Reklama

Pięć wizjonerskich transferów w Ekstraklasie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 grudnia 2021, 11:38 • 7 min czytania 21 komentarzy

Ściągnięcie takich piłkarzy jak Michał Pazdan czy Damian Kądzior to sukces negocjacyjny, ale niekoniecznie skautingowy. Bo jaka to sztuka stwierdzenie, że Pazdan potrafi bronić, a Kądzior będzie notował asysty w Ekstraklasie? No żadna. Dlatego w tym tekście chcemy podpompować osoby, które w bohaterach letnich transferów zobaczyły coś więcej niż standardowy obserwator polskiej piłki. Nikt się nie spodziewał, a jednak odpalili. Oto pięć letnich transferów, o których możemy powiedzieć, że są wizjonerskie, nieoczywiste, lub po prostu – że są sukcesami skautingowymi.

Pięć wizjonerskich transferów w Ekstraklasie

JEAN CARLOS SILVA

Czy wymyślił w Wiśle proch? Niekoniecznie. Dlatego gdy Peter Hyballa odstawiał go od składu – jak wielu innych piłkarzy – nikt raczej nie podnosił larum na zasadzie „ej, chłopie, co ty robisz, chowasz do szafy dobrego piłkarza”. Stało się to po meczu z Podbeskidziem, w którym zaprezentował się średnio.

Sam Jean Carlos mówił po czasie o osobistych powodach tej decyzji (wypowiedź dla Interii): – Czuję, że ten trener nikogo w klubie nie szanuje. W moim przypadku uważam, że jest to kwestia osobista, coś personalnego. Do tej pory tak naprawdę nie wiem, dlaczego przestałem nagle mieścić się w kadrze meczowej. Trener Peter Hyballa nic mi w tym temacie nie zakomunikował, nic nie wyjaśnił. Tymczasem zespół wychodzi na boisko i nie strzela bramek.

I jak można usłyszeć od krakowskich wróbelków, rzeczywiście to nie sportowa forma zadecydowała o odsunięciu Carlosa. Ale i tak, nie został on gwiazdą ligi, nie został nawet gwiazdą Wisły, ot balansował między ławką a pierwszym składem. Liczby?

Reklama
  • 20/21 – 3 gole, 1 asysta (średnia not 4,16)
  • 19/20 – 0 goli, 1 asysta (średnia not 3,54)

Jakim cudem można było zakładać, że to potencjalne wzmocnienie Pogoni Szczecin? Nie wiemy, ale Dariusza Adamczuka i Kostę Runjaicia należy pochwalić za ogromne wyczucie. Spodziewaliśmy się, że chcą po prostu poszerzyć kadrę przed grą o puchary i ściągnąć gościa na pozycję numer „osiemnaście”. Czyli takiego, co wejdzie czasem z ławki, wstydu nie będzie, uzbiera łącznie 300 minut w sezonie.

Tymczasem okazuje się, że Carlos może być jedną z czołowych postaci formacji z Grosickim, Kurzawą, Kucharczykiem, Kozłowskim, Kowalczykiem, Dąbrowskim… i jeszcze kilkoma innymi kozackimi piłkarzami. Rujnaić czasem wystawia go na skrzydle, czasem na szpicy, czasem gdzieś w środku. Carlos zdecydowanie wygrywa wszechstronnością. No i ma fajną technikę, a więc nie gubi się w specyficznym jak na naszą ligę sposobie gry „Portowców”. Zjawiskowych liczb jeszcze nie notuje – póki co tylko gol i asysta, ale i wywalczenie dwóch karnych, doprowadzenie do samobója Czerwińskiego i trzy kluczowe podania – lecz kto by się spodziewał, że aż 15 meczów w lidze zacznie w wyjściowym składzie nie przez problemy zdrowotne kolegów, a dlatego, że po prostu wygrywa rywalizację?

