Reklama

Rozdajemy nagrody za 2021 dla najlepszych w lidze hiszpańskiej

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

31 grudnia 2021, 15:01 • 11 min czytania 11 komentarzy

Dziś kończy się intensywny rok na hiszpańskich boiskach, więc pora na podsumowanie i wybór najlepszych z najlepszych w różnych kategoriach. Najgorszych odpuściłem – wystarczy negatywnych komunikatów napływających z każdej strony. Skupmy się na tym, co było dobre.

Rozdajemy nagrody za 2021 dla najlepszych w lidze hiszpańskiej

W ostatnich dwunastu miesiącach działo się naprawdę wiele. Zmienił się nieco układ sił, niektóre zespoły niespodziewanie zaczęły zagrażać czołówce i dochodzić do głosu. Inne przechodzą lub wymagają restrukturyzacji. To samo tyczy się piłkarzy. Nagle z kapelusza wyskoczyło wielu ciekawych graczy, którzy w kolejnych latach będą stanowić o sile tej ligi, a kilku skierowało się na bocznicę, z której ciężko im będzie powrócić na właściwe tory.

Komandos roku – Ronald Araujo

Mam słabość do tego typu obrońców. Twardy, silny i trudny do przejścia. Obrońcy pięknie wyprowadzający piłkę są przydatni, dopóki nie muszą bronić. Ronald Araujo kryje szczelnie, odważnie, uważnie i pewnie. W dodatku opanował zdolności survivalowe w błyskawicznym tempie. Przyspieszony kurs dojrzewania i wykonywania misji specjalnych zafundowały mu urazy kolegów oraz beznadziejna polityka transferowa Jose Marii Bartomeu.

Zupełnie poważnie – często musiał dowodzić obroną, która przypominała oddziały Leonidasa z parodii 300, czyli „Poznaj moich Spartan”. Zlepek przejaskrawionych postaci, które ostatnimi czasy miały więcej wad niż zalet. Gerard Pique wolniejszy od Filipa Starzyńskiego, Eric Garcia bojący się lecącej piłki, bojaźliwy i nieodpowiedzialny Clement Lenglet i Oscar Mingueza będący Oscarem Minguezą. I weź tu człowieku radź sobie w takim zestawieniu.

Reklama

A on dawał radę. Naprawdę. I jeszcze uczył starszych od siebie. Clement Lenglet grając u boku Urugwajczyka, nie przypominał już przestraszonego yorka. Ronald Araujo nie zrobił z Francuza dobermana, ale ten prezentował się już chociaż przyzwoicie. Tak więc Urugwajczyk dobrym obrońcą jest.

Piłkarz roku – Karim Benzema

Leo Messi został „przymusowo” zesłany do paryskiego Hollywood, więc wybór jest prosty. Trzeba docenić Karima Benzemę, który jest tak dobry jak nigdy. Pamiętacie jego starą wersję? Zawsze miał w sobie coś, co przyciągało uwagę, ale zazwyczaj też czegoś brakowało. Jeśli zadacie sobie dużo trudu i włączycie jedno El Clasico z okresu 2009-2013, rzucało się w oczy, że dla Benzemy było o szczyptę za szybko. Aż łezka się w oku kręci na myśl o tamtych meczach bez trzymanki. Tempo było brutalne i stąd brakowało dokładności Benzemie, ale się wyrobił i to jak!

Francuz na przestrzeni całego 2021 spisywał się doskonale. Zabraknie wam palców, by wskazać, ile fantastycznych meczów rozegrał, a wystarczy mały palec, by pokazać, ile słabych. W ciagu ostatniego roku w lidze zdobył 30 goli i zaliczył 11 asyst. Ciężko znaleźć słaby punkt w grze Karima Benzemy. Dobrze gra głową, prawą i lewą nogą, tyłem i przodem do bramki. Szuka partnerów, którzy dużo zyskują dzięki obecności Francuza.

W zasadzie wszystko robi dobrze. Można odnieść wrażenie, że gdyby musiał stanąć na bramce, to też dałby radę. Po wielu latach stał się prawdziwym lider na boisku i poza nim. Teraz jest prawą ręka włoskiego trenera w układzie, który się sprawdza i prawdopodobnie przełoży się na zdobycie tytułu mistrzowskiego.

