czy oba gole ełkaesiaków w derbach Łodzi, byłem wzruszony, gdy mogłem zabrać na mecz obu synów, gdy mogłem znów oddychać dymem z odpalanych rac i uczestniczyć w tym piłkarskim szaleństwie, które najlepiej smakuje na żywo. Byłem przekonany, że zostanie mi to odebrane, jeśli nie na zawsze, to na bardzo długo. Pod tym względem – 2021 rok mnie oczarował.

LM: No cóż, to ja jeszcze na koniec pójdę w życzenia: żeby już nie było fal, żeby to wszystko się skończyło.

CZYTAJ TAKŻE:

Zapraszamy też do obejrzenia „Tetryków”, w których tetrycy podsumowali rundę w Ekstraklasie.

Fot. FotoPyk/NewsPix

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

0
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

9 komentarzy

Loading...