Od pierwszej do ostatniej minuty tego meczu nie ulegało wątpliwości – Bayern pokona Wolfsburg. Pytania dotyczyły tylko sposobu tego zwycięstwa, rozmiarów triumfu mistrzów Niemiec i tego, czy Robert Lewandowski znów skończy mecz z golem na koncie. I od razu odpowiadając: zwycięstwo Bawarczyków było pewne, różnica ogromna, a Polak zdobył bramkę.
Cóż, gdy Wolfsburg w osiemdziesiątej sekundzie tego starcia bronił się już całym zespołem pod własną bramką, to już wiedzieliśmy, że czeka nad mecz do jednej bramki. Goście nigdy na tym stadionie nie wygrali i dzisiaj też wyszli na boisko z przekonaniem, że dowiezienie farciarskiego 0:0 też trzeba postrzegać w kategoriach sukcesu. Siódemka obrońców i pomocników zaparkowała w polu karnym, trzech ofensywnych zawodników hasało nieco przed linią szesnastki – i tak Wolfsburg miał przetrwać możliwie jak najdłużej.
Ale ten plan miał mikre szanse powodzenia. Bayern, owszem, miał problemy z kreowaniem szans strzeleckich przez długie minuty. Jednak było jasne, że wreszcie ten mur zacznie się kruszyć, przeciekać, przepuszczać nieco więcej słońca. Już w siódmej minucie zobaczyliśmy, że naprzeciw Lewandowskiego i spółki nie biega drużyna, której nie można zaskoczyć. Z dystansu uderzył Gnabry, Casteels odbił piłkę przed siebie, do niej dopadł Muller (idealnie wstrzelił się w linię ofsajdu) i ten w swoich 400. meczu w Bundeslidze trafił do siatki.
Czy ten gol dodał nam pikanterii do przebiegu spotkania? Chcielibyśmy, ale nie. Goście nadal grali ekstremalnie głęboko, bronili się calutką drużyną. Do ataku wychodzili z rzadka, do sytuacji strzeleckich doszli dwukrotnie trochę przez przypadek. Ale i dwukrotnie Weghorst marnował dobrego dogrania kolegów. Bayern spokojnie otłukiwał młoteczkiem mur rywali – jakby badał miejsca, w którym mur jest najsłabszy. Dwukrotnie próbował Lewandowski, raz Musiala (co za zwód przy przyjęciu), okazji szukali też Sane z Gnabrym. Ale to nie były huraganowe ataki – mistrzowie wiedzieli, że tutaj nie trzeba forsować tempa, a zwycięstwo i tak przyjdzie.
Bayern z bramkami rozkręcił się dopiero po przerwie. Drugie trafienie? Sane do Gnabry’ego, Gnabry do Sane, Sane do Muellera, ten przyjął lewą nogą, od razu zagrał prawą prosto w głowę Upamecano i Francuz zdobył pierwszego ligowego gola w barwach Bayernu. Muller miał już gola i asystę, a dwie minuty później udział przy trzecim golu w tym meczu zaliczył Gnabry. Tym razem zaliczył już pełnoprawną asystę, ale najładniejszy w tej sytuacji był jednak gol Sane. Już był w Bayernie gość, który strzelał identyczne gole, też lewą nogą, z bardzo podobnych miejsc. Arjen Robben się nazywał. A Sane przyłożył cudnie – tam była i moc, i technika, i precyzja. No i piłka w siatce też była.
Czekaliśmy tylko na dobre dla nas zwieńczenie tego meczu. Czyli na gola Lewandowskiego. Polak miał już wcześniej okazje, ale albo podejmował nieoptymalne decyzje pod bramką, albo brakowało mu centymetrów (gdy zgrywał mu na głowę Musiala). Dla napastnika to też był trudy wieczór, bo niemal w każdej sytuacji miał obok siebie dwóch-trzech zawodników Wolfsburga.
Ale i Lewandowski doczekał się swojego trafienia. Świetną wcinkę z głębi pola posłał Upamecano, Musiala bardzo przytomnie zgrał piłkę głową do boku, a Polak zgrabnym wolejem dopełnił formalności. I pobił kolejny rekord. Żaden inny piłkarz przed nim nie strzelił 42 goli w Bundeslidze w jednym roku kalendarzowy. Gerd Mueller do tej pory dzierżył rekord z jednym trafieniem mniej od Polaka. Lewandowski wyrównał też rekord Cristiano Ronaldo – strzelił 69. gola w roku we wszystkich rozgrywkach. Wielkiej radości jednak nie było – ot, piątka zbita z młodziakiem asystującym, gratulacje od zespołu i powrót na środek boiska.
Bayern znów pokazał, że w tej lidze jest po prostu okrutnym walcem, który nie bardzo zwraca uwagę na to, kto mu wejdzie pod prasę. I jest tym walcem nawet w tak osłabionym składzie, bo Nagelsmann dziś nawet nie bardzo miał kogo wpuścić z ławki. W środku pola nie było ani Kimmicha, ani Goretzki, trzeba było kombinować z cofnięty Musialą i Rocą.
Ale czy Bayern w związku z tym miał jakiekolwiek problemy? Żadnych. Kolejny dzień w biurze, kolejny rekord Lewandowskiego odhaczony, kolejne zwycięstwo bliżej przyklepania obrony tytułu.
Czytaj także:
- Gula: Chcemy grać dobrze taktycznie, ale ma to też dawać wyniki
- Ilkay Durmus: Özil otworzył w Niemczech drzwi dla piłkarzy zagranicznego pochodzenia
- Kowal: Miejsce Zagłębia Lubin jest w pierwszej lidze
Bayern Monachium – VfL Wolfsburg 4:0 (1:0)
Mueller (7.), Upamecano (56.), Sane (58.), Lewandowski (87.)
fot. NewsPix