ROBERT DADOK

Pierwszy mecz Lukasa Podolskiego w Ekstraklasie, idealny przerzut na kilkadziesiąt metrów, Robert Dadok nie potrafi przyjąć piłki i cały misterny plan… To zagranie, niby niepozorne, przykleiło się do Dadoka na dłuższy czas. Czy słusznie? Chyba tak, bo na początku tego sezonu Dadok faktycznie nie dojeżdżał.

Wydawało się, że takie transfery w brutalny sposób pokazują ówczesne możliwości Górnika na rynku. No bo zdarzył się im Podolski, hit transferowy bez dwóch zdań, ale to historia wyjęta z kontekstu. Więcej o zabrzańskim klubie mówił właśnie Dadok i jemu podobni – niegrający w Legii Mateusz Cholewiak, odkurzenie Vamary Sanogo czy Grzegorza Sandomierskiego.

Reklama

Sam Dadok był nieprzekonującym piłkarzem Stali Mielec, która do końca biła się o utrzymanie. Przez cały sezon tylko osiem razy załapał się do wyjściowej jedenastki. Wcześniej był pewnym punktem drugoligowej Stali Stalowa Wola, grywał też w I-ligowych Wigrach. No, na papierze pachniało to desperackim wołaniem Górnika: „tyle możemy zdziałać, ściągać takich Dadoków właśnie”.

Tymczasem Dadok zaliczył w trakcie sezonu spektakularne redemption. Spektakularne, bo w końcówce sezonu był jednym z najlepszych piłkarzy ligi na prawej stronie, a świetną puentą zwyżki formy była sytuacja, gdy wystawił Podolskiemu patelnię, lecz ten ją zmarnował. Jakie to było wymowne, co? Dadok w meczu z Lechem zaliczył kluczowe podanie i dwa razy stworzył świetne okazje Janży. Z Górnikem Łęczna – gol i asysta. Ze Śląskiem – asysta przy golu Nowaka. Z Pogonią – nabicie Luisa Maty przy golu samobójczym. To imponujące odrodzenie widać po naszych notach:

  • średnia not Dadoka do 10. kolejki włącznie: 2,87
  • średnia not Dadoka po 10. kolejce: 5,44

Efektowna zmiana kursu.

MILAN RUNDIĆ

Zachowując odpowiednie proporcje, to mniej więcej tak, jakby Raków ściągnął teraz Aleksandara Panticia i okazałoby się, że ten jednak potrafi grać w piłkę. Rundić był bardzo mocnym kandydatem we wszelkich zestawieniach typu „antyjedenastka rundy jesiennej 20/21”. Trafił do Podbeskidzia z w miarę niezłym CV, ale szybko wpasował się w klimat.

A był to klimat podobny, jak w Górniku Łęczna na początku tego sezonu czy niegdyś w Zagłębiu Sosnowiec. Czytaj – radosna twórczość w tyłach. Krzysztof Brede wspominał na naszych łamach, że trochę zabrakło czasu na wdrożenie Rundicia, ale jakie to jest dla niego usprawiedliwienie? Miał dać jakość, wnieść doświadczenie, a walił babola na babolu.

Ale miał coś, co w dzisiejszych czasach jest bardzo mocnym wpisem w CV każdego środkowego obrońcy, mianowicie – wiodącą lewą nogę. A takiego piłkarza szukał Marek Papszun, który a) nie mógł korzystać dalej z usług Jacha, b) zawiódł się na Wiluszu. I Rundić… znów wpasował się w klimat. Tylko że ten rakowski – klimat solidności w tyłach, mądrego wyprowadzania piłki. Swoją drogą – pamiętacie, jak w barwach Podbeskidzia dał się zezłomować na Lechu Poznań? Pogubił się z piłką przy nodze, sprezentował „Kolejorzowi” gola…

No, naprawdę była to tragedia. Fatalny przy wyprowadzeniu. Fatalny przy stałych fragmentach. Fatalny w kryciu. W Rakowie nie jest piłkarzem pierwszego wyboru – większe zaufanie Papszun ma do Arsenicia – ale Rundić swoje pograł. I niczego nie zawalił.