Objawienie roku (piłkarz) – Gavi

Dzień dobry. Czy chce pan porozmawiać o talencie? Tak? W takim razie zapraszam. Przypomnijcie sobie larum związane z odejściem Ilaixa Moriby do klubu z Lipska. Barcelonę opuścił gość, który miał stanowić o sile klubu w niedalekiej przyszłości. Miał być kozakiem na lata, a nie tylko do lata. W sumie zagrał kilka dobrych kwadransów, ale w takim nostalgicznym okresie wystarczyło to na rozbudzenie nadziei.

Reklama

Nagle okazało się, że w La Masii uchował się dużo większy talent, który pozwolił szybko zapomnieć o piłkarzu, który od sierpnia bierze udział w warsztatach z podgrzewania ławki na Red Bull Arenie. O Moribie już wystarczy. Skupmy się więc na Gavim. Ledwo skończył siedemnaście lat i już stał się gwiazdą. Szybko po debiucie w pierwszym zespole Barcelony został doceniony przez selekcjonera reprezentacji Hiszpanii, który wysłał do Gaviego powołanie i szybko dał mu zadebiutować. Nastolatek ją wykorzystał i pokazał światu, że trzeba się z nim liczyć.

Zaawansowany technicznie? Tak. Wybiegany? Oczywiście. Potrafi zagrać ostrzej? Panie, czasem włącza mu się nawet tryb Casemiro. Stać go na rajdy przez pół boiska? Elche potwierdzi. Dodajmy do tego, że sprawia wrażenie piłkarza, który rozegrał już ze sto spotkań. Bije od niego doświadczenie, ale on je dopiero zdobywa. Pokazał światu, że ze szkoleniem w Barcelonie nie jest tak źle, jak zakładano. Jeżeli 17-latek będzie rozwijał się w tak szybkim tempie jak teraz, to aż strach pomyśleć, gdzie jest jego sufit.

Postęp roku (piłkarz) – Vinicius Junior

Gdybyśmy rozmawiali o Brazylijczyku rok temu, pewnie pojawiłoby się więcej narzekań niż pochwał. Na bank. Zostałby sklasyfikowany w gronie piłkarzy, dla których w dzieciństwie powiększano bramki z plecaków, by mieli szanse do niej trafić. Tym bardziej cieszy, że coś się zmieniło i dziś proporcje zachwytów do wytykanych mankamentów uległy odwróceniu. Mówimy o jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym skrzydłowym w lidze hiszpańskiej.

Od momentu przyjścia Carlo Ancelottiego Vinicius przeszedł głęboką przemianę. Brazylijczyk podejmuje decyzje szybciej niż jeszcze kilka miesięcy temu i co ważne – są one dobre, logiczne i bezwzględne dla rywali. Z piłkarza o dość słabej konstrukcji psychicznej zrobiono maszynę do nękania rywali, zdobywania bramek i porywania tłumów. Vinicius robi show, daje to, czego 95 procent piłkarzy nie jest w stanie. Dla takich zawodników przychodzi się na stadion lub po prostu włącza telewizor. Kiedyś po jego zagraniach telewizory leciały przez okna.

Słowo „geniusz” w piłce jest nadużywane, a przez to dewaluowane. Powinno być zarezerwowane tylko dla naprawdę wybitnych piłkarzy, którzy olśniewają techniką, wizją, błyskotliwością. Vinicius pracuje, by kiedyś tak o nim mówiono. A jeszcze rok temu…

Postęp roku (zespół) – Real Betis

Jeszcze rok temu Betis był gangiem wypalonych piłkarzy, którzy szturchają Nabila Fekira i Sergio Canalesa, mówiąc – ziomki, zróbcie coś, bo nas pogonią. Za taki stan rzeczy winiono Manuela Pellegriniego, któremu ze względu na wiek łatwo było narzucić łatkę wypalonego. Chilijczyk jednak się nie poddał, kontynuował pracę i stworzył zespół, który budzi respekt.

Obecnie drużyna z zielono-białej części Sewilli to jedna z najlepszych ekip w stawce i ich mecze są ciekawe. Zwykle w ich spotkaniach dzieje się naprawdę dużo i są pozbawione zbędnej kalkulacji. Względem poprzedniego roku zespół z Andaluzji zdobył aż o 38 punktów więcej. W 2020 37 punktów w 36 spotkaniach natomiast w 2021 75 punktów w 40 meczach. To tak, jakby wskoczyć na podium konkursu Pucharu Świata w skokach plasując się po pierwszej serii na dwudziestej drugiej lokacie.

