Stulecie klubu w Polsce to nie jest łatwa rzecz. Cracovia na stulecie błąkała się gdzieś w środku Ekstraklasy. Wisła Kraków, która ma w kolekcji mistrzostwa za 2003, 2004 i 2005 rok, kolejne zdobyła dopiero w 2008, okolice uroczystości rocznicowych marnując na koncertowe trwonienie swojego gigantycznego potencjału. Oba łódzkie kluby na stulecie martwiły się głównie tym, czy uda się dożyć 110-lecia: ŁKS za moment miał utracić licencję na grę w Ekstraklasie, Widzew pod czułą opieka Sylwestra Cacka raczej nie mógł liczyć na powiększenie swojej gabloty z trofeami. Ruch Chorzów setne urodziny obchodził na zapleczu poważnego futbolu.
Spośród ekip z topu tabeli wszech czasów, tylko Legii Warszawa udało się godnie przywitać drugą setkę – warszawiacy najpierw zdobyli dublet, a potem jeszcze dołożyli kapitalną jesień w Lidze Mistrzów. Teraz osobną ładną historię napisał Raków Częstochowa. I… to w sumie tyle.
Trafić z organizacyjnym spokojem oraz sportową formą w ten wyjątkowo dla kibiców sezon nie jest łatwo. Dlatego też dość śmiałe wypowiedzi Macieja Skorży o tym, że na stulecie Lech Poznań powinien walczyć o dublet początkowo przyjęto z rezerwą.
Rezerwą, która topnieje z każdym rozegranym przez Lecha meczem.
***
Po sobotnich rozstrzygnięciach w Ekstraklasie stało się jasne – Lech będzie zimował w fotelu lidera, po raz pierwszy od sezonu 2008/09. Jak dawno to było? Mecze jeszcze na starym stadionie, Franciszek Smuda w roli trenera, Robert Lewandowski w napadzie, Marcin Kikut, Rany Boskie. Czyli innymi słowy: bardzo, bardzo dawno temu. Natomiast euforii w Poznaniu mimo wszystko jeszcze nie ma – głównie dlatego, że wszyscy doskonale pamiętają jak się kończyły dotychczasowe momenty przesadnej pewności siebie w „Kolejorzu”.
– Nie wiem, jaką pozycję będzie miała w 2020 roku Legia, ale my zamierzamy być w pięćdziesiątce najsilniejszych klubów Europy – to Karol Klimczak w 2014 roku.
– Mnie się wydaje, że teraz to my odjechaliśmy Legii i powstaje pytanie, jak bardzo jej odjedziemy – Piotr Rutkowski w 2015 roku.
– Mamy jednak wrażenie, że to większy proces i w Lechu naprawdę tworzy się coś dużego – portal Weszło, a konkretnie Jakub Olkiewicz w 2015 roku.
Bez trudu znajdziemy takich wypowiedzi więcej. Jak zestarzały się przekonywania Tomasza Rząsy, że z Adamem Nawałką trzecie miejsce to pewniak, natomiast wciąż realna jest też walka o tytuł? Jak zestarzały się jego tyrady o kadrze gotowej do gry na trzech frontach? A to wszystko, co działo się wokół Nenada Bjelicy? Ilekroć w Lechu ktoś myślał – teraz nam się uda, los szybko sprowadzał optymistę na ziemię.
Efekt? Mimo wszystko – dużo nadziei, ale i sporo strachu.
Lech faworytem do mistrzostwa? „Cóż… Wszystko na to wskazuje”.
Nie jest łatwo znaleźć kogoś równie pewnego siebie jak Maciej Skorża. Zwłaszcza, że przecież sam trener miewał w swojej karierze okresy, gdy niekoniecznie pasowały do niego tego typu wypowiedzi. Klasykiem jest oczywiście pamiętne „liga będzie ciekawsza”. Tymczasem tutaj od początku z otwartą przyłbicą: jest stulecie. Celem dublet.