MAIK NAWROCKI

Nie poznała się na nim Warta Poznań. Taki wniosek można było wysnuć widząc, że ściągnęła go do siebie Legia Warszawa. No bo jak to w ogóle brzmiało: mistrz Polski, zbrojący się na puchary, sięga po gościa, który w beniaminku rozegrał trzy mecze?

Ale to nie do końca uczciwe postawienie sprawy. Bo Warta wiosną grała zjawiskowo, a duet Ivanov – Ławniczak naprawdę nie dał powodów do tego, by go rozrywać. Inaczej miały się sprawy w Legii, do której Ławniczak też przychodził z myślą stanowienia alternatywy. Rose? Abu Hanna? Johansson? Czesław Michniewicz popatrzył na letnie transfery i doszedł do wniosku, że lepiej budować młodego piłkarza.

Młodego piłkarza, którego w dodatku znał z młodzieżówki, na którą Nawrocki jeździł jako piłkarz Werderu Brema. Szumnie brzmi, ale tak na dobrą sprawę obrońca nie dostał w zielono-białym klubie żadnej szansy, ani razu nie był nawet na ławce rezerwowych. Tyle, co pograł w zespołach młodzieżowych. Czy ściągnięcie go było wizjonerstwem? Niewątpliwie. Obarczone małym ryzykiem – to w końcu tylko wypożyczenie – ale jednak wizjonerstwem.

A swoją drogą, w polskiej młodzieżowce u Michniewicza też nie zagrał, swój debiut zaliczył dopiero u Macieja Stolarczyka. Nawrocki bardzo szybko trafił na usta wszystkich sympatyków Ekstraklasy jako piłkarz, którego trzeba mieć na radarze. Świetnie uzupełniał się w trójce z Wieteską i Jędrzejczykiem. Swoje dał z przodu (gol z Radomiakiem, niesamowite spotkanie ze Slavią, gdy zaliczył dwie asysty), ale przede wszystkim ze swojej roboty defensywnej wywiązywał się należycie. Oczywiście, zdarzył się Spartak, zdarzyła się Lechia, ale niech minusy nie przesłonią nam plusów. A tych – zwłaszcza do feralnego meczu w Gdańsku – było całkiem sporo.

DAMIAN WARCHOŁ

Gdy klub z Ekstraklasy sięga po piłkarza z rezerw innego klubu Ekstraklasy, znaczy to tyle, że… aktualny pracodawca nie pokłada zbyt wielkiej wiary w swojego zawodnika. Damian Warchoł nie miał szans, by przebić się w Legii. Nawet mimo jednego, kurtuazyjnego występu, po którym może dopisać sobie do życiorysu małą cegiełkę przy zdobyciu mistrzostwa. W obecnym, szalonym sezonie, pewnie coś by pograł, ale skąd mógł wiedzieć, że Legia zimować będzie w strefie spadkowej? Spakował walizki i przeniósł się do Płocka.

W Wiśle stwierdzili, że skoro strzelał w niższych ligach, to będzie i strzelał na poziomie Ekstraklasy. Takie próby bywają pułapkami. Piotr Krawczyk wymiatał w niższych ligach, a w tej najwyższej – 7 goli przez 2,5 sezonu. Andrzej Trubeha? 19 goli w Legionovii w zeszłym sezonie, obecnie zero. Warchoł – podobnie jak wspomniana dwójka – grał ostatnio na poziomie III ligi. A tam…

20/21: 18 goli dla rezerw Legii
19/20: 17 goli dla Pelikana Łowicz
18/19: 12 goli dla Unii Skierniewice

Była powtarzalność. Wisła nie postawiła wszystkiego na jedną kartę, do klubu trafili latem także Sekulski i Kolar. Warchoł objawił się wchodząc na ostatni kwadrans meczu z Piastem – trafił dwa razy do siatki, podłączył „Nafciarzy” do prądu. Potem sieknął kolejne cztery bramki, zwykle sytuacyjne, takie typowe dla napastnika czającego się na okazję w polu karnym. Nie jest to wybitny piłkarz, ale chyba przerósł oczekiwania.

CZYTAJ TAKŻE:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
6
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

21 komentarzy

Loading...