Przemiana Betisu nie sprowadza się wyłącznie do zdobywania większej liczny punktów. Obrona została uszczelniona, organizacja gry uległa poprawie i napastnicy zaczęli pakować gola za golem. Dalej jest to zespół w dużej mierze opierający się na indywidualnych przebłyskach, ale nie razi to tak jak w poprzednich latach. Akcenty ofensywne rozkładają się na większą liczbę piłkarzy, przez co Verdiblancos nie są łatwi do przeczytania przez rywali. Tylko trzeba taki stan utrzymać w dłuższej perspektywie. Wówczas mogą zakotwiczyć w pierwszej szóstce na długie lata – taki jest plan.

Drużyna roku – Real Madryt

Tak, Atletico zdobyło mistrzostwo, ale skupmy się na formie Królewskich na przestrzeni całego roku. Końcówka pracy Zinedine’a Zidane’a była nieco depresyjna. Wyniki się jako tako zgadzały, ale zmęczenie materiału było widoczne. Mówiąc obrazowo relacja Realu Madryt i Zizou przypominała wypalone małżeństwo, które wciąż ma do siebie sentyment i szacunek, ale brakuje żaru. Bez jakiegoś popierania skoków w bok – obie strony potrzebowały zmiany.

Francuz wciąż szuka szczęścia, ale druga strona już je znalazła. Nastąpił powrót tego, który dał Królewskim decimę. Real po objęciu sterów przez Carlo Ancelottiego stał się połączeniem czerwonej Toyoty z Top Geara i Tysona Fury’ego. Z wymienionym samochodem łączyła Los Blancos odporność na uszkodzenia. Real mógł zagrać gorszy mecz, ale i tak powstawał z martwych i szedł po swoje. Upadek z dużej wysokości? Ok, przekręcamy kluczyki w stacyjce, uśmiech i jedziemy dalej.

Z Tysonem Furym łączy ten zespół opuszczanie gardy. Pewnie kilka razy zauważyliście, że Królewscy potrafią trzymać ją niezwykle nisko lub wcale i zachęcać rywali do zadania ciosu. Zapraszamy, uderzcie. Tylko mocno. I okej, wiele zespołów zadało taki cios, ale za moment już leżało na deskach, bo poszło uderzenie kontrujące, które łamało szczęki i nie tylko.

Jak już jesteśmy w tematyce bokserskiej, trzeba wspomnieć o dorobku punktowym Realu w 2021. Królewscy zdobyli aż 97 punktów w 41 spotkaniach. Druga Sevilla o osiem mniej, trzecia Barcelona o piętnaście mniej, czwarte – mistrzowskie Atletico – o siedemnaście oczek mniej. Real był pod tym względem bezkonkurencyjny.

Powrót roku – Carlo Ancelotti

Przypomnijmy sobie pierwszą połowę roku, w której dowiedzieliśmy się o powrocie Włocha na Estadio Santiago Bernabeu. Ileż to było obaw, że nie podoła, że nie ma już w sobie iskry i powoli zalicza zjazd do bazy. Tymczasem Carletto nie dość, że nie zjeżdża z trenerskiej autostrady, to jeszcze podróżuje limuzyną w eskorcie czarnych, ryczących Hammerów przy muzyce z Gladiatora.

Carlo Ancelotti ma rozmach i w jego kontekście zamykanie buziek niedowiarkom byłoby niewłaściwym terminem. On w praktyce sprawił, że szczęki opadły do podłogi. Wykonał plan odbudowy Realu z nawiązką. Pozbierał zespół do kupy, zmontował najlepszy duet środkowych obrońców w lidze Militao-Alaba, zdjął ograniczniki z Viniciusa, zaczął odpowiednio dozować Marco Asensio, nie pękł przy fali urazów i odświeżył to, co funkcjonowało w poprzednich latach, a w ostatnich miesiącach zostało schowane poza pole widzenia.

Potwierdził swoją wartość, wygrał walkę ze stereotypami i prowadzi zespół do zdobycia mistrzostwa Hiszpanii. Czapki z głów.

Trener Roku – Julen Lopetegui

Houston? Mamy problem. To jedna z najtrudniejszych do oceny kategorii, ale no cóż. Stworzyłem ich tyle, by nagrodzić dwóch trenerów. Zdecydowałem się na wybór szkoleniowca, który w 2021 zasilił klubową gablotę tylko kurzem, ale… No właśnie. Jego Sevilla jest cholernie skuteczna, pomimo licznych problemów. Na przestrzeni roku zgromadziła więcej punktów niż Atletico, więcej niż Barcelona i reszta. Tylko Real był pod tym względem lepszy od klubu z Estadio Sanchez Pizjuan.