– Przyjęto to raczej z podśmiechiwaniem się. Gdzie Lech, dublet na stulecie. Te rany, które kibice otrzymywali w ostatnich latach, sprawiają, że duża część środowiska jest wycofana – przyznaje Mateusz Jarmusz z Gazety Wyborczej. – Gdy myślisz o kibicowaniu, myślisz o tym, że będziesz wygrywać, że gdy idzie, to się tym cieszysz. Tutaj jest jednak inne podejście i ma ono uzasadnienie w latach doświadczeń. Według mnie to jest widoczne i w tym sezonie.
– Poczucie, że to się zepsuje? Takie poczucie w Lechu jest zawsze. Związane z tym, że Lech potrafił zawodzić w momentach, kiedy nie powinien. Kiedy nic nie wskazywało na to, że może zawieść. Przez to ta reakcja kibiców z Poznania jest naturalna. Ona zresztą nie dotyczy tylko kibiców, ale również osób w klubie. To ta różnica, w Legii gdzieś napędzano się zwycięstwami, w Lechu nawet przy zwycięstwach pojawiało się czasem myślenie – czy to się zaraz nie zepsuje? Ale Lech mocno walczy z tą mentalnością w tym sezonie – dodaje Karol Szumlicz, obecnie dziennikarz Canal+, kiedyś pracownik Lecha, między innymi współtworzący LechTV.
Szukamy dalej – między innymi wśród byłych zawodników. Odczucia są wszędzie takie same. Oczywiście, że ludzie się boją. Oczywiście, że jest to „historycznie uzasadniony” lęk.
– Rezerwa jest, bierze się z tego, co działo się w ostatnich latach – przyznaje Ryszard Rybak, były piłkarz Lecha i zdobywca Pucharu Polski w niebiesko-białych barwach. – Mówienie o mistrzostwie to ryzyko, bo jak się wywalisz, wystawiasz się na pośmiewisko. Ale w tym sezonie? Zespół dokonał rozsądnych transferów. Zobaczymy co zdarzy się zimą. Myślę, że nie można w tego Lecha wątpić ani po jednej porażce, ani nawet gdy przyjdą trzy kolejne słabsze mecze. Póki co są liderem, liderem zasłużonym. Wszystko mają w swoich nogach.
– To historyczna sytuacja. Lech może zaliczyć drugą najlepszą jesień ligową w swoich dziejach – lepsza była tylko jesień 1992, kiedy Lech grał fenomenalnie i wygrywał wszystko. Ale mimo wszystko – czuję to nawet po sobie. Byłem ostatnio w programie, ktoś mi zadał pytanie, czy Lech jest faworytem w grze o mistrza. I cóż, wszystko na to wskazuje. Ale sam czułem obawę, by powiedzieć to otwarcie – podkreśla Jarmusz.
Natomiast jest i druga strona medalu.
– Kiedy ostatnio Lech kończył rundę jesienną na pierwszym miejscu w tabeli? Sezon 08/09, Smuda trenerem. Też mówiono, że teraz autostrada. I wiosną nie przegrał meczu, ale skończył na trzecim miejsc – przypomina Karol Szumlicz. I przestrzega: – W Lechu łatwo szybko wynieść człowieka na wyżyny, a potem on równie szybko wraca. Taki Dariusz Żuraw. Żurawball, nowy kontrakt – był moment, kiedy wydawało się, że zamienia w złoto. Ale potem jak było – wszyscy wiemy. W Lechu łatwo szybko uwierzyć w swoje umiejętności, a potem w nie mocno zwątpić. To wszystko bierze się też stąd, że ludzie w Poznaniu bardzo się Lechem przejmują. Zależy im. Marcin Kamiński musiał wysyłać swoją żonę po bułki do sklepu, bo jak sam chodził do Tesco, potrafili mu ludzie wyjmować z koszyka rzeczy, bo uważali, że są nie OK dla piłkarza.
