Maciej Kawulski wymienił trzy przełomowe momenty w historii KSW. Debiut Mariusza Pudzianowskiego. Galę KSW Colloseum na Stadionie Narodowym. Trzeci przełom miał nastąpić dziś. I nastąpił. Na KSW 65 Roberto Soldić brutalnie znokautował Mameda Chalidowa i dzierży dwa pasy – kategorii półśredniej oraz średniej.
Trudno było zapowiedzieć ten pojedynek inaczej niż starcie legendy polskiego (ale i europejskiego) MMA z rozpędzonym pociągiem, który zajść może bardzo daleko. Z jednej strony Mamed Chalidow, absolutnie pomnikowa postać tego sportu w Polsce. A z drugiej Roberto Soldić, mistrz kategorii półśredniej, który nabrał apetytu na pas kategorii średniej. Pokonując Chalidowa mógł zostać pierwszym mistrzem KSW, który zdobył pas przechodząc do kategorii wyższej.
Dużo było szacunku między tą dwójką. Soldić mówił wprost – Chalidow był wielki, gdy Roberto dopiero zaczynał trenować. Chalidow z wielkim podziwem mówił o diabelskiej sile Soldicia. Ale wygrać mógł tylko jeden.
Za Chalidowem miała stać nieprzewidywalność. I Mamed szukał swoich szans w wysokich kopnięciach, obrotówkach, kolanach z wysokoku. Ale Soldić był bardzo czujny. Pierwszą rundę przewalczył na wrzuconym wstecznym biegu, ale kontrował tą lewą ręką, która może łamać szczęki. I to nie jest przesada, hiperbola. Soldić ruszył nawet po obalenie. Z każdą sekundą było widać, że to starcie zaczyna obracać się w stronę pretendenta. Soldić polował, regulował celownik, trafiał raz za razem w tułów mistrza.
Aż wreszcie przyszedł ten moment w drugiej rundzie. Soldić lewym sierpem naruszył Chalidowa, ale ten jeszcze przetrwał ten cios. Mistrz chyba uznał w tamtym momencie, że jeśli nie wymyśli czegoś chalidowego teraz, to później nie będzie już okazji. Rozpuścił ręce, wszedł w wymianę, szukał nokautu. Ale Soldić odpalił rakietę.
O matko z córką, ależ to było uderzenie. Soldić sprawił, że pękł nos (a pewnie i szczęka) mistrza. Ale pękły też serca wielu kibiców polskiego MMA. Oj, cholernie ciężki był to nokaut. Chalidow bardzo długo nie mógł dojść do siebie. A Soldić pokazał klasę wielkości swoich umiejętności. Po wygranej wskoczył na siatkę i poprosił fanów o to, by nie fetowali tego nokautu. Chciał, by ustępujący mistrz w spokoju doszedł do siebie.
Chalidow wreszcie doszedł do siebie i stanął do werdyktu. A Soldić w wywiadzie po walce zapowiedział, że chce zostać potrójnym mistrzem. – Chcę walczyć z Tomaszem Narkunem. Chciałbym kolejnych wyzwań, bo bez nich się rozleniwiam. Idę po trzeci pas – powiedział podwójny mistrz.
A co dalej z Mamedem? Właściciele KSW zapowiedzieli, że to na pewno nie jest koniec kariery wojownika z Olsztyna. Ale najpierw musi się poskładać, dojść do zdrowia. Bo dzisiaj przyjął cios porównywalny z trafieniem pod rozpędzonego Opla Astrę.
Parnasse odzyskał pas wagi piórkowej
Oj, wyczekiwał tego starcia Salahdine Parnasse. W styczniu wręcz w szokujących okolicznościach stracił pas wagi piórkowej. Daniel Torres był wówczas wyraźnym underdogiem w typach bukmacherów, a jednak złamał bilans Francuza. I zrobił to w przedziwny sposób, bo trafiając mistrza… bicepsem w czubek głowy. Parnasse upadł na twarz i sędzia momentalnie przerwał tamto starcie.
Parnasse narzucił sobie kosmiczne obciążenia treningowe i dążył do odzyskania tego pasa. W czerwcu poddał Filipa Pejicia i rzucił wyzwanie Torresowi, który przez niektórych był nazywany papierowym, farciarskim mistrzem. W rewanżu Parnasse miał dowieść, że to prawda. Torres chciał zadać kłam teoriom, że jeden szczęśliwy cios zaprowadził go na szczyt kategorii piórkowej.
Ale Torres pas stracił jeszcze przed walką. Na ważeniu. Nie zrobił limitu wagowego, choć widać było, że zbijanie wagi i tak kosztowało go mnóstwo sił i zdrowia. Do limitu jednak nie dobił. I było jasne już przed tym starciem, że to pięciorundowe starcie będzie mistrzowskie tylko dla Parnasse’a – o ile ten wygra.
Francuz rozkręcał się powoli, ale skutecznie. Widać było, że Torres jest silniejszy, prowadził swoimi mięśniami wszelakie starcia pod siatkę, w klinczu, często również w parterze. Ale Parnasse powoli przyzwyczajał się do tego powolnego, ospałego stylu rywala. I sam zaczął lekko podbijać rytm tego pojedynku. Trafiał często prawym prostym, którym rozciął twarz byłego mistrza. Kąsał niskimi kopnięciami na nogę wykroczoną przeciwnika, posłał kilka celnych kopnięć na korpus. W tarapatach był tylko raz, gdy wpadł w gilotynę Torresa, ale zachował wówczas chłodną głowę i wyszedł z tych problemów.
Zaskoczenia nie było – sędziowie wypunktowali zwycięstwo Parnasse’a (50-45, 49-46, 48-47). Francuz po starciu zapowiedział, że chciałby zmierzyć się ze zwycięzcą walki Mańkowski-Ziółkowski.
Co poza tym na KSW65?
Z walk wcześniejszych na pewno warto odnotować spektakularny obrotowy łokieć Patryka Likusa, którym znokautował Piotra Olszynkę. Kibicom mógł z pewnością podobać się też pojedynek Lom-Aliego Eskijewa z Damianem Stasiakiem. Stasiak wyszedł z ogromnych kłopotów w pierwszej rundzie i postawił Eskijewowi trudne warunki w kolejnych dziesięciu minutach. Ale na kartach sędziów Eskijew wygrał wyraźnie, choć 30-26 na jednej z kart wzbudziło powszechne (i słuszne) zdziwienie. Znakomity poziom w parterze pokazał również Damian Piwowarczyk, który na bodaj dziesięć sposobów próbował poddać Marca Doussisa. Udało się wreszcie balachą z trójkąta i Piwowarczyk wciąż jest niepokonany.
fot. NewsPix