Wielomiesięczna praca Julena Lopeteguiego przynosi rezultaty. Z sezonu na sezon poprawia się średnia zdobywanych punktów przez jego zespół. Sevilla nie jest już tylko pretendentem do znalezienia się w czwórce. Władze Sevilli zatrudniając tego trenera, wykupiły abonament na wywalczenie lokaty, która daje możliwość występów w Lidze Mistrzów. Taki był długofalowy cel i wszystko idzie zgodnie z planem. Brutalna solidność wymaga docenienia.

W Sevilli brakuje wzmocnień, które rzucałyby na kolana, bo nawet jak pojawił się Erik Lamela, to jego zdrowie nie pozwoliło, by Julen Lopetegui mógł nacieszyć się nowym piłkarzem. Liczba urazów w tym zespole może niepokoić. Mimo to ciągle wykręcają dobre wyniki. Nikt nie lubi z nimi grać, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że klub z Andaluzji wygra bez względu na styl, którego piękno jest ukryte. Twardo, po męsku i skutecznie – tak gra Sevilla. Puentę niech stanowi wypowiedź Joana Jordana – wolelibyście grać w inny sposób i być na piątym miejscu?

Bramkarz roku – Thibaut Courtois

Belg na początku swojej przygody z Realem Madryt bronił ze zmiennym szczęściem. Przeplatał doskonałe występy słabymi, w których rozstawem nóg nawiązywał do rozłożonej drabiny. Leo Messi lubił to. Od dwóch sezonów Thibaut Courtois broni jednak świetnie. Dodatkowo poprawił grę nogami, która wciąż nie jest jego atutem, ale rzadko zdarza mu się kierować piłkę na aut. Wcześniej w panice czynił to dość często lub wrzucał na konia jednego z kolegów z formacji obronnej. Było, minęło.

Cały Real wygląda dobrze, ale gdyby nie Belg, to w wielu spotkaniach Królewscy straciliby punkty lub po prostu w dużym stopniu utrudniliby sobie drogę do zwycięstwa. Można chwalić środkowych obrońców za zapewnienie spokoju bramkarzowi, ale ta zależność działa w obie strony. Courtois gra pewnie i oddaje obrońcom, co im należne.

Znajdziecie kilku bramkarzy, którzy mają nieco lepszą statystykę skutecznych interwencji lub czystych kont, ale liczby wszystkiego nie oddają. Były bramkarz Chelsea nie rzuca się na notę, nie pozoruje, że strzał lecący w środek wymaga skakania niczym na drążku pogo. Courtois robi swoje, robi to dobrze i za to należy mu się wyróżnienie.

Transfer roku – David Alaba

Jeżeli ktoś chciałby stworzyć definicję transferu idealnego, powinien zrezygnować z używania klawiatury i po prostu wkleić zdjęcie z prezentacji austriackiego zawodnika. Uśmiechnięty David Alaba trzymający koszulkę Realu Madryt wraz z Florentino Perezem. To wystarczy. Naprawdę.

Transfer Austriaka to majstersztyk pod każdym względem. Real Madryt nie musiał płacić Bayernowi Monachium choćby jednego euro. Swoje otrzymał rzecz jasna piłkarz, ale i tak ten transfer to świetny interes. Za pieniądze, które zarabiał Sergio Ramos – wybitny piłkarz, któremu zdrowie odmówiło posłuszeństwa – wzięto kilka lat młodszego i bardzo dobrego zawodnika, który obskoczy kilka pozycji. Lewa obrona? Zagra. Defensywny pomocnik? Nie jest mu obcy. I oczywiście półlewy stoper, czyli docelowa pozycja byłego piłkarza Bayernu Monachium.

Wraz z Ederem Militao tworzy najlepszy duet obrońców w lidze. Nikt mnie nie przekona, że któraś para stoperów jest w tym momencie lepsza. Zwróćcie uwagę, o ile lepiej wygląda Brazylijczyk od momentu dołączenia Alaby do Realu Madryt. To nie jest przypadek. Przywiózł do Madrytu niemiecką solidność wyniesioną z szatni Bayernu, której Królewscy potrzebowali. Florentino Perez pewnie teraz spogląda na poczynania Sergio Ramosa w PSG i może być zadowolony z podjęcia trudnej, ale doskonałej decyzji.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

1 liga

Trela: Klub niekonieczny. Czy „efekt Michała Świerczewskiego” uratuje Podbeskidzie od niebytu?

Michał Trela
10
Trela: Klub niekonieczny. Czy „efekt Michała Świerczewskiego” uratuje Podbeskidzie od niebytu?

Komentarze

11 komentarzy

Loading...