Jest dobrze, ale nie jest idealnie
Nie ma wątpliwości, że z perspektywy Warszawy obawy lechitów mogą się wydawać nieuzasadnione. Nie da się uciec od pewnej „warszawskocentryczności” mediów sportowych, a przez pryzmat „warszawskocentryczności” – Lech już na pewno skończy sezon nad swoim wielkim stołecznym rywalem. Po raz pierwszy od ostatniego mistrzostwa Polski, czyli po raz pierwszy od siedmiu lat. 23 punkty, 20, jeśli doliczymy Legii zwycięstwo w zaległym meczu (hehe), to taka zaliczka, której po prostu nie da się zmarnować. A skoro Lech dopnie swego, skoro skończy sezon nad Legią Warszawa – to właściwie co mogłoby się zepsuć?
I tu właśnie wkracza słynny wielkopolski pozytywizm. Bo w Poznaniu czuć doskonale, że nie tylko Lech ma ochotę na historyczne wyniki. Dla Lechii Gdańsk, ale przede wszystkim dla Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa podobna okazja może się prędko nie przytrafić. Ten najmocniejszy w ostatniej dekadzie rywal jest w rozsypce, leży na deskach i prędko się nie podniesie. Czołówka jest dość wyrównana, nawet pod kątem potencjału w składach. Kto nie celowałby w mistrzostwo w takim sezonie? W Poznaniu to jednak kolejny czerwona lampka. Przegrać z Legią? Do przetrawienia, to klub z podobnym potencjałem, a pewnie i większymi możliwościami na rynku transferowym. Ale przegrać z 53-letnim Flavio Paixao? Przegrać z Pogonią, która nigdy w historii niczego nie wygrała? Z Rakowem, który po mistrzostwo idzie Jakubem Arakiem?
Dlatego w Lechu coraz mocniej przebija się optymizm w temacie tytułu, ale jednocześnie – wszyscy są świadomi, że porażka tym razem byłaby wielokrotnie bardziej bolesna.
– W Poznaniu jest olbrzymia tęsknota za sukcesem. Całe miasto by świętowało. ale jeśli przegramy z Pogonią, która nic nigdy nie wygrała… Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Są tacy, którzy boją się powtórki z sezonu 17/18. Patrzą na to, jak gra Pogoń, jaki ma skład, widzą Runjaica, który tyle lat w tym klubie pracuje… Tam też dobre wyniki nie są przypadkiem. Raków traci punkty, ale Pogoń też ma fundamenty. No i ta rywalizacja Szczecin-Poznań ma swój smaczek. Ostatecznie myślę, że porażka z Pogonią bolałaby dużo bardziej, niż porażka z Legią – mówi nam Dawid Dobrasz z Głosu Wielkopolskiego.
Co mogłoby zmącić nastroje? Połączenie porażki z Radomiakiem oraz jakiejś wtopy z Górnikiem Zabrze. Sam Radomiak? Normalna rzecz. Jeden z najlepszych meczów radomskich piłkarzy w tym sezonie, a przecież podopieczni Dariusza Banasika trzymają bardzo wysoki poziom. „Wypadek przy pracy”? Niekoniecznie. Po prostu – porażka z dobrą drużyną, nic więcej, żaden powód do wstydu czy darcia szat.
– Radomiak zagrał w ostatnim spotkaniu z agresywnością pierwszoligowca, który ma dużo do udowodnienia, a zarazem posiada – moim zdaniem – umiejętności na poziomie czołówki Ekstraklasy. To wyjątkowo nieprzyjemna drużyna, agresywna, mocna fizycznie, a grająca dobrą piłkę. Nie ma co rozdzierać szat nad tą porażką. Lech, na ten moment, przegrał tylko dwa spotkania w sezonie – uspokaja Ryszard Rybak. – Lech mógł mieć więcej punktów, ale to tak nie działa, że wszystko będzie wygrywać. Lech jest silną drużyną i to widać w każdym praktycznie meczu.
Podobne zdanie ma też Mateusz Jarmusz z Wyborczej.
