Czasem bywa tak, że pierwsza liga potrafi ni z gruchy, ni z pietruchy zaskoczyć nas ciekawym meczem w niedzielne popołudnie, nawet jeśli się tego nie spodziewamy. A jednak chłopaki sobie wyjdą, pokopią w niezłym stylu, jest przyjemność z oglądania i brak poczucia straconego czasu. Czy to był jeden z tych dni w przypadku spotkania Chrobrego z Widzewem? No niestety nie.
Bywa, że 0:0 też potrafi zaciekawić i mimo że piłka nie wpada do siatki, to człowiek siedzi jak głupi przed telewizorem i nie potrafi się odkleić. Bramki są zaczarowane, ale właśnie, ta magia jednak występuje i czerpie się przyjemność z oglądania. Jako się rzekło – to nie było takie 0:0.
Owszem, nie było też tak jak w słynnym meczu Wisły Płock z Cracovią, drużyny nie stały we własnych polach karnych i nie przekopywały piłki byle dalej, ale brakowało też jakości. Ktoś może zauważyć, że według statystyk mogliśmy obejrzeć aż 12 celnych strzałów, ale właśnie – to tylko statystyka. Bo większość z nich to były farfocle, które obroniłby losowy człowiek zaciągnięty z przystanka autobusowego.
Z jednej strony można powiedzieć, że to Widzew był bliższy zwycięstwa. Rzeczywiście goście prezentowali nieco więcej jakości, rozgrywali akcje z większym pomysłem, ale brakowało konkretów. Na przykład Tomczyk w drugiej połowie dostał idealną piłkę na głowę, tyle że nawet nie trafił w światło bramki. Z kolei Guzdek, który tak dobrego podania już nie miał, uderzył też głową trochę spod siebie i Leszczyński sobie poradził.
Łodzianie często próbowali rozciągać akcję, szukać wysoko ustawionego Zielińskiego i po przerzucie szybko zadawać ciosy, ale głogowianie potrafili się w tym połapać. Stali blisko siebie, dobrze przesuwali, a jak obrona była spóźniona, to spokojnie radził sobie Leszczyński, jak z uderzeniem Villanuevy.
To gdzie jest „druga strona”? Ano w tym rzecz, że nie powiedzielibyśmy – tak, Widzew zasłużył na trzy punkty. Nie, bo Chrobry dobrze bronił i też miał swoje okazje. Bodaj najlepszą Ilków-Gołąb, który zamykał akcję z prawej strony wewnętrzną częścią stopy, ale trochę się pomylił, z kolei jego kolega nie sięgnął piłki głową.
Natomiast sami widzicie – nie piszemy o setkach, sytuacjach sam na sam, bo po prostu zbytnio ich nie było. Spotkało się dwóch bokserów, wymienili parę ciosów, ale daleko było do nokautu.
Chrobry może być zadowolony – w starciach z dwoma łódzkimi zespołami nabił cztery oczka. Widzew też nie będzie narzekał, przewagę nad trzecim miejscem wciąż ma sporą.
Chrobry Głogów – Widzew Łódź 0:0
Fot. Newspix