Powiedzieć, że w Lechu Poznań zrobiło się gorąco po remisach ze Stalą Mielec i Górnikiem Łęczna to chyba byłaby przesada, ale tak mogłoby się stać, gdyby “Kolejorz” potknął się również z Piastem Gliwice. Tym razem jednak faworyt zrobił swoje, choć musiał się napocić i pocierpieć. Goście okopali się na swojej połowie i w sumie nigdy z tych okopów nie wyszli.
Lech Poznań – Piast Gliwice 1:0: nudy do przerwy
Lech na pewno nie jest dziś w optymalnej formie, ale mimo wszystko wygrał w pełni zasłużenie. Piast poszedł w ślady Cracovii, Lechii i Wisły Kraków, nie oddając przy Bułgarskiej ani jednego celnego strzału. Ba, strzałów generalnie miał zaledwie trzy, co najlepiej pokazuje, jak niewiele miał do zaoferowania w ofensywie. Działo się tak zresztą drugi raz z rzędu. Z Wartą Poznań odnosiło się wrażenie, że zespół Waldemara Fornalika nawet przez dziesięć godzin nie zdołałby trafić do siatki. A przecież wcześniej ekipa z Okrzei zdobyła cztery bramki z Legią i trzy z Jagiellonią.
Okej, gliwiczanie nawet gola w Poznaniu strzelili, ale słusznie nieuznanego. Wykańczający dośrodkowanie Katranisa Sokołowski na spalonym się nie znajdował, lecz był na nim również do końca idący za akcją Tomas Huk. Team sędziowski miał łatwą decyzję do podjęcia.
Lech Poznań – Piast Gliwice 1:0: Amaral znów zrobił różnicę
Generalnie pierwsza odsłona mocno nas wymęczyła, a oczekiwania po spektaklu w Mielcu mieliśmy spore. Maciej Skorża nie czekał i od razu w przerwie dokonał ważnej zmiany. Nijakiego Daniego Ramireza zastąpił Adriel Ba Loua, co natychmiast poskutkowało. Gra Lecha stała się znacznie bardziej dynamiczna i to właśnie Ba Loua błyskawicznie mógł otworzyć wynik, jednak jego strzał instynktownie zdołał odbić Frantisek Plach.
Skrzydłowy z Wybrzeża Kości Słoniowej przydał się później, biorąc udział w decydującej akcji. Tylko dla niej warto było zacisnąć zęby i oglądać ten mecz. Wszystko się zgadzało. Salamon dał znakomity przerzut na lewą stronę do Rebocho. Ten znalazł na linii pola karnego Amarala, potem Ba Loua uruchomił wbiegającego drugą stroną Joela Pereirę, a zupełnie niepilnowany na jedenastym metrze Amaral pewnie sfinalizował podanie od rodaka. Piast kompletnie nie ogarnął się w defensywie – trójka stoperów i Konczkowski stali przed Plachem, a środkowi pomocnicy nie asekurowali strefy przed nimi. Fornalik będzie się miał do czego przyczepić na pomeczowej odprawie.
Lech Poznań – Piast Gliwice 1:0: Ishak bez formy
Lech po objęciu prowadzenia też szału z przodu nie robił. Amaral nieźle uderzał z daleka, kilka razy dochodziło do jakiejś kotłowaniny, parę kontr obiecująco się zapowiadało, ale Plach więcej się nie spocił. Inna sprawa, że gospodarze kontrolowali spotkanie w tyłach, a jedyna chwila lekkiego niepokoju to ewentualnie przegrany pojedynek główkowy Milicia, po którym zdecydowanie w starciu z rywalem musiał interweniować Salamon. Zrobił to skutecznie.
Jeśli coś może martwić poznańskich kibiców, to dyspozycja Ishaka. Dziś grał tak, jakby kazano mu założyć dodatkowy 10-kilogramowy balast. Wolny, ociężały, mało zdecydowany – nie mówimy o tym samym napastniku, który imponował na początku rozgrywek. Artur Sobiech zapewne przebiera nogami, żeby wreszcie dostać poważniejszą szansę w Ekstraklasie.
Mecz bez większej historii, ale właśnie takie mecze trzeba wygrywać, jeśli myśli się o najwyższych lokatach. “Kolejorz” tym zwycięstwem uspokoił nastroje wokół klubu i odskoczył na dwa punkty Lechii Gdańsk. Piast coraz bardziej uwiarygadnia tezę, że czeka go sezon bez dużych emocji w środku tabeli.
Fot. Newspix