– Po Radomiaku moim zdaniem nie było takiej tragedii wśród kibiców Lecha. Radomiak po prostu pokazał, że dużo potrafi, a z Lechem zagrał jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. Postawił się tak Kolejorzowi, jak wiele zespołów nie potrafiło – fizyczność. Lech jest w tym mocny, rywale często nie potrafili odpowiedzieć – Radomiak potrafił, walczył ostro o każdą piłkę, szedł w twardą rywalizację, do tego w odpowiednim momencie przyspieszył – mówi nam dziennikarz z Poznania.
Większą wagę wszyscy przywiązują do meczu z Górnikiem. Także z uwagi na szeroko rozumiany „całokształt”.
– Jakby z Górnikiem przydarzyła się porażka, to gdzieś będzie mały pożar i jego gaszenie. Podkręcona dyskusja o transferach, żeby nie wypuścić szansy w tym sezonie. To byłaby mocna rysa na koniec roku – mówi Jarmusz.
Rybak dodaje:
Jeśli Lech przegrałby z Górnikiem… Ten mecz będzie cholernie ważny psychologicznie. Utrzymać tą pozycję lidera. Wiem jako piłkarz, gdy jedziesz na przerwę i wiesz, że ostatni mecz wygrałeś, jesteś na pierwszym miejscu. Inna atmosfera przez całe przygotowania. To byłby też drugi mecz z wpadką – byłoby nerwowo. Także ten Górnik to duża stawka, szczególnie, że zabrzanie ostatnio dobrze grają w piłkę. Ale pamiętajmy o jednym – nie ma się też czego bać. To Lecha się mają bać, nie Lech innych.
Maciej Skorża i podstawy psychologii
No właśnie. Mecz cholernie ważny psychologicznie. Udane zakończenie udanej rundy, potwierdzenie klasy, powiększenie przewagi punktowej nad rywalami. Ale też uniknięcie tego, co w Lechu zdarzało się już wcześniej. Nazwijmy to zbiorczo – syndrom kielecki. Związany bowiem nierozerwalnie z sezonem 2017/18 i meczem z Koroną Kielce.
– Wygrano rundę zasadniczą. Cztery najważniejsze mecze u siebie, terminarz idealny. A potem przyjeżdża do Poznania Korona Kielce, która była skupiona na półfinale PP, więc przysłała rezerwy i ta Korona wygrywa. Jezus Maria. Gola strzela Kapidzić, który nic więcej chyba w tej lidze nie strzelił. Lech ma wiele traum, ale ta Korona mocno siedzi, jest świeżym wspomnieniem. Tamta porażka nie miała w sobie cienia logiki – wspomina Karol Szumlicz, który oglądał to z perspektywy współtwórcy Lech TV. W normalnych okolicznościach, w normalnych klubach, w normalnych miastach – być może uszłoby to na sucho.
Ale w Lechu bardzo często ta jedna porażka potrafiła drużynie spętać nogi.
– Lech jest aktualnie przyzwyczajony do sinusoidy. Jak zdobywaliśmy mistrzostwo w 2015, wydawało się, że mamy super ekipę, która będzie rządzić dłużej. Pokonaliśmy Sarajewo, nie mieli nic do powiedzenia. A potem wylosowanie Basel. Najtrudniejszego możliwego przeciwnika. I wszyscy zaczęli wątpić. Że nie damy sobie rady. Gdzieś to pękło mocno, zaczęła się lawina – wskazuje Szumlicz. I dodaje: to również kwestia konstrukcji szatni.
– W Lechu było coś takiego, że jeden mecz potrafił cię wrzucić do dołu. Krucha szatnia, zawsze. Ale Maciej Skorża doskonale sobie zdaje sprawę z tej specyfiki i myślę, że potrafi na to reagować – dodaje dziennikarz Canal+.
No właśnie. Maciej Skorża. Kto ma walczyć z tym „genem przegrywu”, jeśli nie człowiek, który był architektem ostatniego tytułu. Anegdota o Linettym jest już do bólu oklepana, ale trochę obrazuje stosunek Skorży. A przecież przez te lata, gdy obecny szkoleniowiec Lecha wylądował nieco na uboczu tej największej polskiej piłki, zdążył nabrać dystansu. Przemyśleć pewne błędy. Poukładać niektóre kwestie na nowo. Ten nowy Skorża wydaje się idealny, by wyleczyć kompleksy Lecha.
– Uważam, że ten klimat w klubie się zmienił. Zrobił to też Maciej Skorża, który przy każdej okazji konsekwentnie podkreśla, że każdy inny wynik niż mistrzostwo będzie rozczarowanie – mówi wprost Ryszard Rybak zapytany o ten klimat „zaraz się wszystko rozsypie”. Natomiast gadki to jedno – w tym sezonie za Lechem idą czyny. Okienko transferowe, podczas którego zainwestowano więcej, niż w ubiegłych latach, często nie skąpiąc grosza na jakościowych zawodników.
– Jest dużo racji w tym kompleksie Lecha, natomiast wydaje mi się, że Maciej Skorża swoją osobą, tym co pokazuje, tak w wypowiedziach jak i w samym zarządzaniu meczami, szatnią… Maciej Skorża według mnie sprawia, że ta obawa maleje. Nie wiem, czy całkiem znika, ale maleje. Jest dużo takich czynników uspokajających. Choćby spojrzenie na ostatnie okienko – Lech dokonuje najdroższego transferu w historii. Nawet jeśli Ba Loua nie pokazuje tego, czego oczekujemy, to ma to swoją wymowę, w sensie: Lech gra o wszystko. Albo taki Rebocho, wynaleziony i z miejsca stający się w opinii wielu najlepszym lewym obrońcą ligi. To buduje pewność siebie, wiarę. A przecież pamiętam, gdy odchodził Tymoteusz Puchacz, niektórzy mówili, że po tym transferze nie ma szans na mistrzostwo – analizuje Dawid Dobrasz. I dodaje:
– Maciej Skorża mówi, presja rośnie, ale presja będzie dopiero wiosną. Widać, że doskonale zna ten zespół i stawkę. Dla mnie kluczowe będą mecze z Rakowem, Pogonią, Lechią, jak tego nie ogarnie Lech, będzie można się martwić. Na ten moment? Najwięcej strzelonych bramek, najmniej straconych, Legia poza grą o mistrzostwo, Lech najlepiej gra.
Sprawdziany? Dopiero wiosną.
– Kluczowe będą trzy spotkania: wyjazd do Gdańska, do Szczecina, mecz z Rakowem. Wtedy wiele się zdecyduje. Jeśli Lech przejdzie przez te mecze w miarę dobrze, wtedy będziemy dużo mądrzejsi – wieszczy w rozmowie z Weszło Ryszard Rybak. Trudno się nie zgodzić – to spotkania z bezpośrednimi rywalami, które zapewne dadzą nam odpowiedź na pytanie: czy Lech jest już gotowy.
To pytanie bardziej zasadne niż jakiekolwiek związane z punktami. Bo przecież i sześć punktów w tych trzech meczach byłoby pewnie przyjęte jako dobry prognostyk – o ile Lech przegrałby pierwsze z nich, po czym efektownie się podniósł. To byłby faktyczny i namacalny dowód, że kruchość psychiczna całej szatni to już przeszłość.
– Trzeba podkreślać, że ten sezon jest inny. Pod kątem transferowym, wydano bardzo dużo pieniędzy otrzymanych za Jakuba Modera. Często problemem Lecha było to, że na siłę starano się być mądrzejszym niż inni. Szukano kwadratowych jaj. Teraz to, co robi Lech, pokrywa się w większości z tym, czego oczekiwaliby kibice – zauważa Mateusz Jarmusz.
– Coraz więcej spotykam osób, które są przekonane, że ten kompleks to coś, co było i nie wróci. Nie czują przerażenia, że o Jezu, to się wysypie. Znów wywrócimy się, za przeproszeniem, metr przed kiblem – dodaje Dobrasz.
Teraz albo nigdy
Lech Poznań powinien. To chyba najbardziej odpowiednie słowo. „Musi”? Jednak odrobinę przesadzone, biorąc pod uwagę, że przecież ubiegły sezon był naprawdę średni i mamy tu na myśli nawet okres już po zatrudnieniu Macieja Skorży. Podnieść to wszystko nie było pewnie łatwo, a jeśli ktoś uważa obecnie, że Lech po prostu „musi wygrać tytuł” – pewnie nie do końca pamięta, jaka była startowa pozycja „Kolejorza”.
Natomiast jak napisaliśmy: Lech mistrzostwo zdobyć powinien. Powinien, bo naprawdę dużo zrobiono w tym kierunku. Poczynając od zatrudnienia trenera Skorży, przez okienko transferowe, utrzymanie ważnych zawodników, ale i – wreszcie! – dokupienie innych, wartościowych, niewymagających wielomiesięcznego „wdrażania” ich do składu. Do tego jeszcze nałożyła się ta malownicza katastrofa u rywala, ba, rykoszetem oberwał nawet Raków, który przeżył delikatne turbulencje czysto sportowe tuż po kuriozalnym wywiadzie Dariusza Mioduskiego. Rozdanie ułożyło się pod zespół Lecha Poznań. Teraz wystarczy jedynie zbierać kolejne sztychy i nie wywrócić się na jakichś „blotkach”.
– Myślę, że w klubie jest takie podejście – jak nie teraz, to już chyba nigdy. To ten moment, kiedy trzeba. Wszystko się układa, włącznie z problemami Legii, bo wciąż w klubie patrzą na to jako na rywalizację z Legią Warszawa. Oczywiście, jest szacunek do wielu klubów, ale ta Legia… To rywalizacja o prymat w Polsce na wielu polach. Akademia, wychowankowie, rozpoznawalność i tym podobne. W Lechu mówią, że chcą być największym klubem w Polsce. Nikt tu nie chce tylko sprzedawać wychowanków, co krążyło swego czasu w żartach – na tyle, na ile poznałem Piotra Rutkowskiego, wiem, że bardzo chce wygrywać. Mówiąc kolokwialnie, jara go to, żeby Lech wygrywał, naprawdę. I liczy się, że to będzie sezon, w którym zacznie się w Lechu coś nowego – opowiada Jarmusz.
Rybak potwierdza: to może być początek nowego epizodu.
– Mistrzostwo na stulecie wszystko postawiłoby od nowa – ten klub w oczach kibiców, ale też klub w postrzeganiu ogólnopolskim. Lech był przedmiotem szyderstw. Tego mistrzostwa potrzebuje, żeby znowu patrzono na niego z szacunkiem – mówi nam były piłkarz.
Dobrasz nazywa to najcelniej.
– Puchar Polski z Arką. Korona i finisz 17/18. Klub mistrzostwem odciąłby się od tego. Od łatki wielkiego przegrywa. Myślę, że to się teraz uda. Ale jak się nie uda… To już nie wiem co pomoże.
Odklejenie łatki przegrywa. Rozprawienie się z mitami, które narosły wokół ważnych meczów Lecha, które poznaniacy zazwyczaj przegrywali, albo chociaż w nich rozczarowywali. Wyleczenie kompleksu mistrzostwa, w dodatku w takim sezonie, gdy legionistom pozostaje ekscytowanie się starciami z Górnikiem Łęczna i Bruk-Betem Nieciecza w walce o utrzymanie się nad kreską oddzielającą strefę spadkową od reszty tabeli.
To powinien być ten sezon. A zwycięstwo z Górnikiem może w tym zdaniu wymienić „powinien” na krótsze i bardziej znaczące. Musi.
Leszek Milewski, Jakub Olkiewicz
CZYTAJ TAKŻE:
Fot.Newspix